W 1901 roku pojawiły się pierwsze głosy, że Sienkiewicz powinien dostać nagrodę Nobla. Sprzedaż samego „Quo vadis” w Ameryce sięgnęła 800 tys. egzemplarzy. Zagorzałym wielbicielem tej powieści był William Faulkner – o kulisach uhonorowania Henryka Sienkiewicza pisze Magdalena ŁYSIAK
„Tak jest! Przyznano! Zwycięstwo literatury polskiej (…) to radość po prostu powszechna” – napisał w 1905 roku do syna Henryk Sienkiewicz, dodając „sekretu chcą aż do 10 grudnia z tamtej strony, nie chcąc widocznie narazić się za wcześnie na wrzaski pruskie i zawiadamiania urzędowe Rosji”. Wbrew powszechnej opinii pisarz nie dostał Nobla za „Quo vadis”. Uzasadnienie komitetu brzmiało: „because of his outstanding merits as an epic writer” – „za jego wybitne osiągnięcia jako pisarza epickiego”.
O Sienkiewiczu było już wtedy na świecie głośno. Czytano go w kraju namiętnie – to wiemy bardzo dobrze, jego słowa podnosiły rodaków na duchu, kiedy Polski nie było na mapach, pisał – „dla pokrzepienia serc” – jak sam zaznaczył na zakończenie „Trylogii”, dodając jednak, że robi to w „niemałym trudzie”.
Naród zdaje rachunek
.Polacy czekali na kolejne odcinki z przygodami sienkiewiczowskich bohaterów, wydawane w krakowskim „Czasie” i warszawskim „Słowie”, pisali petycje do autora, by historia miłosna Skrzetuskiego zakończyła się szczęśliwie, płakali nad panem Wołodyjowskim. Przez kraj przetoczyła się nawet potężna dyskusja, czy można odprawiać msze święte za duszę pana Podbipięty! Nikt nie był wcześniej ani później tak szaleńczo czytany jak Sienkiewicz.
Stefan Żeromski opisał we wspomnieniach przygodę swojego znajomego, który „miał interes na poczcie, czekał tam więc. Razem z nim czekało na przyjście poczty ze dwudziestu szewców, czeladników, sklepikarzy – czekali na >>Słowo<<. Gdy poczta przyszła, urzędniczek pocztowy zaczął czytać >>Potop<< na głos… Ci ludzie czekali tam parę godzin, oderwawszy się od pracy, aby usłyszeć dalszy ciąg powieści. Nie darmo mówią, że naród zdaje rachunek przed Sienkiewiczem z uczuć polskich”.

Henryk Sienkiewicz w swoim domu
Gdzie cytryna dojrzewa
.Admiratorem jego twórczości był m.in. prof. Stanisław Tarnowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który napisał o powieściach same pochwały „Kiedyś pamiętniki, może i historie literatury, wspominać będą, że kiedy wychodziło >>Ogniem i mieczem<<, nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym nie kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i myślało jak o żywych ludziach…”. To z kolei wściekło Aleksandra Świętochowskiego, który na łamach warszawskiej „Prawdy” kpił: „Ostatecznie Mickiewicz był tylko Mickiewiczem, podczas gdy p. Sienkiewicz, według zapewnień hr. Tarnowskiego, jest jednocześnie Mickiewiczem, Homerem, Shakespearem, Dantem, Tassem, a może nawet Edisonem i Bismarckiem…”. Negatywne artykuły przeważały w prasie polskiej. Nic dziwnego, że po takich głosach Sienkiewicz dostał uczulenia na rodzimych krytyków. Po skończeniu „Potopu” pisał do przyjaciółki „Obaczysz, jakie sfory wypuszczą na mnie, jakbym krzywdę krajowi i literaturze uczynił. Oczywiście znajdą się i inne głosy, ale ja sobie pojadę, >>gdzie cytryna dojrzewa<<, i nie będę tego czytał”.
Hit w Ameryce i Rosji
.Tym ciekawszy jest więc fakt zawojowania przez powieści Sienkiewicza nie tylko Europy, ale i świata. Już w roku 1883, kiedy „Ogniem i mieczem” dopiero zaczęło ukazywać się w odcinkach na łamach dzienników krajowych, Antoni Wodziński poprosił autora o zgodę na tłumaczenie francuskie, co pisarz skwitował „Mniemam, że to, co się tyczy Siczy zaporoskiej, będzie dla nich (czymś) nowym…”.
„Ogniem i mieczem” wydali też szybciutko Czesi, Niemcy, Szwedzi, Włosi, Hiszpanie – ale ponieważ Rosja i Austro-Węgry nie podpisały międzynarodowej umowy o prawie autorskim,
tantiemy uzależnione były od dobrej woli wydawcy, który czasem pieniądze wysyłał, ale częściej nie. W roku 1893 „Pan Wołodyjowski” był hitem w Stanach Zjednoczonych. Sienkiewicz miał tam znakomitego tłumacza, który okazał się być prężnym menedżerem, więc kolejne wydania „Ogniem i mieczem” czy „Potopu” rozchodziły się na pniu. Przekłady Jeremiasza Curtina stały się bazą dla innych tłumaczy, którzy z angielskiej wersji produkowali holenderskie, serbskie, łotewskie, bułgarskie, gruzińskie, arabskie i wiele innych. W Rosji Sienkiewicz wyprzedził w poczytności Zolę i – co już zupełnie nieprawdopodobne – Tołstoja, który zresztą sam przyznał, że jest fanem „Bez dogmatu”, a jego córki wyrywają sobie gazetę z kolejnymi odcinkami powieści.
Wieśniacy apenińscy czytają „Potop”
.Rok 1900 zaczyna się skandalem we Włoszech: wydawcy Sienkiewicza pobili się w sądzie o wyłączność na jego dzieła. Neapol stanął w szranki z Mediolanem. Do aresztu policyjnego trafiły składane właśnie w drukarniach mediolańskich >>Quo vadis<<, >>Rodzina Połanieckich<<, >>Potop<< i >>Pan Wołodyjowski<<. Jednak ostatecznie neapolitańczycy przegrali, a wyrok brzmiał: „Każdy wydawca we Włoszech ma prawo tłumaczenia i wydawania dzieł Sienkiewicza”. W Europie kwitł piracki rynek tłumaczeń naszego pisarza, a czytelnicy wyrywali sobie z rąk kolejne tytuły. Barbara Wachowicz (autorka książki „Marie jego życia”) znalazła w „Biesiadzie literackiej” z 1900 roku, opis podróży pewnej dziennikarki do Włoch, która ponoć była nagabywana przez Włoszki w każdym mieście, czy rzeczywiście Sienkiewicz jest taki piękny. „W Syrakuzach sprzedawczyni łypnęła na nią niechętnie przerywając lekturę >>Col ferro e col fuoco<<, w Neapolu zaczytany w >>Wołodyjowskim<< szewczyk pytał, jak wymawia się nazwisko tego wspaniałego pisarza, a w Palermo trafiła na niedogotowany obiad, bo pani domu >>właśnie płakała nad Ligią<<“. Cytuje dalej Wachowicz Stanisława Windakiewicza, który w „Odkryciu Włoch” pisał: „We wszystkich pociągach włoskich, nawet na tych bocznych, najbiedniejszych liniach, z Rimini do Ferrary, nie rozprawiano o niczym innym, tylko o tej książce („Quo vadis” przyp. MŁ). Na odpuście w Genui wszystkie stragany księgarskie na Piazza San Lorenzo były zasłane tłumaczeniami powieści Sienkiewicza, a wieśniacy apenińscy, przybrani w skóry koźle, radzili się jeden drugiego, czy kupić >>Potop<<, czy >>Pana Wołodyjowskiego<<”.
Prusak ani drgnął
.W 1901 roku pojawiły się pierwsze głosy, że Sienkiewicz powinien dostać nagrodę Nobla. Do Polski przyjechał dziennikarz amerykański, który zwiedzał nasz kraj śladami bohaterów „Trylogii”. Na jego reportaże czekało ponad milion wielbicieli polskiego pisarza. Sprzedaż samego „Quo vadis” w Ameryce sięgnął 800 tys. egzemplarzy. Zagorzałym wielbicielem tej powieści był William Faulkner.
Kandydaturę Sienkiewicza do Akademii Szwedzkiej zgłosił hr. Stanisław Tarnowski. O Nobla dla Polaka zabiegał Szwed Alfred Jensen, tłumacz jego dzieł na język szwedzki.
Wreszcie nadszedł rok 1905. Jensen, jako wysłannik komitetu przyjechał do Krakowa i tam, w tajemnicy, poinformował pisarza o przyznaniu Nobla. Sienkiewicz ruszył przez Wiedeń, Berlin i Kopenhagę do Sztokholmu. „Jestem rad, że to już wszystko nadchodzi, bo skoro nadchodzi to nadejdzie, a skoro nadejdzie to i przejdzie” – pisał do żony. 10 grudnia raportował „Jest jedna rzecz doskonała w naturze, to jest, że dzień, który się zaczął, musi się skończyć. Otóż dzisiejszy skończył się. (…) Sala nie większa od krakowskiej, ale nabita, przed gmachem dużo ludzi. (…) Wchodzi rodzina królewska: król, książę Karol i Gustaw Adolf wnuk królewski. (…) Zasiadają fotele w pierwszym rzędzie – muzyka gra, ludzie się gapią. Potem pierwsza konferencja na cześć laureata nieobecnego (fizyka z Bawarii) po szwedzku. Długo, nudno. Nagrodę odbiera ambasador pruski. Potem muzyka i znów konferencja: nagroda zdaje się za chemię, bo słyszę ciągle wyraz indygo; odbiera ją znów ambasador. Następuje trzecia konferencja medyczna, po czym występuje obecny Koch. Na koniec mówi Wirsen, mówi długo po szwedzku – po czym kończy po francusku naturalnie niesłychanymi pochwałami dla >>Trylogii<<, >>Bez dogmatu<<, >>Rodziny Połanieckich<<, >>Quo vadis<< i >>Krzyżaków. Patrzę ukosem, jak to przełknie pruski ambasador, który siedzi koło mnie – i wpadam w dobry humor przy opisie Grunwaldu. Prusak zresztą ani drgnął. Potem wszyscy wstają, król również, bierze pudełko z medalem, patent, a ja idę jednocześnie przed jego fotel. Wręcza mi to wszystko, po czym ściska moją prawicę tak długo i tak serdecznie, że niewątpliwie dłużej i serdeczniej niż poprzednio ambasadora i Kocha, po czym nakrywa moją rękę swoją drugą – i ma taki poczciwy wyraz twarzy, że miło patrzeć. Rozlegają się brawa, muzyka gra hymn szwedzki. Kłaniam się królowi, po czym mijając zatrzymuję się i kłaniam powtórnie przed Karolową Gustawową, czego nie zrobił Koch. Było to zauważone i dobrze przyjęte. Koniec!”.
Ona żyje
.W liście do żony Sienkiewicz nie wspomniał o swej przemowie dziękczynnej, w której nie omieszkał wobec zgromadzonych przedstawicieli świata i prasy opowiedzieć o Polsce.
„Wszystkie narody świata idą w zawody o tę nagrodę w osobach swoich poetów i pisarzów. Dlatego też wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości.
Jednakże zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski! Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyje! Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa! Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!
Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muove!, skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.
Więc za to uwieńczenie – nie mojej osoby, albowiem gleba polska jest żyzna i nie brak pisarzów, którzy mnie przewyższają – ale za to uwieńczenie polskiej pracy i polskiej siły twórczej wam, panowie członkowie Akademii, którzy jesteście najwyższym wyrazem myśli i uczuć waszego szlachetnego narodu, składam jako Polak najszczersze i najgorętsze dzięki”.
.W liście do Osuchowskiego zaraportował – „Byłem, Nobla zabrałem, wróciłem”.
Magdalena Łysiak