Maciej ZAKRZEWSKI: Bunt Młodych, aby wyrwać kraj w stronę modernizacji? To już było, w II RP

Bunt Młodych, aby wyrwać kraj w stronę modernizacji? To już było, w II RP

Photo of Maciej ZAKRZEWSKI

Maciej ZAKRZEWSKI

Doktor nauk politycznych, adiunkt Wydziału Historii i Dziedzictwa Kulturowego UPJP2, specjalizuje się w historii myśli politycznej ze szczególnym uwzględnieniem konserwatyzmu. Autor m.in. W obronie konstytucji. Myśl polityczna Henryegeo St. John Bolingbroke’a (2012).

zobacz inne teksty Autora

W dobie dzisiejszego, niezwykle sporayzowanego konfliktu politycznego, warto poznać idee, które konsturowały dyskurs polityczny II Rzeczpospolitej. Dzięki temu można się bowiem przekonać, że język debaty wówczas był równie wyrazisty a konflikt między środowiskami bardzo intensywny. Przodowali w nim głównie młodzi, którzy chcieli wyrwać Polskę z zastanych realiów i poprowadzić w kierunku modernizacji – pisze Maciej ZAKRZEWSKI

.Lata 30. XX w. w historii Europy to okres, w którym zdiagnozowany przez José Ortegę y Gasseta „bunt mas” wszedł w swoją  decydującą fazę. Liberalne rozumienie demokracji ustępowało miejsca nowej wizji totalnej, w której pojęcia wolności i jedności stawały się synonimami. To również sprzęgnięty z powyższym zjawiskiem moment „buntu młodych”. Wtedy na scenę polityczną wkroczyło pokolenie, które przyszło na świat niedługo przed wybuchem I wojny światowej. Szeroko pojęty „rocznik 1910” dorastał w czasie rozkładu dawnych form społecznych, kulturowych i politycznych. Wśród młodych, w przeciwieństwie do starszego pokolenia, rodził się rewolucyjny ferment, nadzieja, że w dynamice dziejów wykuje się nowy, lepszy świat. Młodzieńcza bezkompromisowość wiodła ku radykalizmowi i często sprzęgała się z oddolnym ciśnieniem mas. Nie przypadkiem każda z formacji totalitarnych ówczesnej Europy odwoływała się do kultu młodości. Żadna siła polityczna nie mogła sobie pozwolić na zaniedbanie tego społecznego segmentu. Polska nie była wyjątkiem. Organizacje młodzieżowe i ich przywódcy dochodzą do niebywałego znaczenia. W latach 20. wszelkie młodzieżówki znały swoje miejsce w szeregu, w latach 30. stają się samoistną siłą, partnerami w politycznych rozgrywkach. 

Na tym tle jednym z kluczowych środowisk młodej inteligencji była grupa „Buntu Młodych”. Redagowane przez Jerzego Giedroycia pismo przyciągnęło wybitnych przedstawicieli ówczesnego pokolenia. Ideowy trzon środowiska tworzyli bracia Aleksander i Adolf Bocheńscy, bracia Mieczysław i Ksawery Pruszyńscy, a także Kazimierz Studentowicz. Jednak paleta autorów była o wiele szersza, pisali tam m.in. Stefan Kisielewski, Stanisław Stomma, Wacław Zbyszewski, nawet Czesław Miłosz popełnił jeden krótki tekst. Od 1931 r. do wybuchu II wojny światowej „Bunt Młodych” (od 1937 r. wychodzący pod tytułem „Polityka”) był jednym z najbardziej wyrazistych tytułów prasowych w Polsce. Wokół pisma uruchomiono cykl wydawniczy, w którym ukazywały się m.in. głośne prace Adolfa Bocheńskiego „Między Niemcami a Rosją” czy Aleksandra Trzaski-Chrząszczewskiego „Przypływy i odpływy demokracji”. W drugiej połowie lat 30. podejmowano próby wyjścia poza publicystykę i rozpoczęcia działalności politycznej, prowadzono rozmowy ze środowiskami młodzieży narodowej, snuto plany o stworzeniu własnego koła parlamentarnego. 

Konserwatyzm, ale rewolucyjny

.„Bunt Młodych” początkowo wychodził pod patronatem piłsudczykowskiej organizacji młodzieżowej Myśl Mocarstwowa. Sami mocarstwowcy, a także ich pismo działali przy wsparciu i pod silnym wpływem środowisk konserwatywnych. Często autorzy piszący do „Buntu” współpracowali również z krakowskim „Czasem” oraz wileńskim „Słowem”. Formacyjna i organizacyjna genealogia była kluczowa. Jednak młodzi zachowawcy postrzegali tradycję konserwatywną w sposób twórczy, jako właściwy punkt wyjścia, który jednak winien być na nowo odczytany i zdefiniowany. W jednym z programowych tekstów Ksawery Pruszyński pisał: „Ale ludzie stańczyków, którzy całe życie strawili w polityce, w której Wolność – to był tylko ów »cel daleki «, szanowali jej zdobycie zbyt drogo, by jej zasługę sięgać rękoma, które po wielkiej wojnie ludów karabinu polskiego nie niosły. Kiedyś opinia polska zasalutuje tej postawie, jak salutujemy w chwili obecnej my, którzy możemy ją w świetle historii zrozumieć – ale już na niej budować nie możemy”. Z czasem pogłębiał się krytycyzm nie tyle wobec zachowawczej ideologii, ile w stosunku do inercji środowisk zachowawczych. Aleksander Bocheński określił ich mianem „ludzi muzealnych”. Duże uznanie i ścisłe kontakty utrzymywano przeze wszystkim z „wileńskimi żubrami”, gdzie rząd dusz dzierżył Stanisław Mackiewicz. Odcinając się od etykiet, autorzy „Buntu” wypracowali własną interpretację tradycji zachowawczej; odchodząc od schematów, na nowo szukali dróg skutecznego realizowania dawnych zasad. 

Ideologiczny ferment w łonie obozu konserwatywnego nie był niczym nowym w pierwszej połowie XX wieku. W Polsce wystąpił dość późno. We Francji już na przełomie wieków Charles Maurras powołał ruch polityczny Action Française, który zdecydowanie dystansował się od legitymizmu jako centralnego problemu prawicy i zbudował nowoczesną ideologię konserwatywno-nacjonalistyczną. AF zdominowała intelektualnie życie francuskiej prawicy w dwudziestoleciu międzywojennym, monopol ten zakończył się epizodem Vichy. W Niemczech po zakończeniu I wojny światowej na gruzach dawnego konserwatyzmu cesarstwa młodzi intelektualiści, tacy jak Arthur Moeller van den Bruck, Edgar Julius Jung czy bracia Friedrich i Ernst Jünger podejmowali wysiłek stworzenia nowej platformy ideowej. Eksperymentowano z nacjonalizmem, radykalnymi ideami społecznymi i z filozofią techniki. Na gruncie konserwatyzmu szczepiono wątki całkowicie obce dla tej filozofii politycznej. Paradoksalnie, będąc wrogami Republiki Weimarskiej – van den Bruck w 1923 r. wydał złowieszczo brzmiącą książkę pt. „Trzecia Rzesza” – publiczna aktywność intelektualna niemieckich młodych zachowawców ustała wraz z dojściem Hitlera do władzy i jej umocnieniem y. Sam Jung został zamordowany w czerwcu 1934 r. Na określenie doświadczenia niemieckiego w późniejszym czasie stworzono pojęcie tzw. rewolucji konserwatywnej – termin, którym coraz częściej ujmuje się również ideową przemianę prawicy francuskiej spod znaku AF. Konserwatywnych rewolucjonistów łączyło przekonanie, że elementy tradycyjnego ładu zostały już dawno utracone. Nie ma czego konserwować. Stąd należy sięgnąć do tego, co uniwersalne, odkryć wartości, dla których tradycja i odgrywała rolę otuliny w świecie organicznym. Stąd na nowo trzeba zadać pytanie o takie kategorie, jak polityka, cywilizacja, kultura. Utraciwszy walor łączności, konserwatyzm musi niejako na nowo się stworzyć w odniesieniu do rzeczywistości przełomu. 

Wariant Polski – mocarstwowość 

.Grupa „Polityki” w obliczu „buntu mas” postanowiła porzucić zachowawczą defensywę i wzorem autorów „Teki Stańczyka” wpływać na kierunek zmian, niż je powstrzymywać. Głównym instrumentem tej strategii była polityka mocarstwowa nakierowana na wzmaganie potencjału państwa. Nacisk został położony na geopolitykę. Adolf Bocheński, sztandarowy teoretyk spraw międzynarodowych pisma, na łamach „Buntu Młodych” („Polityki”), a w szczególności w swojej pracy „Między Niemcami a Rosją” z 1937 r. podkreślał wagę strategicznej współpracy z Niemcami w celu rozbicia Związku Sowieckiego. Wychodził on z założenia, że fatalne położenie pomiędzy dwoma potęgami uniemożliwia jakiekolwiek działanie podmiotowe. Dlatego pierwszym krokiem było rozbicie owych geopolitycznych „kleszczy”, nawet przy pomocy zachodniego sąsiada. Dopiero trwałe pozbawienie Rosji jej politycznego potencjału, poprzez m.in. stworzenie niepodległej Ukrainy, tworzyło pole dla prowadzenia polityki regionalnej. Bez spełnienia tego warunku wszelkie koncepty międzymorskie były w jego opinii mrzonką. Zdawano sobie doskonale sprawę, że podmiotowość międzynarodowa jest związana z potencjałem gospodarczym. Od 1936 r., kiedy do „Buntu” dołączył Kazimierz Studentowicz, opracowano program mobilizacji i rozbudowy skromnego potencjału kraju. Studentowicz, ekonomista studiujący m.in. w Stanach Zjednoczonych, postulował konieczność odejścia od umiarkowanego monetaryzmu ministra Kwiatkowskiego. „Polityka” stanęła na gruncie założeń Keynesa. Z zaciekawieniem spoglądano na inflacyjną politykę gospodarczą w III Rzeszy. W 1938 r. wydano szczegółową analizę Stanisława Swianiewicza „Polityka gospodarcza Niemiec Hitlerowskich”. W marcu 1939 r. na pierwszej stronie redakcja opublikowała krótki artykuł pod prowokacyjnie brzmiącym tytułem „Żądamy polskiego hitleryzmu!”. Dopominano się w nim zastosowania właśnie rozwiązań gospodarczych zachodniego sąsiada, opartych na inflacyjnym napędzaniu koniunktury. Zdecydowanie porzucono dawne konserwatywne przywiązanie do zasady „laissez faire”. W obliczu realnego zagrożenia kolektywizmem w imię obrony zasady własności prywatnej  oczekiwano wzmocnienia pozycji państwa i jego koordynacyjnej roli względem procesów ekonomicznych. 

Szczególnie zaś obawiano się destrukcyjnego pęknięcia pomiędzy masami a elitami.  Giedroyc i jego współpracownicy świadomi byli wagi inteligencji i do niej kierowali swój apel, szczególnie o dostrzeżenie zagadnień społecznych. Pisano reportaże z robotniczego Zagłębia, wiele miejsca poświęcano problemom wsi. W samej reformie rolnej nie widziano remedium na problemy ludności wiejskiej, jednak postulowano szybkie jej przeprowadzenie, aby przystała być ona elementem gry politycznej. Paradoksalnie ci konserwatyści, często używający przymiotnika „nacjonaliści”, odświeżali dorobek wyklętego Stanisława Brzozowskiego, szczególnie jego brutalne rozliczenie się z polską „parafiańszczyzną”. W jednym z numerów przywołano symboliczne zdanie Żeromskiego, że „trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły podłością”. 

Spadkobiercy stańczyków 

.Stanisław Koźmian, pisząc o polityce stańczyków, podkreślał, że w sytuacji niewoli była to „polityka psa”, natomiast polityka państwa jest „polityką lwa”. Sami konserwatyści dostrzegali ograniczenia własnej strategii kontekstem historycznym. Doskonale widzieli to młodzi publicyści „Buntu”, którzy na samym początku swojej działalności podkreślali, iż doktryny czasów niewoli nie znajdują zastosowania w czasach niepodległości. W przestrzeni pomiędzy nacjonalizmem a liberalizmem tworzyli własny model konserwatyzmu, niezwykle eklektyczny, ale równie buntowniczy wobec narodowego samozadowolenia, jak stańczykowska reakcja na kult „liberum veto” i „liberum conspiro”. Zdecydowanie lepiej rozumiano relacje pomiędzy doktryną a rzeczywistością polityczną, niż czynili to przywiązani do salonowej polityki konserwatyści starszego pokolenia.

Maciej Zakrzewski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 września 2018