Michał KŁOSOWSKI: Łączy nas piłka, dzieli polityka. Ale co dalej?

Łączy nas piłka, dzieli polityka. Ale co dalej?

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Rozłazimy się. Jako wspólnota, której brakuje wspólnego języka. Jako ludzie, którzy zamiast tego, co łączy, podkreślają to, co dzieli. Wyjątkiem są chwile, gdy gra polska drużyna narodowa. Wtedy jesteśmy jedno, ale też jakby przez chwilę – pisze Michał KŁOSOWSKI

.Polacy, co często podkreślają obserwatorzy naszej nacji, mają zdolność łączenia się w wielkich momentach swojej historii – jak mało który naród na świecie. Przykładem nie tylko czas Solidarności, a wcześniej masowa niezgoda na okupację nazistowską, praca na rzecz odbudowania i scalenia kraju po 1918 roku, rekordowy chociażby zaciąg do armii w obliczu zagrożenia ze strony bolszewickiej.

W momentach krytycznych, podniosłych i smutnych jesteśmy w stanie się zjednoczyć. Za każdym razem jednak potrzebujemy przywódców, potrzebujemy wzoru.

Odbudowujący w 1918 roku polską państwowość Piłsudski, Witos, Paderewski, Dmowski, Daszyński byli personifikacją marzeń społeczeństwa. Drużyna ojców polskiej niepodległości podzielona była według ówcześnych klas społecznych – każdy z nich odpowiadał na zapotrzebowanie odmiennej.

Dziś personifikacją dążeń polskiego społeczeństwa stali się… polscy piłkarze. Publicyści stojący po lewej stronie barykady uznają futbol, a w zasadzie cały otaczający go przemysł marketingowy i wizerunkowy za ilustrację działania kapitalizmu. Wychodząc od tej diagnozy, sytuację polskiej drużyny możemy analizować jako emanację dążeń całego polskiego społeczeństwa do dogonienia najwyższej ligi, światowej ekstraklasy: pod względem społecznym, finansowym, pod kątem renomy i ambicji. Modernizacji na wzór zachodni. Wyczuli to komentatorzy piłkarscy, którzy z racji wykonywanej pracy muszą mieć doskonały kontakt nie tylko z warszawsko-wielkomiejską elitą, ale także wielkim gronem widzów śledzących zmagania sportowe w mniejszych ośrodkach. Dlatego emocje piłkarskie towarzyszące występom Polaków relacjonowane są z taką pieczołowitością. Widząc strzelającego bramki Roberta Lewandowskiego czy wracającego do formy Kamila Glika jako Polacy czujemy, że pokonujemy fantomowych rywali, Innych i Obcych, w cieniu których jako społeczeństwo dorastaliśmy przez ostatnie blisko 30 lat. Wracamy do gry w spektakularny sposób.

Podobnie sprawa miała się z Adamem Małyszem i jego sukcesami, które ze względu na sezonowość, a także indywidualny charakter dyscypliny można analizować na mniejszą skalę. Małyszomania byłaby niczym w porównaniu z ewentualnym zwycięstwem Polaków na mundialu. Wygralibyśmy jako drużyna, ale zwyciężylibyśmy także jako społeczeństwo, w kolejnych etapach rozgrywek przechodząc kolejne fazy procesu dojrzewania. W przypadku mistrzostw świata w piłce nożnej zdobycie trofeum można by porównać do wyjścia ze stanu adolescencji i wejścia w stan dorosły. Tak zbudowany jest piłkarski świat również w warstwie symbolicznej: kolorystyka narodowa, barwy oraz symbole.

Gdy zwycięża reprezentacja, wygrywa społeczeństwo, naród, które ona reprezentuje. Przynajmniej w świecie idei. Jednak: czy jest to prawdą?

W rzeczywistości trudno dziś mówić o Polsce i Polakach jako tworze jednorodnym, skonsolidowanym. Niewiele poza futbolem i powietrzem nas dzisiaj łączy. A może właśnie są to kwestie najważniejsze? Społeczeństwo (ilustrowane jako zmagania piłkarskie) i troska o otaczające nas dobro wspólne (jako powietrze) – może to są właśnie te elementy, na które powinien być położony nacisk?

Analizując wielkie przełomy w polskiej historii, zwracamy uwagę na fakt, że dokonywały ich „pokolenia poprzeczne”. Tak było w 1989 roku, tak było po pierwszej wojnie światowej, kiedy ojcowie niepodległości pomimo dzielących ich różnic potrafili, chociażby na konferencji w Wersalu, powiedzieć: Polska musi istnieć jako kraj. Czy dzisiejsi przywódcy zwaśnionych stron byliby w stanie wspiąć się na ten poziom? Szczerze wątpię. Wykopane podziały są zbyt głębokie, a ich linia przebiega nie wzdłuż różnic interesów, lecz tożsamości reprezentantów. A kiedy w grę wchodzi kwestia tożsamości, okazuje się, że psychoanaliza to za mało. Może właśnie dlatego tuż po pierwszej wojnie światowej, kiedy odkrycia psychologii nie były jeszcze tak popularne, udało się osiągnąć konsensus i odbudować polską państwowość.

Czy ówczesne pokolenia Polaków, które w 1918 czy 1989 roku zdołały wywalczyć niepodległość i podmiotowość Polski, posiadały jakieś niezwykłe cechy? Tak i nie. Tworzący je ludzie potrafili znaleźć więcej tego, co łączy, niż tego, co dzieli. Przerzucali mosty, wiedząc, że ratować trzeba kraj, a nie terytorium łowieckie własnej partii czy określony sposób myślenia. Szli na kompromisy, wiedząc, że znaleźli się w przełomowym momencie, stale zachowując jednak przed oczami wspólny cel. Pod tym względem byli wolni. I to właśnie ta wolność pozwalała budować mosty, szukać konsensusu.

Współczesny świat jest jednak dużo bardziej zniuansowany. W obliczu współczesnych podziałów wydaje się ekstremalnie trudne, trudniejsze nawet niż w 1918 roku, znalezienie nie tylko szans na porozumienie, ale nawet języka, którym można by o porozumieniu mówić.

W piłkarskiej metaforze: nie tylko nie widzimy bramki, ale nawet piłki, którą mamy grać.

„Pokolenia poprzeczne” charakteryzują się tym, że każdy znajduje swoje miejsce. Jak w piłce. Ktoś broni bramki, ktoś gra w pomocy, a ktoś inny strzela gole – podział kompetencji jest jasny, choć role mogą być wymienne. Coraz większa luka między pokoleniami sprawia zaś, że stare ustawienie nie sprawdza się w przypadku młodych napastników. I odwrotnie: młodzi, chcąc narzucić tempo i grając do przodu, zapominają zabezpieczyć tyły. Polaryzacja postępuje, odpuszczamy środek pola. Co gorsza, mało jest takich, którzy bez emocji spojrzą z boku na to, co dzieje się na boisku, i wskażą błędy. Tu jest właśnie miejsce dla „pokolenia poprzecznego” – wielu z jego członków bowiem wciąż siedzi na trybunach. Obserwuje. Widzi grę i czeka. Kilkoro już znalazło się na boisku. Można ich znaleźć, dostrzegam ich w wielu miejscach Polski, bez emocji wyciągają wnioski i działają. Szukają porozumienia, łączą środowiska, starają się przerzucać mosty ponad podziałami. Wielu jednak wpisuje się w którąś ze stron. A środek boiska ciągle pozostaje pusty.

Kluczem do sukcesu jest gra do jednej bramki. Nie tylko sukcesu piłkarskiego, lecz także sukcesu politycznego, sukcesu ekonomicznego, sukcesu wizerunkowego. Bramka to cel, jasny kierunek działania. Udowodnili to Senegalczycy w pierwszym meczu Mistrzostw Świata w Rosji: z uporem grali do przodu. W kierunku bramki. Mimo słabej gry, wielu błędów, byli konsekwentni. Zagęszczali środek, i krok po kroku parli w kierunku polskiej bramki. Wychodząc poza futbol, tak samo w 1918 roku działali ojcowie niepodległości. Mimo wielu różnic, niesprzyjających – często wrogich – sił parli w kierunku celu. Podobnie w drugiej połowie XX wieku działał Izrael. Tytaniczna praca organiczna przynosi efekty.

Nie uda się jednak bez jasno wyznaczonego, pozytywnego celu, który wskazany nakreślony będzie na wiele lat do przodu. Czy jako wspólnota jesteśmy w stanie taki cel wyznaczyć? Co będzie, jeśli pytanie o ten właśnie cel, może dziś znajdujący się daleko, po drugiej stronie boiska, nie pojawi się w żadnej ankiecie? Czy jest ktoś, kto jest w stanie taki cel wskazać? Pytań jest pewnie więcej niż odpowiedzi.

Można założyć, że wygramy ten mecz. Że świetnie funkcjonujący atak zrobi swoje, nie zapomnimy też o tyłach. Najpierw będziemy świętować, potem wrócimy do domu. Co wydarzy się później, jaką mamy strategię nie tyle na kolejny mecz, ale na kształcenie kadr przyszłości, na liderów przyszłości, wskazywanie kierunków działania, reagowania na ciągłe coraz szybsze zmiany ustawień, na zmieniający się świat? Jaką rzeczywistość zostawimy naszym następcom?

.O co tak naprawdę nam chodzi, co chcemy uzyskać nie w perspektywie jednego meczu, jednego turnieju, jednego sezonu? Warto o tym dyskutować. Nie tylko w meczowych emocjach.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 czerwca 2018
Fot. Shuttestock