Czy Józef Czapski był pisarzem zaangażowanym? – pyta prof. Maciej URBANOWSKI
.Nie był, jeżeli utożsamiać zaangażowanie z pisarstwem tendencyjnym, z literaturą w służbie ideologii czy taktyki partyjnej. Takim, które klasyfikuje świat wedle kryteriów politycznej poprawności, słuszności albo zgodności z odgórnie narzucanymi pisarzowi dyrektywami. Jak było chociażby w przypadku socrealizmu, o którym Czapski wypowiadał się rzadko, a jeżeli już, to z krytycyzmem. Pisał za Błokiem, iż „sztuka nie jest do pogodzenia z naciskiem wywieranym przez jakąkolwiek władzę”. Ironizował na temat polskich komunistów, którzy „zabierają się konsekwentnie czapką, papką i groźbą do reformowania literatury polskiej, do wymyślania od faszystów i reakcjonistów wszystkim, którzy nie chcą iść po łożysku ich instrukcji”.
Ale Czapski był pisarzem zaangażowanym, gdy słowo to rozumieć jako synonim literatury dającej nie tylko świadectwo swojego czasu, ale także chcącej aktywnie wpływać na bieg dziejów, a zwłaszcza: stawiać opór temu, co prowadzi do ludzkiej krzywdy, cierpienia, zła. Politycy, twierdził przecież Czapski, „mają swoje kalkulacje, małe i wielkie”, rolą pisarzy zaś „zawsze było mówienie prawdy”, „to oni mówili »oskarżam«, to oni »nie mogli milczeć!«”. Kiedy indziej zauważał: „Rolą pisarza z prawdziwego zdarzenia są jego »anteny«; o ileż bezpieczniej i rentowniej pisać o sprawach nieulegających dyskusji, przekonywać przekonanych. Ale »anteny« nie dają pisarzowi spokoju, każą pisać o sprawach groźnych, których inni jeszcze nie widzą lub widzieć nie chcą”.
Miał rację Włodzimierz Bolecki, gdy podkreślał niedawno w „Arcanach”, że Czapski nie był narcystycznym estetą, bo „nawet gdy z nieskrywanym zachwytem opisuje barwy, kształty i zapachy świata […], zawsze pyta o sprawy podstawowe”.
W tym sensie Czapski był przeciwnikiem strategii klerkowskiej, której zdradę zarzucał intelektualistom, zwłaszcza francuskim, w głośnej książce z roku 1927 Julien Benda. Na klerkizm, rozumiany jako rodzaj olimpijskiej obojętności na zawirowania i namiętności epoki oraz jako odwrót ku kontemplacji spraw wiecznych, nie pozwalała Czapskiemu jego wrażliwość, ale też jego biografia, w pewnym sensie typowa dla intelektualisty środkowoeuropejskiego. Biografia pełna paradoksów. Artysty i żołnierza. Malarza i publicysty. Myśliciela religijnego i redaktora pism emigracyjnych. Ale też ofiary historii spuszczonej z łańcucha.
Przypominam: w roku 1917 jest Czapski świadkiem rewolucji w Rosji. Potem bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Szuka – pomordowanych przez bolszewików, jak się okaże – zaginionych polskich ułanów. Potem jest 17 września 1939 roku, sowiecka niewola i właściwie cudowne ocalenie przed egzekucją w Katyniu, a następnie uporczywe i nieskuteczne poszukiwanie swoich kolegów z obozu w Starobielsku. I szlak bojowy wraz z 2 Korpusem przez Bliski Wschód do Włoch. Potem – już do śmierci – blaski i cienie życia emigracyjnego z pracą na rzecz miesięcznika „Kultura” na czele.
Te doświadczenia wymuszały nieufność wobec literatury omfaloskopicznej, czyli zapatrzonej we własny pępek, jak rzecz nazywał Jerzy Stempowski, czołowy autor „Kultury”. Zwłaszcza że Czapski widział na rosyjskiej „nieludzkiej ziemi”, jak ważna jest literatura dla wspólnoty, jak sięgano do niej w sytuacjach granicznych, że właśnie wtedy potrafiła budzić ducha wolności, oporu czy nadziei.
O potrzebie literatury angażującej się w świat, chcącej go zmieniać, nieobojętnej na los drugiego człowieka, przekonywali zresztą Czapskiego jego mistrzowie. Adam Mickiewicz mówiący: „A jak nie krzyczeć, kiedy ojczyzna zabita”. Stefan Żeromski chcący „rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości”. I Stanisław Brzozowski. Jego Legendę Młodej Polski przypadkowo przeczytał w roku 1919 w przychodni krakowskiego dentysty. Książka ta wyczuliła go na niemoralność „bezdziejowości”, a więc przekonanie, że jednostka nie ma wpływu na historię i że nic od niej nie zależy, wobec tego i ona nie ma żadnych obowiązków wobec świata. I że Polska jest jedynym medium dla Polaka, aby być współtwórcą losów tego świata. Medium i zarazem zadaniem, od którego nie można się uchylić. Lekcję tę Czapski zapamiętał do końca życia.
Trzeba wymienić tu też pisarzy rosyjskich, bo i oni uczyli Czapskiego pisarstwa zaangażowanego, zwłaszcza poznani przez niego w młodości Dmitrij Mereżkowski i Dmitrij Fiłosofow. Dodać warto Francuzów. Myślę zwłaszcza o Georges’u Bernanosie i André Malraux. O tym ostatnim Czapski pisał, że istotą jego „wszelkich zaangażowań” była obrona człowieka „uciśnionego, zniewolonego, zdeptanego – gdziekolwiek by ten człowiek był”.
Z takich doświadczeń i dzięki takim patronom powstawały teksty i książki Czapskiego zaangażowane na wiele sposobów we współczesność i w najnowszą historię. Na pewno były to klasyczne dzisiaj świadectwa o doświadczeniu łagrowym, a więc Wspomnienia starobielskie (1944), a potem Na nieludzkiej ziemi (1949). Czapski rozpamiętywał w nich swój pobyt w sowieckim „jądrze ciemności”, stawiając pomnik ofiarom bolszewizmu, ale też dając przenikliwą, literacko sugestywną analizę bolszewizmu jako systemu nieludzkiego. Wskazywał na charakterystyczną dlań pogardę dla jednostek, na wpisaną weń przemoc i okrucieństwo, na jego nihilizm dążący do unicestwienia wszelkich przejawów duchowości i metafizyki. Czapski opisywał polskie ofiary bolszewizmu, ale był świadom, że Związek Sowiecki był „ziemią nieludzką” także dla Rosjan.
Symbolem tych ofiar był dla Czapskiego przede wszystkim Katyń. Wracał do tej zbrodni wielokrotnie w swojej publicystyce i w odczytach, które wygłaszał na przykład w Stanach Zjednoczonych. Angażując się na rzecz sprawy katyńskiej, Czapski chciał ocalić pamięć ofiar sowieckiego totalizmu, skazywanych na zapomnienie przez katów, ale i przez Zachód w interesie specyficznie rozumianego realizmu politycznego. Ale tak jak w przypadku książek obozowych chodziło Czapskiemu o ostrzeżenie przed totalizmem i zarazem o mobilizację do oporu przed jego trucicielską mocą, której skuteczność widział przecież doskonale w powojennej Europie. Czapski głosił te prawdy wbrew politycznym modom, za co komuniści francuscy i polscy określali go tuż po roku 1945 mianem… faszysty.
Pisarstwo zaangażowane Czapskiego było także protestem przeciw zobojętnieniu sumień i jednocześnie wezwaniem do aktywności przeciwko politycznemu i moralnemu złu. Autor Na nieludzkiej ziemi dostrzegał jego przejawy w postawie Zachodu wobec Polski i krajów Europy Środkowej, pozostawionych po II wojnie na pastwę Związku Sowieckiego.
Szczególnie wymownym i często dzisiaj przywoływanym tekstem był list otwarty do François Mauriaka i Jacques’a Maritaina, który Czapski ogłosił w roku 1944. Oburzał się w nim na obojętność, z jaką Zachód patrzył na agonię powstańczej Warszawy, apelował o reakcję do pisarzy katolickich, których od dawna cenił. Widział w nich symbole nonkonformizmu oraz uczciwości intelektualnej, które kazały literackiej Francji stawać nie raz w obronie słabych i krzywdzonych. „Tu chodzi o europejskie sumienie”, pisał. Przekonywał: „Od francuskich pisarzy i myślicieli […] mamy prawo oczekiwać słowa w sprawie ofiar, które byłoby jednocześnie wystąpieniem w obronie honoru i chrześcijańskiego sumienia Europy”.
Odpowiedzi na apel nie było. Tak samo jak na protest w sprawie przekazania Sowietom przez dyplomatów amerykańskich grupy rosyjskich ewangelistów, którzy szukali azylu na terenie ambasady USA w Moskwie. „W imię wyższych celów (wyższych?) politycznych, dyplomatycznych zabita została nadzieja i litość – ojczyzna maluczkich”, pisał gorzko w roku 1963.
Takich gestów i apeli znajdziemy w pisarstwie Czapskiego znacznie więcej. Na przykład w sprawie rewolucji na Węgrzech w 1956 roku. Albo Sołżenicyna. Dotyczyły one także samych Polaków. Czapskiemu bliski był, wielokrotnie przezeń cytowany, aforyzm Norwida: „Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala?”. Odegrały tu swoje tak krytyczne wobec „polski zdziecinniałej” książki Brzozowskiego, ale nie był Czapski ojkofobem. Bliski mu był ideał Polaka, który znajdował w pisarstwie Floriana Czarnyszewicza.
Stąd brały się artykuły, w których Czapski krytykował swoich rodaków. Na przykład w marcu 1968 roku w głośnym, piętnującym antysemityzm tekście „Biej Żidow, spasaj Rassiju”. Zarazem polemizował z Czesławem Miłoszem, któremu zdarzyło się napisać, iż „myśl Polaka nie jest w stanie wznieść się ponad myśl narodowo-utylitarną”. Stąd nadzieja, z jaką witał Czapski pontyfikat Jana Pawła II: „Ta Polska, którą Norwid żył, o której marzył, nie sekta wypojedynczenia i zeschnięcia, ale siła twórcza”.
.Zaangażowanie to miało, jak widać, rozmaite kierunki, choć cel był zawsze podobny: sprzeciwianie się złu i niezgoda na bierność. Zawsze też miało wymiar etyczny i personalistyczny. To nadawało zaangażowanemu pisarstwu Czapskiego rys indywidualny, charakterystyczny dla jego inteligenckiej i chrześcijańskiej formacji intelektualnej.
Maciej Urbanowski