Jean-Paul OURY: "Wszystko o Charlie Hebdo, o czym chcielibyście wiedzieć, ale nie wiecie jak zapytać"

"Wszystko o Charlie Hebdo, o czym chcielibyście wiedzieć, ale nie wiecie jak zapytać"

Photo of Jean-Paul OURY

Jean-Paul OURY

Jeden z czołowych francuskich ekspertów komunikacji strategicznej. Konsultant strategii korporacyjnych i nowych mediów. Doktor historii nauk i technologii.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Biorąc pod uwagę złożoność i różnorodność obecnej debaty, przedstawiam listę problemów, włączając się w dyskusję o tym, co dziś we Francji i nie tylko przecież – najważniejsze. W sześciu punktach.

Po pierwsze: emocje. Każdy Francuz przeżywa osobistą żałobę

.Masakra redakcji „Charlie Hebdo” głęboko dotknęła każdego Francuza, bardziej niż każda inna forma zamachu, ponieważ łączyła nas silna więź emocjonalna z tymi karykaturzystami. Wszyscy mieliśmy wrażenie, że znamy ich osobiście.

Ja sam mam osobiste wspomnienia dotyczące rysownika Cabu. Najpierw jako dziecko oglądałem, jak rysuje w programie dla dzieci „Club Dorothé” emitowanym w drugim programie telewizji francuskiej Antenne 2. Później, kiedy skończyłem 11 lat, podkradałem ojcu satyryczne pismo „Canard enchaîné”, aby przeczytać komiks o Grand Duduche, który Cabu tam publikował. Bez wątpienia dzięki Cabu wcześnie zacząłem zajmować się polityką.

Pamiętam, że w wieku 12 lat, naśladując jego styl, wykonałem pierwszy rysunek humorystyczny. Przedstawiał Jean-Marie Le Pena w zbliżeniu, z maleńką piłą w ręce. Odcinał rękę jakiemuś imigrantowi, żeby zrobić sobie plakietkę ze sloganem „touche pas à mon pote”[1].

Ostatni raz słyszałem Cabu w programie radia TSF Jazz, gdzie opowiadał o swojej miłości do Billie Holiday. Mam wrażenie, że straciłem kogoś bliskiego.

Niektórzy blogerzy słusznie zauważyli, że gdyby nie chodziło o rysowników „Charlie Hebdo”, ludzie nie zmobilizowaliby się aż tak bardzo. Zresztą nie było we Francji aż takiej mobilizacji, kiedy w 2012 r. doszło do równie nikczemnych zbrodni popełnionych przez Mohammeda Mehra, który przez kilkanaście dni terroryzował południe kraju, z zimną krwią zabijając siedem osób.

.Mord w redakcji „Charlie Hebdo” miał bardziej uniwersalne znaczenie symboliczne. Przy tym nośne jest odwołanie do rysunku: każde dziecko jest w stanie odczuć niesprawiedliwość, kiedy mu niszczą jego rysunek.

Po drugie: zasada „quasi-uniwersalna” – światowa wymiana poglądów na temat wolności słowa

.Po emocjach przychodzi czas na próbę przełożenia doświadczenia na pojęcia, konceptualizacja. Cała Francja poczuła się dotknięta, ponieważ sięgnięto po jeden z jej najważniejszych symboli.

„Nie podzielam twoich poglądów, ale jestem gotów bić się, abyś mógł je głosić” — w ojczyźnie Woltera lubimy powtarzać ten cytat z oświeceniowego myśliciela.

Atak na ten właśnie symbol poruszył nas do żywego. Liczba uczestników niedzielnej manifestacji pokazuje, do jakiego stopnia Francuzi zinterioryzowali tę zasadę. Niezależnie od swoich poglądów politycznych miliony ludzi uczestniczyły w marszu w obronie wolności słowa. Ale zasięg tego zamachu nie ograniczył się do Francji i spontanicznie rozlał się na cały świat. Mogliśmy zaobserwować niezwykłą mobilizację na serwisach społecznościach: #jesuischarlie w ciągu kilku dni stało się najpopularniejszym hasztagiem w historii Twittera.

Wszyscy światowi politycy, często zmieniając swoje plany, byli obecni na paryskim marszu. Sprawa poruszyła szczególnie Unię Europejską. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk szedł w pierwszym szeregu z Angelą Merkel. To mocny znak. Ta światowa manifestacja pokazuje, że zachodnia cywilizacja, która stworzyła pojęcie rozumu i potwierdziła jego uniwersalność, jest gotowa do spontanicznych działań w obronie swoich zasad.

Zwróćmy jednak uwagę na niewielki dysonans. W reakcji na to wydarzenie uczniowie niektórych francuskich szkół odmówili zachowania minuty ciszy w celu uczczenia ofiar, a niektórzy poparli akcje terrorystów. Zły przykład, który burzy tezę o uniwersalności.

Po trzecie: walka w obronie swoich poglądów

.Po emocjach i ideach przychodzi czas na analizę tego, o co tu naprawdę chodzi. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po usłyszeniu informacji o ataku na redakcję „Charlie Hebdo”, to słowa prezydenta Ronalda Reagana: „Freedom is never more than one generation away from extinction. We didn’t pass it to our children in the bloodstream. It must be fought for, protected, and handed ton for them to the same”.

W niedawnym wywiadzie Cabu przypominał, że policjanci chroniący rysowników doceniali ich karykaturalne rysunki.

Szczypta anarchizmu w poglądach redakcji „Charlie Hebdo” powodowała, że stawiano ciągle znaki zapytania.

Siły porządkowe — ulubiony cel karykaturzystów — były konieczne do ochrony rysowników. Paradoks! Ale szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to dlatego, że rzeczywistość przeczy teorii, że teraz trzeba będzie coraz więcej inwestować w siły porządkowe, aby obronić nie tylko wolność słowa, ale aby obronić naszą wolność po prostu.

.Reagan miał więc rację — wolność można stracić w ciągu życia jednego pokolenia. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że nowa cywilizacja, która nie podziela zasad społeczeństwa otwartego funkcjonującego w oparciu o wartości demokratyczne, przejmuje władzę we Francji, dlatego że obywatele nie potrafili obronić się przed napastnikami. Wówczas możliwa jest utrata wolności. Młodym Francuzom trudno sobie wyobrazić tę sytuację, oni nigdy nie musieli walczyć w obronie wolności. Inaczej niż Polacy, którzy doświadczyli sowieckiej okupacji i musieli wydrzeć swoją wolność, walcząc w latach 80. i narażając życie.

Marsz obywatelski w reakcji na zamach pozwala wierzyć, że naród francuski ma dobre podstawy. Ale czy to samo można powiedzieć o naszych politykach, ideologach i mediach? Nie wystarczy obywatelski marsz i rysunki, które pokazują, że „ołówek jest zawsze silniejszy od kałasznikowa”, żeby się przekonać, że wolność słowa kończy się zawsze wygraną. Trzeba uruchomić środki, żeby bronić jej i chronić ją. Co robić?

Po czwarte: ustawa Patriot Act czy prawa cywilne?

.Piękna fasadowa jedność wszystkich polityków francuskich i zagranicznych w czasie paryskiego marszu może podtrzymać nas na duchu. Wszyscy zjawili się, aby bronić najważniejszych dla nas zasad. Chyba że po raz kolejny mamy do czynienia ze szczytem hipokryzji.

Przecież to państwo francuskie zapoczątkowało ograniczanie prawa do karykatury. W 1972 r. przegłosowano prawo wprowadzające kary za podżeganie do dyskryminacji, od nazwiska twórcy zwane ustawą Plevena. Od tego czasu wszystkie wspólnoty — grubi, chudzi, blondynki, rude… — korzystają z zapisów tej ustawy, aby bronić się przed wszelkimi formami krytyki. To prawo skłoniło wielu komików francuskich do stwierdzenia, że „już nie można się z niczego pośmiać”.

Później wprowadzono prawo przygotowane przez Gayssota, które pole debaty publicznej przeniosło na grunt sądowy. Z powodu tych ustaw Francja, jak przypomniał filozof Gaspard Koenig, zajmuje czwartą pozycję wśród krajów, które są najczęściej skazywane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka za łamanie artykułu 10. Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Obywatela, chroniącego wolność do wyrażania opinii. J. Turley w „Washington Post” utrzymywał, że prawa skierowane przeciwko wolności, wprowadzone we Francji, były bardziej zabójcze dla wolności wypowiedzi niż terroryści. Nie zapominajmy, że islamskie stowarzyszenia mogły pozwać tygodnik „Charlie Hebdo” za publikacje karykatur Mahometa. Co zatem sądzić o Baracku Obamie, który w 2012 r. „kwestionował karykatury »Charlie Hebdo«”?

Kiedy się pomyśli o tym wszystkim, to można uznać, że postawa polityków i łzy, które wylewają, trącą hipokryzją. Ale jest jeszcze gorzej. Zaczynamy zadawać sobie pytania.

W jaki sposób państwo, które zrobiło wszystko, aby przyhamować naszą wolność słowa, będzie w stanie bronić naszej wolności indywidualnej? Jak się do tego zabierze?

Po Reaganie przychodzi mi na myśl Benjamin Franklin. „Those who surrender freedom for security will not have, nor do they deserve, either one” („Ci którzy rezygnują z wolności w imię bezpieczeństwa, nie zasługują na żadne z nich”). Patriot Act to nasze ostatnie doświadczenie, które pokazuje, co państwo jest w stanie zrobić, aby chronić „bezpieczeństwo” swoich obywateli, pozbawiając ich wolności.

Program „Bezpieczny Lot” wprowadzony przez Amerykańską Agencję ds. Bezpieczeństwa Przewozów (TSA) jest najlepszym przykładem tego, że Amerykanie są pierwszymi ofiarami środków bezpieczeństwa. Dodajmy do tego to, co podkreśla wielu komentatorów, a szczególnie Ron Paul: konsekwencją inwazji na Irak było jeszcze większe podsycenie światowego terroryzmu. Terrorysta Amedy Coulibaly, który wziął zakładników w paryskim supermarkecie, powiedział, że podjął takie działania, ponieważ Francja nie powinna mieszać się w nieswoje sprawy i wysyłać wojska do Syrii i Iraku przeciwko Państwu Islamskiemu (po arabsku DAESH).

W końcu zdajemy sobie sprawę, że Francja rości sobie prawo do mieszania się w politykę zagraniczną — słusznie czy nie, to temat na debatę o interwencjonizmie, którego teraz nie będziemy rozstrzygać — a wydaje się niezdolna do ochrony swoich własnych obywateli, a nawet naraża ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Potrzebnych było 17 ofiar, aby premier Manuel Valls zapowiedział mobilizację 8500 żołnierzy (6000 według dziennika „Le Figaro”, 10 000 według Ministerstwa Obrony), którzy będą pilnować szkół i żydowskich miejsc kultu, podczas gdy jak czytamy na Cosmosophy, zarejestrowano prawdopodobnie ponad 5000 terrorystów. Ale do czego mogą się przydać ci wszyscy policjanci, poza tym że będą doskonałym celem dla terrorystów? Zresztą każdy Francuz może się dzisiaj czuć zagrożony.

.Sędzia Politano przypominał, że na początku XIX w. można by uniknąć masakry, jaka zdarzyła się w redakcji „Charlie Hebdo”, ponieważ znalazłoby się paru dziennikarzy, którzy posiadaliby broń palną i umieliby się nią posłużyć do obrony. Czy zatem w kwestii obrony mamy zaufać państwu, mając świadomość, że uruchomione przez nie środki będą zawsze niewystarczające (policjant, który ochraniał jednego z rysowników, Stéphane’a Charbonniera, nie był wystarczająco uzbrojony)? A może należałoby powrócić do obrony naturalnych praw jednostki i zezwolić na posiadanie broni? Czy Francuzi mają być jak kaczki, całkowicie bezbronni, podczas gdy terroryści mogą kupić kałasznikowa na czarnym rynku za 1200 euro za sztukę?… Przy tej cenie rozumiemy, że każdy kupił po dwa i jako bonus dostali wyrzutnię rakietową (czarny humor sytuacyjny, który zrozumieją czytelnicy „Charlie Hebdo”).

Po piąte: sedno sprawy — pytanie o islam

.Kiedy przyjeżdżam do Polski, często słyszę pytanie: jak we Francji dajecie sobie radę z tą całą imigracją? Gdybyście postawili takie pytanie we Francji, zostalibyście okrzyknięci strasznymi rasistami. Ale Polacy, z którymi rozmawiałem, nie są rasistami. Zauważają po prostu, że kultura islamu nie poddaje się łatwo integracji.

Sami Polacy są narodem imigrantów, który wystarczająco wycierpiał z powodu rasizmu. Ale wszędzie tam, gdzie emigrowali, udało im się wspaniale zintegrować z lokalną społecznością, i to czasem bez pomocy społecznej i wsparcia kraju przyjmującego.

Czynnik religijny jest tu bez wątpienia znaczący. Dochodzimy zatem do sedna sprawy. Chodzi o „religię”, która daje jednostkom podstawy, wpaja im zasady. I zadajemy sobie pytanie, czy ta religia jest kompatybilna, czy też nie — z cywilizacją, która leży u podstaw Deklaracji praw człowieka i obywatela.

.Dla polityków, dla mediów i dla samych Francuzów to trudny temat, ponieważ dyskusja często prowadzi do ekstremistycznych rozwiązań postulowanych przez Front Narodowy i miesza się z debatą na temat rasizmu. Znaleźli zatem wybieg: terroryzm nie reprezentuje islamu. Tak, ale zawsze, kiedy dochodzi do zamachu, okazuje się, że popełniany jest w imię tej religii, a nigdy w imię religii katolickiej czy żydowskiej.Zauważmy przy okazji, że nie wszyscy Niemcy byli nazistami, ale wystarczająco zdeterminowana grupa doprowadziła Hitlera do władzy. Zresztą to dotyczy wszystkich ideologii w naszej historii.

Warto przy tym zadać sobie pytanie, w jaki sposób poruszać ten temat, aby nie stygmatyzować jednostek. Stawiam się na miejscu bliźniego i wyobrażam sobie, że gdybym pochodził z rodziny muzułmańskiej, nie chciałbym ciągle przepraszać za terrorystów tylko dlatego, że należą do tej samej religii co ja, a ja nie mam z nimi nic wspólnego i nie skrzywdziłbym nawet muchy. Ale jak można nie poruszać tego problemu? W jaki sposób oskarżyć kulturowe podstawy zła, nie raniąc jednostek?

.Osobiście uważam, że źródłem problemu jest ideologia. Mechanizmy ideologiczne są dobrze znane: jakaś osoba lub grupa osób pewnego dnia pisze książkę poświęconą temu, jak widzi rzeczywistość, i to wydaje się wspaniałe. Inni ludzie ich naśladują, odczytując dosłownie tę książkę, wierząc, że jeśli będą dokładnie przestrzegać proponowanych zasad, będą żyli szczęśliwie.

Zanim Spinoza pokazał, że istnieje wiele różnych interpretacji Biblii, wszyscy chrześcijanie odczytywali dosłownie Stary i Nowy Testament. Nie podejmujemy się debaty na temat interpretacji Koranu, ale zauważamy tylko, że zrąb ideologiczny, którego bronią niektórzy muzułmanie, wypełnia pustkę duchową naszego świata i przyciąga „dusze pokutujące” różnej proweniencji. Niedawno odkryto, że młoda Bretonka przeszła na islam i przygotowywała się, aby wziąć udział w dżihadzie — „świętej wojnie” muzułmanów w Syrii. Dodatkowy dowód na to, że nie mamy do czynienia z problemem rasy czy kultury, ale… ideologii.

Nie będąc ekspertem w dziedzinie eschatologii, ufam całkowicie Abdennourowi Bidarowi, filozofowi specjalizującemu się w kwestiach współczesnej ewolucji islamu, który w swoim liście adresowanym do świata muzułmańskiego przypomina, że oddamy przysługę islamowi, zaprzestając szukania wymówek i mówiąc o odpowiedzialności muzułmanów. Zakończmy tę część fragmentem najmocniejszego tekstu odnoszącego się do ostatnich wydarzeń, który przeczytałem niedawno: „No więc nie dziw się, proszę cię, nie udawaj, że się dziwisz, że takie demony, jak tak zwane Państwo Islamskie, przejęły twoją twarz! Ponieważ potwory i demony kradną tylko twarze już zniekształcone grymasem! I jeśli chcesz wiedzieć, co zrobić, żeby nie rodzić już podobnych potworów, to ja ci powiem. To proste i zarazem bardzo trudne. Musisz zacząć od całkowitej reformy wychowania i kształcenia swoich dzieci, musisz zreformować każdą szkołę i każde miejsce, gdzie powstają wiedza i władza. Musisz je zreformować tak, aby kierowały się uniwersalnymi zasadami i wartościami (chociaż nie tylko ty ich nie przestrzegasz albo upierasz się, że ich nie znasz), takimi jak: wolność sumienia, demokracja, tolerancja i prawo do różnych wizji świata i do różnych wierzeń, równość płci i emancypacja kobiet, uwolnienie ich od męskiej opieki, rozważne i kulturalne rozpatrywanie zagadnień religijnych na uniwersytetach, literatura, media. Nie możesz się cofnąć, nie możesz zrobić mniej niż to, co wskazałem! Nie możesz zrobić mniej niż twoja całkowita rewolucja duchowa! To jedyny sposób, abyś więcej nie spłodził takich potworów. A jeśli tego nie zrobisz, ich destrukcyjna moc wkrótce cię zniszczy. Jeśli wykonasz tę kolosalną pracę, zamiast zasłaniać się brakiem woli i umyślną ślepotą, już żaden ohydny potwór nie ukradnie ci twojej twarzy”.

Po szóste: rozwiązanie ekonomiczne — tworzenie wzrostu gospodarczego

.Narysowałem karykaturę — 4 rysowników, którzy stają u bram raju i cieszą się: „Mamy maksa z oceny uciążliwości naszej pracy!”, a pod spodem umieściłem legendę: „Karykaturzysta — nowy zawód podwyższonego ryzyka, Hollande znalazł rozwiązanie”. Chodzi o krytykę drugiego stopnia żałosnej polityki gospodarczej prowadzonej przez socjalistów we Francji oraz o krytykę debaty o tzw. „indywidualnych kontach oceny uciążliwości pracy” (compte de pénibilité).

Podczas kiedy firmy francuskie potrzebują więcej wolności i uproszczeń, aby mogły tworzyć wzrost gospodarczy, obecny rząd wbrew temu, co zapowiada, nie przestaje usztywniać rynku pracy, wprowadzając prawa ograniczające przedsiębiorców. „Indywidualne konto oceny uciążliwości pracy” jest tego dobrym przykładem. Wykonywanie zawodu zidentyfikowanego jako zawód podwyższonego ryzyka pozwala pracownikowi zbierać punkty, które będzie mógł zrealizować w postaci szkoleń, niepełnego wymiaru czasu pracy lub prawa do wcześniejszej emerytury. Dodatkowa, mozolna praca dla przedsiębiorców.

Socjalizm nie ma pomysłów, aby wyprowadzić Francję z kryzysu. O ile nie da się sprowadzić przyczyn terroryzmu wyłącznie do bezrobocia, które jest źródłem braku aktywności i uśpienia młodych (choć pamiętajmy o ideologicznej atrakcyjności islamu), to można uznać, że brak nadziei podsycany kryzysem jest jedną z „materialnych przyczyn” tych rozpaczliwych aktów.

Cyrille Lachèvre, dziennikarz dziennika „l’Opinion”, zauważa: „O ile na razie jeszcze trudno przewidzieć skutki zamachów, o tyle ich przyczyny są częściowo natury ekonomicznej. Za radykalizacją braci Kouachi czy Amedy’ego Coulibaly’ego kryje się »klasyczna« historia młodych Francuzów wypchniętych ze świata pracy, bez perspektyw na przyszłość. Sytuacja, która z roku na rok się pogarsza w kontekście masowego wzrostu bezrobocia, szczególnie na przedmieściach wielkich miast. Stopa bezrobocia w tych wrażliwych strefach miejskich we Francji przekracza 24%, przewyższając o 2,4 razy średnią krajową. A stopa bezrobocia wśród młodych (poniżej 24. roku życia) wynosi tam 45%, również 2 razy więcej niż średnia w całej Francji”.

.Jak widzimy, rozwiązanie nie leży wyłącznie w kwestiach bezpieczeństwa. Oczywiście należy stosować prewencję, ale rozwiązanie problemu uzależnione jest również od dobrego zarządzania gospodarką kraju. Opiera się ono na podstawach funkcjonowania naszego społeczeństwa i każe nam postawić sobie pytanie o fundamenty liberalnej demokracji. Wolność jest wszystkim. Nie można jej szatkować niczym kapusty. Nie można mieć wolności wypowiedzi bez społeczeństwa, które jest wolne ekonomicznie, i odwrotnie. Ideologia jest głębokim źródłem zła. Wspólnota islamska we Francji wzywana jest do namysłu i do zajęcia jasnej pozycji wobec ideologii, która ją toczy, natomiast państwo francuskie musi szybko stworzyć warunki pozwalające walczyć z biedą i brakiem zajęcia straconego pokolenia, musi doprowadzić do wzrostu gospodarczego, aby wzbudzić nadzieję i przegnać nihilizm. Niestety, na razie nie obraliśmy nawet dobrego kierunku!…

Do dyskusji i do dalszych rozważań.

Jean-Paul Oury
Tłum. Małgorzata Sakwerda/TłumaczeniaWrocławMS
[1] Touche pas à mon pote — „wara od mojego kumpla”, slogan wylansowany w latach osiemdziesiątych przez francuskie stowarzyszenie walczące z rasizmem SOS Racisme (przyp. tłum.).

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 stycznia 2015