Mateusz MATYSZKOWICZ: Perwersyjna miłość do dwóch Rosji

Perwersyjna miłość do dwóch Rosji

Photo of Mateusz MATYSZKOWICZ

Mateusz MATYSZKOWICZ

Filozof, publicysta, członek zarządu TVP SA. Autor książki "Śmierć rycerza na uniwersytecie", wstępu do polskiego wydania "Arystoteles" Erica Voegelina. Przetłumaczył i opatrzył komentarzem dzieło Tomasza z Akwinu "O królowaniu".

Skąd francuska miłość do Rosji, bałwochwalcze i przekraczające zdrowy rozsądek uwielbienie dla jej szaleństw i bezeceństw? Dlaczego Voltaire daje się zatrudnić jako rosyjski propagandysta i dlaczego wtóruje mu Diderot? I czy tłumaczy to jedynie rosyjska sakiewka? – pisze Mateusz MATYSZKOWICZ

.Kiedy w 1867 roku car Aleksander III odwiedzał Paryż z okazji Wystawy Światowej, republikański deputowany Charles Floquet wzniósł w jego i Napoleona III stronę słynny okrzyk: „Vive la Pologne, Monsieur”(„Niech żyje Polska, Panie!”). Ów okrzyk przeszedł do historii i potocznej pamięci Francuzów, jest wielokrotnie przypominany i niemal przy każdej okazji, gdy Francuzi cieszą się z polskiego biegu zdarzeń, to wezwanie staje się nagłówkiem tekstów prasowych.

Jeśli jednak dobrze się w nie wczytamy, zrozumiemy, że ukrywa się w nim pewne istotne napięcie, którego rozwikłanie może stanowić ważny przyczynek do zrozumienia francuskiego stosunku do naszej części Europy. Pierwsza część okrzyku wydaje się jasna. Dopiero co zakończyła się krwawo stłumiona insurekcja Polaków, a Paryż odwiedza okrutny tyran, który niewoli polski naród.    

Policzek dla Polaków

.Sam Paryż drga już, staje się coraz bardziej niespokojny w przeczuciu tego, co nastąpi za kilka lat – wojna II Cesarstwa z Prusami i powstanie komunardów. Jasna jest więc sympatia republikańskiego polityka, przyszłego premiera Republiki Francuskiej, do Polaków, którzy powstali przeciwko rosyjskiej monarchii, i pewnie wielu Francuzów chciało wtedy powstać przeciwko własnemu cesarstwu. Z drugiej jednak strony dodanie owego „Monsieur” – „Panie”, czy bardziej literacko: „ Mój Panie” – zawiera w sobie ładunek respektu, który dla Polaka jest czymś w rodzaju policzka. Jak to jest, że krwawy car nie dość, że fetowany jest w ukochanym przez polską elitę Paryżu, to jeszcze tak miły nam okrzyk zakończony jest utytułowaniem tyrana? Ten sam policzek odczuwamy, stając przed kapiącym złotem mostem nazwanym imieniem właśnie Aleksandra III. Gdybyśmy nasze wątpliwości wyłożyli przeciętnie wykształconemu Francuzowi, ten złapałby się za głowę i stwierdził, że my, Polacy, jesteśmy przewrażliwieni. On zrozumie powstanie przeciwko tyranii, burdy uliczne sam ma w genach, ale toczącą się od kilku wieków na naszych ziemiach wojnę, o przetrwanie tak naprawdę tkanki narodowej, zrozumie już mniej.

A już najmniej zrozumie, jaki my, Polacy, mamy problem z rosyjskością. Dla niego polskość oczywiście jest jakoś odróżnialna od rosyjskości – ze względu na historię, literaturę, kulturę i wielkie postaci. Wielu z tych wielkich weszło zresztą we francuski obieg intelektualny i nikt im, może poza Chopinem, polskości nie ujmuje. Nie ma więc czegoś takiego jak francuska niechęć do polskości. Jest      co najwyżej niewiara, że Polacy, właśnie ci wspaniali i wielcy, mogą rządzić się sami jak należy. A przede wszystkim jest owo niezrozumienie, skąd bierze się ta polska niechęć do rosyjskości, która przekracza odrzucenie tylko autorytarnej rosyjskiej władzy i idzie głębiej, ku odrzuceniu rosyjskości.

Ta ostatnia fascynuje bowiem Francuzów od dawna, a przynajmniej od XVIII wieku, gdy najwybitniejsi francuscy filozofowie chętnie bywali w gościnie u carów, a jeszcze chętniej przyjmowali od nich pieniądze. Zresztą nie tylko o pieniądze chodzi. Rosyjscy dyplomaci i ludzie, których dziś nazwalibyśmy agentami wpływu, zasilali intelektualistów w argumenty krytyczne wobec Polski. Najlepszym tego przykładem był sam Voltaire, który przeciw polskiemu brakowi tolerancji dla innowierców poświęcił kilka ze swoich pism. Wszystkie opierają się zaś na informacjach przekazywanych od rosyjskich dyplomatów. Gdy zatem podczas konfederacji barskiej Polacy mierzyli się z carską armią, Voltaire pisał, że oto Katarzyna II podejmuje interwencje w obronie tolerancji przeciwko zgnuśniałym polskim prałatom. Jej armię nazywa wprost wojskiem pokoju i kibicuje dalszym podbojom. Swojego pisemka pt. Alarm dla królów nie podpisał wprawdzie własnym nazwiskiem, ale badacze, przede wszystkim prof. Marian Skrzypek, nie mają wątpliwości. Tak, to Voltaire. Sam zresztą prosił o stosowne materiały na temat porwania polskiego króla, jakiego dopuścili się konfederaci, pisząc zarówno do Katarzyny II, jak i Stanisława Augusta. Szczegółowe zaś polecenia, jak ułożyć taką linię narracyjną, na rozkaz carycy przekazał mu Iwan Szuwałow, rosyjski erudyta i frankofil. W głowie Voltaire’a to Rosja jest predysponowana do tego, by podbić Imperium Osmańskie, a stacjonując na ziemiach polskich, zakończyć tutejszą anarchię i kołtuństwo.

Kult młodej Rosji

.Skąd jednak wzięły się te rojenia, skąd francuska miłość do Rosji, bałwochwalcze i przekraczające zdrowy rozsądek uwielbienie dla jej szaleństw i bezeceństw? Dlaczego Voltaire daje się zatrudnić jako rosyjski propagandysta i dlaczego wtóruje mu Diderot? I czy tłumaczy to jedynie rosyjska sakiewka? Odpowiedzi na te pytania są bardzo złożone, mają obfitą literaturę i jeszcze przez lata będą stanowiły obszar intensywnych badań akademickich. Gdybyśmy jednak mieli doszukać się sedna, to warto sięgnąć do Historii i utopii Emila Ciorana, który naprowadza nas na źródło francuskiego rojenia na temat Rosji. Pisze bowiem o starym i zmęczonym Zachodzie, który z podziwem patrzy na witalną i młodą Rosję. Zaznaczmy jednak, że to zdanie nie odnosi się do tego, jaka Rosja naprawdę jest, ale jaki jej obraz został ukształtowany w zachodnich rojeniach.

Do początków XVIII wieku Rosja niemal nie istnieje w zachodnich wyobrażeniach. Jej istnienie i – szerzej – to, co oświeceniowi intelektualiści nazywali Europą Wschodnią, pojawia się intensywnie wraz z Piotrem zwanym przez Rosjan Wielkim. W sensie politycznym kluczowy jest rok 1709, gdy Rosja zwycięża nad Połtawą, pokazując się jako nowa potęga w starciu z mocarną Szwecją podczas III wojny północnej. W sensie szerszym zaś, kulturowym, kluczowy jest fakt tzw. reform Piotra, gdy car postanawia, mając w zasięgu wszystkie narzędzia właściwe tyranom, rozprawić się ze wschodnim barbarzyństwem, goląc mężczyznom brody, a panny ucząc w zakładach francuskich manier. Sam witany jest na francuskim dworze w 1717 roku, gdy wreszcie może wkroczyć tam w glorii chwały i w przepychu, inaczej      niż podczas anonimowej podróży w młodości. Ta wizyta była złamaniem tabu, bo oto władca wcześniej uważany za barbarzyńskiego, nieobyczajnego i niewychowanego wzbudza zainteresowanie na dworze, który przypisuje sobie pierwszeństwo w prowadzeniu cywilizowanego życia. Zarówno prekursor francuskiego oświecenia Bernard Fontenelle, jak i później Voltaire poświęcają carowi Piotrowi osobne dzieła, wysławiając jego moc sprawczą w ujarzmianiu własnego państwa. Francuzi od tego momentu kochają Rosję, bo mają w jej wyobrażeniu dwie perwersyjne przyjemności, na co dzień sprzeczne, ale w tym rosyjskim wyobrażeniu scalone w jedno: przyjemność z obcowania z dzikim i nieujarzmionym      oraz rozkosz jego ujarzmiania.

Rosjanie wiedzieli bowiem, co robią. Stworzyli jednocześnie mit o swojej dzikości i nieujarzmieniu oraz propagandę zakładania nowego państwa i nowej kultury, opartej na liberalnych wyobrażeniach europejskich elit. Zaprawili to przy tym galijskością, bo przymusowa nauka języka francuskiego w szkołach dla elit, noszenie się z paryska oraz wydawanie po francusku własnej gazety od 1755 roku (dbając przy tym, by kolportowana była w Paryżu) musiały Francuzów uwodzić, lecząc ich kompleksy w stosunku do Niemców. Francuzi dostali w ten sposób swój własny pęd na Wschód, konkurujący z niemieckim, ale zręcznie rozgrywany przez Rosjan.

W kochaniu Rosji Francuzi mieli zatem silny element miłości własnej, bo utwierdzał ich w przekonaniu o cywilizacyjnej misji Paryża, o dobrodziejstwach płynących z nauki języka francuskiego i czytania francuskiej literatury i wreszcie o podziwie, z jakim mieli spotykać się w Rosji. Czegóż więcej trzeba, by zauroczyć obywateli Francji? I czyż nie było im przyjemnie słuchać Słowian silących się na francuskie konwersacje, z jednej strony cywilizowanych, bo mieli już opanowany język, z drugiej zaś wciąż odrobinę dzikich, bo kaleczących jego wymowę swoimi twardymi nawykami? Do dziś Polacy we Francji często są brani właśnie za Rosjan, bo ich wymowa, tak bardzo słowiańska, kojarzy się Francuzom z rosyjskością.    

Ta miłość uległa zachwianiu, a w końcu musiała pojawić się w nowej postaci wraz z rewolucją francuską. Rewolucja stała się bowiem dla caratu sygnałem ostrzegawczym, że miłość do Francji ma swoje granice, a nadmierna westernizacja może zagrozić samemu systemowi despotycznej władzy. Rosja zatem dołącza do państw, które sprzymierzają się przeciwko rewolucyjnej Francji, a los Francuzów na ziemiach rosyjskich staje się skomplikowany. Mogli pozostać tylko pod warunkiem złożenia przysięgi na wierność zdetronizowanemu królowi.    

Siła konserwy

.W tym momencie pojawia się nowe modi miłości do Rosji, związane już nie z szaleństwem wcielania postępu, ale przeciwnie, z wyobrażeniem Rosji jako ostoi konserwatywnego porządku, którego gwarantem jest samodzierżawie. To w Rosji na 14 lat chroni się były urzędnik Królestwa Sabaudii, Joseph de Maistre, pisząc Wieczory petersburskie. Sama Rosja weszła zaś w XIX wiek pod hasłem wzmocnienia swojej odrębności względem zachodniego świata i kusząc go konserwatywną egzotyką. Stała się centrum reakcji i mekką reakcjonistów. Tę samoświadomość najlepiej chyba wyraził w drugiej połowie tamtego wieku Konstantin Leontjew, pisząc, że Rosję należy zamrozić, aby nie zgniła. I tak państwo carów z liberalnej utopii weszło do czasów rewolucji bolszewickiej, w fazę – by użyć aparatu pojęciowego Andrzeja Walickiego – konserwatywnej retropii.

To wyobrażenie, dziś najżywsze ze wszystkich, jest kolejną z wielkich rosyjskich manipulacji. Jaką bowiem nadzieją dla konserwatystów może być społeczeństwo, które od czasów cara Piotra utraciło swoją organiczną więź z przeszłości, jest tylko kolejnymi kontraktami na zapotrzebowanie bieżące ideologii władzy? Państwem, które gdy chce być laickie, burzy cerkwie, gdy zaś chce przyjąć pozory konserwatywnego raju, pospiesznie je rekonstruuje?    

Oba te utopijne obrazy Rosji – liberalnej machiny odnowy i konserwatywnej retropii – rządzą do dziś także francuską miłością do Moskwy. W każdym niemal francuskim tekście zarażonym rusofilstwem przewija się wyobraźnia jednego z tych dwóch autorów. U liberałów – Voltaire’a, u konserwatystów – de Maistre’a. Obaj sprzedali Francuzom złudzenia.

Owszem, potrzebne w ich wyobrażeniu o nich samych, w leczeniu dolegliwości własnej duszy czy też – idąc za Cioranem – w poszukiwaniu witalnej młodości, które jest odpowiedzią na ogólne rozprężenie świata liberalnego Zachodu.

Tej duszy nie ma

.Rosjanie sami lubią rozprawiać o własnej duszy. Czym ona jest i jaka ona jest. W większości wypadków dochodzą do wniosku nie dość, że mało oryginalnego, to przede wszystkim całkowicie fałszywego. Stwierdzają oni bowiem, jak choćby sam Bierdiajew, że rosyjska dusza jest dychotomiczna i antynomiczna, że jest w niej cały czas napięcie między określonością i nieokreślonością, wojną i pokojem, pogaństwem i chrześcijaństwem, postępem i zachowawczością etc. Tak jakby sami Rosjanie zaczęli wierzyć w owe dwie opowieści stworzone na potrzeby uwiedzenia Zachodu i sami im ulegli. Jakby szukali w tym jakiejś protezy, która pozwoli przetrwać pustkę po kolejnych eksperymentach społecznych, jakie przetaczają się przez Rosję od czasów mongolskich najazdów. Rosyjskiej duszy bowiem nie ma. Jeśli istnieje zaś choć trochę, to tylko jako wyobrażenie dwóch francuskich filozofów. Ciekawe, chwilami zabawne, które pozostaje intelektualną igraszką, póki nie nastąpi konfrontacja z brutalną rzeczywistością, z wojną, która postępuje naprzód.

Pod tym względem wystąpienie prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który wezwał do stawiania oporu rosyjskiej agresji, stanowi wyjątek i warte jest dalszej analizy. W jakim stopniu wychodzi ono poza opisane przeze mnie wyobrażenia? Na ile jest ono przebudzeniem Zachodu, w tym Francji, w obliczu zagrożenia, które nabiera coraz bardziej egzystencjalnego wymiaru? Bo przecież obraz, jaki zarysowałem powyżej, jest pewnym uproszczeniem. Francuzi Rosję nie tylko kochają, ale i mają swoją tradycję bardzo trzeźwej jej oceny. Od markiza de Custine’a do Besançona. Sięgając do niej, można się leczyć z taniego rusofilstwa i tak naprawdę jej odrodzenia powinniśmy sobie teraz życzyć.

Kto spojrzy na Wschód, ten zobaczy bezduszność.

Mateusz Matyszkowicz

Tekst ukazał się w nr 65 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 października 2024
Fot. Vincent ISORE / Zuma Press / Forum