Michał KŁOSOWSKI: Proszę zapiąć pasy, lecimy na Marsa

Proszę zapiąć pasy, lecimy na Marsa

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Powrót Donalda Trumpa na scenę polityczną jest jak ponowne zaproszenie kapryśnego i nieprzewidywalnego bohatera do spektaklu, którego scenariusz pełen jest zwrotów akcji, nieoczekiwanych decyzji i politycznych turbulencji. I może jest właśnie tym, czego nasz dzisiejszy, przeregulowany zachodni świat potrzebuje w obliczu rosnącej rywalizacji z Globalnym Południem – pisze Michał KŁOSOWSKI

.Proszę zapiąć pasy, lecimy na Marsa – można podsumować inauguracyjne wystąpienie nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. I nie ma w tym krzty przesady. Hasło to bowiem z właściwą sobie skromnością ogłosił sam Donald Trump, człowiek, który obiecał Amerykanom powrót do wielkości za wszelką cenę. Teraz zamierza przenieść tę wielkość w każde miejsce świata – od Grenlandii po Kanał Panamski – i na Czerwoną Planetę. Cóż, zawsze to lepiej zwrócić się ku gwiazdom, niż błądzić po ziemi, gdzie nierówności społeczne, kryzys klimatyczny i inflacja zdają się być zbyt prozaiczne dla wizjonera z Mar-a-Lago.

W swoim wystąpieniu Donald Trump, jak na kapitana statku kosmicznego przystało, nie marnował czasu na detale. Kto, kiedy, za co? To wszystko mało istotne. Ważne, że to właśnie on zabierze Amerykę na Marsa – a właściwie, jak sam podkreślił, wprowadzi ją tam triumfalnie niczym flagę na szczyt Mount Everestu – odzyska należne amerykańskiej republice terytoria i wprowadzi Amerykanów w nowy „złoty wiek”. Oczywiście, nikt jeszcze nie wie, jak ta podróż miałaby wyglądać, ale jeśli ma to być na miarę budowy muru na granicy z Meksykiem, to można się spodziewać spektakularnej wyprawy na Marsa i równie spektakularnego porzucenia projektu w połowie. Mimo nawet ogłoszenia stanu wyjątkowego na południowej granicy przez nowego amerykańskiego prezydenta już w pierwszych minutach urzędowania.

W mowie inauguracyjnej Donalda Trumpa nie zabrakło oczywiście retoryki o „amerykańskim geniuszu”, „dominacji” i „największej misji najlepszego narodu w historii”. Mars nie jest przecież tylko planetą. To symbol. Symbol amerykańskiej siły, przedsiębiorczości i – co tu dużo mówić – potrzeby odwrócenia uwagi od spraw bardziej palących. Tak jak pomysłem podobnym była Grenlandia czy otwarcie „tajnych archiwów” związanych z pandemią COVID-19 bądź innymi tajemnicami od lat zajmującymi umysły Ameryki. Bo jak najlepiej uniknąć trudnych pytań o reformę zdrowotną czy rosnące napięcia społeczne? Wystarczy spojrzeć w niebo i z przekonaniem powiedzieć: „Tam jest nasza przyszłość”. Albo nazwać się najskuteczniejszym twórcą pokoju w dziejach.

Jednak nie można odmówić Donaldowi Trumpowi pewnej konsekwencji. W końcu to człowiek, który w kampanii obiecał wyborcom już wszystko – od powrotu fabryk z Chin, przez świetność amerykańskiego węgla i ropy ze słynnym hasłem „drill, baby, drill”, aż po porządek w Waszyngtonie i na ulicach innych amerykańskich miast. Teraz, kiedy ziemskie marzenia okazują się trudniejsze do spełnienia, a wyzwania się piętrzą, kosmos staje się naturalnym kierunkiem. Tam, na Marsie, nie ma ani mediów, które mogłyby zadawać niewygodne pytania, ani konkurencji z Chin, Rosji czy Iranu. Nie ma tam jeszcze nawet Elona Muska, którego projekty kosmiczne nowy amerykański prezydent najpewniej podchwyci, przechrzci na „trumpowskie” i nazwie swoim sukcesem.

Być może jednak nie powinniśmy być tak cyniczni. Może rzeczywiście Mars jest odpowiedzią na bolączki naszego świata? Jeśli Donald Trump i jego świta naprawdę wyruszą na Czerwoną Planetę, to ludzkość może odetchnąć z ulgą – przynajmniej do momentu, gdy Trump ogłosi, że znalazł sposób na zbudowanie tam hotelu z widokiem na Ziemię i pola golfowe w marsjańskich kraterach.

A tak zupełnie serio: powrót Donalda Trumpa na scenę polityczną jest jak ponowne zaproszenie kapryśnego i nieprzewidywalnego bohatera do spektaklu, którego scenariusz wydaje się napisany na kolanie – pełen zwrotów akcji, nieoczekiwanych decyzji i politycznych turbulencji. I może jest właśnie tym, czego nasz dzisiejszy, przeregulowany zachodni świat potrzebuje w obliczu rosnącej rywalizacji z Globalnym Południem pod przewodnictwem Chin, Rosji i Iranu. Bo rozpoczynająca się właśnie druga kadencja Donalda Trumpa niesie ze sobą widmo fundamentalnych przemian w porządku międzynarodowym i społecznym. Donald Trump to symbol epoki, w której populizm, interes narodowy i spektakularne gesty, ale i niezgoda na narzucane z zewnątrz bogate ideologie często górują nad wielostronnymi negocjacjami i kompromisami; górują zaś przede wszystkim nad wszystkim tym, co znane i dotychczasowe.

Jedno jest więc pewne: powrót Donalda Trumpa to jakby rzucenie światowej polityki w wir chaosu, który z jednej strony mobilizuje do działania, a z drugiej – zmusza do zastanowienia się, jak wiele zmieniło się od czasów, gdy ład międzynarodowy, oparty na wieloletnich instytucjach, jeszcze nieprzeżartych korupcją i zewnętrznymi interesami, był gwarantem spokoju i pokoju.

.Dla nas zaś, naszej części świata, Europy i globu oznacza jedno – proszę zapiąć pasy, lecimy na Marsa. Co prawda w przenośni, ale wizja polityki kosmicznej z hasłem „America First” mogłaby równie dobrze stać się metaforą dla działań Trumpa na Ziemi. Eksploracja Czerwonej Planety mogłaby stanowić odskocznię od trudnych pytań o Ukrainę, NATO czy globalne zmiany klimatyczne. Mars wobec tych wyzwań zdaje się jednak czymś więcej niż metaforą. Bo jeśli Ameryka naprawdę leci na Marsa, to podróż ta będzie spektakularna – pełna wielkich słów, genialnych pomysłów, niezrealizowanych obietnic i absolutnego braku instrukcji powrotu. Jednak jak to zazwyczaj bywa, zapewne zmieni wszystko, co do tej pory uznawaliśmy za pewnik.

Proszę zapiąć pasy, startujemy.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 stycznia 2025
Fot. Chip Somodevilla / Reuters / Forum