Michel HOUELLEBECQ: Cywilizacja, która legalizuje eutanazję, traci wszelkie prawo do szacunku

Cywilizacja, która legalizuje eutanazję, traci wszelkie prawo do szacunku

Photo of Michel HOUELLEBECQ

Michel HOUELLEBECQ

Jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy francuskich. Autor m.in. Les Particules élémentaires, Plateforme, La Possibilité d’une île, Soumission i Sérotonine.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Gdy jakiś kraj – społeczeństwo, cywilizacja – legalizuje eutanazję, traci w moich oczach jakiekolwiek prawo do szacunku. Wolno nam wtedy, a nawet powinniśmy ten kraj zniszczyć. Po to, aby mogło nastać coś innego – inny kraj, inne społeczeństwo, inna cywilizacja – pisze Michel HOUELLEBECQ

.Założenie numer jeden: nikt nie chce umierać. Gdy mamy wybierać między życiem umniejszonym a brakiem życia w ogóle, zasadniczo wybieramy to pierwsze. Zawsze bowiem istnieją jakieś małe radości. A zresztą, czy życie nie jest, niemal z definicji, procesem umniejszania? I czy są jakieś inne radości w życiu niż właśnie te małe (temat zasługuje na zgłębienie)?

Założenie numer dwa: nikt nie chce cierpieć. Chodzi mi o cierpienie fizyczne, bo cierpienie moralne ma swoje uroki i można z niego wręcz uczynić materię estetyczną (z czego skrzętnie nieraz korzystałem). Cierpienie fizyczne nie jest niczym innym jak piekłem w czystej postaci, to coś bezsensownego, z czego nie da się wyciągnąć żadnej lekcji. Życie próbowano skrótowo (i błędnie) opisywać jako poszukiwanie przyjemności. Jest ono jednak dużo bardziej ucieczką przed cierpieniem niż czymkolwiek innym i niemal każdy człowiek postawiony przed alternatywą: cierpienie nie do zniesienia bądź śmierć, wybierze śmierć.

Założenie numer trzy, najważniejsze: cierpienie fizyczne można wyeliminować. Początek XIX wieku to odkrycie morfiny. Na jej bazie powstało bardzo wiele leków, stosowanych do dziś. Koniec XIX wieku to ponowne odkrycie hipnozy. Ta niestety jest we Francji mało stosowana.

Pomijanie tych faktów skutkuje przerażającymi sondażami: 96 proc. ankietowanych, jeśli czegoś nie przekręcam, popiera eutanazję! 96 proc. ludzi, gdy słyszy pytanie o eutanazję, tak naprawdę rozumie: „Czy chcesz przeżyć resztę życia w nieopisanych cierpieniach, czy wolisz może, aby przyspieszono twoją śmierć?”. Wychodzi więc na to, że tylko 4 proc. ludzi słyszało o morfinie i hipnozie. To całkiem prawdopodobne.

Nie skorzystam z okazji i nie zamienię mojego tekstu w apel o depenalizację wszystkich narkotyków (a nie tylko narkotyków „miękkich”). To zupełnie odrębny temat, pozwolę sobie jedynie odesłać czytelników do niesłychanie mądrych wypowiedzi wspaniałego Patricka Eudeline’a.

Zwolennicy eutanazji upajają się pojęciami, których znaczenie wypaczają do tego stopnia, że nie powinni mieć prawa się nimi posługiwać. Gdy mówią o „współczuciu”, kłamstwo jest namacalne. Gdy powołują się na „godność”, jest to już bardziej podstępne. Mocno oddaliliśmy się od Kantowskiej definicji godności, z wolna zastępując byt moralny (negując wręcz jego istnienie) bytem fizycznym, zastępując właściwą człowiekowi zdolność działania podporządkowaną imperatywowi moralnemu – bardziej zwierzęcą i trywialną koncepcją „stanu zdrowia”, która stała się czymś w rodzaju warunku możliwości godności ludzkiej czy wręcz jej jedynym i prawdziwym sensem.

Jeśli tak, to moje życie nie było jakoś szczególnie naznaczone godnością. I nie zanosi się na to, aby ten stan uległ poprawie. Wcześniej czy później wyjdą mi włosy i wypadną zęby, a moje płuca porwą się na strzępy. Stanę się impotentem, w ogóle niewiele będę mógł robić, być może moje zwieracze odmówią mi posłuszeństwa, a na dodatek oślepnę. Gdy osiągnę już stadium fizycznej degradacji, zapewne powiem sobie (będąc szczęśliwym, że nie usłyszę tego od innych), że nie mam już żadnej godności.

No i co z tego? Jeśli to ma być godnością, to równie dobrze możemy żyć bez niej, możemy się bez niej obejść. Natomiast wszyscy odczuwamy, w różnym stopniu, pragnienie bycia potrzebnymi, kochanymi, szanowanymi lub wręcz – to w moim przypadku może być prawdą – podziwianymi. Oczywiście także i to możemy stracić, wiele na to nie poradzimy, bo tu determinującą rolę odgrywa drugi człowiek. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że poproszę o skrócenie mi życia tylko po to, by usłyszeć: „Ależ nie, ależ nie, zostań z nami”. Byłoby to zupełnie w moim stylu. Co więcej, bezwstydnie się do tego przyznaję. Konkluzja – boję się jej – może być tylko jedna: jestem osobnikiem kompletnie pozbawionym jakiejkolwiek godności.

W tym kicie, który zwykło nam się wciskać we Francji, powraca twierdzenie, że jesteśmy „zapóźnieni” względem innych krajów. Uzasadnienie projektu ustawy, który ma wkrótce trafić pod obrady parlamentu, jest w tej kwestii komiczne: szukając krajów, wobec których Francja jest „zapóźniona”, znaleziono jedynie Belgię, Holandię i Luksemburg. Szczerze, nie robi to na mnie większego wrażenia.

W dalszym wywodzie uzasadnienie przemienia się w zbiór cytatów z Anne Bert, określanych jako „niesłychanie mocne”, ale które u mnie miały ten nieprzewidziany skutek, że wzbudziły podejrzenia. Kiedy twierdzi ona, że: „Eutanazja nie jest tożsama z eugeniką”, trudno nie skwitować, że ci sami ludzie byli zwolennikami i jednej, i drugiej, od „boskiego” Platona po nazistów. Gdy mówi, że: „Belgijska ustawa o eutanazji nie sprzyjała przejmowaniu majątków”, zapala mi się czerwona lampka, bo przyznaję, że o tym wcześniej nie pomyślałem…

Uzasadnienie cytuje jeszcze mocniejsze słowa, jakoby eutanazja „nie była rozwiązaniem o charakterze ekonomicznym”. Tymczasem takie odrażające argumenty można już było wcześniej usłyszeć z ust niektórych „ekonomistów”, jeśli ten termin ma jeszcze jakieś znaczenie. Jacques Attali w jednej z dawniejszych książek długo przecież rozwodził się nad kosztami, które musi ponosić wspólnota, próbując utrzymać przy życiu osoby najstarsze. Nie powinno nas dziwić, że niedawno w podobnym tonie wypowiadał się Alain Minc. Attali to taka głupsza wersja Minca (nie wspomnę już o pajacu i błaźnie François de Closets, który jedynie małpuje tamtych dwóch).

Katolicy będą stawiać opór najlepiej, jak potrafią, ale – przykro to stwierdzić – wiemy już z doświadczenia, że wcześniej czy później przegrają. Muzułmanie i Żydzi mają w tej sprawie – jak i w wielu innych kwestiach związanych z nową obyczajowością – podobne zdanie jak katolicy, co media skrzętnie próbują ukrywać. Nie mam złudzeń, że wszystkie te wyznania w końcu ustąpią, że poddadzą się jarzmu „prawa Republiki”. Ich kapłani, rabini i imamowie będą asystować osobom mającym być poddanymi eutanazji, zapewniając je, że to ziemskie życie jest takie sobie, ale że jutro będzie lepsze i że nawet jeśli ludzie ich opuszczą, Bóg się o nich zatroszczy. Powiedzmy…

Z buddyjskiego punktu widzenia sytuacja wygląda dużo gorzej. Dla konsekwentnego czytelnika Tybetańskiej Księgi Umarłych agonia jest szczególnie istotnym momentem życia człowieka, ponieważ daje mu ostatnią szansę, nawet w przypadku nieprzychylnej karmy, aby uwolnił się od sansary, wyrwał się z nieustającego kołowrotu kolejnych wcieleń. Każde przedwczesne przerwanie agonii jest czynem jawnie kryminalnym. Na nasze nieszczęście buddyści nie angażują się zbytnio w debatę publiczną.

Pozostają więc lekarze. Nie pokładałem w nich jak dotąd większych nadziei, może dlatego, że mało ich znałem. Ale teraz widzę, że niektórzy z nich stawiają opór, kategorycznie odmawiając uśmiercania swoich pacjentów. Być może to oni będą ostatnią zaporą. Nie wiem, skąd bierze się u nich ta odwaga, ale zapewne jakąś rolę odgrywa wierność słowom przysięgi Hipokratesa: „Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał…”. To wielce prawdopodobne. Publiczne wypowiadanie tej przysięgi musiało być mocnym przeżyciem. W każdym razie ich walka jest piękna, nawet jeśli można odnieść wrażenie, że jest to tylko „walka o honor”. Zresztą, honor cywilizacji to wcale nie tak mało… W grę wchodzi jednak coś poważniejszego: na płaszczyźnie antropologicznej chodzi o kwestię życia lub śmierci.

.Postaram się wyrazić to bardzo precyzyjnie: gdy jakiś kraj – społeczeństwo, cywilizacja – legalizuje eutanazję, traci w moich oczach jakiekolwiek prawo do szacunku. Wolno nam wtedy, a nawet powinniśmy ten kraj zniszczyć. Po to, aby mogło nastać coś innego – inny kraj, inne społeczeństwo, inna cywilizacja.

Michel Houellebecq
© Michel Houellebecq, „Le Figaro”, 6 kwietnia 2021 r. Tekst ukazał się w nr 29 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK]. Przekład Andrzej STAŃCZYK.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 września 2021