Nicolas BEYTOUT: Potrzeba nam kryzysu, i to szybko!

Potrzeba nam kryzysu, i to szybko!

Photo of Nicolas BEYTOUT

Nicolas BEYTOUT

Dziennikarz i wydawca. Kierował redakcjami dziennika ekonomicznego „Les Echos” i „Le Figaro”. Założyciel i szef prestiżowego francuskiego dziennika „L’Opinion” – powstałego w 2013 r. tytułu łączącego od razu świat sieci i papieru.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Potrzeba nam kryzysu, i to szybko! Połóżmy wreszcie kres tym powolnym mękom, jakim jest wotum nieufności dla rządu. Widząc, jak bardzo skumulowały się zapóźnienia, zakończmy korowody z negocjacjami wokół jakichś śmiesznych resztek budżetowych. Skończmy z jałową partyjną licytacją na nieprzekraczalne czerwone linie, których zapętlenie uniemożliwia jakiekolwiek rozwiązanie – pisze Nicolas BEYTOUT

.Powiedzmy sobie otwarcie: w momencie zamętu, w jakim znalazła się Francja, gdy wydaje się, że nic nie będzie w stanie powstrzymać osób odpowiedzialnych za tę degrengoladę, tylko gwałtowny szok może przerwać fatalny bieg spraw. I miejmy nadzieję, że ten kryzys nadejdzie szybko. Kryzys prawdziwy, który uświadomi Francuzom, że żaden z przewidywanych dzisiaj scenariuszy nie wystarczy, aby odwrócić sytuację. Taki, który wyłoni nową politykę, da nowy impuls, aby sprowadzić Francję na właściwe tory.

Potrzeba nam kryzysu, i to szybko! Połóżmy wreszcie kres tym powolnym mękom, jakim jest wotum nieufności dla rządu. Widząc, jak bardzo skumulowały się zapóźnienia, zakończmy korowody z negocjacjami wokół jakichś śmiesznych resztek budżetowych. Skończmy z jałową partyjną licytacją na nieprzekraczalne czerwone linie, których zapętlenie uniemożliwia jakiekolwiek rozwiązanie. Skończmy z tym francuskim wyparciem: otóż tak, upadek rządu będzie niezwykle poważnym szokiem; tak, mimo swojej pozornej indolencji rynki, odpowiedzialne za poziom naszej jakości życia, w końcu obrócą się przeciwko nam i każą nam słono za to zapłacić; tak, wpadniemy na dobre w sidła długu i nic z tego, co zaproponowano dotąd, nie pozwoli nam wyzwolić się z ich uścisku.

.Potrzeba nam kryzysu, i to szybko! Nawet jeśli Michel Barnier nie miał ani czasu, ani pola manewru, aby spróbować czego innego, to jego projekty budżetu i finansowania ubezpieczeń społecznych nie były na miarę wyzwań stawianych przez ogromny deficyt budżetowy. Ani nie ratowały poziomu przychodów, ani nie urealniały wydatków. Odwrotnie, były to propozycje cięć budżetowych przy jednoczesnym wzroście obciążeń podatkowych.

Potrzeba nam kryzysu, i to szybko, gdyż im prędzej Francja zabierze się do rozwiązywania bolesnych problemów, tym prędzej przerwie logikę hellenizacji, tego powolnego staczania się w stronę tragedii greckiej. Ale do tego potrzeba rozprawić się z dwoma przeszkodami, które na dziś są nie do pokonania.

Pierwszą są realia naszego życia politycznego. W układzie, w jaki Emmanuel Macron wpędził nasz kraj, rozwiązując parlament, żadna większość nie jest możliwa. Jak widzimy przy okazji wotum nieufności dla rządu Barniera, każdy z trzech biegunów politycznych (skrajna prawica, centrum, lewica) żyje w strachu przed koalicją dwóch pozostałych, sprzymierzonych przeciwko niemu.

Gorzej, okres, przez który przeszliśmy, rozniecił wzajemną nienawiść. „Blok centralny”, który miał popierać premiera, to dwa klany pałające coraz większą niechęcią do siebie: z jednej strony tracący społeczne zaufanie macroniści, a z drugiej republikanie, łudzący się, że zdobyli Matignon. W sytuacji mniejszościowego rządu zamiast nadrabiać miną i pokazywać, jak mocno są zwarci, obnosili się z panującą w ich bloku niezgodą. Na lewicy Jean-Luc Mélenchon, uciekając się do gróźb i wykorzystując wojny podjazdowe między sojusznikami Nowego Frontu Ludowego, z łatwością narzucił polityczną i ideologiczną supremację. Nawet François Hollande, niedawny jeszcze przecież szef państwa, został zdominowany. Jeśli zaś chodzi o skrajną prawicę, to zrzuciła ona swoje przebranie i przestała udawać, że jest partią jak inne, o czym świadczy postawa Marine Le Pen, która pokazuje, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż negocjowanie z nią.

Cudownym rozwiązaniem, często wspominanym, ale nigdy niezrealizowanym, miałoby być powołanie rządu „technicznego”, mniej lub bardziej apolitycznego, przynajmniej z nazwy. Ale i taki rząd szybko zderzyłby się z rzeczywistością układu politycznego i koniecznością przyjęcia ustaw finansowych, na których potknął się Michel Barnier. Chyba że rząd techniczny poddałby pod głosowanie budżet państwa i ubezpieczeń społecznych omijający z dala palące kwestie: galopujące zadłużenie, rekordową presję fiskalną, uzależnienie od hojnej polityki socjalnej… Krok wstecz, ale chyba tylko po to, żeby upaść z większym łoskotem…

Niezależnie bowiem od tego, czy ukonstytuuje się taki rząd, czy nie, pozostanie jedna przeszkoda do pokonania: cechujący tak wielu Francuzów brak woli zmierzenia się z rzeczywistością. Głuchota na płynące zewsząd głosy o powadze sytuacji. Z tego punktu widzenia ostatnie dwa miesiące zrobiły dużo złego. Sugerowanie, jak robił to od pierwszego dnia Michel Barnier, że podwyższenie podatków dla najbogatszych rozwiąże część problemów, zepchnęło na bardzo odległy plan debatę nad koniecznością zaciśnięcia pasa przez wszystkich. Zresztą inne partie polityczne z lubością dołączyły do tego wyścigu o coraz wyższe podatki i wydatki, a w przypadku tych najbardziej cnotliwych, także o odrzucenie idei jakichkolwiek oszczędności. Francuskie społeczeństwo jak od narkotyku uzależniło się od socjalu i dopłat wszelkiej maści. A wszystko finansowane przez nowe, coraz bardziej odrealnione podatki i potrącenia, których nikt nie uważa za tymczasowe.

.Trzeba jak najszybciej wyjść z tego korkociągu. Społeczeństwo musi zrozumieć, że tak dalej być nie może. Tylko za taką cenę kraj może się podnieść.

Ktoś powie, że to straszliwie niepopularny scenariusz, że wystarczy może iść do tego celu etapami. Ale kto, która partia, która fałszywa większość jest dzisiaj w stanie dać realne poczucie, że się utrzyma przy władzy?

Potrzeba nam kryzysu, i to szybko! Potrzeba zbiorowego opamiętania, i to szybko!

Skąd mógłby wyjść impuls? Ze strony społeczeństwa, które ma już serdecznie dość tego, że problemy jego codzienności nie są rozwiązywane, że takie tematy jak poczucie braku bezpieczeństwa czy imigracja nadal pozostają poza kontrolą; społeczeństwa, które ma już serdecznie dość tego, że nasze dzieci, zaniedbane przez przeżywający kryzys system edukacji, mają przed sobą perspektywę mniej łatwego życia? Może ten impuls będzie miał charakter politycznej presji na Emmanuela Macrona, oskarżanego o przyłożenie ręki do tego chaosu? A może wyjdzie on od rynków finansowych, na razie raczej dobrodusznych, ale znanych z tego, że w każdej chwili mogą zmienić swoje zapatrywania, a w konsekwencji nawet wydostać się spod kontroli?

Francja jest w niebezpieczeństwie i jeszcze o tym nie wie.

Nicolas Beytout
Tekst pierwotnie ukazał się w jeż.francuskim w dzienniku „L’Opinion” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 grudnia 2024
Fot. Christian HARTMANN / Reuters / Forum