Jan ŚLIWA: Błyskotliwa wizja świata. Euroatlantyzm i eurazjanizm

Błyskotliwa wizja świata.
Euroatlantyzm i eurazjanizm

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Europa, w XIX wieku dominująca nad światem, po podwójnym samobójstwie w wieku XX, stała się cieniem samej siebie. Coś po niej pozostaje do dziś: marynarki i krawaty, suknie wieczorowe, skład orkiestry symfonicznej, Nagrody Nobla, kalendarz i układ metryczny. Ale zwłaszcza zaraz po II wojnie światowej stała się bezsilnym tworem pomiędzy dwoma potęgami – Ameryką i Związkiem Sowieckim. Obecnie jest silniejsza gospodarczo, ale jeszcze słabsza militarnie oraz bez jasnego celu i bez tożsamości innej niż wymuszona. Tożsamością tą miałaby być tolerancja dla wszystkiego oprócz dotychczasowych filarów jej siły – pisze Jan ŚLIWA

.Przez kilkadziesiąt lat konflikt między Wschodem a Zachodem dominował nad losami świata. Obecnie – zwłaszcza podczas wojny z Ukrainą – siła Rosji zmalała, za to pojawił się nowy gracz – Chiny. Mimo swoich porażek Rosja rozmaitymi metodami walczy o swoją pozycję i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Robi to pod różnymi nazwami (carska Rosja, Związek Sowiecki, Federacja rosyjska) od ponad dwustu lat. Mimo przepoczwarzania się państwa służby specjalne i ich metody wykazują sporą ciągłość. Chcemy się tu zastanowić nad budowaniem przez Rosję wpływów na Zachodzie. Ale żeby takie działanie było efektywne, nie wystarczą propaganda, przekupstwo, zastraszanie czy mord polityczny. Ofiara musi być na nie podatna.

Zachodnia rusofilia

.Dla większości Polaków rusofilia wielu środowisk na Zachodzie jest mało zrozumiała. Jednak ludzie ci nie są głupi ani nielogiczni. Logika ich opiera się po prostu na innych aksjomatach. Po pierwsze, Rosja nigdy ich nie okupowała (z wyjątkiem dawnej NRD), a obecnie oddzielona jest przynajmniej jednym państwem buforowym. Za to zagrożeniem wydaje się Ameryka. Jako psycholog amator zaryzykuję tezę, że problemem Niemców jest to, że Ameryka ich dwukrotnie pokonała, a przez dekady okupowała. Nawet obecnie można się zapytać, co i przed kim chroni baza w Ramstein. Natomiast Francuzi zostali raz przez Amerykanów obronieni, a innym razem wyzwoleni, co uraziło ich dumę, pokazując, że sami nie dali rady.

Jedną z podstaw rusofilii jest szacunek dla kultury, która niewątpliwie istnieje. Standardowy zestaw to Tołstoj, Dostojewski, Czechow, Bułhakow. Dobrze jest dodać nieco mistycyzmu: Rosja to nie kraj, to kontynent; Chiny to nie kraj, to cywilizacja. Można nawiązać do wiersza Fiodora Tiutczewa z roku 1866: „Umysłem Rosji nie zrozumiesz i zwykłą miarą jej nie zmierzysz: postać szczególną ona ma – w Ruś można tylko wierzyć”.

Dla wielu Rosja to naturalna przeciwwaga dla Ameryki. Kiedy mówimy: suwerenność strategiczna, niezależność od USA, to myślimy: Rosja. Jak kiedyś – mówimy: Lenin, myślimy: Partia. Nietrudno znaleźć materiały na poparcie takiego wyboru, uwodzicieli jest wielu. Weźmy jako przykład Andrieja Cygankowa i Glenna Diesena. Cygankow broni rosyjskiej idei silnego państwa i polemizuje z zachodnią rusofobiczną propagandą. Diesen jest eurazjanistą, w swojej najnowszej książce przedstawia Europę jako zachodni półwysep Wielkiej Eurazji. Nie budzi to w nim sprzeciwu, raczej jest przejawem realizmu politycznego. Cygankow urodził się w ZSRS, można by go uznać za rosyjskiego agenta. Diesen jest Norwegiem. Obaj przedstawiają rosyjski punkt widzenia, ale nie tylko w Russia Today. Cygankow wykłada na San Francisco State University, Diesen na Uniwersytecie Południowo-Wschodniej Norwegii. Publikują w renomowanych wydawnictwach (Oxford University Press, Routledge). Pokazuje to, że mają swój krąg słuchaczy i czytelników w uniwersyteckim mainstreamie.

Wiele jest dróg do rusofilii. Zachodni mainstream przeżarty jest ideologią „woke”, konserwatysta nie ma jak w tym znaleźć miejsca dla siebie. I tu pojawia się katechon, broniący świata przed Antychrystem. Katechonem jest Rosja lub osobiście Putin. Ostatnia obrona przed moralną zagładą. Oczywiście jest to demagogia, bo Putin i jego ludzie powiedzą wszystko, a ich celem nie jest ochrona wartości, ale rozbicie społeczeństw, które mają zostać przejęte. Z kolei w krajach Trzeciego Świata tematem będzie walka z imperializmem, zwłaszcza amerykańskim. Dla jednych prorok, dla innych Che Guevara.

Antyamerykanizm

.Mało kto lubi policjanta. Co prawda logika mówi, że policjant jest potrzebny, a obcięcie funduszy dla (brutalnej) policji powoduje wzrost przemocy, tyle że prywatnej. Ale emocje są inne – mundur, groźna mina i pałka wzbudzają niechęć. Podobnie trudna jest rola policjanta świata.

Egzekwowanie porządku wymaga nieeleganckich metod. Często widzimy brutalną kontrakcję, ale pomijamy poprzedzającą ją akcję. Jest też otwartą sprawą, czy interwencja zapobiegła czemuś gorszemu. Ameryka była mocno krytykowana za wojnę wietnamską, brutalne obrazy trafiały do wszystkich domów. Ale po wycofaniu się jej z Kambodży doszło tam do potwornych masakr dokonanych przez Czerwonych Khmerów. Czy akcja amerykańska powinna była być jednak bardziej zdecydowana? To nie jest proste. Zarówno Saddam Husajn, jak i Muammar Kaddafi byli brutalnymi dyktatorami, lecz chaos po ich usunięciu okazał się jeszcze gorszy. Oprócz moralności potrzebny jest realizm. Niestety czasem rozsądna jest zasada: „To sukinsyn, ale nasz sukinsyn”. Bo jak znaleźć idealnego prezydenta Afganistanu?

Do tego nikt nie walczy o demokrację, zapominając o własnych interesach. No i szczerze mówiąc, Ameryka nie ma do tego żadnych formalnych uprawnień. Nikt ich nie ma, zwłaszcza w połączeniu z realną siłą. Ale czy chcemy totalnego chaosu, wojny wszystkich ze wszystkimi? W Ameryce po śmierci George’a Floyda pod policyjnym butem doszło do zamieszek Black Lives Matter. Jednym z haseł było „Defund the police”. Efektem ograniczenia budżetu policji i jej zastraszenia był wzrost zabójstw dokładnie w tych dzielnicach, które protestowały przeciw brutalności policji. Niech to dla nas będzie nauczką.

Niemniej nie jest obojętne, kto będzie tym policjantem świata. Intuicja mi podpowiada, że wolałbym, żeby to nie była Rosja lub Chiny.

Geopolityka Rosji

.Podstawowe założenia rosyjskiej geopolityki przedstawił Aleksander Dugin w klasycznych „Osnowach geopolitiki”. Szczegóły mogły się zmienić, ale są pewne stałe elementy. Głównym celem jest wyparcie Ameryki z Europy i wsparcie w Europie dla osi Paryż-Berlin. Chodzi o pozbycie się politycznego planktonu, w tym Polski. Przeszkadza on tylko w rozmowach z poważnymi partnerami, podobnie jak instytucje unijne o niezdefiniowanych kompetencjach. Tzw. prawicowi populiści uchodzą (często słusznie) za rusofilów, ale nie sądzę, aby Putin naprawdę chciał mieć Le Pen i AfD za partnerów. W istocie Scholz i Macron są równie rusofilscy, a lepiej można z nimi robić poważne interesy. Niemniej jednak co szkodzi wewnętrznymi niepokojami podkopać ich pozycję? Również nie ma sensu rozbijać Unii Europejskiej. Zarządzana przez ten duet jest łatwiejsza w sterowaniu, łatwiej też utrzymać w ryzach ambicje rusofobów typu Polski, zwłaszcza gdy zarząd nad jej wielkim kosztem zbudowaną armią przejmie Bruksela. W Unii opartej na uczciwej współpracy więcej jest otwartych sporów i dyskusji, ale jest ona dziełem wspólnym, które może razem czegoś dokonać i którego warto bronić. Unia zarządzana przez mianowanych przez Wielką Dwójkę satrapów będzie bardziej potulna, ale nigdy nie będzie miała prawdziwej wewnętrznej spójności.

Inspiracją dla Dugina (i chyba nie tylko) są stare prace Friedricha Ratzela o geografii politycznej, gdzie państwo jest przedstawione jako organizm naturalnie rozwijający się przez ekspansję. Nienaruszalność granic jest tam pojęciem obcym. Stosunki międzynarodowe są hierarchiczne, oparte na sile, a nie na regułach. Imperia mają strefy wpływów, a suwerenność sąsiadów jest ograniczona. Mają też one prawo do stref buforowych daleko na cudzym terytorium oraz prawo do nadzoru nad państwami, gdzie mieszkają rodacy. Oczywiście mówiąc o imperiach, naprawdę mamy na myśli Rosję. W przypadku wątpliwości decydują brutalny darwinizm i siła.

Rosja zakłada, że po stronie Zachodu panują takie same stosunki: mniejsze państwa europejskie są satelitami USA i nie warto się nimi przejmować. Stąd pogląd, że to na amerykański rozkaz następuje ekspansja NATO i szkolenie ukraińskiej armii. To, że to państwa wschodniej flanki dążą same do poprawy swojego bezpieczeństwa i proces ten zachodzi we współpracy, przekracza zakres ich pojęć.

Nakładają się na to motywacje emocjonalne i historyczne. Dotyczy to zwłaszcza Ukrainy, dla której jest do przyjęcia autonomia kulturalno-językowa, ale geopolitycznie jest zbyt ważna dla projekcji siły Rosji na południe, daje ona wyjście na „ciepłe morza”. Szczególnym cierniem jest Polska przez swój katolicyzm. Dla wielu spór religijny jest do dziś żywy – który Rzym jest tym prawdziwym? Rosja ma poczucie poniżenia – nie jest doceniana za zwycięstwo nad faszyzmem, wyciąga się jej ciemne sprawki, a zwłaszcza chce się ją sprowadzić do statusu regionalnego mocarstwa. Trzy wieki wysiłku na nic, od Piotra i Katarzyny po Stalina. Osobiście takie nastawienie ma Putin; chęć odegrania się na Zachodzie jest jego mocną motywacją.

Mentalność Rosjan brutalnie przedstawia Keir Giles. W swojej wcześniejszej książce Moscow Rules podał zestaw rad, by uniknąć pułapek dla naiwnych:

Nie mów: „Nie zrobią tego, to nie ma sensu”.
Nie myl rozumienia Rosji z wyrozumiałością wobec Rosji.
Na pytania nie wymagaj jednoznacznej odpowiedzi: tak lub nie.

Nie przejmuj się rosyjską wściekłością, bezczelnością i blefem.
Nie zapominaj, że Rosja to nie tylko jej aktualny lider.
Nie licz na „zmianę”.

Nie oczekuj, że Rosja będzie respektować wartości i zasady wymyślone gdzie indziej.
Nie apeluj do lepszej natury Rosji, ona jej nie posiada.
Nie zakładaj, że można się porozumieć na wspólnym gruncie.
Nie myśl, że to ty możesz wybrać, czy jesteś na wojnie z Rosją.

W książce tej na życzenie wydawcy dodał optymistyczne zakończenie. W nowej, Russia’s War on Everybody, pisanej już po agresji na Ukrainę, rezygnuje z tego optymizmu.

Rosja i Niemcy

.Rosja i Niemcy to dwa bieguny Eurazji. Dlatego ich relacja jest podstawowa dla zrozumienia historii Europy i dla rozważań o jej przyszłości – akceptując eurazjanizm czy też mu się przeciwstawiając. Rosję i Niemcy łączy to, co w języku niemieckim nazywane jest Hassliebe – mieszanka nienawiści i miłości. A podstawą tej relacji jest stosunek do Polski jako wspólnego wroga. Moc obu tych krajów ugruntowana została na rozbiorach Polski. Dla Rosji – rozwinięty obszar, dający dostęp do centrum Europy. Dla Niemiec – zaplecze (Hinterland), z którego można było swobodnie korzystać bez zobowiązań. Wspólnie pokonali Napoleona, przez dziesięciolecia współpraca gospodarcza była dla obu stron korzystna. Współpracowali również ideolodzy. Na prawicy znaleźli wspólny język antysemici – Protokoły mędrców Syjonu były niemiecko-rosyjską koprodukcją. Również intensywnie współpracowali anarchiści i komuniści. W 1917 r. Niemcy wyeksportowały rewolucję do Rosji, a prawie natychmiast Rosja dokonała reeksportu do Niemiec. W międzyczasie niepotrzebne nieporozumienia doprowadziły do czteroletniej wojny, zabójczej dla obu stron. Traktat wersalski był poniżającą klęską dla Rosji i Niemiec, a odrodzona Polska – zwornik traktatu – powstała na terenach utraconych przez oba kraje. Stąd rewizja traktatu i likwidacja Polski stały się wspólnym celem. Dlatego gdy w 1920 r. bolszewicy ruszyli na Polskę, dla wielu Niemców było to nadzieją na odzyskanie utraconych terenów. W Prusach Wschodnich wspierał bolszewików blok od ultranacjonalistów po komunistów. Bolszewicy i wspierana przez nich rewolucja w Niemczech nie były odczuwane jako egzystencjalne zagrożenie. Dlatego Bitwa Warszawska, która według nas uratowała Europę, praktycznie nie istnieje w niemieckiej historii.

A potem nastąpił okres intensywnej współpracy dwóch międzynarodowych pariasów, następnie ostry konflikt niemieckiego nazizmu i sowieckiego judeobolszewizmu. Łączyła obie strony jednak podobna nienawiść do anglosaskiej hegemonii. Dlatego też możliwe było szybkie przełączenie z wrogości na współpracę przy (znowu) podziale Polski, a po dwóch latach na kolejną walkę na śmierć i życie.

Po wojnie Niemcy Zachodnie pod naciskiem amerykańskim wybrały przynależność do Zachodu (Westbindung). Dawało to demokrację i dobrobyt za cenę trwałego podziału kraju na dwa wrogie państwa. Jednak trudno było naprawdę zrezygnować ze zjednoczenia, dlatego flirt ze Związkiem Sowieckim ciągle wisiał w powietrzu. Tym bardziej że rezygnacja z ziem wschodnich (a polskich zachodnich) długo była uważana za zdradę, i to przez wszystkie partie. Optymiści liczyli również na ich odzyskanie, choć wymagałoby to radykalnych zmian politycznych. Gomułkowskie straszenie bońskimi rewanżystami nie było więc pozbawione podstaw, a uznanie granicy na Odrze i Nysie przez Willy’ego Brandta w 1970 r. było jednak aktem odwagi.

W całej tej historii zaskakujący jest pragmatyzm, pozwalający na szybkie odwrócenie orientacji, przy czym jednak przejście do orientacji prorosyjskiej wydaje się zawsze łatwiejsze – mimo komunistycznego terroru, strzałów na Murze Berlińskim, a przedtem masowych gwałtów.

Hitler twierdził, że jeżeli Niemcy dali się pokonać Czerwonemu Iwanowi, to nie są warci przetrwania. Niemcy jednak po tej traumie nabrali szacunku do brutalnej siły tegoż Iwana. Również odczuwają winę za swoje zbrodnie. Identyfikują jednak swoje ofiary tylko z Rosją, a nie z Ukrainą. Polska w tej narracji nie występuje – to tylko mały kraj na drodze do starcia gigantów, również nie naród ofiar, bo prawdziwy i jedyny Holocaust dotyczył kogo innego. Ta długa historia wspólnych interesów Niemiec i Rosji powoduje, że niemieckie deklaracje o jedności Zachodu wobec Rosji wyglądają na wymuszone. Niektórzy prawicowi rusofile oburzają się na proamerykański kurs rządu Scholza. Radziłbym się nie denerwować i poczekać na rozwój sytuacji.

Metody rosyjskiego wpływu na Zachód

.Do tej pory pokazywaliśmy, dlaczego Zachód jest podatny na rosyjskie wpływy. Przyjrzyjmy się teraz, jakimi metodami ten wpływ jest realizowany. Klasyczny zestaw to: propaganda, przekupstwo, kobiety, zastraszanie, morderstwa, sabotaż, cyberataki. Ale nie zapominajmy o autentycznych sympatykach, tacy są najskuteczniejsi. Mogą indywidualnie nie mieć wielkiej mocy, ale mogą zorganizować wielką demonstrację na rzecz pokoju, czyli akceptacji militarnych zdobyczy Rosji i rozbrojenia Zachodu. To ostatnie według logiki: nie chcę spadających na moją głowę rosyjskich rakiet, wobec tego usuwam własne.

Najprostszą metodą jest propaganda. Zależnie od odbiorcy Rosja przedstawia się jako obrończyni tradycyjnych wartości lub centrala rewolucyjnej walki z imperializmem. W krajach, w których jest mało lubiana, nie tyle wychwala siebie, ile krytykuje innych. W Polsce ukazuje Ukrainę jako skorumpowany kraj banderowców, a Amerykę jako nieustanne źródło bezsensownych agresji. To oczywiście Ameryka wystawia Ukrainę na strzał dla swoich niecnych planów, a ukraińscy oligarchowie rozkradają pomoc. Wzór jest dość prosty. Lepiej, gdy choć coś z tej propagandy okazuje się prawdą. Owszem, nikt nie jest święty. Problemem jest ocena, które zdarzenia są jednostkowe, a które typowe. A gdy wszyscy okazują się strasznymi łajdakami, jedynie Rosja pozostaje czysta i szlachetna. Nie trzeba tego mówić, lepiej zasugerować podprogowo.

Ważnym polem jest korupcja, ponieważ pozwala dotrzeć do decydentów. I tak Niemcy są dość gęsto oplecione siecią wpływów. W przypadku socjaldemokratów podstawą są dawne stosunki sprzed zjednoczenia: wycieczki Młodych Socjalistów do ZSRS i NRD, nawiązywanie kontaktów w celu walki z imperializmem. Nie zdziwiłbym się, gdyby te spotkania były zakrapiane alkoholem i uatrakcyjnione obecnością dam – daje to doskonałe haki na przyszłość.

A dla dorosłych panów analogiczne wyjazdy biznesowe. Ekstremalnie bije w oczy sprawa Gerharda Schrödera, który natychmiast po ustąpieniu z urzędu kanclerza (2005) przeszedł do rady nadzorczej konsorcjum Nord Stream. Wiadomo, że musiała to poprzedzić „rozmowa kwalifikacyjna”, a pewnie też usługi dla nowego pracodawcy. Która lojalność była ważniejsza? Można powiedzieć, że przez pewien czas pracownik rosyjskiej firmy zasiadał w fotelu kanclerskim. Co ciekawe, aż do inwazji Rosji na Ukrainę (2022) nikt nie zauważył problemu. Przez 27 lat oczy szeroko zamknięte. W kraju wolnych mediów.

Ale korupcja to tylko koperty i przelewy w zaciszu gabinetów. Są jednak ostrzejsze metody – „środki aktywne” (aktiwnyje mieroprijatija). Mentalnie zaczyna się to od codziennej bezczelności. Putin lubi podczas spotkań poniżać swoich rozmówców: każąc im czekać, sadzając ich przy trzymetrowym stole czy (jak Angelę Merkel) strasząc wielkim psem. Po co? Jakaś naturalna złośliwość tam, gdzie ktoś inny by okazał empatię.

Ta naturalna złośliwość ukazuje się również w poważniejszych sprawach. Rosja z nikim nie jest w stanie autentycznego pokoju. Nawet w spokojnych czasach przygotowuje się do kolejnego konfliktu i testuje przeciwnika. Rosyjskie samoloty regularnie przelatują na granicy cudzego obszaru powietrznego, a w okresie napięć potrafią latać cywilnym korytarzem komunikacyjnym z wyłączonym transponderem, nie zgłaszając lotu. W 2015 r. Turcy po wielokrotnych ostrzeżeniach zestrzelili rosyjski samolot. I co? Wojny nie było, Rosjanie raczej zrozumieli przekaz. To pokazuje też znaczenie rosyjskich czerwonych linii. Na ogół to tylko straszenie. Ale oczywiście nie ma gwarancji, że tak będzie zawsze.

Poza prześladowaniem opozycji (w tym morderstwami) służby rosyjskie działają też za granicą. Rosji nie zależy na obrazie cywilizowanego kraju. Przeciwnie, raczej chce pokazać, że swoich wrogów może dosięgnąć wszędzie. Przykładem jest otrucie Aleksandra Litwinienki, gdzie użyty polon, trudny do uzyskania poza służbami państwowymi, był podpisem sprawców. Inna spektakularna próba otrucia dotyczy Siergieja Skripala i jego córki środkiem paralityczno-drgawkowym nowiczok. Trucizną pokryto klamkę do ich domu, co spowodowało zatrucie innych osób. Miasteczko Salisbury było tygodniami w stanie oblężenia. Buteleczka po perfumach ze sporą dawką trucizny została nonszalancko wyrzucona do śmietnika. Ktoś ją znalazł i podarował znajomej, a ta wypróbowała substancję na nadgarstku i po kilku dniach zmarła. Jeżeli rosyjskie służby mają na to ochotę, mogą zastraszać ludzi, którym wydaje się, że są na to zbyt mało ważni. Po zestrzeleniu samolotu MH17 za samochodami adwokatów ofiar jeździły dziwne samochody, w okolicy kręcili się mężczyźni w ciemnych okularach. Niektórzy antyrosyjscy aktywiści znajdowali graffiti na ścianach w mieszkaniu. Ciekawą metodą jest wizyta w mieszkaniu podczas nieobecności lokatorów i skorzystanie z toalety bez spuszczenia wody. Jest to trudne do udowodnienia, sam zaatakowany nie jest pewny, czy nie oszalał, ale o ten niepokój właśnie chodzi.

Zachód

.Trzeba zwrócić uwagę, że Zachód nie jest czymś jednolitym. Żyjąc w oparach marksistowskiej dialektyki, marzyliśmy o Zachodzie jako krainie, gdzie ludzie wybierają taki rząd, jaki chcą, a w mediach swobodnie piszą to, co myślą. Gdzie panują rozsądek i dobre obyczaje, a o karierze decydują nauka, praca i talent. Widząc głupotę, mówiliśmy: „Na Zachodzie byłoby to niemożliwe!”. No i teraz na tym Zachodzie mężczyźni zdobywają medale w konkurencjach kobiecych, a wyrzucanie ich spod prysznica to surowo karana transfobia. Zapłakaną pływaczkę skarżącą się na to poniżenie musiała przed agresją chronić policja. Wysocy urzędnicy administracji waszyngtońskiej ubierają się w damskie ciuszki i dobierają do nich szpilki. Wiem, nie szata zdobi człowieka – problemem jest jednak kradziona. Sam Brinton, specjalista do spraw odpadów nuklearnych, paradował w sukience tanzańskiej projektantki, pochodzącej z walizki, którą kilka lat temu ukradł na lotnisku. Można się zapytać, co zajmuje uwagę tych ludzi. Sytuacje, które sprowadzały pewne pomysły do absurdu, stały się faktem. A jeżeli ktoś to krytykuje, jest odsyłany do Putina. Czyżby między dyktaturą a różowymi stringami nie było na nic miejsca?

Do problemów ideologicznych dochodzą ekonomiczne. Konflikt między zyskiem a wyrównanym podziałem dobrobytu jest immanentny dla kapitalizmu (i innych systemów społecznych). Po II wojnie światowej plan Marshalla postawił zachodnią Europę na nogi, m.in. w celu wybicia jej z głowy nierozsądnych pomysłów. Widać było gołym okiem, który system lepiej działa. Ludzie głosowali nogami – będąc przejazdem na Zachodzie, „wybierali wolność”. Zachód ich przyjmował, bo potrzebował energicznych ludzi, a Wschód ograniczał ich wypływ. Owszem, sporo było propagandy. Pamiętam lakierowany i lukrowany miesięcznik „Ameryka” w Empiku. W epoce lotów księżycowych tak był rozchwytywany, że na ladzie kładziono kartkę: „Ameryki” nie ma. Ale chociaż „Ameryki” chwilowo zabrakło, Ameryka była, loty na Księżyc były prawdziwe, a uniwersytety kształciły najlepszych. Nawet problemy rasowe (przedstawiane na papierze kredowym) wydawały się rozwiązywalne. Blok wschodni potrafił w tym czasie tylko wysłać czołgi do Czechosłowacji, a przaśna „Trybuna Ludu” dawała wielostronicowe referaty Gomułki o kwintalach z hektara.

Długo wierzyliśmy, że Zachód mimo trudności i wewnętrznych konfliktów jednak da radę, tak mocne są jego siły witalne. Teraz jednak nie jest to takie pewne. W lepszych czasach opowieści o różnicach dochodów były anegdotkami – nawet jeżeli bogaty miał pałace, jego bogactwo spływało w dół i biedniejszy też żył godnie. Jednak ostatnio różnice stają się gigantyczne, a biedni są naprawdę biedni. W kalifornijskim raju na ulicach śpią bezdomni pośród psich kup. Na dłuższą metę system tego nie wytrzyma.

W Europie politycy żyjący w brukselskich szklanych wieżach wymyślają coraz to nowe recepty na życie dla plebsu. Przenoszenie coraz to nowych kompetencji do centrali i równoczesne dążenie do faktycznej likwidacji państw narodowych powoduje wyłączenie wszelkich mechanizmów demokratycznej samokontroli. System zaczyna przypominać maoizm w czasie Wielkiego Skoku. Dyskusję zastępują coraz to nowe plakaty z Wielkim Sternikiem wśród uśmiechniętych dzieci. Owszem, technicznie wygląda to inaczej, ale mechanizmy są podobne. Pozbawiony sprzężenia zwrotnego system pędzi jak szalony na betonową ścianę.

W publicznych dyskusjach coraz mniejszą rolę odgrywa prawda, a logiczne argumenty odbijają się jak groch o ścianę. Dominuje dębowy język propagandy, zmieniany jedynie wtedy, gdy ktoś „przestawi wajchę”. Na uniwersytetach przetwarza się pieniądze z grantów, niekoniecznie z pożytkiem dla społeczeństwa. Najlepiej w modnych tematach – prześladowanie mniejszości i polski antysemityzm to żyły złota. Jako były informatyk uważam, że zamiast zajmować się zaimkami, lepiej byłoby postudiować równania różniczkowe. Sama obsługa urządzeń „designed in California, made in China” to słaby pomysł na przyszłość. Dlaczego to ważne? Aby naprawdę opierać się azjatyckim totalitaryzmom, Zachód sam musi się ogarnąć. Groźby, sankcje i propaganda to za mało. Musi coś za tym stać, co jak przed pół wiekiem autentycznie przyciągnie resztę świata. Nie w celu imigracji, lecz jako wzór godny naśladowania. I nie mogą to być wioski potiomkinowskie, ale konkrety. W mentalności i sposobie działania zwyciężyć muszą zdrowy rozsądek i poczucie rzeczywistości. Promocja LGBT jako naczelnej wartości Zachodu może poza strefą poprawności politycznej wzbudzać jedynie pusty śmiech, litość i trwogę. Czy jest to łatwe? Nie. Bez potężnego wstrząsu niemożliwe. Skostniałe struktury instytucjonalnego postępu nie poddadzą się łatwo.

Karty na stół

.W ostatnim czasie historia radykalnie przyspieszyła. To przekleństwo komentatora – autor dopieszcza pogłębioną analizę historyczną, cyzeluje sformułowania, a tu nagle wydarzenia przelatują nad głową jak odrzutowiec. Co było przed miesiącem herezją, tydzień temu odważnym sądem, dzisiaj staje się oczywistością. A co się konkretnie stało? Tuż po wzajemnych oświadczeniach Ameryki i Chin, że kraje te uważają się za przeciwników, jeżeli nie wrogów, najpierw Scholz, a za nim Macron udali się z przyjacielskimi wizytami do Chin, szukając nowego, mocnego otwarcia. Macron do tego powtórzył gaullistowskie tezy o konieczności samodzielności strategicznej Europy i uwolnienia się od zależności od Ameryki. To oczywiście rzucenie rękawicy. W czyim to imieniu? Nawet niemieckie media ostro skrytykowały Macrona, podobnie postąpiło wielu niemieckich i brukselskich polityków. Jak widzieliśmy powyżej, pewne idee przykryte są cenzurą, ale tlą się podskórnie i mogą nagle zapłonąć mocnym ogniem. Dlatego właśnie warto je studiować.

Chwilę potem polski premier poleciał do Waszyngtonu z deklaracjami, że jeżeli Stany potrzebują w Europie solidnego partnera, to jest nim Polska. I chyba został poważnie potraktowany. Minister spraw zagranicznych wygłosił exposé, najbardziej asertywne od 1939 r. Otwarcie polemizował z planami centralizacji UE i niemieckim w niej przywództwem, które się w tym związku równych nie wiadomo skąd samo wzięło. Niemieccy komentatorzy, od lat traktujący Polskę jak kolonię z przerostem ambicji, krytykują i ironizują. Z kolei Polska ironizuje na temat Francji, która chce dołączyć do klubu wielkich, na 3–4 miejscu. Można tu zadać pytanie, czy Francja ma te ambicje jako Francja, Unia Europejska, francuska Europa, w konkurencji do Niemiec, czy w partnerstwie? A jeżeli w partnerstwie, to jako senior partner czy junior? Francja ma broń atomową i chce istotnie wzmocnić armię. Ma też miejsce w Radzie Bezpieczeństwa, którym nie ma zamiaru się dzielić. Za to Niemcy mają (na razie) silniejszą gospodarkę. A na wszystko patrzy Ameryka i wyznaczy zwycięzcę sporu. O ile będzie miała na to siły i środki. Bo zbuntowane aspirujące mocarstwa europejskie liczą na to, że nie da rady. A to wepchnie zachodnich „obrońców praworządności” w sojusz z największymi autokracjami, dziedzicami Dżyngis-chana, ale co tam.

Wspomnieliśmy o Chinach, które stosując się do rady mistrza Sun Tzu, siedzą na wzgórzu i przyglądają się walczącym tygrysom, gotowe do wkroczenia, najlepiej jako rozjemca. A dalej są Indie, najludniejszy kraj świata, oraz średniacy, którzy czyhają na łup lub padlinę. Zmiana układu sił na górze doprowadzi do propagacji przetasowań w dół, co nie musi przebiegać łagodnie.

Gracze stoją więc jak pistoleros przed saloonem, a każdy trzyma dłoń na colcie. Każdy gra na własny interes, choć możliwe są taktyczne koalicje. Chowając się za murem przed jednym, można dostać strzał w plecy od drugiego. Stawki zostały tak podbite, że trudno powiedzieć: „Nie patrzcie na mnie, ja tu tylko przechodziłem przypadkiem”. Można się spodziewać szybkiej wymiany strzałów, a gdy kurz opadnie, zobaczymy, kto stoi, kto leży, a kto jest poturbowany. Nie da się tego przewidzieć, zależy to od tego, kto poza sferą werbalną ma silniejsze realne atuty i jak zdecyduje się ich użyć. Walka może być brutalna, a piękna narracja przyjdzie później.

Geopolityka a sprawa polska

.Tak wyszło, że Polska uczestniczy w tej rozgrywce. Leżąc w tym miejscu na mapie, nie mogła tego uniknąć. Przyjrzyjmy się więc dostępnym opcjom. Ukraina ma prawdopodobnie jedną szansę na ofensywę, potem może nie wytrzymać postępujących zniszczeń, a zaangażowanie sojuszników może osłabnąć. Ale nie tylko pola bitewne Ukrainy są decydujące. Wygląda na to, że los regionu, Europy i świata rozstrzygnięty zostanie również podczas jesiennych wyborów w Polsce. Miejsce na skrzyżowaniu osi kontynentu – najlepsze czy najgorsze? Na pewno ważne. Od lat gromada kibiców zza płotu wspiera swoich faworytów. Powiedzmy otwarcie: jeżeli obroni się aktualna koalicja rządowa, Polska będzie mogła kontynuować swoją rolę lokalnego lidera koalicji państw powstrzymujących Rosję. W przeciwnym razie wygra opcja „europejska”, czyli niemiecka, i Polska dołączy do budowniczych Wielkiej Eurazji, gdzie jej rola zredukuje się do „flyover country” – pomijalnego regionu, nad którym przelatują samoloty prawdziwych partnerów. Rząd będzie oparty na zbyt szerokiej koalicji, ze zobowiązaniami wobec zagranicy, od której otrzyma władzę. Pomoc dla Ukrainy stanie się symboliczna, deklaratywna, aż Rosja wymęczy swoje zwycięstwo. W praktyce będzie to oznaczało domknięcie systemu od Bordeaux (Lizbony?) po Szanghaj i wyparcie Ameryki za Atlantyk.

Dlatego tak intensywne są zewnętrzne próby wpłynięcia na wynik tych wyborów. Należy do nich wieloletnie osłabianie pozycji Polski poprzez „walkę o praworządność”, w której chodzi tylko o dobre samopoczucie sędziów, a nigdy o sprawiedliwe wyroki dla obywateli. Do tego regularne wrzutki na temat antysemityzmu, homofobii i czego tylko. Mogą to być drobnostki (swastyka na płocie), ale ważny jest ciągły strumień, wbijanie w głowy skojarzeń. Ostatnio dochodzi jawny szantaż finansowy. Otwarcie się mówi, że jakiekolwiek fundusze wpłyną po „poprawnym” wyniku wyborów, niezależnie od podstawy prawnej. Podważanie legalności Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego może posłużyć do unieważnienia wyborów, jeżeli Polacy się uprą i udadzą, że nie rozumieją tych sugestii. To starcie może być bardzo ostre, a instytucje europejskie ze swoimi sądami mają mocne lewary.

.A ponieważ od wyniku tego starcia krok po kroku zależy stan Unii Europejskiej, przetrwanie Ukrainy, mocarstwowość Rosji, światowa hegemonia Stanów Zjednoczonych, a dalej sytuacja na Indo-Pacyfiku, znowu – podobnie jak w roku 1920 – Polska stanie przed historycznym wyzwaniem. Lepiej by się było schować w piwnicy, ale nie zawsze jest to możliwe. Bądźmy więc dobrej myśli – czasem się nam udaje. Nie zawsze. Ale czasem tak.

Jan Śliwa

Literatura:
Aleksandr Dugin „Osnovy geopolitiki: geopolitičeskoe buduščee Rossii”, 1997
Klaus von Dohnanyi „Nationale Interessen”, 2022
Keir Giles „Moscow Rules: What Drives Russia to Confront the West”, 2019
Keir Giles „Russia’s War on Everybody: And What it Means for You”, 2022
Andrej Cygankov „Russian realism : defending „Derzhava” in international relations”, 2022
Glenn Diesen „Europe as the Western peninsula of Greater Eurasia : geoeconomic regions in a multipolar world”, 2021
Pierre Conesa „Vendre la guerre: Le complexe militaro-intellectuel”, 2022
Michael Thumann „Revanche: Wie Putin das bedrohlichste Regime der Welt geschaffen hat”, 2023
Reinhard Bingener, Markus Wehner „Die Moskau-Connection: Das Schröder-Netzwerk und Deutschlands Weg in die Abhängigkeit”, 2023
Hal Brands „The Twilight Sruggle: What the Cold War Teaches Us about Great-Power Rivalry Today”, 2022
Walter Laqueur „Deutschland und Russland”, 1965 
Gerd Koenen „Der Russland-Komplex: Die Deutschen und der Osten 1900-1945”, 2005

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 kwietnia 2023
Fot. Reuters