Mateuszowi Morawieckiemu
Jestem fanką Mateusza Morawieckiego. Tak, ministra Morawieckiego. Podkreślam to na samym początku, żeby nie było wątpliwości, z jakiego punktu patrzę na sprawę, o której dziś napiszę.
.Na Forum Ekonomicznym w Krynicy biegałam na wszystkie panele z jego (M.M.) udziałem, jak na fankę przystało. Aż w czasie dyskusji o programie Mieszkanie + musiałam eksplodować, żeby nie było implozji (groźnego dla życia i zdrowia wybuchu do środka). Otóż pod hasłem „samorząd” program i paneliści rozumieją zarządców wielkich miast. Pod hasłem „tani wynajem” rozumieją 500 – 1000 zł miesięcznego czynszu w przypadku 50-metrowego mieszkania, czyli 10 – 20 zł za metr kwadratowy, zależnie od tego, czy najemca chce wykupić zajmowany przez siebie lokal, czy nie.
Idea programu Mieszkanie + jest taka, żeby w Polsce w końcu zniknęło pojęcie „kolejki po mieszkanie”, „hipoteki-mordercy”, emigracji z powodu braku dachu nad głową, a pojawiło się powracanie młodych ludzi, szczególnie rodzin, z zagranicy, wcześniejsze decyzje o urodzeniu dziecka, zamieszkanie bez teściów za szafą mimo braku zdolności kredytowej.
Specjaliści — paneliści — zapewnili, że budowa obejmie także niezbędną infrastrukturę, np. drogę, przedszkole…
.Wszystko pięknie. W wielkim mieście 500 – 1000 zł to dobra cena. 2 – 4 razy niższa niż wynajem na rynku prywatnym. Na wsi natomiast i w małym mieście za takie pieniądze można wynająć mieszkanie od prywatnego właściciela. Najem lokalu gminnego to zależnie od położenia (w przypadku mojej gminy zależnie od tego, czy mieszkanie jest w samym Wińsku, czy w odleglejszej, mniejszej wsi, jaki ma standard itp.) ok. 150 – 300 zł miesięcznie. Jak kogoś nie stać, a spełnia kryteria pomocy społecznej, dokładamy mu jeszcze dodatek mieszkaniowy (z kasy gminy). Taki mamy ustawowy obowiązek. Nikt nie pójdzie (bo nikogo nie stać) na „tani najem” za 500 – 1000 zł z programu rządowego.
Wygląda więc na to, że Mieszkanie + to program rozbudowy miast kosztem prowincji za pieniądze wszystkich obywateli.
.Przypomnę, że 1/3 Polaków mieszka na wsi, 1/3 w małych miasteczkach, a 1/3 to mieszkańcy wielkich i średnich miast. Mieszkanie+ będzie drenowało środowiska wiejskie i małomiasteczkowe. Tymczasem prowincja i tak się wyludnia.
Gmina to taki organizm, który może się obyć bez basenu, stadionu czy ratusza, a nadal będzie gminą. Nie ma jednak gminy bez obywateli. Wabienie na tanie (jak na miasto) mieszkanie i pracę w pobliżu to zamach na prowincję za pieniądze prowincjuszy. Bo gdyby nam tak w Wińsku pobudować tani dom i drogę, to albo do pracy sobie dojedziemy, albo praca przyjedzie do nas. Tymczasem jaki inwestor uruchomi u nas produkcję, jeśli nie będzie miał drogi, którą wywiezie swój produkt w świat, i ludzi, którzy go wyprodukują?
.Jestem wójtem, który w pierwszym roku kadencji przepędził 15-letnią kolejkę mieszkaniową. Sposobem, ale skutecznie. Drugi rok też zamknie się dobrym wynikiem (utworzyła się nowa kolejka uprawnionych).
Od wielu miesięcy szykujemy się na skorzystanie z dwóch programów unijnych, które dofinansują (a nie sfinansują) remonty, modernizację i adaptację gminnego mienia na mieszkania. Trzeci raz zmieniają się terminy naborów, dochodzą kolejne szczegółowe kryteria. Ostatnio dotarło do mnie, że jeden z unijnych programów dotyczy tylko terenów objętych planem rewitalizacji (część nieruchomości z marszu mi odpadło), drugi program dotyczy mieszkań chronionych, które muszą być dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. W wiejskich warunkach, gdzie domy mają najwyżej dwa piętra, częściej jedno, nie ma mowy o windach. Wchodzą więc w grę mieszkania na parterze. A tych mamy zaledwie kilka, i to w odległych wioskach, do których wysyłanie niepełnosprawnych byłoby zsyłką i pogorszeniem jakości ich życia. Najwięcej natomiast mamy pięknych, obszernych strychów do adaptacji, ale te nie są na terenach objętych rewitalizacją, a z definicji nie nadają się dla niepełnosprawnych.
W obu unijnych programach mowa jest o „mieszkaniach socjalnych”. Wiem, że zwykli ludzie używają pojęć „komunalne” i „socjalne” zamiennie. Ale prawo rozgranicza je wyraźnie: socjalny lokal należy się komuś w szczególnie trudnej sytuacji, ofiarom kataklizmów, eksmitowanym z domów, opuszczającym więzienie lub dom dziecka, niezarabiającym nic lub prawie nic, o których wiadomo, że nie zapłacą nic lub prawie nic. Najem taki może trwać jedynie krótki, z góry określony okres zamknięty. Mieszkanie komunalne natomiast dostają ubożsi (ściśle określone kryterium dochodowe), którzy są w stanie płacić czynsz, a umowa jest zawierana na czas nieokreślony.
Jedyne, co łączy „socjalne” i „komunalne”, to właściciel: gmina.
Czy ktoś dyrektywę unijną przetłumaczył przez „Tłumacza Google” i wyszło mu, że „social” i „communal” to wszystko jedno?
.Na te moje zmagania i złości, niemożności i bezradności dotyczące mieszkań nałożył się program Mieszkanie+. Pojechałam do Krynicy, z wypiekami pobiegłam na panel z udziałem ministra Morawieckiego. I usłyszałam, co usłyszałam.
Myślę sobie — skoro gmina ma dać działkę (bardzo chętnie, mam ich dużo), na której powstanie budynek mieszkalny za publiczne, wszystkich podatników pieniądze, to niech to będzie budynek gminny. Taki prezent, żeby gmina pozyskiwała obywateli, żeby młode małżeństwa chciały mieć dzieci i miały je gdzie wychowywać. Już sobie gmina stawki ustali tak, żeby się amortyzowało co trzeba i żeby jej mieszkańców było stać. Już sobie gmina uchwali, kto, kiedy i na jakich warunkach może takie mieszkanie wykupić. A wielkie miasta niech sobie mają swój niewielki czynsz.
Wtedy program Mieszkanie+ będzie naprawdę dotyczył samorządu. Gminy. Każdej gminy. A nie tylko Katowic, Poznania, Warszawy, Wrocławia czy Krakowa.
.Jako fanka Mateusza Morawieckiego wierzę, że coś wymyśli.
Jolanta Krysowata