Prof. Marek KORNAT: Poczdamska lekcja historii

Poczdamska lekcja historii

Photo of Prof. Marek KORNAT

Prof. Marek KORNAT

Historyk, sowietolog, edytor źródeł, eseista, profesor nauk humanistycznych i kierownik Zakładu Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autora

Podczas obrad w Poczdamie Stalin stwierdził, że Polacy „wzięli rewanż za krzywdy zadane im przez Niemców w ciągu wieków”. Nie ma wątpliwości, że leżało głęboko w interesie ZSRR, aby pomiędzy Polską a Niemcami powstała przepaść, nie dająca się już zasypać. Skazywałoby to nowe państwo polskie albo na kolejny rozbiór, albo na nieustające szukanie protektora w Moskwie – pisze prof. Marek KORNAT

Poczdam a sprawa polska. Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej

.Konferencja przywódców mocarstw koalicji antyniemieckiej – zbierając się w Berlinie (Poczdamie) 17 lipca 1945 r. – miała do rozpatrzenia sprawę granicy polsko-niemieckiej jako jedno ze swych najważniejszych zadań. Problem ten dzielił Związek Sowiecki Stalina od Stanów Zjednoczonych Trumana i Wielkiej Brytanii Churchilla (a następnie Attleego). Sowiecki dyktator dążył do przeprowadzenia zachodniej granicy państwa polskiego na Odrze i Nysie Łużyckiej, włączając w to Szczecin i Świnoujście. Churchill w swoich wspomnieniach napisał, że chciał, aby w obliczu niemożności osiągnięcia porozumienia „wyłożyć karty na stół pod koniec konferencji i w razie potrzeby doprowadzić raczej do jawnego zerwania, niż zgodzić się na to, aby cokolwiek poza Odrą i wschodnią Nysą [czyli kłodzką] zostało odstąpione Polsce”.

Problem polsko-niemieckiego rozgraniczenia nie polegał jednak na deliberacjach przywódców. Stalin przeforsował bowiem politykę „faktów dokonanych” i terytoria na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej przekazał komunistycznemu rządowi w Warszawie. W Poczdamie wymógł zatwierdzenie istniejącego już status quo.

Rozwiązanie problemu znalazło wyraz w kompromisie będącym prowizorium. Kompromis ten polegał na tym, że przyjęto formułę głoszącą, iż Polska otrzymuje terytoria na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej pod swoją administrację. Ostatecznie problem granic załatwi przyszła konferencja pokojowa. „Zgodziliśmy się na kompromis w sprawie granic Polski, który był najlepszy z możliwych do osiągnięcia, ale przyjęliśmy go z tym zastrzeżeniem, że podlegać on będzie ostatecznej decyzji konferencji pokojowej” — wspominał prezydent Truman. Tyle tylko, że do takiej konferencji nie doszło. Tak oto Polska powojenna miała swoją nieuznaną w rozumieniu prawa międzynarodowego granicę zachodnią. Był to wielki problem aż do chwili kiedy kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Brandt zgodził się na układ gwarancyjny z rządem PRL w grudniu 1970 r.

Kierownictwo sowieckie pragnęło wykorzystać do maximum to, że ustanowienie granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej dokonało się wskutek swoistego dyktatu ZSRR, którego przywódca osiągał zamierzone cele metodą faktów dokonanych. Jego propozycje zaakceptowali szefowie rządów mocarstw anglosaskich tylko w imię „mniejszego zła” – aby nie doprowadzić do otwartego zerwania konferencji berlińskiej z wszystkimi tego konsekwencjami międzynarodowo-politycznymi.

Podczas obrad Stalin stwierdził, że Polacy „wzięli rewanż za krzywdy zadane im przez Niemców w ciągu wieków”. Nie ma wątpliwości, że leżało głęboko w interesie ZSRR, aby pomiędzy Polską a Niemcami powstała przepaść nie dająca się już zasypać. Skazywałoby to nowe państwo polskie albo na nowy rozbiór, albo na nieustające szukanie protektora w Moskwie.

Związek Sowiecki pełnił rolę gwaranta granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Sprawował w ten sposób swój nieformalny protektorat nad ludową Polską. Nie jest tajemnicą dlaczego Stalin przeforsował w Poczdamie rozgraniczenie na Odrze i Nysie Łużyckiej. Chciał jak najdalej przesunąć zachodnie granice sowieckiego imperium zewnętrznego. W lipcu 1945 r. nie miał pewności, jaki będzie dalszy los pokonanych Niemiec. Miał za to pewność, że Polska jest w jego rękach. Albowiem jałtańska obietnica wolnych wyborów z udziałem wszystkich „antynazistowskich” partii politycznych liczyła się tylko na papierze.

Kwestia wysiedleńców i odszkodowań za II wojnę światową

.Z Poczdamu Polacy wychodzili jeszcze z dwoma innymi rozstrzygnięciami. Obydwa pozostają znaczące i nieprzemijające.

Uchwalono przymusowe wysiedlenie ludności niemieckiej z terytoriów przechodzących pod administrację polską – aczkolwiek środkami humanitarnymi. W sferze publicznej bywa to obecnie zniekształcane i wykorzystywane przeciw Polsce. Ludność niemiecka miała zostać wysiedlona z woli przywódców wielkich mocarstw, które wygrały II wojnę światową, nie z woli Polaków. O „barbarzyńskich wysiedleniach ludności niemieckiej” usankcjonowanych w Poczdamie mówił m.in. Vincent Auriol, były prezydent Republiki Francuskiej w roku 1954. Jednak to nie naród polski zaordynował takie rozwiązanie. Był on jedynie widzem tej historii.

Sprawa odszkodowań za narzuconą przez Niemcy wojnę przybrała w Poczdamie postać najgorszą z możliwych. Orzeczono bowiem, że układające się strony egzekwują reparacje w swoich strefach okupacyjnych. Związek Sowiecki złożył ustami swojego przywódcy deklarację o przyznaniu 15 proc. z jego należności Polsce. Jak wiadomo, w r. 1953  rząd PRL został zmuszony, aby zrzec się tego udziału. (Sprawa skuteczności tego oświadczenia stwarza poważne kontrowersje). 

Teza historyków doby PRL o „wielkim zwycięstwie”, jakie odnosiła Polska w Poczdamie dzięki poparciu ZSRR, nie ma oparcia w rzeczywistości. Nie mamy powodu, by sądzić, że cokolwiek zawdzięczamy Stalinowi. W polityce zazwyczaj nikt nikomu niczego nie daje za darmo ani dla idei. Liczy się interes. Stalin był ostatnim wśród tych przywódców światowych, którzy mieliby chęć odstąpić od tej zasady. Poza tym dyktator sowiecki szczerze nienawidził Polski, chociaż w Teheranie, Jałcie i Poczdamie umiejętnie to ukrywał. Widział w Polsce geopolityczną przegrodę oddzielającą jego imperium od Niemiec, którą trzeba wyeliminować. Polaków uważał też za modelowo działający naród, który uciska niepolskie narodowości (Ukraińców i Białorusinów) i kultywuje ucisk klasowy.  

Dziedzictwo Poczdamu

.Trzeba jednak podkreślić, że za sprawą Poczdamu mimo wszystko wyszliśmy jako naród obronną ręką z katastrofy, jaką była II wojna światowa – przynajmniej w tym sensie, że Ziemie Zachodnie nie zostały nam odebrane. To jest zasadniczy fakt o wielkim znaczeniu. Zdarza się bowiem w historii tak, że prowizorium staje się rozstrzygnięciem trwałym. Oczywiście nie staje się tak często.

W niemieckiej doktrynie prawa międzynarodowego Konferencja Poczdamska jest konsekwentnie traktowana per non est jako arbitralny dyktat sprzeczny z zasadami samostanowienia narodów. Koncepcja ta zakłada, że skoro uchwały ujęte w formę umowy trzech przywódców Koalicji z 2 sierpnia 1945 r. nie zostały przekształcone w traktat pokojowy z Niemcami, do którego odsyłają – toteż nie należy ich traktować jako normy w stosunkach międzynarodowych. Stanowisko takie jest osobliwe. Dla nas Polaków liczy się jednak przede wszystkim to, że zjednoczone Niemcy zawarły z naszym rządem traktat graniczny 17 listopada 1990 r. a jest on potwierdzeniem układu z 7 grudnia 1970 między rządami PRL i RFN, który potwierdza poczdamskie rozstrzygnięcia terytorialne.

.Na koniec wreszcie warto wspomnieć, że obecna propaganda rosyjska wyraża stanowczą dezaprobatę dla poczdamskich decyzji przeforsowanych przez Stalina, będących w tym ujęciu niepożądaną inwestycją na rzecz Polski. Dyktator ten jest rehabilitowany jako „wielki państwowiec”. Ale nie znajduje uznania to, że przyłożył rękę do stworzenia państwa polskiego – wprawdzie bez przedwojennych ziem wschodnich, ale ze znaczącą rekompensatą terytorialną na zachodzie za udział w II wojnie światowej i to w roli jej pierwszej ofiary.

Marek Kornat

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 lipca 2024
Fot. Winston Churchill, Harry Truman i Józef Stalin podczas konferencji poczdamskiej / National Archives and Records Administration (NARA) / domena publiczna / Wikimedia.