Daniel KOREŚ: W cieniu wyroku na miasto.  Kto i jak podjął decyzję o wybuchu powstania warszawskiego?

W cieniu wyroku na miasto.
Kto i jak podjął decyzję o wybuchu powstania warszawskiego?

Photo of Daniel KOREŚ

Daniel KOREŚ

Pracownik wrocławskiego IPN, autor książek na temat wojskowych II Rzeczpospolitej i II wojny światowej, badacz historii gen. Stanisława Sosabowskiego

W połowie lipca 1944 r. w okupowanej Warszawie Komenda Główna AK prowadziła gorączkowe narady w sprawie rozpoczęcia ograniczonego tylko do stolicy powstania. Ignorując wszystkie możliwe negatywne a nawet katastrofalne skutki tego kroku, licząc bezpodstawnie na wsparcie ze strony Sowietów, grupa najbardziej wojowniczych członków dowództwa AK, określana w historiografii mianem „jastrzębi”, przeforsowała ostatecznie tę zgubną decyzję – pisze Daniel KOREŚ

Czas decyzji

.W czasie brzemiennej w dalekosiężne skutki odprawy z 25 lipca 1944 r., po wyczerpaniu – a raczej niedojściu do skutku (lub też odsunięciu w czasie) – głównego zagadnienia (czyli daty rozpoczęcia walki), zajęto się sprawami, jak by się mogło wówczas wydawać, drugorzędnymi. Najważniejsze było ustalenie, kto będzie dowodził bezpośrednio walką? Kto będzie kierował powstaniem? Z takim pytaniem wystąpił „Filip” (Józef Szostak). Zadecydowano gremialnie – w sumie logicznie w kontekście przyjętego planu walki – że dowódcą musi być oficer znający miasto i żołnierzy, którzy będą o nie walczyć, płk dypl. Antoni Chruściel „Monter”, komendant Okręgu Warszawskiego AK. Co ciekawe, sprawa ta nie budziła żadnych kontrowersji, a przynajmniej o takowych brak informacji w źródłach, co może oznaczać, że została już wcześniej omówiona w gronie „jastrzębi” (np. 23 lipca na nieformalnym spotkaniu Okulickiego, Rzepeckiego, Chruściela i polityków z „Trójkąta”).

Sam „Monter” w relacji napisanej w 1945 r. w ogóle nie wspomina o tym fakcie, uznając, że dowództwo nie podlegało dyskusji czy jakimkolwiek decyzjom: „W dniu 25 VII 1944 r. dowiedziałem się na odprawie, że Naczelny Wódz [sic!] zarządza dla okręgu warszawskiego Powstanie, czas wybuchu określi Dowództwo Armii Krajowej. Wszystkie okręgi wykonują plan »Burzy«, natomiast okręg stołeczny jest jedyny, który wykona największy wysiłek, tj. walkę o charakterze ogólnego zrywu. Braki w uzbrojeniu będą pokryte masowymi zrzutami”. Ale dziewięć lat później już sobie przypomniał, że porozumiewał się z Okulickim i Rzepeckim (w mieszkaniu tego ostatniego) przed odprawą 25 lipca.

Kolejne kwestie, które wówczas rozstrzygnięto, wyszły bezpośrednio od in spe dowódcy powstania. Była to pora dnia, o której miała rozpocząć się walka o stolicę oraz możliwość samodzielnego ogłoszenia pogotowia bojowego, ostatniego stopnia gotowości przed powstaniem, co faktycznie oznaczało scedowanie 25 lipca na „Montera” prawa do rozpoczęcia walki bez zgody dowódcy AK, delegata rządu i prezesa RJN. W 1973 r. Szostak, oceniając wobec francuskiego dziennikarza i historyka (Jean-Francois Steiner) te dwie – zaakceptowane przez „Bora” przy milczącej aprobacie oficerów KG AK – sugestie Chruściela, zdobył się na chyba największą szczerość we wszystkich wypowiedziach na temat powstania warszawskiego: „Może właśnie 25 [lipca], w czasie wtorkowej odprawy, przegraliśmy bitwę o Warszawę, a znalazło to swój wyraz w dwu decyzjach podjętych w pośpiechu i szaleństwie ostatnich chwil tej narady, która bardziej była podobna do debaty parlamentarnej niż do zebrania oficerów sztabowych. Pierwszą była propozycja »Montera« dotycząca zmiany godziny ataku […]. Druga, a przeszła ona praktycznie niezauważona, była równie zgubna. Przyjęliśmy właśnie sugestię »Montera«, gdy ten zapytał nagle »Bora«, co ma uczynić w razie wytworzenia się jakiejś nieprzewidzianej sytuacji, która nie pozwoliłaby mu na skontaktowanie się z nim. Stawiając takie pytanie, »Monter« nie pozostawił »Borowi« żadnego wyboru i w rezultacie odpowiedział on tak, jak sugerowało pytanie: »w takim przypadku zdecyduje pan sam«. Praktycznie znaczyło to, że odpowiedzialność za wybuch Powstania powierzona została »Monterowi«”.

Dlaczego powstanie warszawskie wybuchło o 17.00 ?

.Nie potrafię stwierdzić tego jednoznacznie, choć mogę przypuszczać, że ta opinia – niezwykle cenna i w wypadku Szostaka jedyna tego rodzaju – została skierowana do obcokrajowca z myślą, że zostanie ewentualnie wykorzystana w książce wydanej w języku francuskim za granicą. Trzeba przyznać, że „Filip” nie był odosobniony w spóźnionej, ale jednak słusznej refleksji na temat zmiany godziny rozpoczęcia powstania (tutaj popierał go „Kuczaba”) i złożenia na „Montera” odpowiedzialności za wybór momentu rozpoczęcia walki (tu z kolei zgodny był z „Sękiem”).

Należy całej trójce przyznać rację: były to karygodne błędy, które zaczęły się mścić bardzo szybko. Chruściel mógł być wyznaczony na dowódcę powstania, ale wszelkie prerogatywy dotyczące wybuchu powinny pozostać przy dowódcy AK. Faktycznie po 25 lipca jedynym spiritus movens powstania był „Monter”, który już raz podjął samodzielnie decyzję o pogotowiu 27 lipca i ledwo udało się mu na drugi dzień powstrzymać rozpoczęcie walki. Zmiana pory na godz. 17.00 też nie należała do fortunnych – nocny atak byłby dla Niemców o wiele trudniejszy do odparcia, gdyż zmrok i zaskoczenie zniwelowałyby braki w uzbrojeniu oraz utrudniłyby ocenę siły oddziałów AK.

W cieniu wyroku na miasto. „Za wszelką cenę i bez względu na straty”

.Pozostaje kwestia następująca: czy za przekazaniem w ręce „Montera” takich prerogatyw stali przywódcy „jastrzębi” w KG AK? Pułkownik dypl. (gen. bryg.) Karol Ziemski „Wachnowski”, szef Wydziału Piechoty i Wyszkolenia w Oddziale III KG AK, w sierpniu 1944 r. dowódca Zgrupowania „Północ” i  następnie zastępca komendanta Okręgu Warszawskiego AK, oficer, który znał dobrze Chruściela sprzed wojny, z czasów konspiracji oraz powstania, opisał go (i jego rolę w wywołaniu powstania) krótko i brutalnie: „»Monter« był synem chłopów galicyjskich. Był jak i oni – podejrzliwy, chytry i chciwy. Był to człowiek zamknięty w sobie i ambitny. To on spowodował wybuch powstania w sposób świadomy i nie porozumiewając się z nikim. Przyczyny tego nie wydają mi się jasne, sądzę jednak, że uczynił to powodowany ambicją”. Nie tylko Ziemski zauważał negatywne cechy „Montera”, lecz on chyba najdobitniej wskazał na niego jako winnego wybuchu powstania. Nie można się z nim zgodzić tylko w jednym: możliwości działania dała „Monterowi” KG AK, z „Borem” na czele, na odprawie 25 lipca, a dzięki różnym, także zakulisowym działaniom trzech oficerów (Pełczyńskiego, Okulickiego i Rzepeckiego) nadających ton grupie „jastrzębi” komendant Okręgu Warszawskiego AK nie działał w próżni. „Monter” stał się narzędziem „jastrzębi”, które wykorzystali do wywołania powstania. Za wszelką cenę i bez względu na straty.

25 lipca 1944 r. stanowił silną cezurę na drodze do powstania. Ustalenia, które zapadły na odprawie w lokalu na Tamce (lub na Chłodnej), były kamieniem rzuconym na zbocze górskie, który, tocząc się konsekwentnie w dół, wzbudził lawinę, nad którą dowódca AK i jego najbliżsi współpracownicy przestali panować. „Monter”, piekielnie ambitny i zamknięty w sobie oficer, który otrzymał placet na rozpoczęcie walki bez oglądania się na KG AK, tak bardzo dążył do wykorzystania tej władzy, że dwa dni po jej otrzymaniu postanowił zrobić z niej pożytek, nawet wbrew stanowczej opinii swojego szefa sztabu mjr. dypl. „Chirurga”, który niemal wprost napisał, że ogłoszenie pogotowia 27 lipca faktycznie przerodziło się w powstanie 1 sierpnia. Szef wywiadu KG AK, którego relacja jest jednym z najważniejszych świadectw na temat ostatnich dni lipca 1944 r., ocenił to wydarzenie bardzo celnie: „Głównym wydarzeniem tego czwartku, 27 lipca, była nagła decyzja »Montera« o zarządzeniu mobilizacji wojsk. Było to w tym oszałamiającym okresie jedno z najważniejszych i najbardziej decydujących pociągnięć, z których narodziło się Powstanie Warszawskie”. Dalej „Heller” wysuwa hipotezę, która wydaje się bardzo prawdopodobna: „»Monter« nie był człowiekiem, który by sam powziął taką decyzję. Ktoś musiał go niewątpliwie zachęcać. Ponieważ między 21 a 31 lipca spotykał się codziennie z Rzepeckim, można przypuszczać […] że to on go do tego pchnął”. Świeżo upieczony szef operacji (Szostak) był nie tylko zaskoczony, ale i zbulwersowany samowolną próbą wywołania powstania, uzasadnioną później zarządzeniem gubernatora Ludwiga Fischera wzywającego młodych mężczyzn do stawienia się do prac przy umocnieniach polowych: „Nagle, któregoś dnia dowiaduję się, że »Monter« zarządził pogotowie. Natychmiast wysłałem meldunek do »Grzegorza«, nie rozumiejąc, kto go do tego upoważnił.

Okazało się, że wobec ogłoszenia przez Niemców zbiórki 100 tys. ludzi do kopania okopów »Monter« uznał to za sygnał do wystąpienia do walki, a będąc upoważniony przez »Bora« do wystąpienia bez rozkazu, o ile Komenda Główna nie zdąży takiego wydać, zarządził pogotowie. Nie wiem, czy na skutek mojego meldunku, czy może »Grzegorz« wcześniej sam się dowiedział, ale pogotowie zostało odwołane. Oczywiście, miało to ujemny wpływ na nastroje naszych żołnierzy. »Monter« zrozumiał, że zrobił wielkie głupstwo, nie wytrzymując nerwowo i zarządzając pogotowie”. Czy tak by się wypowiadał człowiek dążący do walki za każdą cenę? Myślę, że tego dnia tak Szostak, jak i Iranek-Osmecki zrozumieli, że powierzenie komendantowi Warszawskiego Okręgu AK możliwości rozpoczęcia walki bez zgody dowódcy AK – do czego sami przyłożyli rękę, nie zgłaszając wobec tego zastrzeżeń – było wielkim błędem.

Data wybuchu powstania warszawskiego – co ostatecznie zadecydowało?

.Ja postawię w tym miejscu inną tezę – która notabene koreluje z opinią Tadeusza Żenczykowskiego – że gdyby 28 lipca „Bór” nie musiał powstrzymać „Montera” – a do tego by nie doszło, gdyby wybór momentu rozpoczęcia walki pozostał przy dowódcy AK – to jest duże prawdopodobieństwo, że 1 sierpnia powstanie by nie wybuchło. 25 lipca zadecydowano, że: „1. Walka będzie podjęta w najbliższych dniach, zależnie od postępów frontu i ewentualnego zachowania się Niemców; 2. Odprawy z szefami oddziałów sztabu, dla wymiany najświeższych wiadomości i ich oceny, będą się odtąd odbywały codziennie rano i po południu, przy tym po południu udziałem Pełnomocnika Rządu, aby mógł wziąć udział w powzięciu ostatecznej decyzji co do terminu wybuchu walki”. Tylko czy te ustalenia znaczyły cokolwiek, skoro dowódca AK faktycznie zaczął być zakładnikiem swojego podkomendnego „Montera”?

Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na z gruntu fałszywe przedstawienie roli Okulickiego po przekazaniu szefostwa operacji Szostakowi w oficjalnym opracowaniu Podkomisji Historycznej AK Sztabu Głównego PSZ, na czele której stał Pełczyński. Według tego dokumentu 29 lipca – a więc nazajutrz po przekazaniu szefostwa operacji – miała miejsce „Zasadnicza odprawa z gen. Okulickim, ustalająca całość ewentualnego przejęcia przez niego dowodzenia”, oczywiście po wybuchu powstania i ujawnieniu się KG AK wobec Sowietów, jak sobie to życzeniowo ustalono we własnym gronie. Jakież jednak zdziwienie budzi stwierdzenie zespołu autorskiego kierowanego przez Pełczyńskiego, że „Kobra” (który ponoć miał już wówczas przyjąć pseudonim „Niedźwiadek”, co jest o tyle zaskakujące, że do kapitulacji Warszawy podpisywał się jako „Kobra”) miał się po 29 lipca „oddzielić z minimalnym zespołem współpracowników od dowództwa AK, zakonspirować się w mieście i starać się w sposób jak najbardziej ukryty utrzymać łączność z komendantem okręgu Warszawa i szefem sztabu AK”. Jak Okulicki miał przejąć dowództwo nad AK, znajdując się w mieście? To zarówno, jak i stwierdzenie o utrzymywaniu łączności, to oczywiste kłamstwo mające ahistorycznie uzasadnić jego obecność w mieście, choć miał się faktycznie znaleźć poza nim i dowód na matactwa „Grzegorza”, który zmienił zdanie co do wyprawienia „Kobry” w teren i uznał, że musi go trzymać pod ręką. A o tym najlepiej zaświadczył sam Okulicki w swoich zeznaniach złożonych w areszcie śledczym NKWD w 1945 r., gdy pisał, że powinien być w Puszczy Kampinoskiej, a znajdował się w Warszawie. A chyba ostatecznym dowodem na kłamstwa Pełczyńskiego jest stwierdzenie, że po 29 lipca Okulicki „nie brał […] udziału w pracach dowództwa AK aż do połowy września 1944 r.”.

.Skoro tak było, to dlaczego kilku świadków (z Pełczyńskim na czele!) potwierdza jego udział w odprawach KG AK po 29 lipca, a przede wszystkim w brzemiennej w skutki popołudniowej odprawie 31 lipca, która faktycznie nie miała miejsca, gdy dwóch generałów (Pełczyński i właśnie Okulicki) przy pomocy jednego pułkownika (Chruściel) wywarło nacisk na trzeciego generała (Komorowskiego)? Powyższy cytat to jawna i grubymi nićmi szyta manipulacja Pełczyńskiego i jego współpracowników opracowujących oficjalną historię Armii Krajowej, zaledwie kilka lat (1950 r.) po opisywanych wydarzeniach.

Daniel Koreś

Fragment książki W cieniu wyroku na miasto. Pułkownik dyplomowany Józef Szostak Filip (1897-1984). Biografia szefa Oddziału III i szefa operacji KG AK, wyd. Instytut Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 lipca 2023