Ze starcia Jaki – Nijaki zawsze zwycięsko wychodzi Nijaki – pisze Eryk MISTEWICZ
.Jaki nie ma prawa wygrać, gdyż więcej w nim ograniczeń, więcej opowiedzenia skończonego, bez pozostawienia powietrza, przestrzeni ruchu, przestrzeni tak niezbędnej głównie w końcówce kampanii.
Jaki jest skończony. Ot, choćby nie weźmie udziału w paradzie LGBT. Nijaki zaś nie dość, że spokojnie może wziąć udział w paradzie LGBT, to może też pójść do kościoła, a nawet przystąpić do spowiedzi.
Jaki nie może wziąć rozwodu, a Nijaki może wziąć ślub kościelny, jeśli będzie taka potrzeba.
Przekleństwem Jakiego jest to, co wydaje się jego atutem: wyrazistość. Jaki jest wyrazisty, ale to nie wyraziści mogą zdobywać kolejne głosy. Jego elektorat nie może się zbytnio poszerzać. Tymczasem Nijaki jest dla każdego. Jego elektorat to słynny „błękitny ocean” z bajdurzeń marketingowych, koniecznie ze slajdem na końcu: „Sky is the Limit”.

Eugene Delacroix. Combat de chevaliers dans la campagne. Ok. 1825. Muzeum Luwr.
.Decydujący spór między Jakim a Nijakim będzie dotyczył tego, który opowie więcej zbornych, dobrze przyrządzonych historii.
Jaki jest prawdziwy, gdy mówi, że kibicuje Legii. A to oznacza, że nie jest za Polonią. Tymczasem Nijaki może być za Legią, za Polonią, za Arką i za Widzewem. Za rozbudową metra w linii północ-południe i za niewykluczoną rozbudową wschód – zachód, za poszerzaniem dróg dla aut, ale także za budową ścieżek rowerowych. Zgadzając się zarówno na nowe kościoły, jak i nowe kluby go-go. Tam, gdzie Jaki wie, że polityka ma ograniczenia, a budżet nie jest z gumy, Nijaki pamięta, ile przed nim obiecywano i że nikt nigdy z obietnic nikogo nie rozliczył. A na pewno nie rozliczył tego, kto wygrywał.
Jaki przegra tym, jaki jest. Nijaki wygra dzięki tym, którzy chcą, aby było tak, jak było.
Czy można to zmienić? Tak, ale będzie to wyjątkowo trudne. Odpowiedzi niesie zmiana sceny, podstawowy element marketingu narracyjnego. Jaki do końca będzie bowiem zero-jedynkowy. Nijaki zaś będzie dla każdego. Chyba że…
W końcówce kampanii wyborczej we Francji uwagę opinii publicznej przykuł strajk taksówkarzy zaniepokojonych spadającą liczbą kursów, spadającymi zarobkami. Przyczyna główna: Uber. Wkurzeni taksówkarze pojawili się na jednym ze spotkań z Emmanuelem Macronem. A przyszły prezydent Francji wygłosił długą tyradę, z której wynikało, że taksówkarze wykonują odpowiedzialną pracę za słabe wynagrodzenie. Mówił sporo o doli (czy raczej niedoli) taksówkarzy, w związku z czym zdobył ich uznanie, oklaski, a być może i głosy wyborcze ich i ich rodzin. Z tematu taksówkarzy szybko przeszedł do ekonomii 4.0, mówił o ekonomii dzielenia się i ekonomii opartej na wiedzy, o tym także, że państwo nie powinno blokować pomysłowości i przedsiębiorczości Francuzów, szczególnie młodych; że nie ma „świętych krów”, branż wyłączonych z nowej gospodarki. Nazwa „Uber” nie padła, ale zdobył także tę grupę zawodową. W jednym ciągu zdania rozkochał w sobie obydwie zwaśnione strony, każdego obdarzył swoją uwagą, szacunkiem, troską i zrozumieniem. Każdy, do którego mówił, słyszał, że mówi do niego, jego językiem, biorąc jego stronę.
Nijaki zawsze wygrywa.
Eryk Mistewicz
4 maja 2018