Zamach majowy w 1926 r. i przejęcie władzy przez Józefa Piłsudskiego oznaczał ważny zwrot w polityce zagranicznej Polski. Odrzucił bierne podążanie za trendami wyznaczanymi przez Zachód i odbudował relacje z ZSRR oraz Niemcami – pisze Krzysztof RAK.
.Polska w połowie lat 20. XX wieku znajdowała się w niezwykle trudnej sytuacji geostrategicznej, co w znaczący sposób ograniczało jej możliwość manewru na międzynarodowej szachownicy. Otoczona była przez dwa mocarstwa rewizjonistyczne, Niemcy i Związek Sowiecki, które niespecjalnie ukrywały, że w przyszłości szykują jej czwarty rozbiór. Swoje bezpieczeństwo musiała oprzeć na mocarstwach zachodnich, które były twórcami i gwarantami powstałego w 1919 roku porządku wersalskiego.
Kluczowe znaczenie dla Polski miał sojusz wojskowy zawarty w 1921 roku z Francją. Był to rodzaj dzisiejszego NATO. Miał on jednak swoją cenę, gdyż Warszawa przyjęła wobec Paryża pozycję wasalną. Polski minister spraw zagranicznych Aleksander Skrzyński w roku 1925 w następujący sposób ujął istotę tego związku: „Rząd francuski nie może mieć ustawicznego wrażenia, iż my jesteśmy zaporą między Francją a Anglią, iż pragnąc się z nią porozumieć, musiałaby działać w tajemnicy przed nami. Przeciwnie, my chcemy wierzyć w słuszność sugestii angielskich, rozumiemy konieczność, w której znajduje się Francja, rozmawianie na ich temat w celu przekonania się, ile jest w tym propozycji bezpieczeństwa, a ile ukrytych niebezpieczeństw. Trzeba w ten sposób stworzyć atmosferę zupełnego zaufania, które umożliwi współpracę, trzeba iść z prądem, żeby nim móc w pewnej mierze kierować, nie zgłaszać pryncypialnych sprzeciwów”.
Polityka satelickiego uzależnienia się od Paryża i w pewnej mierze od Londynu szybko przyniosła jednak bardzo poważną porażkę. Zawarte pod koniec 1925 roku traktaty lokarneńskie osłabiały Polskę. Były bowiem pierwszym, i to niezwykle istotnym krokiem na drodze porozumienia Niemiec z mocarstwami zachodnimi. Oczywiste również było, kto miał za to porozumienie zapłacić. Berlin w zamian za zagwarantowanie swojej zachodniej granicy miał stopniowo uzyskać suwerenność nad całym swoim terytorium (Nadrenia), a także daleką, acz realną perspektywę rewizji swojej granicy wschodniej. Polityczny sens tej transakcji dla wszystkich stron był jasny. Niemcy będą mogły odbudowywać mocarstwową potęgę pod warunkiem, że zostawią kraje Europy Zachodniej w spokoju. Gdy jednak osiągną stosowny potencjał, to w sposób pokojowy i w uzgodnieniu z Francją i Wielką Brytanią będą mogły realizować swoje interesy (ekspansję) na wschodzie. A to oznaczało, że dostaną zgodę na odzyskanie Pomorza Gdańskiego i części Górnego Śląska.
Locarno oznaczało de facto rezygnację przez Francję z roli kontynentalnego hegemona i utrwalenie się zasad koncertu mocarstw w polityce europejskiej. Niemcy powracały na arenę międzynarodową jako mocarstwo, co prawda jeszcze nierównoprawne, ale jednak. W ten sposób pozycja Polski relatywnie pogorszyła się względem Niemiec, bo pozostała ona tym, czym była, czyli średniej wielkości krajem wschodnioeuropejskim. A zatem nie ulega wątpliwości, że Warszawa traciła w stosunku do Berlina chociażby dlatego, że nie przewidziano dla niej podmiotowej roli w europejskim koncercie mocarstw.
Piłsudski krytycznie odnosił się do polityki Skrzyńskiego. Józef Beck wspominał, że marszałek zapytany o stosunek do Locarno powiedział: „Każdy przyzwoity Polak spluwa, jak usłyszy te słowa”.
Piłsudski po dojściu do władzy wskutek zamachu majowego w 1926 roku odrzucił kurs Skrzyńskiego, który sprowadzał się do „płynięcia z prądem”, czyli biernego podążania za mocarstwami zachodnimi. Doskonale zdawał sobie bowiem sprawę, że dla Francji i Wielkiej Brytanii Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki były przede wszystkim partnerami i konkurentami w europejskim koncercie mocarstw, a dla Polski – śmiertelnym zagrożeniem. Rzeczpospolita jako kraj słaby nie była pełnoprawnym partnerem mocarstw i z tego powodu wiązała się z Francją i z Wielką Brytanią w pozycji satelickiej. Jednakże mocarstwa zachodnie nie spieszyły się ze wsparciem Warszawy w momencie, gdy dochodziło do konfliktu interesów pomiędzy nią a jej dwoma potencjalnymi wrogami, a mianowicie Berlinem i Moskwą. A to oznaczało, że Polska obok współpracy z Francją i Wielką Brytanią potrzebowała poprawy relacji z Niemcami i ZSRR.
Najpierw, bo jeszcze w drugiej połowie 1926 roku, Piłsudski postawił na uporządkowanie relacji z Niemcami. I tu spotkała go porażka, ponieważ kierujący wówczas niemiecką dyplomacją Gustav Stresemann ani myślał o porozumieniu z Warszawą. Niemiecki minister spraw zagranicznych wierzył w to, że Polska w niedługim czasie upadnie gospodarczo i społecznie, a wtedy w zamian za pomoc finansową zgodzi się oddać Pomorze Gdańskie i część Górnego Śląska. Jak wiadomo, Stresemann zasadniczo pomylił się w swoich rachubach, bo marszałkowi stopniowo udało się ustabilizować sytuację w kraju.
Piłsudski swoją koncepcję wyrównania stosunków z Niemcami i Sowietami zrealizował na początku lat 30. Najpierw w roku 1932 zawarł pakt o nieagresji ze Stalinem. Porozumienie z Niemcami umożliwiło dopiero dojście do władzy Hitlera. To swoisty paradoks, że to wódz partii nazistowskiej zrezygnował z bezwzględnego antypolskiego kursu w polityce zagranicznej. Działo się tak dlatego, że miał całkowicie inne plany niż elity Niemiec weimarskich. Nie interesowało go odzyskanie granic z roku 1914. Marzył mu się podbój sowieckiej Rosji i zdobycie przestrzeni życiowej dla swoich ziomków. Uznał, że Polska może być wartościowym sojusznikiem w wielkiej krucjacie wschodniej. Dlatego na początku stycznia 1934 roku zawarł z Piłsudskim strategiczny układ.
.Porozumienia ze Stalinem i Hitlerem były największym sukcesem polityki Piłsudskiego po roku 1926. Polska dzięki nim mogła balansować pomiędzy Francją, Niemcami i Związkiem Sowieckim. W ich efekcie w najbliższych latach udało się jej wzmocnić swoją pozycję w stosunku do każdego z tych mocarstw. Warszawa przestała prowadzić politykę satelickiej zależności wobec Paryża i rozpoczęła kilkuletni okres realizacji polityki podmiotowej. A to, biorąc pod uwagę rzeczywistą słabość Polski, było wielką sztuką i zasługą marszałka Piłsudskiego.
Krzysztof Rak