Wołodymyr JERMOŁENKO
Cud nad Wisłą w objawieniach Wandy Malczewskiej
„Uroczystość dzisiejsza wnet stanie się świętem narodowym, dla was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo nad wrogiem, dążącym do waszej zagłady”. Słowa te skierowała Matka Boża do Wandy Malczewskiej w jednym z objawień 15 sierpnia 1873 r. Dziś zgodnie z tym proroctwem świętujemy tę datę jako Cud nad Wisłą – pisze Mariola SERAFIN
Służebnicę Bożą Wandę Malczewską czcimy jednak nie tylko dzięki jej wizjom maryjnym i Chrystusa cierpiącego, ale i za heroiczność cnót. Za patronkę wybrała ją dla siebie i współtowarzyszek niewoli na Syberii Teodora Sychowska – młoda nauczycielka i harcerka. Za wstawiennictwem Wandy Malczewskiej wymodliły sobie cud wyzwolenia z łagru.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Teodora Sychowska była w trakcie podróży morskiej na „Batorym”. Zwiedzała Estonię i Finlandię. Rok wcześniej, odbywając podobny rejs, opływała fiordy Norwegii. Kochała morze, dlatego jako dorosła kobieta osiedliła się w Gdyni, gdzie znalazła pracę w gimnazjum męskim. Była szanowaną nauczycielką i autorką książki dla młodzieży Nadmorskie pędziwiatry w porcie gdyńskim. Powrót drogą morską we wrześniu 1939 r. był już niemożliwy z powodu kampanii wojennej. Mimo to nie zdecydowała się pozostać na emigracji i ostatnim samolotem lądującym w Wilnie powróciła we wrześniu do Polski. Tam też została i podjęła pracę nauczycielki w gimnazjum zorganizowanym dla dzieci uchodźców z różnych stron Polski. Niestety w czerwcu 1941 r. została aresztowana i osadzona w więzieniu w Starobielsku. Stamtąd wraz z 21 innymi Polkami przewieziono ją do łagru Stupinowo – Studio 2. Mieścił się on na północnym Uralu, po jego azjatyckiej stronie. Położony był na podmokłym terenie, dookoła otaczała go tajga. Sprzyjało to rozmnażaniu się komarów oraz innego robactwa i sprawiało, że wilgotne lato było nie do zniesienia. Łagier składał się z prymitywnych baraków dla 900 więźniów estońskich. Polki trafiły tam nieszczęśliwym zrządzeniem losu. Ich miejsce niewoli okazało się do tego stopnia przypadkowe, że nie docierały do nich paczki ani listy od najbliższych.
Najstarsza z osadzonych kobiet, pani Stenia, tak opisuje warunki pracy i życzliwość, jaką darzyła ją Teodora Sychowska: „Byłam najstarszą, a więc najmniej nadającą się do ciężkiej pracy i ekwilibrystycznych sztuk, jakie zmuszano nas wyczyniać, jak to: maszerowanie na codzienną pracę od 12 do 16 km. Po kolejowych podkładach bez nasypu, przełożonych nad kilkumetrowymi przepaściami pełnymi wody, lub wskakiwanie i zeskakiwanie w ruchu pociągu z platformy, z której zsypywałyśmy żwir przy reperacji toru itp. Tola zawsze znalazła się przy mnie, by mi pomóc, podtrzymać, zastąpić, gdy sił już brakło”[1].
Innym razem Teodora pomogła starszej przyjaciółce, gdy ta w pierwszy dzień Bożego Narodzenia musiała zmywać podłogę w baraku jadalnym o powierzchni 100 na 50 m, a temperatura była tak niska, że wylewana woda momentalnie zamarzała. Była też gotowa pójść za nią karnie do „izolatora”, by oszczędzić starszej kobiecie trudów odosobnienia w wyjątkowo trudnych warunkach sanitarnych.
Teodora Sychowska była niezwykle silną osobowością. Darzyła inne osadzone wsparciem, wykazywała inicjatywę. Zaproponowała pozostałym Polkom, by wszystkie modliły się do Wandy Malczewskiej, do której sama miała specjalne nabożeństwo. Kobiety niewiele wiedziały o jej życiu i objawieniach. Nawet sześć sióstr zakonnych, które były wśród nich, niewiele mogło powiedzieć o tej mistyczce. Pamiętały jednak, że miała ona wizję odrodzenia Polski i Cudu nad Wisłą oraz że z ogromnym sercem oddawała się pracy na rzecz potrzebujących. Brała czynny udział w powstaniu styczniowym, podczas którego ukrywała i opatrywała rannych, pamiętając przy tym również o ich potrzebach duchowych. Stała się Polkom w łagrze bardzo bliska. Czuły, że będzie to ich najlepsza patronka. Gromadziły się więc na modlitwę każdego wieczora wbrew zakazom i groźbom. Modlitwą walczyły o cud. Chciały wyprosić ochronę przed kalectwem, nieuleczalną chorobą, śmiercią, a nade wszystko modliły się, by na Wielkanoc cieszyć się wolnością w Polsce. Modlitwa ich została wysłuchana.
W tej codziennej wieczornej modlitwie nie brały udziału dwie Polki. Pierwsza z nich była zdeklarowaną ateistką – nie doczekała wyzwolenia, popełniła samobójstwo. Druga nie czuła potrzeby wspólnej modlitwy. Była przekonana, że wojna szybko się skończy. Gdy kobietom udało się uwolnić z obozu, spotkała swojego męża. Nie miała jednak czasu nacieszyć się spotkaniem nowym życiem ani wyzwoleniem, ponieważ zachorowała na tyfus plamisty i zmarła.
Pozostała dwudziestka kobiet po uwolnieniu z obozu na upragnioną Wielkanoc znalazła się w Wojsku Polskim tworzonym przez gen. Andersa w ZSRR.
Kobiety zawdzięczały wolność brawurowej odwadze Teodory. Informacje o ogłoszonej dla Polaków amnestii, która była wynikiem podpisanego 30 lipca 1941 r. układu Sikorski-Majski, dotarły do Stupinowa dopiero w grudniu. Kobiety pełne nadziei czekały na decyzję o ich uwolnieniu, jednak nic się nie zmieniało. W końcu same zapytały o to kierownika obozu, na co ten skłamał, że umowa dotyczy jedynie mężczyzn zdolnych do wojska. Był to ogromny cios. Gdy tylko Teodora Sychowska dowiedziała się, że do obozu przybył prokurator z Moskwy, żeby sądzić Estończyków, postanowiła spotkać się z nim. Musiała użyć fortelu, ponieważ było to zabronione, nie widziała jednak innego wyjścia. Wraz z inną osadzoną zasymulowały chorobę, żeby nie wyjść rano daleko w tajgę do pracy. Wtargnęły do gabinetu prokuratora pod pretekstem konieczności posprzątania. Najpierw jednak skutecznie oszukały strażników. Prokurator początkowo nie chciał dać wiary, że są Polkami. Stwierdził, że jest to niemożliwe i że musiały być Estonkami. Po dłuższej rozmowie jednak postanowił zbadać ich sprawę. I w ten sposób 19 stycznia 1942 r. stały się wolne. „Mimo niesłychanego osłabienia – zdrowe, mimo niebezpiecznej pracy leśnej – całe i wszystkie razem. Wanda Malczewska nas wysłuchała. Ona wyprosiła nam łaskę wolności, choć jeszcze na obcej ziemi”[2].
Teodora Sychowska po wstąpieniu do Wojska Polskiego została mianowana komendantką Szkoły Młodszych Ochotniczek. Sprawowała tę funkcję od początku powołania szkoły w 1942 r. na terenie ZSRR, następnie przez długi okres w Nazarecie, aż po ostatni – powojenny moment w Londynie, gdzie w 1947 r. nastąpiło rozwiązanie szkoły[3]. Szkołę powierzyła opiece Wandy Malczewskiej.
Mariola Serafin
[1] Uśmiech. Jednodniówka Szkół Młodszych Ochotniczek. 9 XI 1946 r., praca zbiorowa, Nazaret 1946, s. 15.
[2] Książka pamiątkowa Szkoły Młodszych Ochotniczek, Związek Szkół Młodszych Ochotniczek, praca zbiorowa, Londyn 1972 r., s. 47.
[3] Na temat Szkoły Młodszych Ochotniczek zob. tekst autorki: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/mariola-serafin-szkola-mlodszych-ochotniczek/