Kai-Olaf LANG: Niemcy stawiają na status quo

Niemcy stawiają na status quo

Photo of Kai-Olaf LANG

Kai-Olaf LANG

Ekspert niemieckiej Fundacji Nauka i Polityka (SWP)

Niemcy to kraj, który jest zainteresowany status quo w Europie. Jeśli miałaby nastąpić zmiana, to w drodze konsensusu i małymi krokami – pisze Kai-Olaf LANG

.W obliczu wojny Rosji z Ukrainą Niemcy po raz kolejny stają przed pytaniem o swoją zdolność do przewodzenia w Europie. Ta kwestia nie jest nowa. Wielkie kryzysy europejskie ostatnich lat dotyczyły roli Niemiec i tego, czy największy kraj członkowski UE będzie chciał i mógł przyczynić się do wyższej stabilności i lepszej zdolności do działania w Europie. Ale tym razem okoliczności są bardziej dramatyczne. Działania, które Niemcy zamierzają podjąć, są bardziej dalekosiężne niż w poprzednich kryzysach. Nie ulega wątpliwości, że już kryzys finansowy czy pandemia oznaczały daleko idące zmiany w polityce europejskiej Niemiec: Berlin akceptował lub inicjował działania w zakresie polityki finansowej, które wcześniej były nie do pomyślenia. Pakiety pomocowe warte miliardy czy fundusz odbudowy były niepopularne wśród niemieckiej opinii publicznej i stały w sprzeczności z tradycyjnym podejściem do niemieckiej polityki budżetowej.

Teraz jednak w grę wchodzą zupełnie inne kwestie: wojna i pokój w Europie, szybka przebudowa systemu energetycznego oraz restrukturyzacja Unii Europejskiej w ciało bardziej skuteczne (stąd postulat kanclerza Scholza o zniesienie weta w Radzie UE) w związku z perspektywą przystąpienia do niej Ukrainy i innych państw.

Nie przypadkiem termin Zeitenwende, czyli przełom albo głęboka cezura, przede wszystkim w polityce bezpieczeństwa, stał się jednym z najczęściej używanych słów w Niemczech. Niemcy stoją nie tylko przed gruzami swojej polityki wobec Rosji, ale muszą szybko dostosować, wręcz przeformułować podstawy swojej polityki bezpieczeństwa, swojej tożsamości, a także swojej polityki energetycznej i gospodarczej.

Ta reorientacja Niemiec nie polega jednak tylko na wciśnięciu przycisku „reset”, lecz na przebiegnięciu maratonu, to znaczy musi to być długotrwały proces, w którym występują okresy słabości i fazy wyczerpania i w którym sens całego przedsięwzięcia jest wciąż na nowo dyskutowany. Im dłużej bowiem trwa taki bieg, tym silniejsze stają się oznaki zmęczenia.

Niemiecka polityka sygnalizowała zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie swoją gotowość do przejęcia odpowiedzialności w Europie i za Europę, czyli do przewodzenia. Tę wolę zmian widać choćby w słowach kanclerza Scholza w artykule opublikowanym niedawno we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Po przełomie związanym z atakiem Putina nic już nie jest takie jak przedtem. I dlatego wiele rzeczy musi się zmienić!”.

Rzeczywiście, w ostatnich miesiącach i tygodniach nastąpiły zmiany. Politycy przeforsowali znaczny wzrost wydatków na obronność, choć duża część zdemilitaryzowanego mentalnie społeczeństwa niemieckiego nie przyjęła tego kroku z entuzjazmem. I mimo że w Niemczech istnieją silne tradycje polityki „Russia-first”, wspierano wysiłki NATO na rzecz wzmocnienia jego wschodniej flanki i dostarczano broń na Ukrainę, choć z opóźnieniami i błędami w komunikacji.

A w sektorze energetycznym obserwujemy próbę zdywersyfikowania importu gazu, by zmniejszyć zależność od Rosji. Wobec wąskich gardeł w dostawach i rosyjskich gróźb dalszego ograniczania eksportu gazu do Niemiec zdecydowano się nawet na ponowne uruchomienie elektrowni węglowych – i to przy obecności Partii Zielonych w koalicji rządowej.

Nawet ostatni dogmat niemieckiej polityki energetycznej, czyli wycofanie się z energii jądrowej, jest ponownie osłabiany, ponieważ rozważane jest przedłużenie czasu pracy niektórych elektrowni jądrowych, które miały zostać wyłączone z sieci pod koniec roku. Wreszcie zielone światło Berlina dla perspektywy przystąpienia Ukrainy do UE to także istotna zmiana w niemieckiej polityce europejskiej. W ostatnich latach Niemcy były co najmniej powściągliwe, opowiadały się za pogłębieniem stowarzyszenia, ale nie za polityką otwartych drzwi i polityką rozszerzenia. Jednak wszystko to przeciwstawione jest czynnikom bezruchu i zahamowania.

Po pierwsze, Niemcy to kraj, który jest zainteresowany status quo w Europie. Jeśli miałaby nastąpić zmiana, to w drodze konsensusu i małymi krokami. Po drugie, istnieją elementy osadzone w polityce wewnętrznej, które kształtują tożsamość w polityce zagranicznej. Niemiecką „kulturę strategiczną” cechuje ostrożność, nastawienie na działania cywilne i dyplomatyczne, preferowanie soft power. Również w niektórych innych krajach, które mają bardziej otwarty stosunek do hard power, obowiązuje maksyma, że należy wspierać Ukrainę, ale nie należy wciągać własnego kraju w wojnę. Taka postawa jest znacząca również w Niemczech. Po trzecie, wstrząsy w sektorze energetycznym stanowią poważne wyzwanie nie tylko dla niemieckiego społeczeństwa, ale także dla gospodarki. Jeśli dojdzie do poważnych zakłóceń w dostawach gazu, niemiecka gospodarka ucierpi.

W przeciwieństwie do kryzysu finansowego czy pandemii, kiedy Niemcy ze swoim potencjałem gospodarczym były stabilizatorem finansowym, a ostatecznie także politycznym, teraz podstawy niemieckiego dobrobytu mogą być zagrożone. Wówczas w debacie publicznej mogłyby się pojawić żądania ustępstw wobec Rosji w celu zabezpieczenia dostaw gazu. W przeciwieństwie do kryzysu finansowego czy pandemii, jeśli chodzi o dostawy gazu, Niemcy mogą tym razem stać się odbiorcą niż dawcą solidarności w UE.

Reakcja Niemiec wobec Rosji i na wojnę charakteryzuje się w związku z tym zarówno gotowością do zmian (zielone światło dla akcesji Ukrainy), jak i powściągliwością (reforma UE i np. jednomyślność w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa). Nie jest przypadkiem, że chyba jednym z najczęściej używanych obok Zeitenwende pojęć jest słowo „roztropność”.

To niekoniecznie musi być zła rzecz dla UE. Polska czy kraje bałtyckie patrzą sceptycznie na Niemcy, bo dla tych krajów Niemcy robią za mało i za późno. Z kolei inne państwa UE wolałyby, aby Niemcy działały jeszcze ostrożniej i np. wyhamowały swoją politykę sankcji. W tym interesujące jest wyrażone przez kanclerza stanowisko Niemiec „jako kraju znajdującego się w centrum Europy – który leżał po obu stronach żelaznej kurtyny – poprzez wspólne przewodzenie Wschodowi i Zachodowi, Północy i Południu w Europie”. Jest to pewna gra słów. Niemcy chcą trzymać się jedności UE, ale są też świadome, że potrzebują partnerów w UE, aby móc przewodzić we wspólnocie 27 państw.

Niemcy dochodzą do wniosku, że skuteczniejsza UE potrzebuje reform. Aby działać bardziej spójnie w polityce zagranicznej, ale także aby zachować zdolność do działania wewnętrznego, jeśli w przyszłości dołączą nowi członkowie. Jeśli jednak UE ma stać się bardziej skuteczna, a jednocześnie pozostać zjednoczona, potrzebuje dialogu między partnerami – nawet jeśli czasem różnią się oni pod względem polityki bezpieczeństwa czy ideologii. Dobrym przykładem są stosunki niemiecko-czeskie. Z Pragi płynie krytyka Berlina w kwestii polityki wobec Rosji, ale jednocześnie między Niemcami a Czechami istnieje współpraca, od bezpieczeństwa po politykę energetyczną.

.Byłoby pożądane, gdyby Niemcy i Polska bardziej współpracowały w obecnej sytuacji i wobec Rosji właśnie z powodu istniejących różnic. Bez dobrych relacji polsko-niemieckich trudno będzie UE zrealizować główne zadania reformatorskie i dalej rozwijać wspólnotę w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Kai-Olaf Lang

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 sierpnia 2022