Kazimierz KRUPA: Rekomunalizacja wywozu odpadów w Warszawie, czyli niedorzeczny pomysł

Rekomunalizacja wywozu odpadów w Warszawie, czyli niedorzeczny pomysł

Photo of Kazimierz KRUPA

Kazimierz KRUPA

Były redaktor naczelny Parkietu (1994–1998), Forbes'a (2007-2014), miesięcznika Manager. Dziś partner w Kancelarii Drawbridge.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

„Zobaczyć Neapol i umrzeć” – słowa przypisywane Goethemu mieszkańcy tego włoskiego miasta uzupełnili po swojemu: „ze smrodu!”. Chyba niepomni tego obecni włodarze Warszawy chcą nam zafundować neapolitański system odbioru śmieci, który stał się przyczyną wielkich kłopotów tego miasta, aż zostało okrzyknięte śmietnikiem Europy – pisze Kazimierz KRUPA

.Warszawa na tle innych europejskich metropolii jest miastem bardzo czystym, co potrafimy docenić, dopiero gdy wyjeżdżamy za granicę lub co bardzo miłe, gdy słyszymy o tym od obcokrajowców, którzy odwiedzają naszą stolicę. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą nas samych, bo śmiecimy z umiarem, ale też dzięki obowiązującemu od kilku lat systemowi zabierania śmieci z naszych mieszkań, domów, biur i firm, wreszcie ulic. Warszawę podzielono na dziewięć stref geograficznych, rozpisano przetargi, zwycięzcy przetargów realizują kontrakty, konkurując ze sobą jakością usług, inwestują w nowoczesny sprzęt, sprawiając, że system staje się coraz lepszy, mniej dolegliwy dla mieszkańców i stosunkowo tani – konkurencja nie śpi i tylko czeka na najmniejsze nawet potknięcia. Dominującą pozycję ma należące do miasta Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, które obsługuje około 60 proc. rynku, na pozostałej części operują prywatne firmy. I tak z pożytkiem dla mieszkańców i wizerunku miasta utrzymywana jest ta krucha równowaga. Do czasu.

Chyba na zasadzie, że „lepsze jest wrogiem dobrego” albo „co by tu jeszcze spieprzyć, panowie, co by tu jeszcze” wymyślono w ratuszu, że wszystkie odpady komunalne, z całej Warszawy, od przyszłego roku będzie odbierało MPO. Komunalne, bo na to pozwala miastu wprowadzona niespełna dwa lata temu nowelizacja ustawy o zamówieniach publicznych, dopuszczająca możliwość stosowania w gospodarce odpadami zamówień in-house, czyli zlecania zadań zależnym od siebie spółkom z wolnej ręki, bez przetargu. Przemysłowe już nie – bo na to prawo nie pozwala. W efekcie po wąskich uliczkach np. Górnego Mokotowa zamiast jednej śmieciarki zbierającej wszystkie, i komunalne, i przemysłowe odpady, jak to było do tej pory, będą się poruszały dwie: jedna, z MPO, odbierze odpady komunalne, druga, z innej firmy, zabierze odpady przemysłowe. Mieszkańcy z pewnością z radością odnotują tę zmianę i kwiatami przywitają dodatkową śmieciarkę, z trudem przepychającą się pomiędzy ciasno zaparkowanymi ich samochodami.

Dodatkowe korki, dodatkowe spaliny… Czy ktoś zapytał o to mieszkańców?

Czy ktoś wreszcie pomyślał, co na to MPO? Czy chce tego, czy poradzi sobie z nowymi zadaniami, czy jest gotowe na taką rewolucję? Dodatkowe obszary do sprzątania dla tej miejskiej firmy to konieczność zakupu minimum 100 specjalistycznych samochodów o wartości około 80 milionów złotych, konieczność zatrudnienia dodatkowych 250 pracowników, co będzie skutkowało wzrostem kosztów pracowniczych w przedsiębiorstwie o kolejne 10 milionów rocznie, głębokie zmiany organizacyjne i strukturalne. Skąd firma czy miasto jako jej właściciel weźmie na to pieniądze? Czy aby nie z podwyżki opłat za wywóz odpadów? Będzie wszak monopolistą, a wiadomo, jak kończą się praktyki monopolistyczne: gorzej i drożej.

Tym bardziej że MPO jako właściciel Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, czyli spalarni na Targówku, ma już dostatecznie dużo problemów. Chociażby z opóźnieniami związanymi z jej niezbędną rozbudową: na Targówku, kosztem ponad miliarda złotych, chińskie konsorcjum ma wybudować nowoczesną spalarnię przerabiającą ponad 300 tys. ton odpadów. Ale to za kilka lat. Tymczasem MPO boryka się z górą śmieci w Radiowie, czyli składowiskiem i pękającą w szwach mechaniczno-biologiczną instalacją obsługującą Warszawę od ponad 60 lat.

.Kiedy zbierzemy to wszystko razem, kłopoty wydają się gwarantowane. Rekomunalizacja wywozu odpadów w Warszawie spowoduje bowiem, że na tym rynku znowu zapanuje monopol. To już przerabialiśmy i starsi pamiętają związane z tym problemy. A jak nie pamiętają, to z najnowszej historii dowodów dostarcza właśnie Neapol. Wyparte z rynku firmy prywatne albo zbankrutują, albo się przebranżowią, w każdym razie w momencie nieuchronnych kłopotów monopolisty MPO (brak możliwości obsługi, praktycznie nieuchronny wzrost cen za wywóz odpadów – brak konkurencji rozzuchwala każdego – niedobór czy ewentualny strajk pracowników i dziesiątki innych możliwych problemów) nie będą w stanie przyjść miastu z pomocą. I wtedy będziemy mieli Neapol nad Wisłą, ale taki specyficzny, tylko z jedną, za to bardzo wątpliwą jego „atrakcją”: stosami śmieci na każdym rogu. I wtedy, by nie przerabiać Goethego (bo już mu frazę dopisali neapolitańczycy), będziemy cytowali „przerobionego” Wańkowicza, który jak wiadomo, wymyślił hasło „cukier krzepi”, a pomysłowi rodacy dopisali mu: „wódka lepiej!”. Nie wiem, czy krzepi lepiej, a nawet jeżeli tak, to tylko na chwilę, a kac po tej całej operacji zostanie na długo.

Kazimierz Krupa

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 maja 2018