Michał KŁOSOWSKI: Najważniejszy mecz papieża Franciszka

Najważniejszy mecz papieża Franciszka

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Kościół katolicki skręca poza Europę. Po konsystorzu 29 czerwca 2018 roku liczba kardynałów spoza Starego Kontynentu, uprawnionych do wyboru następcy kard. Bergoglia, zwiększyła się na tyle, że ich głos będzie decydujący. Dzięki temu papież z Argentyny przygotowuje Kościół na nadchodzące czasy. A te oznaczać mogą zmierzch Europy – pisze Michał KŁOSOWSKI

.Mimo że Argentyna odpadła z mistrzostw świata w piłce nożnej (piszę ten tekst w dniu przegranej drużyny Messiego z Francją), papież Franciszek ma powody do zadowolenia. Wygląda na to, że z sukcesem rozegrał jedne z najważniejszych dotychczas zawodów. Na dodatek wygrał na wyjeździe:  papieżowi z Argentyny udało się sprawić, że rosnące populacje chrześcijan w Afryce, Azji i obu Amerykach będą miały godną reprezentację. Dzięki temu będą mogły wpływać na to, czym żyje globalny Kościół, czując się jednocześnie integralną jego częścią. I choć Franciszek już zasłużył na miano „papieża peryferii” czy „rewolucjonisty”, nie osiada na laurach, wiedząc, że peryferie wkrótce mogą stać się centrum. Konsekwentnie realizuje wizję, w której Ewangelia trafia w najdalsze, pod względem kultury przekazu, zakątki świata i  przestaje być europocentryczna.

Konsekwentnie realizuje wizję, w której Ewangelia trafia w najdalsze, pod względem kultury przekazu, zakątki świata i  przestaje być europocentryczna.

Ta opowieść zaczyna się od footballu.Franciszek jest zapalonym kibicem piłkarskim. Uwielbia Leo Messiego i kibicuje drużynie z biednej dzielnicy argentyńskiej stolicy, Club Atlético San Lorenzo de Almagro z Boedo. Samo Boedo to w języku hiszpańskim rodzaj barrio, dzielnica robotnicza i postindustrialna, w której mieszkało – i wciąż mieszka – wielu migrantów z różnych części świata. W początkach XX wieku w dzielnicy tej gang uliczny z Almagro wyzywał na pojedynki inne piłkarskie gangi z Buenos Aires. Kiedy do Almagro doprowadzono linie autobusowe i tramwajowe, przyśpieszyła industrializacja, gra w piłkę na ulicy stała się niebezpieczna, szczególnie po tym, jak tramwaj potrącił jednego z zawodników. Wówczas salezjanin, ks. Lorenzo Massa, zaczął organizować mecze na podwórku swojej parafii. W 1908 założono tu klub. Szybko stał się jednym z czołowych klubów w argentyńskiej stolicy, mimo że jego początki na to nie wskazywały. 

Dostrzec tu można charakterystyczną cechę miejsca, z którego pochodzi kard. Bergoglio, a którą często w biografii papieża podkreśla Elisabetta Piqué, dziennikarka, a prywatnie przyjaciółka Ojca Świętego, do której ten zadzwonił tuż po wyborze na Stolicę Piotrową. Piqué zwraca uwagę, że Buenos Aires, a zwłaszcza jego biedniejsze, robotnicze dzielnice, stworzone zostały przez przyjezdnych, wypędzonych i uchodźców, którzy poszukiwali swojego miejsca. Młody Jorge, kiedy dorastał, musiał słyszeć na ulicy wiele języków, dostrzegać różnorodność kultur. Sam w końcu jest synem włoskich imigrantów. Również w późniejszej pracy duszpasterskiej na ulicach (dosłownie) stolicy Argentyny wielokrotnie spotykał wiernych, którzy swoje korzenie wywodzili z różnych stron świata. Wierni, z którymi pracował ks. Bergoglio, pochodzili też z bardzo różnych grup społecznych. W dużej mierze byli to ubodzy. Wszystkich, niezależnie od stanu i pochodzenia, łączyła wiara w Chrystusa. To właśnie ona sprawiała, że pomimo różnic, odmienności kultur i języków byli w stanie żyć obok siebie.

Kiedy dla Europejczyków chrześcijaństwo staje się niemodne, a liczba wiernych w kościołach w całej Europie sukcesywnie spada, w Ameryce Południowej, Afryce czy Azji liczba wiernych wzrasta. Chrześcijaństwo jest obecnie jedną z dwóch najczęściej praktykowanych religii w Afryce, a kraje takie jak Korea czy Indie znajdują się na czele rankingów rosnącej liczby katolików. Potencjał ewangelizacyjny, drzemiący w dotychczasowych peryferiach, jest ogromny. Dynamiczny rozwój, nie tylko ludnościowy, ale także ekonomiczny i społeczny, sprawia, że przyszłość Kościoła jest w rękach mieszkańców krajów, które dotychczas znajdowały się poza głównym nurtem Kościoła. Konieczność dotarcia do nich zaczynają rozumieć kościelni dostojnicy, a jasno w rozmowie z Dominikiem Woltonem tłumaczy to sam papież: „Musimy zbudować nie syntezę, ale ścieżkę, po której będziemy mogli kroczyć wspólnie”.

Mimo wszystko, Franciszek nie uważa, że kończy się czas Europy. „Babcia Europa” ma wciąż wiele do zaoferowania światu. Papież obserwuje jednak, że w ostatnich dziesięcioleciach nastąpił ogromny wzrost liczby chrześcijan w Afryce przy jednoczesnym odchodzeniu Europejczyków od wiary. W 1900 roku w Afryce było zaledwie dziewięć milionów chrześcijan, do 2000 roku przybyło około 380 milionów wiernych. Ten boom wiąże się z niezwykle szybkim wzrostem liczby ludności Czarnego Kontynentu. Ten wzrost liczby a chrześcijan w Afryce wynika również z afrykańskiej ewangelizacji i wysokich wskaźników urodzeń, nie tylko z pracy europejskich misjonarzy. Franciszek dostrzega, że chrześcijaństwo w Afryce wykazuje ogromną różnorodność, od starożytnych form wschodniego ortodoksyjnego chrześcijaństwa w Egipcie, Etiopii i Erytrei po najnowsze afrykańsko-chrześcijańskie denominacje Nigerii, kraju, który przeżył ostatnio wielkie nawrócenie na chrześcijaństwo. W związku z tym niezwykłym na pierwszy rzut oka wzrostem niektórzy eksperci przewidują przesunięcie centrum chrześcijaństwa z europejskich, wysoko uprzemysłowionych państw do Afryki i Azji. Lamin Sanneh z Uniwersytetu Yale stwierdził nawet, że „afrykańskie chrześcijaństwo nie jest tylko egzotycznym, ciekawym zjawiskiem w niejasnej części świata, ale może być kształtem przyszłej wiary”.

David Barrett przypuszcza, że ​​w 2025 roku w Afryce będzie mieszkało 633  mln chrześcijan.

Podobnie rzecz ma się w Azji. Chrześcijaństwo jest dominującą wiarą w sześciu krajach azjatyckich – na Filipinach, w Timorze Wschodnim, na Cyprze, w Rosji, w Armenii i Gruzji. Wzrost islamskiego ekstremizmu doprowadził w niektórych muzułmańskich regionach do prześladowań, a w najgorszych przypadkach do tortur i śmierci. Jednak w wielu krajach muzułmańskich, w tym zarówno konserwatywnych (Zjednoczone Emiraty Arabskie), jak i liberalnych (Malezja i Indonezja), chrześcijanie nadal korzystają z wolności wyznania, pomimo ograniczeń co do możliwości szerzenia wiary. W posynodalnej adhortacji apostolskiej „Ecclesia in Asia” (Kościół w Azji) Jan Paweł II napisał: „Azja jest także kolebką głównych religii światowych: judaizmu, chrześcijaństwa, islamu i hinduizmu”. Liczba chrześcijan w Azji wynosi dziś ok. 321,8 mln. Trudno jednakże dokładnie oszacować liczbę wiernych w tej części świata biorąc pod uwagę, że chrześcijaństwo w Chinach jest jedną z najszybciej rozwijających się wspólnot jednak dostęp do sakramentów jest tam bardzo ograniczony ze względu na politykę chińskich władz, którą doskonale w opisał Liao Yiwu w książce „Bóg jest czerwony”. Twierdzi on, że chińska prowincja, zwłaszcza jej mniej zindustrializowana i zurbanizowana część doświadcza masowego niemalże nawrócenia.

Biorąc pod uwagę imponujące liczby, przyznać trzeba, że nominacje dla kardynałów Louisa Sako z Iraku, Thomasa Mando Maedy’ego z Japonii, Josepha Couttsa z Pakistanu, Desire’a Tsarahazana z Madagaskaru, Sergia Obesa Rivery z Meksyku, Pedra R. Barreto z Peru, Toribia Ticony’ego z Boliwii nie są przypadkiem. Co prawda każdy z wymienionych kontynentów ma charyzmatycznych   przywódców kościelnych, wystarczy wymienić kard. Luisa Tagle czy kard. Roberta Saraha.  Obaj jednak pochodzą z krajów, w których wyznawcy chrześcijaństwa stanowią większość a przynajmniej znajdują się w czołówce wyznawanych religii: Gwinei i Filipin. Tym razem Franciszek stawia na miejsca, w których chrześcijanie nie są większością, potrzebują wsparcia, często ochrony z powodu prześladowań. W oczy rzuca się tu zwłaszcza nominacja dla kardynałów z Madagaskaru i Pakistanu, miejsc znanych z trudnych warunków wyznawania wiary. Dla Polaków  najważniejsza jednak powinna być jeszcze jednak nominacja.

Na świecie wzrasta nie tylko populacja wiernych z Afryki, Azji czy Ameryki. W świecie internetu zwiększa się także liczba cyfrowych nomadów, którym papież także chce towarzyszyć. Stąd pewnie niedawna zmiana nazwy papieskiego Sekretariatu ds. Komunikacji na Dykasterię Komunikacji. To znaczne podniesienie wagi tej, kluczowej dziś w Ewangelizacji, instytucji.  

Wśród zmian społecznych, które obserwować można we współczesnym świecie najbardziej jednak uwagę przykuwa inny wskaźnik – wzrost liczby biednych i potrzebujących pomocy, nieradzących sobie pod względem materialnym. Według badań Kiedy ONZ ponad 100 milionów ludzi na całym świecie nie posiada domu zaś 1,6 miliarda nie ma odpowiednich warunków mieszkaniowych, podają badania Habitat z 2015 roku. Zapewne w tych liczbach doszukiwać można się przyczyn, dla których nowym kardynałem został „Don Conrado”, watykański człowiek instytucja, któremu Franciszek powierzył zajmowanie się dziełami charytatywnymi Watykanu. Pochodzący z Łodzi kardynał Konrad Krajewski poświęcił się tej działalności całym sercem.

Jego życiową drogę wyznaczają słowa: „Nie dajesz ludziom tego, na co zasługują, ale to, czego potrzebują”. Spędza całe dnie na organizowaniu pomocy dla biednych, potrzebujących, bezdomnych, więźniów, imigrantów. Działa sam, oddając swoje watykańskie apartamenty na rzecz bezdomnych, pracuje z młodymi ze wspólnoty Saint Egidio, wraz z którymi obsługuje papieskie jadłodajnie i pomaga na ulicach Wiecznego Miasta. Organizuje papieżowi jego „szpital polowy” – Kościół ludzi poranionych, tych, którzy mają siniaki, tych, o których sam papież Franciszek pisał w „Evangelii Gaudium”. Dlatego z wielką uwagą powinniśmy spoglądać na jego nominację. To on odpowiada za realizację dzieł pomocy, to jemu także miał powiedzieć Franciszek: „Nie chcę cię widzieć”. I bynajmniej nie chodziło o to, że papież z Argentyny nie chciał widzieć obok siebie młodego prałata, który stał u boku dwóch papieży – Jana Pawła II i Benedykta XVI – ale dlatego, że dał mu niezwykłe ważną rolę: zastępowania Ojca Świętego w pracy z wykluczonymi tego świata. 

Kardynał Krajewski po konsystorzu wyprawił kolację dla 280 rzymskich bezdomnych, na której pojawił się sam Ojciec Święty. „Nie przyszedłem tu dla ciebie” – miał powiedzieć kard. Krajewskiemu papież Franciszek. Bergoglio tą nominacją wskazuje, gdzie – niezależnie od szerokości geograficznej – bije serce Kościoła: wśród bezdomnych, potrzebujących, ubogich i zagubionych. Celników tego świata. Kardynałowi Krajewskiemu, któremu polecił opiekę nad nimi, papież ufa, jak mało komu. Tym samym wskazuje, jaki ma być Kościół: ubogi, dla ubogich. 

29 czerwca, w święto Piotra i Pawła, w dniu konsystorza, liczba kardynałów poniżej 80. roku życia wyniosła 125 i tylu będzie mogło wziąć udział w kolejnym konklawe, na którym wybrany zostanie kolejny papież. Kardynałowie Sako, Arborelius, Krajewski, Coutts, ale też wielu innych realizujących Franciszkowy Kościół z misją szpitala polowego wejdą na kolejne konklawe wybierać następnego papieża. Taki skład wybierze papieża, który tak jak Jan Paweł II i Franciszek od pierwszego dnia zakasze rękawy białej sutanny i wyruszy w świat wraz z najwierniejszymi kompanami, drużyną, która pod wodzą nieznanego dziś jeszcze trenera będzie grać do jednej bramki.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 lipca 2018