Jean-Paul OURY: Kocham Wrocław. Widziałem, jak przez 20 lat to miasto się zmieniało

Kocham Wrocław. Widziałem, jak przez 20 lat to miasto się zmieniało

Photo of Jean-Paul OURY

Jean-Paul OURY

Jeden z czołowych francuskich ekspertów komunikacji strategicznej. Konsultant strategii korporacyjnych i nowych mediów. Doktor historii nauk i technologii.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Po raz pierwszy przybyłem do tego miasta w roku 1996, a więc równe, okrągłe i pełne symboliki dwadzieścia lat temu. W tym bardzo krótkim i zarazem bardzo długim czasie obserwowałem tak wielką zmianę, że gdy teraz o tym myślę, trudno jest w tę metamorfozę uwierzyć – pisze Jean-Paul OURY

.Gdybyśmy chcieli znaleźć zjawisko, które miałoby udowodnić, że czas jest elastyczny, to byłaby to transformacja Wrocławia. Wydaje się, że wybudowanie Sky Tower, najwyższego budynku w Polsce, zajęło tyle samo czasu, co załatanie dziurawej ul. Grabiszyńskiej pod koniec lat 90. Piszę to, żeby uzmysłowić Czytelnikom, że stolica Dolnego Śląska potrzebowała trochę czasu, aby dzisiaj mogła być postrzegana jako piękne europejskie miasto. Wykorzystała go znakomicie!

Przyjechałem kiedyś do Polski, aby odbyć służbę wojskową jako lektor języka francuskiego. Gdy zakończył się mój bardzo krótki pobyt w Ambasadzie Francuskiej w Warszawie, wybrałem przydział we Wrocławiu, gdzie ponad rok byłem w koszarach Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych im. gen. Tadeusza Kościuszki.

.Jako Lotaryńczyk z pochodzenia obliczyłem, że to miasto jest raptem 1000 kilometrów samochodem od mojego miasta rodzinnego — wystarczyło tylko przemierzyć Niemcy. Jednak cóż to w tym czasie była za trasa!

Pierwszy etap podróży przebiegał bez zakłóceń do Erfurtu, następny jednak wiódł przez budowane autostrady byłego NRD. Później pojawiała się granica, na której oczekiwałem ponad 8 godzin podczas świąt wielkanocnych. Zawsze trzeba było ustawiać się w kolejce za lawetami wiozącymi złom. Ale gdy przekroczyło się granicę, rozpoczynała się przygoda: od Zgorzelca do Wrocławia jest jedynie około 200 kilometrów, ale to ta część podróży wydawała się najdłuższa. Trzeba było przejechać między innymi 100-kilometrowy fragment tego, co było pierwszą autostradą Europy. Ta nierówna droga, zbudowana przez Adolfa Hitlera, wydawała mi się całkowicie surrealistyczna ze swoimi płytami z betonu, a kiedy korzystałem z niej po raz pierwszy, jadąc autobusem, byłem przekonany, że mamy przedziurawioną oponę.

Zmuszony do podróżowania — był czas w moim życiu, kiedy jeździłem do Wrocławia średnio co trzy miesiące — znałem wszystkie dziury w tej drodze. Jednak już wtedy mogłem obserwować dynamikę rozwoju. Było robione wszystko, absolutnie wszystko, żeby odbudować państwo po tragedii ekonomicznej czasów komunizmu. Ale Polska żyła: podczas gdy podróż między Dreznem i Gorlitz przypominała jazdę w środku nocy, gdy nie widać żywej duszy, to od Zgorzelca było jak na odpuście — w środku nocy nawet w małych wioskach świeciły się wielokolorowe światła, a w dzień na skraju drogi stali ludzie próbujący sprzedawać grzyby, konfitury, dzikie jagody. Jedyne, co trzeba było zrobić, to zatrzymać samochód i wyjść po nie.

Przysłowie mówi „pomagaj sobie, a niebo pomoże tobie”. Jeśli możemy zastosować je do jakiejś grupy, będą to na pewno mieszkańcy Wrocławia. Przez te lata widziałem ich ciężko pracujących przy zmianie wizerunku miasta, bez żadnej pomocy, i to zadziałało. Po raz kolejny miasto jest tego żywym przykładem: w 1996 r. stolica Dolnego Śląska zachowywała wiele śladów miasta powojennego — na niektórych murach były jeszcze ślady po kulach. W okresie zimnej wojny Wrocław nie miał wytyczonych celów. Infrastruktura drogowa była w opłakanym stanie: nocami ulice były słabo oświetlone i trzeba było uważać, żeby nie rozjechać zagubionych przechodniów na poboczu. Ale krok po kroku miasto się zmieniało i modernizowało, wraz z przybyciem wielkich centrów dystrybucji — pierwsze były supermarkety niemieckie i angielskie, niedługo później pojawili się Francuzi.

Byłem dumny, gdy opowiadałem moim przyjaciołom, że zbudowaliśmy jeden z największych hipermarketów Auchan w Europie, co było imponujące tym bardziej, że we Francji mamy bardzo mało tak wielkich centrów handlowych. Kiedyś zabrałem tam moją córkę — spytała mnie: „Tato, jesteśmy we Francji czy w Polsce? Bo widzę wszystkie sklepy, które widziałam we Francji: Decathlon, Leroy Merlin, Auchan, Castoramę”. Często używam tego argumentu, żeby wytłumaczyć Francuzom — którzy krytykują przybycie „polskiego hydraulika” — że otwarcie granic na Wschód daje zyski francuskim usługom. Ale zamiast angażować się w kwestie polityczne, wróćmy jednak do cudu Wrocławia.

Przez dwadzieścia lat obserwowałem, jak Wrocław odżywa kawałek po kawałku, ze strefami handlu, z rekonstrukcją infrastruktury drogowej, z zatrudnianiem ludzi w fabrykach i siedzibach wielkich międzynarodowych firm, jako że swoje miejsce znalazły tu Cargill, Decathlon, Hewlett-Packard, IBM, Ikea, Siemens, Volvo, WABCO i Whirlpool, by wymienić tylko te najbardziej znane. Wciąż pamiętam wizytę, którą miałem okazję złożyć w zupełnie nowej siedzibie Google, w towarzystwie przyjaciela z Francji, który nadzorował zmiany. Tłumaczył mi wtedy, że wielu Europejczyków z Zachodu przyjeżdża tu z obawą, że kraj jest zacofany. Ale gdy już przyjadą i zobaczą, jak wygląda tutejszy rozwój, nie chcą stąd wyjeżdżać.

Co więcej, później zaczęły powstawać budynki użyteczności publicznej. Nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zaskoczenie, gdy po raz pierwszy wylądowałem na wspaniałym lotnisku im. Mikołaja Kopernika, wybudowanym krótko przed Euro 2012. Wcześniej bałem się, że powstanie co najwyżej terminal wielkości klatki dla ptaków… Przykład tego lotniska pokazuje też oddziaływanie wspólnoty europejskiej i rolę jej funduszy. Bez wątpienia wiele rzeczy nie byłoby możliwych bez tej pomocy — na pewno nie byłoby możliwe modernizowanie miasta w tak szybkim tempie.

.Wrocławianie mogą być dumni z tego, jak wykorzystali środki europejskie. Jak wiemy, Unia Europejska jest obecnie w ogniu krytyki. Nawet jeśli przytoczymy wiele negatywnych opinii dotyczących urzędników UE i niepotrzebnych regulacji, to trudno nie dostrzec jej wsparcia w realizacji projektów, z których wszyscy korzystamy. Podkreślam, że piszę to, będąc bardzo krytycznym wobec jakiejkolwiek formy interwencji państwa czy rozdzielania subwencji. Jednakże pewne jest, że zrealizowane inwestycje są udane i użyteczne. Pozytywną rolę odegrał przy tym prezydent Rafał Dutkiewicz.

Dziś często wracam do Wrocławia i, jak wcześniej, uważnie obserwuję powstawanie nowych budynków, przechadzając się przy nowej filharmonii, budynku wysublimowanym, godnym Europejskiej Stolicy Kultury. Całe miasto przygotowuje się na ciekawy czas. The Meeting Place lub The Flower of Europe — jak nazywa Wrocław znany historyk Norman Davies, jako że to miasto zawsze było skrzyżowaniem kultur w Europie Środkowej — jest gotowe do przyjęcia turystów z całego świata.

.Wierzę, że ten rok będzie okazją do uśmierzenia bolączek europejskiej wspólnoty. Jeśli chcecie zobaczyć, co dzieje się na Starym Kontynencie, spotkajmy się we Wrocławiu. Mam tylko nadzieję, że na granicy nie trzeba będzie znowu czekać osiem godzin!

Jean-Paul Oury

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 stycznia 2016
Fot. Asia Witek. Przekład tekstu: MIchał Mistewicz.