Bismarck, Wilhelm i siła polskości
Znajduje się dziś na Zachodzie nielicznych, którzy Polskę bardzo cenią jako ostoję normalności. Ale na Zachodzie łatwiej dostępny jest głos Pawła Rubcowa niż profesora Ryszarda Legutki – pisze Jan ŚLIWA
.Na jakimś pchlim targu wpadła mi kiedyś w ręce książeczka – niemiecka historia Polski, wydana w Lipsku w 1907 r.; autorem jest niejaki dr Clemens Brandenburger. Wykorzystałem ją w pracy nad artykułem Drang nach Osten. Niemiecka ekspansja na wschód [LINK]. Tu chciałbym dokładniej spojrzeć na jej ostatni rozdział, Polityka pokojowej odnowy. Chodzi tu o zabór pruski na przełomie XIX i XX wieku. Konflikt dotyczy tego, jaka ludność będzie dominować, jaką będzie miała świadomość i jaką siłę gospodarczą. Żywioł polski wciąż jest silny, Niemcy wcale nie są pewni sukcesu. Zagrożeniem jest Verpolung, spolszczanie, polonizacja niemieckiej ludności. Słowo to pojawia się wielokrotnie na łamach tej książki.
Wiek po rozbiorach – koniec polskiej historii?
.Rozbiory trwają od stu lat, polskie powstania zakończyły się klęskami, po wojnie francusko-pruskiej 1870–1871 nie ma szans na francuską pomoc, trzeba wreszcie zaakceptować realia. Autor zauważa, że niepodległość i zjednoczenie Polski byłyby ewentualnie możliwe, ale tylko przy udziale całego ludu i w przypadku wojny między Prusami a Rosją, w której się one wzajemnie wyniszczą. Jest to dla niego chyba tylko teoretyczna możliwość.
Mamy bowiem rok 1907, autor oczekuje po wielu zawirowaniach wreszcie stabilizacji, jakiegoś końca historii. Ja jednak wiem, że siedem lat później historia dopiero się rozkręci na ostro. Ale autor tego nie wie. Jego relacja jest interesująca, bo pokazuje obraz z drugiej strony. Z mojej nauki szkolnej pamiętam ten okres jako pauzę po powstaniach i czekanie na niepodległość, ciszę przed burzą. Nic ciekawego się nie dzieje, no może wybudują jakąś kolej albo okręg przemysłowy. A autor oczekuje integracji i stabilizacji swojego państwa. Trzeba przyznać, że Niemcy wtedy doskonale się rozwijały, była (mimo cesarstwa) sprawna demokracja parlamentarna, oferta cywilizacyjna była sensowna. Zakładając, że geopolitycznie się nic już nie wydarzy, można brać. Ale Polacy nie mieli ochoty, ciągle byli krnąbrni. Tradycja, religia, nastawienie, że nikt nam nie będzie niczego wciskał przemocą.
Trzeba przyznać, że Prusy, a potem Niemcy, były państwem prawa. Dura lex, sed lex – twarde prawo, ale prawo. Jeżeli chcieli coś przeforsować, robili to poprzez prawo. Spodziewam się tu krytyki, ale jeżeli to porównam z okupacją hitlerowską, gdzie na dzień dobry wystrzelano 100 tysięcy Polaków, Polacy nie mieli prawa do życia, a w razie wątpliwości przyjeżdżał oddział SS i załatwiał sprawę, to cesarskie Niemcy jednak były inne. W parlamencie była frakcja polska, która (podobnie jak w Austrii) była często języczkiem u wagi i sprawnie wykorzystywała swoją liczebność. Autora książeczki bardzo to irytuje, ale nie proponuje ostrzejszych rozwiązań. Nawet nie proponuje tak dziś popularnego odbierania immunitetów i stawiania zarzutów korupcyjnych.
Zbudujmy się sami – praca, oświata i przedsiębiorczość
.Hrabia Edward Raczyński sformułował polski program: gdy będziemy lepiej wykształceni i zamożniejsi od Niemców, to będziemy panami w Poznaniu. Oczywiste jest, że program taki w totalitarnej dyktaturze nie miałby sensu. Czyli: należy konsekwentnie wykorzystywać istniejący system prawny i dopuszczalne możliwości do realizacji własnych celów. Jeszcze większe prawa Polacy mieli w Austrii – polska frakcja (Polenklub) w parlamencie, autonomia, polonizacja szkół, urzędów i sądów, niemiecki tylko na poczcie i w armii, brakuje tylko suwerenności. Inaczej jest w Rosji, gdzie po ciągłych buntach carat doszedł do wniosku, że wobec Polaków skuteczna jest jedynie żelazna pięść. Natomiast dynamiczny jest tam rozwój gospodarki. Działają niemieccy, francuscy i żydowscy przedsiębiorcy, nadchodzi zagraniczny kapitał. Tylko moskiewski okręg przemysłowy może rywalizować z polskim. Rozwija się też polska kultura, a zwłaszcza literatura, która (według nieprzyjaznego autora) może być powodem do dumy.
Z polskich terenów najlepiej rozwinięty jest zabór pruski. Mieszkańcy otrzymują wykształcenie, nie udało się ich jednak wykształcić na wiernych i lojalnych obywateli państwa. Jedną z przeszkód jest polski kler, który kontroluje szkoły. Kulturkampf, walczący zarówno z polskością, jak i katolicyzmem, buduje stereotyp „polski = katolicki”, co prowadzi do polonizacji nawet katolickich Niemców. Gdy Bismarck załatwił sprawy międzynarodowe (zwycięstwo nad Francją, zjednoczenie Niemiec), zwrócił się ku sprawom wewnętrznym. W 1872 r. wystosował pismo do ministra spraw wewnętrznych, hrabiego Eulenburga, żądając energicznych kroków przeciw „postępującemu od dziesięciu lat polskiemu podminowywaniu fundamentów państwa pruskiego”. Nadzór nad szkołami zabrano Kościołowi i przekazano państwu. Państwo miało też powoływać nauczycieli. Nauka religii i innych przedmiotów – tylko po niemiecku, w 1887 r. – koniec nauki polskiego. Polscy pracownicy przybyli z zaboru rosyjskiego zostają wydaleni, Komisja Kolonizacyjna wykupuje polską ziemię. Dla krzewienia niemieckości Hansemann, Kennemann i Tiedemann zakładają Hakatę – Niemiecki Związek Marchii Wschodniej.
A po stronie polskiej działają takie organizacje jak Sokół i Straż. Od organizacji paramilitarnych może ważniejsza jest działalność społeczna i gospodarcza. Polacy zakładają swoje banki i spółdzielnie. Rozwija się klasa średnia i w ruchu narodowym dominuje nad szlachtą. Polacy dbają o wykształcenie – założone przez Karola Marcinkowskiego, lekarza, Towarzystwo Naukowej Pomocy dla Młodzieży Wielkiego Księstwa Poznańskiego oferowało stypendia dla uzdolnionej młodzieży. Polacy się uczą i dorabiają. Uczą się niemieckiego – niby to dobrze, ale w sercu pozostają Polakami, a dwujęzyczność daje im przewagę nad Niemcami. Znając dobrze język i system prawny, mogą tę wiedzę wykorzystać na swoje potrzeby.
Pracując, zarabiają. Popularne stają się wyjazdy „na saksy” (Sachsengänge) – zwrot znany do dziś. Początkowo chodziło o sezonowe wyjazdy do Saksonii na zbiór buraków cukrowych, ale potem i dalej na zachód, zwłaszcza do zagłębia Ruhry, gdzie zarobki są lepsze. No i ci Polacy przywożą z zachodnich Niemiec pieniądze. I co? Wspierają polskie banki i spółdzielnie. Na marginesie – w temacie saksów znalazłem informację, że w galicyjskim miasteczku Auschwitz w 1916 r. wybudowano baraki dla 12 tysięcy robotników sezonowych. W 1940 r. stały się one bazą dla KL Auschwitz.
Gdy robotnicy z Wielkopolski wyjeżdżali na zachód, na ich miejsce przyjeżdżali Polacy z zaboru rosyjskiego, jeszcze gorszy element. Stąd wniosek: szybki rozwój gospodarczy wymaga rąk do pracy, ale jest to nie do pogodzenia z czystością etniczną. To wniosek również na teraz, także dla nas.
No i co zrobić z tymi Polakami? Otrzymują przecież tyle dobrodziejstw: „Liczne organizacje, wieloraka prasa, wspieranie polskiej spółdzielczości przez tani pieniądz z pruskiej centralnej kasy spółdzielczej, dobre wykształcenie umożliwione przez wsparcie państwa oraz przynależność do kwitnącego organizmu państwowego doprowadziły do przekształcenia gospodarczo całkowicie zacofanego, w dużej mierze w zwierzęcej tępocie żyjącego ludu, który Prusy przejęły sto lat temu, w lud silny gospodarczo i inteligentny, w którym nienawiść prostego człowieka do szlachty została zastąpiona przez podziwu godną jednomyślność”. Polacy się bogacą i rosną w siłę. „Te zmiany nie zatrzymają się w sposób naturalny, jedynie przeciwakcja może je unieszkodliwić”. Stąd aktywizacja działalności Komisji Kolonizacyjnej. Ale liczebność ludności polskiej rośnie i tak. Z pewną desperacją autor kończy: „Zwycięstwo zapewni nam jedynie niestrudzona gotowość do poświęceń i niezachwiana wytrwałość na obranej drodze”.
Jak żyć pod dominacją?
.W podręcznikach szkolnych w historii XIX wieku dominują powstania. Podbudowują ducha narodowego, ale za tragiczną cenę.
Z drugiej strony Wielkopolska jest pięknym przykładem zachowania polskości w trudnych warunkach, w oparciu raczej o pracę niż o walkę. Polacy wykorzystywali legalne możliwości prowadzenia finansów, gospodarki i oświaty, polska frakcja w parlamencie też nie siedziała tam od parady. Ale z takimi porównaniami trzeba uważać. Drzymała tylko dlatego mógł ze swoim wozem grać z władzami pruskimi w kotka i myszkę, że władze te przestrzegały własnego prawa, co nie jest oczywiste. W zaborze rosyjskim prawdopodobnie przyjechaliby Kozacy i wytłumaczyli mu, że nie znają się na takich żartach.
Niektórzy, patrząc na ogrom polskich strat w II wojnie światowej, sugerują, że mogliśmy kolaborować, jak Francuzi. Drobny problem – nie jesteśmy Francuzami i jako Untermensche nie mieliśmy takiej oferty. Może zresztą widząc trudności w germanizowaniu Polaków, Hitler doszedł do wniosku, że jest to próżny trud, lepiej jest przejąć pustą ziemię.
Ale dlaczego Polacy nie dali się zgermanizować? Może to tradycja, religia, Kościół. Walcząc brutalnie z Kościołem, Niemcy ułatwiali wybór – albo Polska, albo Niemcy. Była to sprawa smaku, jak pisał Herbert. A dzięki romantyzmowi Polacy mieli mocno wyrobiony szacunek do honoru, godności, szlachetności. Pewne zachowania były odpychająco nieestetyczne. Również ważna była literatura. Na literaturze się trzyma naród. Włosi bez Dantego, Niemcy bez Goethego, Anglicy bez Szekspira, Francuzi bez Moliera (i legionu innych) byliby bezkształtną masą. I być może niestety będą znowu nią wkrótce.
Oprócz wzniosłej poezji – oraz Sienkiewicza ku pokrzepieniu serc – ważna była literatura współczesna. Myślę o takich twórcach, jak Prus, Żeromski i Reymont. Pisali dla swoich rodaków, poruszając sprawy ważne. Nie byli jak niektórzy współcześni, którzy biorą niemieckie granty i starają się przypodobać niemieckiemu sponsorowi, który otrzymuje kolejne dzieło o polskim antysemityzmie.
A jeżeli możliwa jest nauka fizyki, biologii i inżynierii – korzystać! Moi rodzice nie poszli do lasu, budowali maszyny elektryczne. Prąd jest potrzebny komunistom i patriotom. Być może się przy tym otrzyma porcję dialektyki marksistowskiej albo wokizmu, ale trzeba to puścić mimo uszu.
I nawet w mało komfortowych warunkach warto spróbować, czy czegoś nie da się politycznie osiągnąć w ramach systemu. Obecnie może jesteśmy tak zdeprymowani postawą władz unijnych, że z góry zakładamy, że nic się nie da zrobić, a o wszystkim w końcu zadecyduje Bruksela z Berlinem. Wobec tego europosłowie delektują się dietami, czasem w parlamencie komuś wygarną w oczy całą prawdę, i tyle. Wiadomo, że po to są wysokie diety, żeby kupić lojalność, ale przecież nigdzie nie jest to formalnie napisane. Wielkopolanie potrafili działać i budować sojusze.
Wielonarodowość a spójność państwa
.My oczywiście sympatyzujemy z niezłomnymi Polakami, ale spójrzmy na sprawę z drugiej strony. Celem Niemców było scalenie państwa i wychowanie lojalnych obywateli. Jesteśmy przyzwyczajeni do bycia na dnie, ale czasem to my jesteśmy na górze. Podobne problemy miała II RP z Żydami, Ukraińcami i Niemcami, a obecnie możemy mieć je też z Ukraińcami oraz z legalnymi i nielegalnymi imigrantami z całego świata. Mimo programów prorodzinnych mamy dziurę demograficzną. Można ją zapchać przybyszami. Ale jakimi, na jakich warunkach, skąd? We Francji też się zaczynało od imigracji zarobkowej. Problem polega na tym, że trzeba znaleźć złoty środek między przymusową asymilacją a dopuszczeniem do tworzenia się gett, gdzie aparat państwowy nie ma wstępu, a propagowana jest nienawiść do państwa-gospodarza.
I powtarzam jak mantrę: do rozwiązywania problemów potrzebna jest rzeczowa, ponadpartyjna dyskusja bez tematów tabu. W tej chwili nie widzę takiej możliwości. Może gdybyśmy mieli nóż na gardle albo już w gardle… Wcześniejszych działań sobie nie wyobrażam. Wymaga to dopuszczenia sytuacji, że prawak siądzie na murku z lewaczką i zastanowią się, jak jest, a potem do dyskusji dołączą się inni. Wygląda to na proste, ale takie nie jest. Tak samo jest gdzie indziej, choćby w Niemczech. Kto poruszy temat składu etnicznego i spójności społeczeństwa, jest stygmatyzowany jako Rechtsradikal i ma na karku Urząd Ochrony Konstytucji.
Nasz duch narodowy – przeżytek czy siła na przyszłość?
.A jak wygląda dziś nasz duch narodowy? W Polsce od wieków trwa spór patriotów i ojkofobów. Dla zmylenia przeciwnika wszyscy się dziś stroją w narodowe barwy. Wraca walka z nacjonalizmem i faszyzmem, propaganda wstydu. Zapomina się, że to właśnie patriotyzm motywował Polaków do walki z Hitlerem na wszystkich frontach. Poza Polską hołduje się innym wartościom niż te, które zbudowały wielkość Polski i pozwoliły utrzymać polskiego ducha. Moim skromnym zdaniem są te inne wartości również destruktywne dla społeczeństw zachodnich, ale to ich problem. Znajduje się na Zachodzie nielicznych, którzy samodzielnie dochodzą do takiego wniosku i Polskę bardzo cenią jako ostoję normalności. Ale na Zachodzie łatwiej dostępny jest głos Pawła Rubcowa niż profesora Ryszarda Legutki. Poza tym zwłaszcza młode pokolenie poddane jest presji środowiskowej. Trudno jest twierdzić, że to ja mam rację, a wszyscy inni się mylą. A wszystkie tradycyjne ideały polskości są łatwe do wyśmiania: naród, wiara, rodzina. Do tego dochodzi nieproszony „obrońca tradycyjnych wartości”, Władimir Putin. Rozpowszechniona jest logika: komu przeszkadzają drag queens w szkole, to putinista, który najchętniej by bombardował ukraińskie szpitale. Ale prawda i logika nigdy nie miały łatwo.
W ciężkich czasach zawsze pomagała nam poezja. Na przykład Kaczmarskiego Zbroja:
„Choć krwią zachłysnął się nasz czas,
choć myśli toną w paranojach,
jak zawsze chronić będzie nas – zbroja”
i Źródło:
„Ale źródło wciąż bije, tłoczy puls między stoki,
więc jest nurt choć ukryty dla oka”.
I Asnyk:
„Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystoi w milczeniu się zbroić…”
.Ale zanim zaczniemy się zbroić – co i tak jest przenośnią – zobaczmy, co się da realnie zrobić. Oświata, kultura, gospodarka, praca u podstaw. Jak pisał niemiecki autor: „Zwycięstwo zapewni nam jedynie niestrudzona gotowość do poświęceń i niezachwiana wytrwałość na obranej drodze”. Bądźmy po prostu w tym lepsi od naszych przeciwników.
Jan Śliwa