Prof. Andrzej CHWALBA: Najważniejsza bitwa nowoczesnej Europy

Najważniejsza bitwa nowoczesnej Europy

Photo of Prof. Andrzej CHWALBA

Prof. Andrzej CHWALBA

Historyk i eseista. Wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego specjalizujący się w historii XIX wieku, historii relacji polsko-rosyjskich, historii najnowszej Polski.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Z jednej strony wzmocnione tysiącami ochotników wojsko polskie zrozumiało, że nie może się cofać, że musi się bić i zwyciężać, a z drugiej wojska sowieckie zaskoczone tak silnym oporem utraciły wiarę w możliwe zajęcie Warszawy. Nie pomogły obietnice sowieckich generałów kierowane do żołnierzy, że przez trzy dni do woli będą mogli rabować – pisze prof. Andrzej CHWALBA

Traktat wersalski zawarty z Niemcami oraz traktaty pokojowe podpisane z pozostałymi państwami centralnymi stworzyły nowy ład europejski. Był on jednak niepełny, gdyż faktycznie nie objął Europy Środkowo-Wschodniej. Główne mocarstwa sprzymierzone i stowarzyszone – Wielka Brytania, Francja, USA, Włochy – nie były w stanie m.in. przesądzić o zwycięstwie „białych” nad „czerwonymi” w Rosji ani w Grecji w wojnie z Turcją. Nie dysponowały także wystarczająco skutecznymi instrumentami, aby rozstrzygnąć kwestie sporne, w tym dotyczące granic w Europie Środkowo-Wschodniej. 

Mocarstwa alianckie były za zachowaniem integralności Rosji, co oznaczało, że sprzeciwiać się będą aspiracjom narodów zamieszkujących zachodnie rubieże dawnego imperium Romanowów. Dlatego przez wiele miesięcy nie wyrażały zgody na powstanie niepodległych państw we wschodniej części basenu Bałtyku. Nie zapaliły zielonego światła dla niepodległościowych aspiracji Ukraińców, Białorusinów i narodów Kaukazu. Ograniczały aspiracje terytorialne Polaków na wschodzie, wyrażając zgodę na wejście w skład Rzeczypospolitej Polskiej jedynie większości byłego Królestwa Polskiego oraz na granicę na rzece Bug. Oznaczało to pozostawienie na wschodzie około 5 mln Polaków. 

Rosyjscy „biali” przegrali wojnę z „czerwonymi”, a wraz z nimi alianci. Zwycięscy „czerwoni” uważali się za pełnoprawnych spadkobierców dawnej Rosji, ale ich wizja nowego państwa zasadniczo odbiegała od „białej”. Nowa Rosja miała być państwem federacyjnym, składającym się z narodowych republik sowieckich, kierowanych przez partię bolszewików. Dlatego powołali republiki sowieckie, takie jak ukraińska, białorusko-litewska, łotewska, estońska. Lecz Litwini, Łotysze i Estończycy odrzucili bolszewicką wizję i postanowili utworzyć własne państwa narodowe. Jak postanowili, tak uczynili, skutecznie walcząc z wojskami Armii Czerwonej. Po zakończeniu działań wojennych zawarli w 1920 roku traktaty pokojowe z Moskwą. 

Na przełomie lat 1918–1919 Armia Czerwona zbrojnie opanowała rozległe terytoria sięgające dawnych granic Królestwa Polskiego. Nie mogli się z tym zgodzić Polacy, którzy stopniowo odrzucali wojska sowieckie coraz dalej na wschód. Jeszcze w 1919 roku zajęli m.in. Wilno i Mińsk.

Piłsudski, wódz naczelny armii polskiej, liczył na to, że na wschodzie uda się uformować państwa narodowe, takie jak Litwa i Ukraina, które staną się polskimi sojusznikami. Miał także nadzieje na sojusz z Azerami, Gruzinami i Ormianami, ale jeszcze w latach 1920–1921 Armia Czerwona dokonała inwazji na niepodległe republiki kaukaskie. 

Litwa nie była zainteresowana przymierzem z Polską, inaczej niż Ukraińska Republika Ludowa (URL) z atamanem Petlurą na czele. W kwietniu 1920 roku Polska zawarła z nią przymierze polityczne i wojskowe. Alianci nie uznali niepodległości URL i nie pozwolili, aby wstąpiła do Ligi Narodów. Poza Polską jedynie Finlandia i Łotwa uznały jej aspiracje niepodległościowe. Stolicą URL miał być Kijów. Aby tak się stało, ruszyły w jego kierunku sprzymierzone wojska polskie i ukraińskie wspierane przez amerykańskich pilotów ochotników. Rozpoczęta 25 kwietnia 1920 roku akcja wojenna zakończyła się sukcesem, i to już po kilkunastu dniach. Kijów został zajęty, co pozwoliło na zainstalowanie się tam władz ukraińskich.

Kierownictwo bolszewickie stworzyło Ukraińską Republikę Sowiecką ze stolicą w Charkowie i postanowiło odbić Kijów. Na front ukraiński skierowano m.in. Armię Konną dowodzoną przez S. Budionnego. Jej potężne uderzenie zmusiło wojska sprzymierzone do ewakuacji Kijowa i środkowej części Ukrainy. W sierpniu sowiecka konnica zbliżyła się do Lwowa, najważniejszego miasta w tej części Polski. Początkowo kierownictwo sowieckie przewidywało, że wojska operujące na Ukrainie skierują się na północny zachód, w kierunku na Brześć, a następnie Warszawę, tak aby od południa wziąć w kleszcze główne siły polskie. Ale apetyt rósł w miarę jedzenia.

Pod koniec lipca 1920 roku upojona sukcesami Moskwa uznała, że armie operujące na północny wschód od Warszawy są wystarczająco mocne, aby pokonać wojsko polskie. Bolszewicy uwierzyli, że zwycięstwo mają w kieszeni, gdyż w ich mniemaniu Polska nie miała rezerw i była prawie pobita. Uznali, że najważniejszym teraz zadaniem będzie zrewolucjonizowanie mas ludowych środkowej i południowej Europy. Zmienili plany, o czym świadczy m.in. list Lenina z 23 lipca 1920 roku do Stalina: „Zinowjew, Bucharin i ja też uważamy, że rewolucję należy natychmiast nasilić we Włoszech. Osobiście sądzę, że w tym celu trzeba zsowietyzować Węgry, a także Czechosłowację i Rumunię”. Podobne zdanie miał Stalin. Nie inne Budionny, który już planował defiladę po zajęciu Lwowa. Tak się nie stało. Lwów się obronił, a wkrótce wojska Budionnego zostały powstrzymane przez wojska polskie, a następnie pobite. Do historii przeszła obrona Zamościa kierowana przez ukraińskiego generała Marko Bezruczko. 

Armia Czerwona zaatakowała także na froncie północnym. 4 lipca 1920 roku jej cztery armie dowodzone przez Tuchaczewskiego ruszyły na zachód. W ciągu kilku dni rozbiły znacznie słabsze wojska polskie i dalej nacierały. W miarę skracania się frontu wojska polskie stawiały coraz bardziej zacięty opór. U ich boku walczyły brygady kozackie oraz oddziały białoruskie i rosyjskie. Dodajmy, że sojusznicy bili się bardzo dobrze, a wobec polskiego dowództwa zachowywali się lojalnie. Czyli po jednej i po drugiej stronie frontu walczyły oddziały wywodzące się z tego samego terytorium i państwa, na skutek czego wojna nabrała charakteru starcia ideologicznego. 

11 sierpnia 1920 roku Tuchaczewski wydał rozkaz do ataku na Warszawę oraz na przeprawy mostowe zlokalizowane w środkowym biegu Wisły. Był tak pewny zwycięstwa, że pozwolił już drukować komunikaty o tym, iż Warszawa została zdobyta. Tę fałszywą wiadomość zamieściły nie tylko sowieckie gazety, ale i niektóre tytuły europejskie.

Prasa niemiecka już na kilkanaście dni przed decydującymi wydarzeniami informowała czytelników, że dni Polski są policzone, że z Warszawy uciekają zachodni dyplomaci, a na drogach widzi się tysiące uchodźców – znak, że Polska upada. 

13 sierpnia rozpoczęła się bitwa, która przeszła do historii jako Bitwa Warszawska. Z czasem została uznana za jedną z najważniejszych bitew w dziejach świata. W dniach 13–16 sierpnia wojska polskie powstrzymały atak na Warszawę oraz na przeprawy wiślane. Walki były niezwykle zacięte, a zwycięstwo jednej czy drugiej strony wisiało na włosku.

W tych dniach dokonał się przełom psychologiczny. Z jednej strony wzmocnione tysiącami ochotników wojsko polskie zrozumiało, że nie może się cofać, że musi się bić i zwyciężać, a z drugiej wojska sowieckie zaskoczone tak silnym oporem utraciły wiarę w możliwe zajęcie Warszawy. Nie pomogły obietnice sowieckich generałów kierowane do żołnierzy, że przez trzy dni do woli będą mogli rabować. 

Armia Czerwona liczyła na silne wsparcie ze strony polskich robotników, którzy jak oczekiwano, zbrojnie przejmą władzę w Warszawie. „Do proletariatu Warszawy! Młoty w dłoń! Sztandar czerwony nad pałacem Zygmuntowskim i Belwederem przez was powinien być zatknięty, zanim wkroczy do Warszawy Armia Czerwona” – wzywał Julian Marchlewski, jeden z przywódców polskich komunistów. Oczekiwał też, że do walczącego proletariatu przyłączą się zbuntowani polscy żołnierze, którzy porzucą niedobrą polską matkę.

Moskwa była przekonana, że w polskich miastach wybuchnie rewolucja. „Robotnicy Warszawy już czują bliskie oswobodzenie. W Warszawie już kipi rewolucja… Biała Polska kona” – czytamy w optymistycznej depeszy dowództwa armii atakującej stolicę. W miejsce „białej Polski”, jak zapowiadano, powstanie Polska Republika Rad jako część składowa sowieckiej federacji. Lecz nic takiego nie nastąpiło. Nawet robotnicy rolni nie stanęli w jednym szeregu z żołnierzami Armii Czerwonej. Co prawda powołano do życia Polską Armię Czerwoną, ale po kilku tygodniach z braku chętnych ją rozformowano. Ani Polacy, ani w szerszym zakresie Żydzi nie wsparli struktur organizacyjnych powstającego polskiego państwa Sowietów. W Białymstoku polscy komuniści ogłosili powstanie tymczasowego komitetu rewolucyjnego na czele ze wspomnianym Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim, który powołał w niektórych miastach lokalne komitety rewolucyjne, ale one również nie zyskały poparcia. Liderzy komitetu ruszyli na zachód w ślad za Armią Czerwoną, szykując się do przejęcia władzy w Warszawie, ale szybko musieli zawrócić.

Polskie masy ludowe zamiast opcji bolszewickiej wybrały opcję narodową. Chciały wraz z innymi warstwami budować niepodległą Polskę. Nie inaczej postąpiły sąsiednie narody, w których opcja niepodległościowa zwyciężyła nad opcją bolszewicką.

Ortodoksyjni Żydzi, obawiający się nowych, rewolucyjnych porządków, rzucili nawet klątwę na Trockiego (Bronsztejna), aczkolwiek zapewne się nią nie przejął.

16 sierpnia zza rzeki Wieprz ruszyła na północ polska kontrofensywa kierowana bezpośrednio przez Piłsudskiego. W kolejnych dniach wojska sowieckie zostały pokonane i odrzucone. 23 sierpnia Bitwa Warszawska dobiegła końca, ale wojna jeszcze się nie skończyła. W kilka tygodni później wojska polskie ponownie zaatakowały, pokonując przeciwnika w operacji nazwanej niemeńską. W październiku 1920 roku został zawarty rozejm. Ustalono prowizoryczną linię rozdzielenia wojsk, a w marcu 1921 roku podpisano w Rydze traktat pokojowy, który kończył wojnę. Trudno w nim dostrzegać wyraźnego zwycięzcę. Traktat ryski zamknął dzieje kształtowania się nowego ładu w Europie, który został nazywany wersalsko-ryskim. Ustanowiony w Rydze pokój na wschodzie przetrwał tylko niecałe 20 lat, kiedy to Związek Sowiecki ponownie zaatakował Polskę, a następnie sąsiednie państwa.

Wojna polsko-ukraińsko-bolszewicka wywołała sprzeciw mas pracujących Europy i świata. Powszechnie solidaryzowano się z „pierwszym państwem robotników i chłopów”. Wierzono, że Rosja stanie się rajem na ziemi dla krzywdzonych i poniżanych. Na ulice miast Europy wyszło tysiące manifestantów żądających ukarania „pańskiej Polski”. „Ręce precz od sowieckiej Rosji” – brzmiało powszechne żądanie. Także niektórzy intelektualiści europejscy wsparli słowem i czynem Moskwę, widząc w wojnie obronnej Polaków jawną niesprawiedliwość, oskarżając Polskę o imperializm i agresję. Już w 1919 roku znaczna część międzynarodowej opinii stała u boku bolszewików. I to byli nie tylko komuniści zrzeszeni w III Międzynarodówce, ale liczni cywile zainteresowani pokojem. Te nastroje nie pozostały bez wpływu na politykę rządów w zachodniej i środkowej Europie. Niektóre nawet nie wyraziły zgody na przepuszczenie przez swoje terytorium transportów broni i amunicji dla Polski. Mimo polskich zabiegów alianci nie udzielili pomocy wojskowej. Formalnie nie byli do tego zobowiązani. Jedynie skierowali do Polski doświadczonych generałów z Weygandem na czele, szefem sztabu armii francuskiej. Weygand i inni oficerowie pomagali w kwestiach technicznych i taktycznych, ale o strategii, o kierunkach i sposobach dalszej walki decydowało dowództwo polskie na czele z Piłsudskim i gen. Tadeuszem Rozwadowskim, szefem sztabu. 

Moskwa uważała, że bezpieczeństwo sowieckiej władzy w Rosji zostanie zagwarantowane dzięki przejęciu władzy przez komunistów w krajach Europy Środkowej i Zachodniej. Dlatego po uporaniu się z „białymi” stawiali na atak w kierunku zachodnim i południowym. Według kremlowskiego planu cała Europa miała się stać bolszewicka. Latem 1920 roku wydawało się, że może się to spełnić. 

Jakie były dalsze zamierzenia Moskwy w przypadku zwycięstwa pod Warszawą? Czy Rosja rozważała możliwość ataku na Niemcy i Zachód? I tak, i nie. Ostateczna decyzja o ataku lub jego zaniechaniu miała zależeć od rozwoju sytuacji rewolucyjnej w Europie. Wojna polsko-bolszewicka szczęśliwie dla Moskwy podniosła falę rewolucyjną na poziom najwyższy od jesieni 1918 roku. Gdyby w Niemczech ponownie wybuchła rewolucja, to z pewnością nad Sprewą, Odrą i Łabą pojawiłaby się Armia Czerwona – nie bez szans na zwycięstwo. Dezorganizacja państwa niemieckiego wywołana rewolucją komunistyczną oznaczałaby, że droga do komunistycznego Berlina stałaby otworem. Gdyby rewolucje wybuchły na Węgrzech, w Austrii, we Włoszech, to zgodnie z rozkazami Armia Czerwona po zajęciu Lwowa uderzyłaby w kierunku Budapesztu, Wiednia i Mediolanu. Trudno byłoby w tej sytuacji oczekiwać, aby wymęczone przez wojnę wojska alianckie, walczące w pacyfistycznym otoczeniu, były w stanie powstrzymać rozpędzoną Armię Czerwoną, zasiloną przez niemiecką, polską, węgierską i austriacką Armię Czerwoną oraz wzbogaconą o tamtejsze magazyny wojskowe i sprzęt wojskowy. 

Natomiast gdyby w wymienionych krajach nie wybuchła rewolucja, to Moskwa najprawdopodobniej nie zdecydowałaby się na atak. Dlatego też w sierpniu Moskwa wysłała depeszę do Berlina, że zamierza respektować dawne granice i przekaże Niemcom ziemie byłego zaboru pruskiego, które Polska odzyskała na mocy traktatu wersalskiego.

Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej i operacji niemeńskiej oznaczało, że historia, która biegła coraz szybciej, zatrzymała się. Polskie sukcesy wojenne spowodowały, że Lenin nie został prezydentem zjednoczonej europejskiej republiki sowieckiej ze stolicą w Moskwie.

W przypadku zwycięstwa Armii Czerwonej pod Warszawą los narodowych republik zlokalizowanych nad Bałtykiem byłby przesądzony. Co prawda elity państw bałtyckich chciały wierzyć, że układy pokojowe z „czerwoną” Rosją gwarantują im wolność i niezawisłość na wiele lat, ale w istocie miało to wyglądać inaczej. Upublicznione po 1991 roku przekazy źródłowe z archiwów Federacji Rosyjskiej nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Wszystkie państwa nad wschodnim Bałtykiem miały być zlikwidowane. Gdyby nie Bitwa Warszawska i operacja niemeńska, tak by się stało. Polskie zwycięstwo zagwarantowało im niepodległość na kolejne 20 lat. 

.Zwycięstwo pod Warszawą dla bardzo wielu w Polsce stanowiło zaskoczenie, gdyż nie każdy chciał wierzyć, że wojsko polskie stać jeszcze na tak wielki sukces. I dlatego w polskiej historii Bitwę Warszawską często nazywa się „Cudem nad Wisłą”, tak jak wcześniej nazwano bitwę paryską 1914 roku „cudem nad Marną”.

Andrzej Chwalba
Tekst ukazał się w nr 18 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 29 lutego 2020