Jan ŚLIWA: Trzy lata samotności (z COVID-19)

Trzy lata samotności (z COVID-19)

Photo of Jan ŚLIWA

Jan ŚLIWA

Pasjonat języków i kultury. Informatyk. Publikuje na tematy związane z ochroną danych, badaniami medycznymi, etyką i społecznymi aspektami technologii. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

O epidemii COVID-19 trudno jest pisać. Na szczęście sprawa przyschła i przycichła, wciąż jednak budzi silne emocje. Sformowały się zwalczające się wzajemnie stronnictwa, trudno o neutralny grunt. Na szukającego centrum spadają raczej pociski z obu stron. Zakładam więc hełm i zbroję i z tarczą w ręku (bez miecza) spróbuję jednak podsumować te trzy lata, trzy lata z COVID-19 – pisze Jan ŚLIWA

Mimo upływu trzech lat – wciąż wiemy mniej, niżbyśmy chcieli

.Informacje zbierałem z różnych źródeł. Niestety, żadne, wliczając najbardziej renomowane, nie są całkowicie wiarygodne. Za silne były gry interesów. Z drugiej strony występują internetowi eksperci. Mogą być tam mądrzy ludzie, wyrzuceni z głównego nurtu w celu stworzenia sztucznego konsensusu, są też manipulatorzy. Stosowałem kryterium z epoki neolitu: spójrz mu w oczy, posłuchaj głosu, uważaj, czy sumiennie sprawdza swoje źródła i czy nie wygląda na nawiedzonego. Uwzględniłem też opinie znajomego lekarza z warszawskiego szpitala, który działa na pierwszej linii frontu i wygląda na dobrego obserwatora i człowieka stabilnego emocjonalnie.

Wciąż wiemy mniej, niżbyśmy chcieli. Wirus bez wątpienia był (i wciąż jest) prawdziwy, choć mniej groźny, niż myśleliśmy na początku, zwłaszcza obecnie, gdy kolejne szczepy są słabsze, a wszyscy nabraliśmy pewnej odporności. Nie jest to dżuma ani hiszpanka, jednak pierwsze jego wersje były bardzo zjadliwe, chyba najbardziej Delta. Konsekwencje mogą być groźne. Ma powinowactwo do wielu narządów (więcej niż np. grypa), wywołuje i zaostrza wiele schorzeń, zwłaszcza autoagresywnych (zapalenie stawów, tarczycy etc.). Generalnie wyszukuje słabe punkty w organizmie i tam atakuje. Dlatego opcja „zaraźmy się wszyscy, zyskamy odporność”, nie wchodzi w grę.

Żeby było jasne: nie wykluczam teorii spiskowych, spiski w życiu jak najbardziej się zdarzają. Również pełno jest ambicji, chciwości, złej woli. Jednak nie powinniśmy nie doceniać potęgi głupoty i niechlujstwa. Są mało spektakularne, ale podejrzewam, że powodują gros nieszczęść na tym świecie.

Pochodzenie wirusa: Wuhan

.Jeżeli chodzi o pochodzenie wirusa, typuję laboratorium (ale nie spisek). W laboratorium w Wuhan faktycznie prowadzono nad wirusami badania typu „gain of function”, wzmacniające ich agresywność, oficjalnie dla przyspieszenia eksperymentów. Wszyscy wiedzą o zagrożeniu, sprawa jest delikatna, ale w życiu bywa różnie. Uważa się, że wirus już był znany jesienią 2019 roku, miesiące przed śmiercią nieszczęsnego nietoperza na targu w Wuhan. Ale jedni uważają jedno, a drudzy drugie. Jedna strona uważa, że demoniczny doktor Anthony Fauci był zamieszany w te podejrzane eksperymenty, a jego kategoryczne stwierdzenie „I am science” (czyli: to ja jestem nauką, a więc należy mnie słuchać) kompromituje go jako naukowca. Podobnie kompromitacją ma być recenzowany (peer reviewed) artykuł w „Nature” i list do pisma „Lancet”, gdzie teoria wycieku jest stygmatyzowana jako teoria spiskowa. Z drugiej strony Fauci twierdzi, że jego wypowiedź jest wyrwana z kontekstu, a autorzy listu do „Lanceta” podtrzymują swoje stanowisko. Intuicyjnie – tak wczesne wykluczanie zupełnie realistycznej teorii wycieku było nieuzasadnione, a o wymuszaniu konsensu mówi wielu świadków. To jednak tylko jeden punkt, z podobnymi sporami mamy tu do czynienia wszędzie.

Oprócz strony medycznej ważna jest strona społeczna. Epidemia powiedziała nam wiele o naszej zdolności radzenia sobie z nadzwyczajną sytuacją i o odporności społeczeństwa na długotrwałe zagrożenie. Ponad dwa lata epidemii to jeszcze nie wojna, ale jednak był to dość realistyczny test. Często oskarżamy naszych przodków, że nie podejmowali racjonalnych decyzji oraz nie wykazywali się solidnym kręgosłupem moralnym i dostatecznym bohaterstwem. Jeszcze chętniej oskarżamy inne narody o tchórzostwo. Jak było teraz? Widać było postawy solidarne i egoistyczne.

W czasie wojny również w krajach demokratycznych informacje podaje ludności Ministerstwo Propagandy, a inne ministerstwo wydaje dyrektywy co do postępowania. Można prowadzić otwartą dyskusję, która sprzyja poszukiwaniu prawdy, albo podawać prawdy do wierzenia. To drugie rozwiązanie wygląda na prostsze i skuteczniejsze. Tak też zdecydowano, co na dłuższą metę miało swoje konsekwencje. Nie zapominajmy też, że sytuację zagrożenia i niepewności mogą wykorzystywać manipulatorzy wewnętrzni, a zwłaszcza obcy, zainteresowani rozhuśtaniem nastrojów, skłóceniem społeczeństwa i jego destabilizacją, jak również naruszeniem zaufania do władzy. Temu władza może przeciwdziałać, podejmując poprawne, akceptowane przez większość decyzje. To akurat wyszło nie najlepiej.

Decyzje podejmowane w kryzysie

.Ale jakość decyzji poznajemy po fakcie, a podjąć je należy najpierw. Na początku trudno było dokładnie określić niebezpieczeństwo, jako że epidemie potrafią się rozlać i zebrać straszne żniwo. Można to porównać do zakazu wyprzedzania na wzniesieniu. Pasażer mówi do kierowcy: „Wyprzedzaj, wyprzedzaj, dasz radę!”, kierowca przestrzega przepisów i zostaje na swoim pasie, samochodu z naprzeciwka nie ma, zdenerwowany pasażer woła: „No przecież widzisz, że nikogo nie było!”. Co z tego wynika – że następnym razem należy wyprzedzać, bo tym razem się udało? Jeżeli wirus pochodzi z laboratorium, może tak właśnie pomyślał tam pewien pracownik. Przepisy są tam ostre – zmiana kombinezonów, mycie i prysznic, pomieszczenia na podciśnieniu, żeby strumień powietrza płynął do wewnątrz. Męczące to. Nudne rygory dla głupich, uwłaczające godności.

Argumenty godnościowe słyszeliśmy. Na początku dotyczące maseczek. Azjaci, żyjący w dużej gęstości w ojczyźnie wirusów, sami wiedzą, kiedy założyć maseczkę. Moja nauczycielka chińskiego, Tajwanka, ucieszyła się, powiedziała, że wreszcie będzie mogła założyć maseczkę i ludzie nie będą się na nią głupio patrzeć. A wielu mówiło, że to kaganiec, „szmata na pysk”. Mnie takie przerysowania odrzucają. Ostatnio robiono mi profilaktycznie kolonoskopię – dla purystów zabieg uwłaczający godności, ale przecież niezbędny dla zdrowia.

Maseczki jako element budowania podziału. A szczepionki?

.Sprawa maseczek stała się pierwszym kryterium podziału. Szczepionek nie widać, ale maseczka jest na twarzy. Dla wielu stała się oznaką przynależności do grupy. Medycznie chuchający bezmaseczkowiec może zarazić maseczkowca, ale w drugą stronę powinno być to obojętne. Tymczasem bezmaseczkowcy byli wobec maseczkowców dość agresywni. Widzieli ich jako potulne barany, poddające się zaleceniom totalitarnej władzy, wyłamujące się ze wspólnego frontu oporu przeciwko New World Order. Wiele konkretnych zaleceń jednak nie miało większego sensu, jak zakładanie maseczek w lesie czy dwuletnim dzieciom, czego próbowano w Ameryce.

Przeskoczmy może do szczepionek. Szczepienie jest zabiegiem inwazyjnym, bezpośrednio wpływającym na organizm – dobrze lub źle. Błędem było przedstawianie szczepionek jako panaceum, wyczekiwanego z utęsknieniem ratunku. Przez cały rok 2020 słyszeliśmy, że trzeba jeszcze wytrzymać kilka miesięcy, a potem przyjdzie szczepionka i problem zostanie rozwiązany. W końcu pojawiły się szczepionki. Podawano dla nich skuteczność od 90 proc. w górę. Nie precyzowano jednak, czy chodzi o łagodniejszy przebieg, brak jakichkolwiek objawów czy powstrzymanie zakażania innych. Nie było też tematu skutków ubocznych. Skuteczność 90 proc., jak wynik wyborów w Korei Północnej, od początku była mało wiarygodna, jako że ze względu na tempo po prostu nie było czasu na badania. Nie można w ciągu 3 miesięcy zmierzyć skuteczności i bezpieczeństwa w okresie 2 lat, można najwyżej oszacować. Również faktem jest, że szczepionki oparte na mRNA nie były nigdy masowo stosowane u ludzi. Nie są jednak aż tak nowatorskie – badania nad nimi prowadzone są od około 20 lat. Dopiero jednak nadzwyczajna sytuacja wywołana przez epidemię COVID-19 przyspieszyła doprowadzenie ich do masowej produkcji. Natomiast poznanie zwłaszcza skutków ubocznych wymaga czasu.

Dowiedzieliśmy się bardzo dużo o nas, jako o wspólnocie; o nas, jako o społeczeństwu

.Epidemia powiedziała nam wiele o naszych społeczeństwach. Główną osią konfliktu było pytanie: wolność czy bezpieczeństwo? Jeżeli chodzi o sposób postępowania, to na przeciwległych biegunach leżą Chiny i Szwecja. Chiny od początku zastosowały drakońskie środki, z blokowaniem wyjścia z mieszkania włącznie. Totalna inwigilacja była oczywista, a Chiny mają w tym temacie świeże i bogate doświadczenie. Wyglądało na to, że Chińczycy jako pierwsi uporali się z epidemią – jeszcze w połowie roku 2020. Powstawały triumfalne książki o wyższości modelu chińskiego. Tymczasem pod koniec 2022 r. okazało się, że Chiny słabo sobie radzą z wariantem Omikron, i znowu pozamykano miliony mieszkańców miast. Nawet dla Chińczyków to było za dużo, masowo wyszli na ulicę. W końcu władza zrezygnowała z polityki „zero COVID”, konsekwencje są trudne do przewidzenia.

Z kolei Szwecja poszła w przeciwnym kierunku – wprowadziła bardzo mało ograniczeń. Jednak nie było to pójście na żywioł. Było wiele zaleceń, a Szwedzi potraktowali je poważnie. Jak ktoś powiedział, Szwedzi zachowują dystans społeczny na co dzień. Pozostawiono decyzję rozsądkowi obywateli. Przez to osiągnięto dobry rezultat bez zbędnej nerwowości, strachu i przymusu. Minimalne też były straty młodzieży w edukacji.

W wielu jednak krajach zbliżano się do modelu chińskiego, choć na początku wszyscy byli pewni, że w naszej liberalnej kulturze coś takiego jest niemożliwe. Krok po kroku wprowadzano śledzenie kontaktów, obowiązek maseczek, a potem szczepień. W konsekwencji nieszczepieni nie mieli wszędzie wstępu. W szwajcarskim Bernie w naszym polskim kościele nieszczepieni mieli mszę w oddzielnej sali. W wielu krajach brak szczepienia powodował zwolnienie z pracy w pewnych zawodach. Według naszej obecnej wiedzy szczepionki nie chronią przed zarażaniem, wobec czego argument, że brak szczepienia zagraża innym, jest nieprawdziwy. Ma sens o tyle, że szczepienie przynajmniej zmniejsza ostrość przebiegu choroby, więc pacjent taki nie zajmuje łóżka w szpitalu. Wspomniany przeze mnie warszawski lekarz podaje, że w znanych mu szpitalach z wszystkich zgonów covidowych 10 proc. to byli zaszczepieni, a 90 proc. – niezaszczepieni.

Trzy lata z COVID-19: czas komsomolców, czas fanatyków

.Trzeba też przyznać, że wielu zarządzających zdrowiem polubiło wydawanie poleceń. Stąd wiele ewidentnie bezsensownych i nadmiernie szczegółowych dyrektyw. Ktoś przypomniał zarządzenie na któreś święta, w jakich konfiguracjach się można spotkać – ilu dorosłych, ile dzieci i które, dla różnych wariantów rodzin patchworkowych. Niektórzy rozochocili się w wymyślaniu kar. Przypominało to komsomolców, którzy podczas głodu na Ukrainie bezrefleksyjnie zabierali ostatnie ziarna, doprowadzając ludzi do śmierci. To może przesadzone porównanie, ale mechanizm psychologiczny jest podobny. Chodziło o fanatyczną optymalizację jednego parametru. Na Ukrainie było to zebrane ziarno, tu liczba zakażeń. Zwłaszcza na początku obserwowaliśmy codziennie statystyki. Były to prawdziwe mistrzostwa świata, zarzucano przy tym konkurentom, że kombinują przy statystykach, by lepiej wypaść na tle innych. Czy będziemy lepsi od Niemców?

Środkiem nacisku stało się też stygmatyzowanie opornych. Rozumiem przepisy porządkowe i mandaty, ale wywoływano w opornych poczucie grzechu, a w zwolennikach dyscypliny pogardę i obrzydzenie do nich. To bardzo silne uczucia, prowadzą do chęci oczyszczenia otoczenia z ludzkiej szarańczy. Może zwłaszcza w Niemczech wpychano ich do prawicowego, brunatnego narożnika (rechte, braune Ecke). Niechęć do szczepionek nie ma nic wspólnego z nazizmem, ale tak lepiej brzmi. Nazywano ich covidiotami, „myślącymi w poprzek” (Querdenker), a sceptycyzm, esencja podejścia naukowego, stał się wyzwiskiem. Co ciekawe, liberałowie, którzy historycznie głoszą wolność osobistą i walczą z opresyjnym państwem, a ich patronem jest Querdenker Giordano Bruno, stanęli jednoznacznie po stronie reguł, restrykcji i marszu równym krokiem.

Pytania podstawowe

.Wolność czy bezpieczeństwo? Ale czy rezygnacja z wolności daje nam bezpieczeństwo? Dyskusja na problematyczne tematy była świadomie blokowana, o czym mówią „Twitter files”. Wszelkie wątpliwości były wycinane jako szkodliwe społecznie. Przez to szczepionki zostały przereklamowane, co się dość szybko wydało. Radykalne prognozy należy podawać na 30 lat, by nie doczekać konfrontacji z rzeczywistością. Tu nastąpiło to po dwóch latach. A skutki uboczne to nie żarty. Dla młodego, zdrowego zysk ze szczepionki jest niewielki, natomiast ryzyko powikłań jest takie samo. Jednak amerykańskie uniwersytety, a zwłaszcza te najlepsze, bezwzględnie wymagały trzech szczepień.

Błędem też była optymalizacja tylko jednego parametru. Zapomniano przy tym o gospodarce, a zwłaszcza o młodych. Zależnie od kraju mogli pozostawać rok i dłużej poza szkołą. Szkoła jednak oprócz przygotowania do zaliczania testów ma zadania społeczne i socjalizujące. Uczniów z biednych, zaniedbanych dzielnic na parę godzin dziennie przenosi do lepszego świata.

Demoralizujące były historie polityków i celebrytów, którzy urządzali w okresie lockdownu huczne imprezy, czym pokazywali, że nie wierzą we własne zarządzenia. Do tego dochodzą wszystkie historie o nadmiarowych zakupach, konfliktach interesów, niejasnych powiązaniach i gigantycznych zyskach firm farmaceutycznych.

To wszystko powiedziawszy, nie przeginajmy w drugą stronę. Jeżeli w walce z wirusem popełniono błędy, nie znaczy to, że go w ogóle nie było czy że wszystkie środki były bezsensowne. Gdybym miał wymienić jeden podstawowy problem, podałbym nadmierne upolitycznienie dyskusji. W Ameryce niektórzy przekonani o wycieku z laboratorium czuli się w obowiązku dodać: „Głosowałem co prawda na Obamę, ale…”. To chorobliwa postawa. Uniemożliwia ona zadawanie dociekliwych pytań i formułowanie śmiałych hipotez, a przecież tylko prawda jest interesująca.

I co będzie dalej?

.Carl Schmitt powiedział, że kto zarządza stanem wyjątkowym, ten ma władzę. Idea ta, choć pochodząca z brunatnego narożnika, wydaje się napędzać obóz lewicowo-liberalny. Walka z wirusem była tylko przerywnikiem w długotrwałej walce o klimat. Tu też jest szerokie pole do popisu dla inżynierii społecznej.

Ludzie przyzwyczajają się do wielu rzeczy. Ostatnio ktoś w Niemczech wpadł na pomysł osobistych certyfikatów CO2. Działałyby podobnie jak książeczki walutowe za PRL-u, gdzie wpisywano wymianę 20 dolarów po oficjalnym kursie na dotarcie z lotniska do miasta. Tam czekała osoba zapraszająca, bo obywatel Polski Ludowej był zdany na łaskę miłych znajomych z „drugiego obszaru płatniczego”. Miało to przeminąć. Teraz jednak, w XXI wieku, być może trzeba będzie wpisywać każdą jazdę samochodem, zagotowaną wodę i spożyte mięso. Certyfikatami będzie można handlować, jak kiedyś niepalący mógł wymienić kartki na papierosy na dodatkową kostkę masła albo karkówkę z kością. Problem polega na tym, że pomysł ten ma spore poparcie społeczne, czyli mentalnie jesteśmy już za Uralem.

Niebezpieczeństwem jest koncentracja władzy, uniemożliwianie dyskusji i skierowanie całego wysiłku społeczeństwa na optymalizację jednego parametru. Chiny za Mao chciały dogonić Anglię w produkcji stali. Ofiarą padły miliony ludzi. Potem fetyszem stał się PKB i trzeba przyznać, że jest on respektowany w świecie. Polityką jednego dziecka poświęcono mu harmonijny rozwój społeczeństwa. W Związku Sowieckim rolnictwo reformował hochsztapler Trofim Łysenko. Tak długo, aż nie było co zbierać (co się zbiera w Związku Sowieckim, gdy przyjdzie nieurodzaj? Biuro Polityczne).

A teraz optymalizujemy CO2. Ci, którzy nie uważali na lekcji o fotosyntezie, chcieliby całkowicie usunąć CO2 z atmosfery, zmieniając Ziemię w czerwoną pustynię. W praktyce chodzi o redukcję. Plany takie przypominają dawne projekty zawracania syberyjskich rzek. Wiara we wszechpotęgę ludzkiego umysłu, ludzie jak bogowie. Wszystko można zmienić jednym przełożeniem wajchy. Można zlikwidować tradycyjną rodzinę, narody, wiarę. A co będzie? Zobaczymy.

Socjalizm, uważający się za awangardę ludzkości, żył dzięki pasożytowaniu na kapitalizmie. Ale na kim ma pasożytować współczesny kapitalizm? Wielu uważa, że Zachód jest tak silny, że może sobie pozwolić na dowolne eksperymenty. Tak myślano w pierwszej Rzeczypospolitej; wiemy, jak się skończyło. Żeby dopełnić analogii – znowu do legislatorów płynie strumień rubli.

.Działa tu konglomerat władzy, gospodarki i propagandy. Media o tradycyjnych tytułach dają złudzenie pluralizmu. Półokrągłe sale parlamentów dają złudzenie demokracji. Rozumiem potrzebę szczególnych środków w szczególnych sytuacjach. Obca jest mi postawa radykalnych wolnościowców, którzy, jeżeli władza zarządza jedno, muszą robić coś odwrotnego. Ale walcząc z zagrożeniami, nie należy dyscyplinować społeczeństwa podkręcaniem paniki i wykluczaniem wątpiących. Na ogół zwiększa to tylko polaryzację społeczeństwa i wzajemną wrogość. Lepszą receptą jest stara, poczciwa demokracja, najlepiej bez przymiotników.

Jan Śliwa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 25 marca 2023