Marcin JAKUBOWSKI: Z perspektywy Indii – jestem bardzo bogatym człowiekiem. Zacząłem to doceniać.

Z perspektywy Indii – jestem bardzo bogatym człowiekiem. Zacząłem to doceniać.

Photo of Marcin JAKUBOWSKI

Marcin JAKUBOWSKI

Fizyk w Instytucie Fizyki Maxa Plancka w Greifswaldzie zajmujący się badaniami nad syntezą termojądrową. Pracował w kilku największych ośrodkach zajmujących się badaniami nad syntezą termojądrową, m.in. w General Atomics w San Diego i National Institute for Fusion Science w Japonii, gdzie wielokrotnie był profesorem wizytującym. Na Twitterze zainicjował stream #PięknoNauki.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Nie będę udawał, że po tygodniowym pobycie w Ahmadabadzie – jednym z największych i najlepiej rozwiniętych miast w Indiach – mogę napisać o tym jakże egzotycznym kraju coś więcej niż kilka impresji. Na pewno też nie udało mi się w tak krótkim czasie poznać kultury i myślenia mieszkańców Indii, by udawać, że ich rozumiem. Opiszę kilka wrażeń, które dość mocno zapadły mi w pamięć.

.W 2012 r. dziennik The Times of India wybrał Ahmadabad, stolicę regionu Gudźarat, jako najlepsze miasto do życia. Spędziłem tu tydzień, który dał mi całkiem nową perspektywę na nasz świat. Ahmadabad to jedno z najbardziej rozwiniętych miast w Indiach, powstaje tu metro, jest też jeden z większych uniwersytetów. W modnej dzielnicy zakupowej, jak już chyba wszędzie na świecie, można zjeść w McDonaldzie, kupić sobie Toyotę i najnowszego iPhone’a. Nad markowymi sklepami dumnie prężą się nowe apartamentowce. Tuż obok są slumsy, w których mieszka biedota wraz z niezliczonymi wałęsającymi się, bezpańskimi psami. Ulicami ciągnie się niekończący się sznur pojazdów: samochodów, ryksz napędzanych terkocącymi dwusuwowymi silnikami, motocykli i nielicznych rowerów. Całość otoczona jest tumanami kurzu, spalin i kakofonią klaksonów. A wszystko to w pełnym słońcu i temperaturze prawie czterdziestu stopni Celsjusza. Jakość powietrza jest tak zła, że trudno się oddycha. Kraków w porównaniu z Ahmadabadem ma powietrze jak w kurorcie górskim. Najbiedniejsze ulice polskich miast wyglądają jak najbogatsze tutaj.

.Nieopodal zaczyna się dzielnica, gdzie nie ma już eleganckich sklepów i wysokich apartamentowców. Jeden obok drugiego stoją domy wybudowane z blachy falistej, plandek foliowych i czego tam jeszcze. Większość nie ma ani prądu, ani bieżącej wody. Na pasie brudnej ziemi między zatłoczoną ulicą i slumsami bawią się dzieci – wśród śmieci, psów, krów i zardzewiałych pojazdów – a matki, o ile mają z czego, przygotowują posiłki. Widząc niekończące się ciągi lepianek, budek z blachy falistej, a nawet namiotów, odnoszę wrażenie, że dla większości (Indie mają już prawie 1,4 miliarda mieszkańców) standard życia to ciągła walka o przetrwanie. Bieżąca woda w domu, która nadaje się do picia, w Indiach wydaje się nadzwyczajnym luksusem.

.Jednak Indie to oczywiście nie tylko wszechobecna bieda, to także ogromne aspiracje, które widać gołym okiem. Rząd Indii inwestuje w program kosmiczny, ochronę środowiska, a ostatnio też w rozwój inteligentnych miast, na które przeznaczył dziesiątki miliardów dolarów. Dzięki programowi Smart Cities w miastach takich jak Ahmadabad komputery i smartfony pomogą zlikwidować korki na ulicach i duszący wszystkich smog. Indie są też partnerem w największym projekcie naukowym ludzkości – ITER – który ma pokazać, że reaktory termojądrowe to źródło energii przyszłości. Stąd też moja obecność w Indiach, które w tym roku organizują najważniejszą konferencję naukową poświęconą syntezie termojądrowej.

Aspiracje Indii widoczne są w ogromnym kompleksie konferencyjnym, którego nie powstydziłyby się Berlin czy Paryż, a Warszawa może na razie o takim pomarzyć – ogromne sale z ekranami większymi niż w kinach, marmurowe, klimatyzowane pomieszczenia, oddzielone ogromnymi oknami od upalnego powietrza na zewnątrz. Centrum konferencyjne tworzy jeden kompleks z muzeum Mahatmy Gandhiego. Nowoczesny, pełen immersyjnych projekcji wideo, architektonicznie przepiękny budynek, nazwany Dandi Kutir, poświęcony jest życiu jednego człowieka, który pchnął Indie mentalnie o kilka stuleci do przodu. Gandhi oprócz tego, że pomógł uniezależnić Indie od Brytyjczyków, zapoczątkował zerwanie z systemem kastowym. I choć przed Indiami jeszcze długa droga, to widać, że są w ciągłym ruchu ku nowoczesności.

Patrząc na ogromne aspiracje Indii i ich problemy z niewyobrażalnie dla nas zanieczyszczonym środowiskiem, z ogromnym przeludnieniem, z biedą, z brakiem perspektyw dla milionów dzieci, zastanawiam się, czy rozwinięty świat zachodni oprócz inwestowania dziesiątek miliardów w energetykę odnawialną nie powinien oddawać za darmo krajom rozwijającym się swoich nowoczesnych technologii. Indie i Chiny (a przecież już niedługo i Afryka) doświadczają rewolucji industrialnej i ich zapotrzebowanie na energię ciągle rośnie.

Technologie przyjazne środowisku, które rozwinęła cywilizacja zachodnia, są w dużej mierze za drogie dla społeczeństw, które teraz troszczą się przede wszystkim o to, by choć trochę dogonić Europę. Bogate kraje europejskie poprawiają sobie samopoczucie, redukując o kilka procent emisję CO2, a tymczasem nasz problem to Indie, Chiny i reszta rozwijającego się świata. Nad centrum konferencyjnym stały dwa dumne wiatraki, które nie kręciły się ani przez sekundę.

Indie i Chiny zapewne mogłyby pokryć część swoich potrzeb energetycznych dzięki wykorzystaniu źródeł odnawialnych, reszta musi pochodzić z elektrowni jądrowych. Obecnie nie ma innej równie wydajnej i czystej metody produkcji energii. Tysiące naukowców z całego świata, w tym i ja, pracują nad tym, by takim źródłem energii stała się synteza termojądrowa. Jeśli mamy przesiąść się do samochodów elektrycznych, to Hindusi i Chińczycy powinni zrobić to przed nami. I to w najbliższej przyszłości. Czasu na walkę ze zmianami klimatycznymi mamy już niewiele.

.Gdy chodziłem po starym mieście, wydawało mi się, że cofnąłem się o kilka stuleci. Ten labirynt wąskich, biednych uliczek, wzdłuż których stoją piękne, ale zaniedbane kamienice, został umieszczony na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Na ulicach tak jak dwieście lat temu przekupki sprzedają warzywa i przyprawy, ludzie mieszkają ze swoją trzodą, jacyś panowie skupieni nad jakąś grą planszową sączą czaj – korzenną, słodką herbatę. Tu w przeciwieństwie do nowej części miasta wszystko dzieje się wolniej, nie ma też ruchu ulicznego, bo uliczki są na to zbyt wąskie. Przez to jest też ciszej. Można w końcu zebrać własne myśli. Tutaj, tak samo jak i wszędzie indziej, wszechobecna jest bieda.

.W ciągu mojego krótkiego pobytu nie udało mi się znaleźć uduchowionej części Indii. Jedyny wyjątek to mężczyzna, który modlił się w skupieniu na ulicy w starym mieście. Nowa część Ahmadabadu wypełniona jest ludźmi, psami, hałaśliwymi pojazdami i jest w ciągłym, gorączkowym ruchu, gdzie każdy walczy o lepszy byt. Pomiędzy tym wszystkim są świątynie, meczety i kościoły zapełnione wiernymi podczas uroczystości religijnych.

.W stanie Gudźarat w miarę pokojowo współżyje dziś ze sobą wiele religii. Dla tych osób, z którymi udało mi się porozmawiać, ważny – może i ważniejszy od transcendencji i metafizyki – jest aspekt społeczny wspólnot religijnych. W trudnych czasach dobrze jest trzymać się razem. Wszędzie byłem przyjmowany ciepło, chrześcijanie zaprosili mnie nawet do wspólnego posiłku, który przygotowują co niedzielę dla całej swojej gminy.

Po tygodniu bogaty w wiele impulsów do przemyśleń wróciłem do swojej Europy, w której z kranu wypływa woda zdatna do picia, a moje dzieci chodzą do dobrych szkół. Z perspektywy Indii – jestem bardzo bogatym człowiekiem. Zacząłem to doceniać.

Marcin Jakubowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 listopada 2018