Joanna LUBECKA: Najwyższy Trybunał Narodowy w Krakowie i pierwsze próby osądzenia niemieckich zbrodniarzy

Najwyższy Trybunał Narodowy w Krakowie i pierwsze próby osądzenia niemieckich zbrodniarzy

Photo of Joanna LUBECKA

Joanna LUBECKA

Doktor nauk politycznych, historyk, pracownik Akademii Ignatianum w Krakowie i Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Autorka monografii „Niemiecki zbrodniarz przed polskim sądem. Krakowskie procesy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym” oraz publikacji naukowych i popularno – naukowych dotyczących historii Trzeciej Rzeszy, stosunków polsko - niemieckich oraz niemieckiej pamięci i polityki historycznej.

Najwyższy Trybunał Narodowy (NTN) działający w Polsce sądził 49 zbrodniarzy niemieckich, wśród nich m.in. komendantów: obozów Rudolfa Hößa i Amona Götha, Arthura Liebehenschela, wysokich rangą urzędników: Arthura Greisera, Josefa Bühlera, ale również niskiej rangi esesmanów z KL Auschwitz. Władze komunistyczne pozwoliły pracować prawnikom NTN względnie niezależnie, gdyż w procesach widziały pożyteczne narzędzie do własnej legitymizacji, zarówno wobec społeczeństwa polskiego, jak i na arenie międzynarodowej. Stąd wszystkie procesy przed NTN miały publiczny charakter, odbywały się w obecności zagranicznych obserwatorów i tłumaczone były na cztery języki – pisze Joanna LUBECKA

.Najwyższy Trybunał Narodowy wydawał publiczności karty wstępu, które uprawniały do uczestnictwa tylko w jednym posiedzeniu trybunału, na sesji dopołudniowej lub popołudniowej. Taka reglamentacja wejściówek wynikała z ogromnego zainteresowania procesami oraz z koniecznością zarezerwowania części miejsc dla przedstawicieli władz, stowarzyszeń, urzędów, dziennikarzy i gości honorowych (m.in. obserwatorów zagranicznych). Dla nich rezerwowano we wszystkich procesach pierwsze rzędy krzeseł.

We wszystkich procesach na rozprawach mogli być obecni członkowie rodzin oskarżonych, powiadomieni przez Polski Czerwony Krzyż. Nie znalazłam jednak w aktach żadnej wzmianki o tym, że ktokolwiek z bliskich oskarżonych uczestniczył w procesie. Biorąc pod uwagę sytuację w samych Niemczech (okupację aliantów oraz bardzo trudną sytuację ekonomiczną), jak również trudności logistyczne z podróżą do obcego kraju i zapewne obawy przed traktowaniem Niemców (szczególnie rodzin oskarżonych) nietrudno zrozumieć brak obecności rodzin oskarżonych.

W Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie znajduje się teczka z listami pisanymi do arcybiskupa Adama Sapiehy z prośbą o interwencję w sprawie więzionych w Polsce Niemców. Autorkami tych listów są często żony oskarżonych (m.in. Friedricha Sieberta, Kurta Ludwiga Burgsdorffa, Josefa Bühlera), czasem proboszczowie parafii, którzy pisali w imieniu członków rodzin. Wynika z nich jednoznacznie, że krewni nie mieli często żadnej wiedzy na temat bliskich, osadzonych w polskich więzieniach, często nawet nie wiedzieli, gdzie przebywali. Skarżyli się również, że korespondencja wysyłana na adres Najwyższego Trybunału Narodowego, pozostaje bez odpowiedzi.

Procesy miały spełnić również rolę propagandową zagranicą, dlatego też zgodnie z wytycznymi Departamentu Prasy i Informacji MSZ, powinny wykazać wyjątkowo okrutny charakter okupacji w Polsce. Aby cel ten został spełniony, należało „dopuścić do procesu jak największą liczbę cudzoziemców w charakterze bądź to widzów, bądź też świadków, nadać jak największy rozgłos procesowi za granicą w czasie jego trwania (specjalny serwis, udział dziennikarzy zagranicznych), zgromadzić najciekawszy materiał procesowy w specjalnym wydawnictwie (z fotografiami) wydanym w językach obcych”. Jak widać, władze podchodziły do aspektów popularyzowania procesów w sposób niezwykle poważny i profesjonalny.

Najważniejsze procesy, m.in. zbrodniarzy z obozów koncentracyjnych, w których ginęli więźniowie różnych narodowości, uważnie śledzili obserwatorzy zagraniczni, zarówno dziennikarze, jak i przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Na Zachodzie poddawano w wątpliwość bezstronność polskich sądów, podobnie jak z nieufnością przyglądano się działaniom nowej władzy.

Wśród obserwatorów zagranicznych byli m.in. przewodniczący francuskiego trybunału wojskowego w Rastatt, przed którym odbywały się kolejne procesy członków załogi obozu w Ravensbrück Yves Lemerle, przedstawiciel The Associated Press Larry Allen (od 1949 r. szef biura AP w Moskwie). Na procesie Fischera i Hößa pojawił się również główny prokurator amerykański (w tzw. procesach następczych w Norymberdze) Telford Taylor. Byli także przedstawiciele ambasad i konsulatów ZSRS, Wielkiej Brytanii, Czechosłowacji, Francji, Belgii, Jugosławii, Włoch, Węgier, Bułgarii, Rumunii. W stworzeniu listy zaproszeń dla prawników zachodnich pomocna okazała się Polska Misja Wojskowa, która szczególnie zwracała uwagę na zaproszenie prawników, którzy odgrywali istotną rolę dla współpracy z Polską (m.in. w sprawach ekstradycji). Postulowano nawet, by najważniejszych z nich zaprosić z małżonkami. Zapewne była to słuszna propozycja, mająca kształtować pozytywny wizerunek Polski. Tak się jednak nie stało i z listy przedstawionej przez Polską Misję Wojskową, na procesach pojawiło się jedynie kilku gości. W trakcie procesu Rudolfa Hößa na sali było 50 delegatów z zagranicy w tym 30 przedstawicieli rządowych oraz 20 świadków, ale nie jesteśmy w stanie odtworzyć pełnej listy nazwisk. Mecenas Bogdan Rentflejsz, który był obecny jako bardzo młody człowiek na procesie Fischera, wspominał, że obserwatorów zagranicznych od razu można było poznać po ubiorze: „ubrani byli tak elegancko i tak lekko, że my wyglądaliśmy przy nich jak dzikie zwierzaki (śmiejąc się)”.

Sędzia Alfred Eimer przy okazji procesu załogi KL Auschwitz zwrócił się z prośbą do Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie tylko o udział obserwatorów zagranicznych, ale również o zaproszenie świadków zagranicznych, szczególnie „zajmujących poważne stanowiska socjalne”, gdyż „udział tych świadków miałby charakter polityczny, gdyż materiał dowodowy procesu – zwłaszcza krajowy – jest wystarczający”. Jednak w aspekcie uzyskania rozgłosu za granicą, nie udało się odnieść spektakularnego sukcesu. Działalność Trybunału i jego wyroki nie wzbudziły tak dużego rozgłosu, jakiego się spodziewano.

Świadczy o tym choćby fakt, że główne publikacje dotyczące działalności Trybunału zostały napisane przez Polaków, przede wszystkim prokuratorów Tadeusza Cypriana i Jerzego Sawickiego, którzy równocześnie byli polskimi przedstawicielami przy Międzynarodowym Trybunale Wojskowym w Norymberdze. Tylko cztery z siedmiu procesów zostały omówione w prestiżowej serii Law Reports of Trials of War.

Warto także zwrócić uwagę na spokojną atmosferę panującą podczas posiedzeń Trybunału. Do zachowania spokoju i powagi nawoływali szczególnie sędziowie NTN. W relacjach z rozpraw uderza opanowanie publiczności, wśród której były przecież ofiary zbrodni i ich rodziny. Mimo wielkich emocji żadne poważniejsze incydenty nie zakłóciły przebiegu rozpraw. Przyczyniał się do tego w dużej mierze sędzia Alfred Eimer, który na wstępie każdego procesu nawoływał wszystkich obecnych na Sali rozpraw do powagi i spokoju. Przed rozpoczęciem procesu Amona Götha w przemówieniu wstępnym stwierdził: „Zobowiązuje to nas wszystkich, nie tylko biorących bezpośredni udział w tym procesie, ale także wszystkich obecnych tutaj na sali do wstrzymania się od jakichkolwiek manifestacyjnych wystąpień czy uwag, naruszających spokój tej sali, a które by mogły poddać w wątpliwość powagę praw Rzeczypospolitej Polskiej, pod ochroną których znajduje się w tej chwili oskarżony”.

Brytyjski korespondent magazynu „Times”, relacjonujący proces Rudolfa Hößa z pewnym zadziwieniem opisuje atmosferę na sali w trakcie procesu: „Höß był sądzony przez Polaków i między Polakami. Był on odpowiedzialny za zamordowanie 4 milionów spośród nich przy użyciu najbrutalniejszych metod. Publiczność w sądzie składała się głównie z rodzin jego ofiar. Mimo to, przy wejściu jego podnosił się tylko lekki szmer, całe trzy tygodnie procesu odznaczały się prawie zupełnym brakiem wyrażanego podniecenia. Biorąc pod uwagę opinię Polaków jako narodu uczuciowego, to chłodne opanowanie musiało wydawać się dziwne dla obcego obserwatora. Tak samo dziwnym wydawał się brak jakiegokolwiek złego odnoszenia się do więźnia i atmosfery zemsty. Mimo swojej łatwo zrozumiałej nienawiści do Niemców Polacy zachowali godną pochwały dyscyplinę w stosunku do Niemców znajdujących się w ich rękach”.

Wrogie okrzyki pod adresem oskarżonych wznoszono natomiast przed budynkami, w których odbywał się Najwyższy Trybunał Narodowy, stąd rolą ochrony było zabezpieczenie zarówno oskarżonych przed wrogo nastawioną publiką, jak i niedopuszczenie do ewentualnych demonstracyjnych zachowań oskarżonych. Jak wynika z korespondencji między sędziami Trybunału a Milicją Obywatelską i WUBP w Krakowie, bezpieczeństwo na sali obrad i przed budynkami, w których sądzono oskarżonych miała zapewniać Milicja Obywatelska, natomiast każdorazowe doprowadzenie oskarżonych na salę sądową i odprowadzanie z sali sądowej do więzienia powierzono funkcjonariuszom bezpieki. W tej sprawie sędzia Eimer prosił przed kolejnymi procesami o wyznaczenie oficerów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo procesów, tak aby mógł się z nimi bezpośrednio kontaktować. Zadania dla funkcjonariuszy zabezpieczających procesy określił sędzia Eimer w piśmie do Komendanta Milicji Obywatelskiej w Krakowie: „ustawienie przed gmachem Sądu odpowiedniej straży celem utrzymania porządku publicznego, niedopuszczenie do gmachu Sądu osób niewykazanych uprawnieniem do przekroczenia kordonu straży, utrzymanie w gmachu Sądu stałego nadzoru, tak na sali rozpraw, jakoteż na korytarzach Sądu, zwłaszcza przed drzwiami wejściowymi na salę rozpraw”. Osobę oskarżoną ochraniali funkcjonariusze UB.

.Największym wyzwaniem pod względem zapewnienia bezpieczeństwa był proces załogi KL Auschwitz. Na amerykańskim filmie dokumentalnym z tego procesu widać moment przyjazdu oskarżonych pod gmach Muzeum Narodowego. Ciężarówki przewożące więźniów podjeżdżały od tyłu budynku. Przed budynkiem zbierali się ludzie, podjeżdżały równie samochody należące do mediów. Więźniowie wychodzili z ciężarówek trójkami, funkcjonariusze w mundurach znajdowali się zarówno w ciężarówkach, jak i na placu za muzeum. Każda trójka odprowadzana była kolejno w otoczeniu dwóch uzbrojonych funkcjonariuszy. Więźniowie ubrani byli w proste mundury bez dystynkcji, a kobiety w cywilne, proste ubrania (wyróżnia się Alice Orlowski, która ubrana była w futrzany płaszcz). Każdy z nich niósł w ręce plik kartek – prawdopodobnie są to akty oskarżenia i być może własne notatki. W trakcie rozprawy funkcjonariusze siedzieli za oskarżonymi, a jeden z nich odprowadzał kolejnych oskarżonych do mównicy. 

Joanna Lubecka

Fragment książki „Niemiecki zbrodniarz przed polskim sądem. Krakowskie procesy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym” wyd. Instytutu Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 lutego 2022