
Historia nigdy się nie powtarza, co najwyżej ostrzega
Tolerancja, pokora i zdrowie – trzy cechy i przedmiot troski, które dają szansę budowania nowej Europy – pisze ks. prof. Franciszek Longchamps de BÉRIER
Imperium rzymskie, które wbrew pozorom było niezwykle tolerancyjne, roztopiło się siłą bezwładności w żywiole wędrówki ludów. Przedtem osiągnęło wszystko, na co była szansa. Zawładnęło światem, opierając granice głównie na naturalnych przeszkodach. Skutecznie zarządzane przez stulecia pokazało nie tylko siłę podboju. Przez długie stulecia udało się rzymskiej administracji nadzwyczaj sprawnie panować nad obszarami poddanymi wpływom Kwirytów. Zapewniono komunikację i szybki przepływ kapitału. Przede wszystkim jednak cesarstwo rzymskie stało się imperium ducha, dlatego tak pociągało obcych: życzliwych bądź nieżyczliwych. Cywilizowało ich i latynizowało, a w końcu przedstawiło Jezusowi Chrystusowi.
Historia nigdy się nie powtarza, co najwyżej ostrzega. A nasza Europa dawno osiągnęła granice możliwości. Europa połączyła zwaśnionych sąsiadów w jeden obszar. Chrystianizacją zajmowała się intensywnie od dawna, choć zapał ostygł. Spopularyzowała własny dorobek kulturalny. Dla całego świata stała się punktem odniesienia, obiektem westchnień i kolebką wszystkiego, co nobliwe lub godne naśladowania. Kryzys zaś na tym polega, że nie bardzo widać kierunki, w jakich miałaby się dalej rozwijać. Będzie się przekształcała, ale czy przetrwa? Może czas spokojnie przejść na emeryturę? Ale co w to miejsce? Na początku panowania wybitni władcy, jak cesarz Justynian, korzystali z tego, co przygotowali przed wstąpieniem na tron. Mieli przemyślenia, plany innowacji, pomysły na nowy styl działania i zapewnienie stabilności: reformę prawa, państwa i Kościoła. Z czasem musieli zdawać się na inwencję doradców oraz reagować na to, co niesie życie. Głęboki kryzys Europy zdaje się wynikać z tego, że słucha domorosłych doradców bądź rewolucjonistów, odchodząc od swych fundamentów. Ten kryzys wydaje się śmiertelny, bo co mogła, światu dała, a nic szczególnie wartościowego nie oczekuje w zamian…
Rzym chętnie i bez kompleksów korzystał z cudzych osiągnięć. Prawda, że nie przyznawał się zbytnio do etruskiego dorobku, podbity przez sąsiadów z północy. Z Kartagińczykami prowadził wyczerpujące wojny, które wyrwały go z italskiej zaściankowości, dając szansę poznania i przyjęcia najcenniejszych osiągnięć Fenicji. Podbita Grecja pozwoliła Rzymianom wypłynąć na najgłębsze wody kultury wysokiej. Zhellenizowany Egipt pozostał najbardziej inspirującą z prowincji. Typowo rzymska i najlepiej rozwinięta dziedzina sztuki Rzymian – prawo – chętnie wykorzystywała i absorbowała wszystko, co obce, o ile tylko było użyteczne lub wydajne.
W dobie śmiertelnego kryzysu rzymski świat nie od razu przekształcił się w złotą średniowieczną Europę. To, co z niego najlepsze, przekazały jej benedyktyńskie wspólnoty klasztorne. Były naturalnymi depozytariuszami, gdyż Rzymianie wybrali zachodnie chrześcijaństwo, uznając je za własną, choć nową religię. Łacińskość wydała się tedy oczywista rzymskim katolikom: studiowali pogańskie prawo, skoro zebrał je i przekazał w kompilacji chrześcijański cesarz Justynian.
.Nie należy oczekiwać szybkich przekształceń Europy. Raczej długotrwałej agonii. I bez nowego Rzymu, jak Konstantynopol. Chyba że silnie spolaryzowanym Stanom Zjednoczonym udałoby się – najprościej rzecz ujmując – zachować szczerą wiarę w Boga. Czyż więc wobec wewnętrznego kryzysu Europy pojawią się wspólnoty, dzięki którym przetrwa dorobek kultury? Czy rozwinie się twórczo w nowy świat? Czy Polska ma szansę – cała – być taką wspólnotą? Do Europy wnieśliśmy własne cechy i zawsze czuliśmy się w niej u siebie. Wszak o naszej tożsamości decydują łacińskość, republikanizm i katolicyzm. Notabene wszystko dobrze przejęte z Rzymu, gdy tradycję prawa rzymskiego przyniósł nam dopiero czas zaborów. Jakie nasze cechy mogłyby pomóc Europie?
Po pierwsze, tolerancja. W Polsce chętnie przyjmowaliśmy każdego, kto chciał się osiedlić, a deklarował lojalność oraz szacunek dla świata, w jaki wstępował. Tolerancja zakłada silne poczucie własnej wartości i wyrazistą tożsamość zbiorową przy braku kompleksów. Musimy, rzecz jasna, najpierw takimi się stawać, aby tolerancyjnie zapraszać do siebie i nie rezygnować z przekonywania do własnych racji: rozumnie oraz w wolności.
Po drugie, pokora. Tej cechy nie cenili Rzymianie. Dopiero spotkanie z Bogiem Izraela uświadomiło Europejczykom, że tylko ona gwarantuje bezpieczny i harmonijny rozwój. Pokora zakłada prawdziwą otwartość wobec drugiego i poszukiwanie dobra. Potęguje ciekawość świata i zachwyt pięknem. Każe zawsze brać pod uwagę to, że możemy nie mieć racji. Ułatwia zmianę własnego zdania – w imię poszukiwania prawdy.
Po trzecie, zdrowie, które nie dotyczy tylko ciała. Zdrowie ducha i duszy. Zdrowe podejście do siebie i świata, do życia, małżeństwa i rodziny. Słuszne marzenia o demokracji i merytokracji pozwalają wyróżniać bądź uprzywilejować tylko ze względu na płodność fizyczną lub duchową. Macierzyństwo bądź ojcostwo w drugiej ze sfer wymagane jest zawsze, chociażby z jakichś powodów nie nastąpiło w fizycznej. Braterstwo jest możliwe. I tylko wtedy pogodzi wolność z równością, gdy będzie wspólny Ojciec.
Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier
Tekst ukazał się w wyd.3 magazynu opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]