Święte znamię, przeklęte znamię
Ze znanych mi języków jedynie język francuski pozwala na grę słowną, doskonale oddającą problem, który dotyka od dziesięcioleci stan duchowny, jednocześnie wskazując na jego jedyne rozwiązanie. Chodzi oczywiście o wszystkie skandale, nie tylko seksualne, w których głównymi postaciami są osoby duchowne. Uznałem, że nadszedł czas, abym zabrał głos w tej sprawie – pisze ks. Mateusz MARKIEWICZ
Le caractère sacré, un sacré caractère!
.Mój artykuł w tłumaczeniu polskim najbardziej zbliżonym do oryginału, które jednak traci tożsamość użytych słów, powinien być zatytułowany następująco: Święte znamię, przeklęte znamię. Francuska gra słowna lepiej niż polska oddaje sedno sprawy: święte znamię otrzymane na święceniach może również zostać udzielone mężczyznom, którzy staną się przekleństwem, gdyż z racji ich świętego znamienia nie wiadomo, co z nimi począć. Mam nadzieję, że dalsza część tekstu pozwoli na lepsze zrozumienie mojej intencji. Od razu zaznaczam, że pozwalam sobie na uogólnienia, mimo iż wiem, że rzeczywistość nie jest czarno-biała.
Le caractère sacré – święte znamię
.Co należy rozumieć przez święte znamię, święty charakter? Pozwolę sobie na dłuższy cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego (nr 1581–1582): „Sakrament święceń przyjmującego go upodabnia do Chrystusa dzięki specjalnej łasce Ducha Świętego, czyniąc go narzędziem Chrystusa dla Jego Kościoła. Święcenia uzdalniają go, by mógł działać jako przedstawiciel Chrystusa, Głowy Kościoła, w Jego potrójnej funkcji kapłana, proroka i króla.Jak w przypadku chrztu i bierzmowania, to uczestnictwo w funkcji Chrystusa jest udzielane raz na zawsze. Sakrament święceń wyciska również niezatarty charakter duchowy i nie może być powtarzany ani udzielany tylko na pewien czas”. Ów święty charakter lub też znamię jest więc pewną cechą duszy, która uzdalnia raz na zawsze do działania w zastępstwie Chrystusa. Każdy z nas, kapłanów, posiada tę cechę i spędzi z nią wieczność albo w niebie, albo niestety w piekle. Będzie więc ona dla nas tytułem albo do dodatkowej chwały, należnej sługom wiernym, albo do dodatkowej kary, jaka spotka tych, którzy sprzeniewierzyli się Boskiemu Mistrzowi.
Przez wieki cecha ta, moc działania w zastępstwie Chrystusa, była uzasadnieniem dla szczególnego miejsca osób duchownych w społeczeństwach chrześcijańskich. Poprzez oddzielenie od ogółu wiernych, których kapłaństwo powszechne wypływa wyłącznie z sakramentu chrztu, mężczyźni naznaczeni świętym znamieniem, otrzymanym w sakramencie święceń, byli traktowani w sposób szczególny. Chrześcijanie, żyjący w słusznym przekonaniu, iż Nowy Testament ma udoskonalić figury Starego Testamentu, przenieśli na kapłanów Nowego Przymierza wiele z tego, co w Prawie Mojżeszowym dotyczyło potomstwa Lewiego, a zwłaszcza potomków Aarona. Lewici, a w szczególności kapłani starotestamentalni, podlegali innym, świętym zasadom, będącym dowodem wiecznej pamięci Boga o swoim Ludzie. Wybrani do służby Bożej – z tejże służby i dla tej służby mieli żyć! Z tego powodu przy podziale Ziemi Obiecanej potomkowie Lewiego zostali potraktowani inaczej: ich dziedzictwem był sam Bóg!
Oczywiście, wspominając w naszych czasach zapisy Starego Testamentu, najpierw pomyślimy o przywilejach, również tych materialnych.
Święte znamię kapłanów chrześcijańskich zakazywało wykonywania wielu zawodów, uznanych za niegodne osoby świętej, począwszy od medycyny, poprzez handel, a skończywszy na pracy w rzeźni. Osoba obdarzona świętym znamieniem ma zajmować się wyłącznie rzeczami świętymi i dzięki świętym rzeczom wieść święte życie.
To właśnie posiadanie niezatartego znamienia powodowało nałożenie na wspólnotę chrześcijańską obowiązku troski o osoby zastępujące Chrystusa, a na nie same wymogu nieustannego bycia godnym tego zastępstwa.
W krajach katolickich sprawy sądowe duchownych były zastrzeżone trybunałom kościelnym. Osoby posiadające święty charakter nie mogły być sądzone przez tych, którzy go nie posiadają. Jako pewien ślad tego sposobu rozumowania możemy podać chociażby artykuł 22 konkordatu, który II Rzeczpospolita Polska podpisała ze Stolicą Apostolską (zachowałem przepiękną, dawną, oryginalną pisownię): „W razie, gdyby duchowni lub zakonnicy byli oskarżeni przed sądem świeckim o zbrodnie przewidziane przez prawa karne Rzeczypospolitej, sądy wspomniane zawiadomią niezwłocznie właściwego Ordynarjusza o każdej sprawie tego rodzaju i, w danym razie, prześlą mu akt oskarżenia oraz wyrok sądowy wraz z jego motywami. Ordynarjusz względnie jego delegat, po zakończeniu przewodu sądowego, będą mieli prawo zapoznania się z odnośnymi aktami. W razie aresztowania lub uwięzienia wspomnianych wyżej osób, władze cywilne zachowywać będą względy, należne ich stanowi i stopniowi hierarchicznemu. Duchowni i zakonnicy będą zatrzymywani w areszcie i będą odbywali kary pozbawienia wolności w pomieszczeniach oddzielnych od pomieszczeń dla osób świeckich, o ile nie zostali pozbawieni godności kościelnej przez właściwego Ordynarjusza. W razie skazania ich na areszt wyrokiem, będą odbywali tę karę w klasztorze lub innym domu zakonnym, w pomieszczeniach na ten cel przeznaczonych”. Do pozbawienia godności kościelnej wspomnianym w tym artykule dojdziemy.
Un sacré caractère! – przeklęte znamię
.Usankcjonowane przez prawo, uświęcone sakramentalną różnicą oddzielenie dwóch grup społecznych oczywiście doprowadzało do nadużyć. Niektórzy mężczyźni albo przyjmowali święcenia, albo decydowali o pozostawaniu w stanie duchownym wyłącznie dla czerpania korzyści materialnych i immunitetów sądowych z nich wynikłych. Święte znamię gwarantowało im nietykalność, jednakże dla ogółu społeczeństwa stawało się przeklętym znamieniem. W społeczeństwach chrześcijańskich znaleziono jednak rozwiązanie tego skomplikowanego problemu: jak ukarać po świecku osobę, która nie jest świecka? Nosiło ono miano „redukcji do stanu świeckiego”. Wskutek nauczania Soboru Watykańskiego II uznano, iż o stanie świeckim nie należy mówić jak o czymś niższym, dlatego określenie „redukcja do stanu świeckiego” zostało zastąpione innym: „wydalenie ze stanu duchownego”. Skutek jest jednak ten sam: kapłan, pomimo wieczystego świętego znamienia, dla jego większego wstydu jest traktowany jak ktoś, kto go nie posiada.
Decyzja prawna o redukcji do stanu świeckiego znajdowała ceremonialny wyraz w postaci rytuału, znajdującego się w pontyfikale, księdze obrzędów zarezerwowanych biskupowi. Uproszczając, można powiedzieć, że były to święcenia à rebours, tj. w odwróconej kolejności: ukaranemu w ten sposób duchownemu uroczyście zdejmowano szaty, zdzierano namaszczenie na rękach nożem itp., aby pokazać, że okazał się niegodny otrzymanych wcześniej święceń. Dopiero po tej ceremonii wydawano zdegradowanego duchownego władzom świeckim, by został ukarany jak osoba świecka. Surowość kary była oczywiście proporcjonalna do sprzeniewierzenia się świętemu charakterowi.
Niestety, fala przestępstw seksualnych dokonywanych na dzieciach pokazała, że w niektórych przypadkach władze kościelne – a także inni duchowni, mający styczność z tymi sprawami – tak bardzo wydały się przejęte świętością otrzymanego znamienia, że robiły wszystko, by nie wydać władzom świeckim wyświęconych, choć niegodnych kapłaństwa mężczyzn. Jeżeli zamiatano pod dywan przypadki nadużyć, to nie tylko wskutek korporacyjnej jedności, istniejącej przecież także w innych środowiskach (pomyślmy o istniejących jeszcze w XXI wieku sądach korporacyjnych), lecz również z powodów teologicznych. Nie chcę tu usprawiedliwiać poczynań hierarchii, lecz jedynie wskazać na teologiczną motywację podjętych w niektórych przypadkach decyzji. Duchowny będący przestępcą seksualnym zawsze pozostanie naznaczony świętym znamieniem, dlatego należy zrobić wszystko, by to znamię nie zostało zbezczeszczone poprzez świecki sposób traktowania tegoż kapłana. Gdzieś niestety zapomniano o tym, że owszem, to znamię pozostaje, lecz z racji jego świętości wymaga ono, by nie chronić tych, którzy go nadużywają do popełniania grzechów, lecz aby ich ukarać i pokazać, że dla Kościoła ważniejsza jest ochrona świętości charakteru jako takiego, a nie u tych, którzy są nim naznaczeni, a mimo to bezczeszczą go. Trzeba przyznać, że niektórzy duchowni, szukając teologicznego uzasadnienia swoich działań, gdzieś się w tym wszystkim pogubili. Chciałbym, abyśmy się wszyscy w tym jakoś odnaleźli, nic nie tracąc z objawionych prawd wiary.
Le caractère sacré jako rozwiązanie na sacré caractère – święte znamię jako rozwiązanie przeklętego znamienia
.W obliczu coraz to nowszych skandali z udziałem osób duchownych najgorszym rozwiązaniem jest chęć zmiany całego nauczania Kościoła na temat sakramentu święceń. Sądzę, że należy jeszcze raz szczerze przyjąć do serca nieomylną naukę Kościoła, wyrażoną na Soborze Trydenckim. Tylko ona pozwoli hierarchii na pokonanie ludzkiego strachu przed rzekomo złymi dla Kościoła, lecz koniecznymi krokami sprawiedliwości. Dlatego trzeba jeszcze raz podkreślić nauczanie kanonu 4., ogłoszonego na sesji 23. tegoż Soboru: „Gdyby ktoś mówił, że Duch Święty nie jest dany przez udzielenie świętych święceń, a więc biskupi na próżno mówią Przyjmij Ducha Świętego, albo że nie wyciskają znamienia, albo że kto raz został kapłanem znowu może stać się świeckim – niech będzie wyklęty”.
Jeżeli tak bardzo naciskam na konieczność przypomnienia tego nauczania, to dlatego, że tu i ówdzie świętość znamienia kapłańskiego, charakteru, została utracona. Za świadectwo podam chociażby ostatni dokument dotyczący formacji przyszłych kapłanów, Ratio fundamentalis institutionis sacerdotalis, opublikowany przez Stolicę Apostolską, a który ani razu (tak!) nie wspomina o tym, że w seminariach przygotowuje się młodych mężczyzn do przyjęcia niezatartego charakteru, znamienia. O świętym znamieniu ani słowa!
To znamię jest jedynym środkiem na odnowę duchowieństwa. Każdy z nas, kapłanów, musi sobie często przypominać, że wszystko, co czyni, czyni to jako osoba posiadająca to znamię: od ścielenia łóżka aż do konsekrowania chleba i wina na ołtarzu. Nie jesteśmy kapłanami wyłącznie w tym, co można określić mianem godzin pracy, lecz w każdej chwili naszego życia. Dlatego musimy być świętymi, i to w takim stopniu, abyśmy byli podobni do Chrystusa, jedynego i wiecznego Arcykapłana Wiecznego Przymierza. Stąd zachęta do moich Współbraci Kapłanów: rachunek sumienia, w którym postawimy pytanie, czy jesteśmy święci tą świętością, która czyni z nas Chrystusa i przez to wynosi nas w tym zakresie do szczególnie wysokiej godności, czy też nasze święte znamię jest dla nas wyłącznie usprawiedliwieniem do bycia traktowanym w sposób specjalny? Wreszcie jest to również synowska prośba do Biskupów: przypominajcie nam o tym znamieniu, wspominajcie o nim w dokumentach dotyczących formacji przyszłych kapłanów, a może nawet pomyślcie o rycie wydalenia ze stanu duchownego, aby w sposób liturgiczny pokazać, że dana osoba okazała się niegodna zaufania Kościoła, który uczynił z niej kogoś podobnego do Chrystusa.
.Wreszcie prośba do Wiernych Świeckich, wszak „każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Hbr 5,1). Niech Wasz szacunek dla naszego kapłaństwa będzie połączony nie tylko ze słusznym wymogiem naszej świętości, lecz również pomocą w jej osiągnięciu: modlitwą za nas, bliskością typowo ludzką, która w kapłanie potrafi dostrzec nie tylko osobę działającą w imieniu Chrystusa, lecz także potrzebującą nie tyle wsparcia materialnego, ile może bardziej dobrego słowa, rozmowy o wszystkim i o niczym, ludzkiej troski jeden o drugiego. Żebyśmy wiedzieli, że macie świadomość, że nasze poświęcenie jest dla Was, abyśmy wszyscy razem mogli cieszyć się z radości nieba.
Ks. Mateusz Markiewicz