Olaf SCHOLZ: Jaka Europa?

Jaka Europa?

Photo of Olaf SCHOLZ

Olaf SCHOLZ

Kanclerz federalny Niemiec.

zobacz inne teksty Autora

W głośnym wystąpieniu na Uniwersytecie Karola w Pradze kanclerz Niemiec Olaf SCHOLZ przedstawił swoją wizję przyszłości Europy, miejsce w niej Niemiec, także miejsce Polski.

.To dla mnie wielki zaszczyt w tym historycznym miejscu mówić do państwa o przyszłości. O naszej przyszłości, która, jak sądzę, zawiera się w jednym słowie: Europa. Do wygłoszenia tego przemówienia zapewne nie ma lepszego miejsca niż Praga, niż ten niemal siedemsetletni uniwersytet.

Ad fontes – „do źródeł” – brzmiała dewiza wielkich humanistów europejskiego renesansu. Ci, którzy pragną zbliżyć się do źródeł Europy, przybywają nieodwołalnie tutaj – do tego miasta, którego dziedzictwo i charakter są bardziej europejskie niż niemal wszystkich pozostałych miast naszego kontynentu.

Owa rzeczywistość daje się natychmiast zauważyć każdemu amerykańskiemu czy chińskiemu turyście spacerującemu Mostem Karola w drodze na zamek. Po to właśnie tutaj przybywają. Ponieważ pośród tych średniowiecznych zamków i mostów, katolickich, protestanckich i żydowskich miejsc kultu i cmentarzy, gotyckich katedr i secesyjnych kamienic, szklanych drapaczy chmur i malowniczych uliczek z domami szachulcowymi i tą mieszanką języków, którą słychać w Starym Mieście, odkrywają sedno Europy: największą możliwą różnorodność na ograniczonej powierzchni.

Jeżeli więc Praga jest uosobieniem Europy w miniaturze, to Uniwersytet Karola jest jakby kroniką naszej europejskiej historii, tak bogatej w okresy ciemne i jasne. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy jego fundator – cesarz Karol IV – uważał się za Europejczyka. Jego biografia pozwala przypuszczać, że tak było. Na chrzcie otrzymał starodawne czeskie imię Wacław, studiował w Bolonii i Paryżu, był synem hrabiego Luksemburga i Habsburżanki, cesarzem niemieckim, królem Czech i Włoch. Nie powinno więc dziwić, że Czesi, Polacy, Bawarczycy i Saksończycy podejmowali naukę na „jego” uniwersytecie obok studentów z Francji, Włoch i Anglii.

Ale ponieważ uniwersytet ten znajduje się w Europie, musiał również doświadczyć ciemnych okresów europejskiej historii: prozelityzmu religijnego, podziału językowego i kulturowego oraz radykalizacji ideologicznej w czasach dwudziestowiecznych dyktatur.

Najciemniejszy rozdział tej historii napisali Niemcy: zamknięcie uniwersytetu przez narodowo-socjalistycznego okupanta, egzekucje protestujących studentów, wywózki tysięcy innych do niemieckich obozów koncentracyjnych i ich zagłada. Zbrodnie te przepełniają nas – nas, Niemców – bólem i wstydem aż po dzień dzisiejszy. Moja obecność w tym miejscu służy również temu, żeby to powiedzieć.

Tym bardziej że często zapominamy, iż dla tak wielu obywateli Europy Środkowej niewola, cierpienia i dyktatura nie skończyły się wraz z ustaniem okupacji niemieckiej i zakończeniem II wojny światowej. Jeden z licznych wielkich intelektualistów ukształtowanych przez tę uczelnię przypominał nam o tym w okresie zimnej wojny. W 1983 roku Milan Kundera opisał „tragedię Europy Środkowej” – sytuację, gdy po zakończeniu II wojny światowej Polacy, Czesi, Słowacy, Bałtowie, Węgrzy, Rumuni, Bułgarzy, Jugosłowianie „obudzili się i odkryli, że znajdują się odtąd na Wschodzie”, że „zniknęli z mapy Zachodu”. Mierzymy się z tym dziedzictwem, zwłaszcza ci spośród nas, którzy znajdowali się po zachodniej stronie żelaznej kurtyny. Nie tylko dlatego, że owo dziedzictwo jest częścią historii Europy, a więc naszej wspólnej historii jako Europejczyków, ale także dlatego, że doświadczenia obywateli Europy Środkowo-Wschodniej – poczucie bycia zapomnianymi, porzuconymi za żelazną kurtyną – nie przestają rzucać cienia na Europę i na debatę o przyszłości.

Obecnie ponownie zastanawiamy się, gdzie przebiegać będzie linia podziału między Europą wolną a nową neoimperialną autokracją. Po napaści Rosji na Ukrainę w lutym mówiłem o przełomie.

* * *

.Rosja Putina pragnie przemocą zmienić przebieg granic – czyli zrobić dokładnie to, czego w Europie nie chcemy więcej doświadczyć. Brutalny atak na Ukrainę jest zatem także atakiem na europejski porządek bezpieczeństwa. Sprzeciwiamy się stanowczo tej napaści. Aby stawić jej czoło, musimy rozwijać naszą własną siłę – jako niepodległe kraje w sojuszu z partnerami transatlantyckimi, ale także jako Unia Europejska.

Projekt Unii Europejskiej zrodził się z woli zagwarantowania pokoju w Europie. Jego celem było sprawienie, aby wojna już nigdy więcej nie podzieliła państw członkowskich. Dzisiaj to do nas należy dalsza troska o tę obietnicę pokoju – aby Unia Europejska wzmacniała swoje bezpieczeństwo, niezależność i stabilność. Taką właśnie nową misję pokojową ma dzisiaj Europa do wykonania! Tego prawdopodobnie oczekuje od Europy większość jej obywateli, zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie kontynentu.

Dobrze się stało, że to właśnie Czechy przewodniczą obecnie posiedzeniom Rady Unii Europejskiej, gdyż to państwo od dawna mówiło, jak ważna jest ta nowa misja pokojowa, i prowadzi Europę w dobrym kierunku. Czechy mogą liczyć na pełne wsparcie Niemiec w tym zakresie. Nie mogę doczekać się współpracy z premierem Fialą na rzecz znalezienia dobrej odpowiedzi Europy na obecne wydarzenia.

Pierwszą odpowiedzią będzie sprzeciw wobec ataków Rosji na pokój w Europie! Nie będziemy patrzeć bezczynnie, jak na naszych oczach zabija się kobiety, mężczyzn i dzieci, jak wolne państwa wymazuje się z mapy bądź odgradza murami czy żelaznymi kurtynami. Nie chcemy, aby powtórzyły się tragedie XIX i XX wieku: wojny, okupacje, totalitaryzmy. Nasza Europa jest zjednoczona w pokoju i wolności. Jest otwarta na wszystkie narody europejskie, które podzielają jej wartości. Ale które przede wszystkim aktywnie odrzucają imperializm i autokrację.

Dewizą Unii Europejskiej nie jest wywyższanie się nad innymi ani podporządkowywanie sobie kogokolwiek. Jest nią raczej uznanie różnorodności, równości wszystkich jej członków oraz mnogości i równowagi różnych interesów. To takiej właśnie Europy nie jest w stanie pojąć Putin. Unia Europejska nie odpowiada jego wizji świata, w myśl której małe państwa powinny podporządkować się kilku wielkim mocarstwom. Tym ważniejsze jest więc, abyśmy wspólnie bronili naszej idei Europy. Dlatego też wspieramy Ukrainę, gdyż została zaatakowana gospodarczo, finansowo i politycznie. Udzielamy jej wsparcia humanitarnego, ale i wojskowego – w Niemczech w ciągu ostatnich miesięcy doszło w tej kwestii do zasadniczego przełomu. Będziemy kontynuować to wsparcie niezawodnie i tak długo, jak będzie to konieczne!

Dotyczy to także odbudowy Ukrainy po zniszczeniach, co będzie gigantycznym, trwającym pokolenia przedsięwzięciem. Będzie to wymagało międzynarodowej koordynacji oraz spójnej i trwałej refleksji strategicznej. Temu zagadnieniu poświęcona będzie konferencja ekspercka organizowana w Berlinie 25 października, na którą przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, i ja zapraszamy Ukrainę oraz jej partnerów z całego świata. W ciągu najbliższych tygodni i miesięcy wyślemy na Ukrainę kolejne transporty nowoczesnego sprzętu wojskowego, między innymi systemy obrony przeciwlotniczej, radary i drony rozpoznawcze. Wartość samej ostatniej serii naszych dostaw uzbrojenia to 600 milionów euro. Naszym celem jest powstanie nowoczesnej armii ukraińskiej, zdolnej trwale zapewnić obronę swojego kraju.

Nie możemy jednakże zadowalać się dostarczaniem Ukrainie sprzętu wojskowego. Potrzebujemy, także w tym zakresie, wzmożonego planowania i koordynacji. Dlatego też zaproponowaliśmy wraz z Holandią inicjatywę mającą na celu trwały podział zadań pomiędzy wszystkich partnerów Ukrainy. Mogę na przykład wyobrazić sobie, że Niemcy wezmą na siebie szczególną odpowiedzialność za wzmocnienie zdolności Ukrainy w zakresie artylerii i obrony przeciwlotniczej. Powinniśmy bez zwłoki dążyć do porozumienia w sprawie takiego skoordynowanego systemu wsparcia. Chodzi o pokazanie naszej woli długoterminowego zaangażowania na rzecz wolnej i niepodległej Ukrainy.

Na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej w czerwcu wyciągnęliśmy dłoń i powiedzieliśmy „tak”. Tak, Ukraina, Mołdawia, w dalszej przyszłości także Gruzja i oczywiście sześć państw Bałkanów Zachodnich należą do wolnej i demokratycznej części Europy. Ich wstąpienie do Unii Europejskiej jest w naszym interesie. Mogę to uzasadnić, odwołując się do kwestii demograficznych bądź gospodarczych albo, jak pisał Milan Kundera, do kwestii kulturowych, etycznych. Wszystkie one znajdują zastosowanie.

Ale to, co ma dzisiaj większe niż kiedykolwiek znaczenie, to wymiar geopolityczny tej decyzji. Realpolitik w XXI wieku nie oznacza poświęcania partnerów na ołtarzu łatwych kompromisów. Realpolitik musi oznaczać działanie sojuszników i partnerów podzielających wspólne wartości i wspierających się nawzajem, aby dzięki tej współpracy liczyć się w globalnym rozdaniu. Tak zresztą odczytałem propozycję Emmanuela Macrona, aby utworzyć Europejską Wspólnotę Polityczną. Nie muszę dodawać, że istnieje już wiele ważnych formatów, w ramach których współpracujemy jako Europejczycy, także wykraczając poza granice Unii: Rada Europy, OBWE, OECD, Partnerstwo Wschodnie, Europejski Obszar Gospodarczy i NATO.

Brakuje natomiast regularnej wymiany zdań na poziomie politycznym – forum, na którym szefowie państw i rządów UE oraz nasi europejscy partnerzy mogliby się spotykać raz lub dwa razy w roku, aby dyskutować o najważniejszych kwestiach dotyczących całego kontynentu, takich jak bezpieczeństwo, energetyka, klimat, tworzenie więzi.  Rozwiązanie to – co chcę mocno podkreślić – nie jest alternatywą dla procesu rozszerzenia UE. Daliśmy przecież słowo państwom kandydackim – w przypadku państw Bałkanów Zachodnich było to niemal dwadzieścia lat temu. Słowa muszą w końcu zostać przekute w czyny!

* * *

.W ostatnich latach wielu domagało się, i słusznie, silniejszej, bardziej suwerennej Unii Europejskiej, Unii świadomej swojego miejsca w historii i na mapie świata, działającej spójnie na całym globie.

Historyczne decyzje podjęte w ciągu ostatnich miesięcy zbliżyły nas do tego celu:

– z determinacją i szybkością bez precedensu nałożyliśmy zakrojone na szeroką skalę sankcje na Rosję Putina;

– unikając zbędnych dyskusji, jakie nieraz bywały w przeszłości, przyjęliśmy miliony ukraińskich kobiet, mężczyzn i dzieci szukających u nas schronienia. Zwłaszcza Czechy i inne państwa Europy Środkowej dały dowód wielkiej solidarności. Chciałbym wyrazić mój ogromny szacunek dla Was;

– odświeżyliśmy znaczenie słowa „solidarność” w innych obszarach. Ściślej współpracujemy w dziedzinie zaopatrzenia energetycznego. Zaledwie kilka tygodni temu przyjęliśmy europejskie cele zmniejszenia zużycia gazu. Te dwa elementy są kluczowe w perspektywie nadchodzącej zimy. Zwłaszcza Niemcy są bardzo wdzięczne za tę solidarność.

Wszyscy państwo mają świadomość determinacji, z jaką Niemcy dążą obecnie do redukcji swojego uzależnienia od dostaw paliw kopalnych z Rosji. Wdrażamy alternatywne zdolności importu LNG i ropy. Robimy to w duchu solidarności, myśląc o potrzebach państw bez dostępu do morza, jak Czechy.

Presja zmian, które nas czekają, nas, Europejczyków, będzie się nasilać, niezależnie od wojny Rosji na Ukrainie i jej konsekwencji. Na planecie, która liczyć będzie osiem, a nawet dziesięć miliardów ludzi, każde z naszych narodowych państw europejskich będzie zbyt małe, aby samodzielnie bronić swoich interesów i wartości. Tym ważniejsza jest zatem Unia Europejska działająca w porozumieniu.

Jeszcze ważniejsi są silni partnerzy, w pierwszym rzędzie Stany Zjednoczone. To, że zdecydowany zwolennik stosunków transatlantyckich w osobie Joego Bidena został prezydentem USA, jest dla nas błogosławieństwem. Przez ostatnie miesiące mogliśmy zobaczyć, jak nieodzowne jest partnerstwo transatlantyckie. NATO jest dziś bardziej zjednoczone niż kiedykolwiek wcześniej. Podejmujemy decyzje w pełnej solidarności transatlantyckiej.

Widzimy to, co prezydent Biden zrobił dla naszego partnerstwa, ale wiemy także, że oczy Waszyngtonu są zwrócone coraz bardziej w stronę Chin, Azji Wschodniej i Pacyfiku. Tak będzie również w przypadku kolejnych amerykańskich administracji – a być może nawet jeszcze się to nasili. W świecie wielobiegunowym – jak ten, w którym żyjemy obecnie, nie możemy zadowalać się zachowaniem dotychczasowych partnerstw, bez względu na to, jak byłyby one cenne. Będziemy inwestować w nowe partnerstwa – w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej.

* * *

.Pod koniec tego stulecia Unia Europejska będzie się składać z 27, 30, a może 36 państw; łącznie będzie to ponad 500 milionów wolnych obywateli korzystających z tych samych praw, z dostępem do największego rynku wewnętrznego na świecie, z zaawansowanymi instytutami badawczymi i innowacyjnymi przedsiębiorstwami, ze stabilną demokracją, z zaopatrzeniem ludności i infrastrukturą publiczną. Taką ambicję łączę z Europą.

Doświadczenie minionych miesięcy dowodzi, że każda niemoc może zostać przezwyciężona. Że europejskie reguły mogą być szybko zmienione, gdy zachodzi taka potrzeba. Że traktaty europejskie nie są wykute w marmurze. Jeśli razem dojdziemy do przekonania, że – aby Europa mogła iść do przodu – traktaty powinny zostać zmienione, to będziemy musieli to zrobić.

Jednakże abstrakcyjne dyskusje na ten temat nam nie pomogą. Dużo ważniejsze jest przyjrzenie się temu, co musi zostać zmienione i jakie w następstwie tego konkretne decyzje powinny zostać podjęte. Hasło nowoczesnej architektury – „funkcja określa formę” – musi zostać jak najszybciej zastosowane do europejskich polityk.

Dla mnie jest rzeczą zupełnie naturalną, że Niemcy składają propozycje w tym duchu i że dostosowują je do nowych okoliczności. To dlatego jestem tutaj, w stolicy kraju przewodniczącego obradom Rady Unii Europejskiej, aby podzielić się z państwem, a także z naszymi europejskimi przyjaciółmi, kilkoma przemyśleniami dotyczącymi przyszłości naszej Unii. Są to idee, propozycje, kierunki refleksji, a nie gotowe niemieckie rozwiązania.

Wierzę, że odpowiedzialność Niemiec za Europę polega na poszukiwaniu rozwiązań wraz z naszymi sąsiadami i na podejmowaniu wspólnych decyzji. Nie chcę Unii Europejskiej ekskluzywnych klubów. Chcę natomiast Unii Europejskiej, której członkowie mają równe prawa. I pragnę otwarcie przyznać, że rozszerzenie na Wschód jest korzystne dla wszystkich. Niemcy jako kraj w sercu kontynentu zrobią wszystko, co w ich mocy, aby zbliżyć Wschód z Zachodem i Północ z Południem. W tym duchu pragnę podzielić się czterema refleksjami.

Po pierwsze, popieram rozszerzanie Unii Europejskiej na kraje Bałkanów Zachodnich, Ukrainę, Mołdawię, a potem także Gruzję!

Unia Europejska licząca 30 albo 36 państw członkowskich będzie zupełnie odmienna od obecnej. To się rozumie samo przez się. Można powiedzieć, że środek Europy przesunie się na Wschód, nawiązując do myśli historyka Karla Schlögla. W tak rozszerzonej Unii wzrosną różnice między państwami członkowskimi, jeśli chodzi o ich polityczne interesy, ciężar gospodarczy i system zaopatrzenia. Ukraina nie jest Luksemburgiem, a Portugalia postrzega wyzwania świata inaczej niż Macedonia Północna. Kraje kandydujące muszą przede wszystkim wypełnić kryteria akcesyjne. Wspomożemy je w tym procesie najlepiej, jak potrafimy.

Musimy wszak sprawić, aby UE sama była gotowa na to rozszerzenie. Ponieważ zajmie to trochę czasu, już teraz musimy rozpocząć ten proces. Jak widzieliśmy przy poprzednich rozszerzeniach, reformy wdrażane w krajach kandydujących szły w parze z reformami instytucjonalnymi wewnątrz Unii Europejskiej. Tak będzie i tym razem. Nie możemy uciec przed tą dyskusją, jeśli perspektywę rozszerzenia UE traktujemy poważnie. A naszą obietnicę rozszerzenia na Wschód musimy traktować poważnie, gdyż jest to jedyny sposób, aby sytuacja na naszym kontynencie była w przyszłości stabilna.

* * *

.Pomówmy zatem o reformach. Konieczne jest szybkie i pragmatyczne działanie w Radzie UE, angażujące ministrów państw członkowskich. W przyszłości będziemy musieli wzmocnić skuteczność tego dialogu. Tam, gdzie wymagana jest jednomyślność, ryzyko, że jedno z państw użyje weta i postąpi wbrew woli pozostałych, wzrośnie wraz z kolejnymi rozszerzeniami. Takie będą realia. Dlatego też zaproponowałem stopniowe przejście do głosowania zwykłą większością we wspólnej polityce zagranicznej, ale także w innych dziedzinach, jak polityka fiskalna – z pełną świadomością, że będzie to miało reperkusje także dla samych Niemiec.

Musimy przypomnieć sobie, że wierność zasadzie jednomyślności działa dopóty, dopóki presja na działanie jest słaba. Ale kiedy działanie staje się sprawą niecierpiącą zwłoki, zasada jednomyślności nie pozwala stawić czoła wyzwaniom.

Alternatywą dla głosowania większościowego nie byłoby zresztą trzymanie się status quo. Chodziłoby raczej o tworzenie coraz bardziej zróżnicowanych grup wraz z całym zestawem rozmaitych klauzul opt-in i opt-out. Forma integracji zróżnicowanej nie mogłaby spełnić zadania, gdyż stanowiłaby coś na kształt nieprzejrzystej plątaniny – i zaproszenie dla tych, którzy chcą przeszkadzać w wyłonieniu się zjednoczonej Europy geopolitycznej i nastawiać jedne państwa przeciwko drugim. Nie chcę tego!

Moje wsparcie dla głosowania większościowego spotkało się tu i ówdzie z krytyką. Mogę zrozumieć obawy zwłaszcza małych państw członkowskich. W przyszłości każdy kraj będzie musiał zostać wysłuchany – każde inne podejście byłoby zdradą idei europejskiej. A ponieważ traktuję bardzo poważnie te obawy, adresuję do państwa następujące przesłanie: szukajmy wspólnie kompromisów! Mógłbym sobie na przykład wyobrazić, że wprowadzamy głosowanie większościowe w dziedzinach, w których jest szczególnie ważne, abyśmy mówili jednym głosem. Choćby w sprawie naszej polityki sankcji albo w kwestii praw człowieka. Chcę, żebyśmy mieli odwagę zaangażować się w konstruktywne wstrzymywanie się od głosu. Sądzę, że my, Niemcy, oraz wszyscy ci, którzy są przekonani o sensie głosowania większościowego, mamy taki obowiązek.

Jeśli ta idea spotka się z poparciem, zrobimy olbrzymi krok w stronę Europy geopolitycznej, liczącej się na scenie międzynarodowej.

Reformy muszą objąć również Parlament Europejski. Traktaty przewidują, i słusznie, limit 751 europosłów. Ale tę liczbę przekroczymy, gdy do UE wstąpią nowe kraje – w każdym razie, gdy będziemy rozszerzać Parlament o miejsca, które zgodnie z obowiązującymi obecnie zasadami powinny przypaść nowym państwom członkowskim. Jeśli nie chcemy, aby Parlament Europejski stał się przerośniętym tworem, musimy znaleźć dla jego składu nową równowagę. I musimy to zrobić z poszanowaniem demokratycznej zasady, mówiącej o tym, że każdy głos wyborcy ma mniej więcej tę samą wagę.

Istotna jest także równowaga między reprezentacją poszczególnych państw w Komisji Europejskiej a jej skutecznością. Komisja licząca 30 albo 36 komisarzy doszłaby do granic swojej zdolności funkcjonowania. Ponadto, jeśli naprawdę będziemy nadal chcieli, aby każdy komisarz odpowiadał za jedną, odrębną dziedzinę polityczną, będzie to prowadzić – odwołam się w tym miejscu do innego wielkiego autora z tego miasta – do sytuacji rodem z powieści Kafki.

Równocześnie wiem, jak ważne jest dla każdego państwa członkowskiego posiadanie „własnego” komisarza w Brukseli. Oznacza to przecież, że głos każdego państwa jest w Brukseli wysłuchany. Wszyscy wspólnie podejmują decyzje. Dlatego nie chcę zmieniać zasady „jedno państwo, jeden komisarz”. Ale co złego jest w tym, żeby dwóch komisarzy było wspólnie odpowiedzialnych za jedną i tę samą tekę? To przecież jedna z cech ciał zarządczych w przedsiębiorstwach na całym świecie, takie rozwiązania istnieją także w rządach niektórych państw członkowskich – zarówno na poziomie reprezentacji zewnętrznej, jak i na poziomie wewnętrznego podziału obowiązków. Jeśli chcemy skutecznego funkcjonowania UE, szukajmy właśnie takich kompromisów!

* * *

.Druga refleksja, którą chciałbym się z państwem podzielić, związana jest z terminem będącym w ostatnich latach częstym przedmiotem naszych dyskusji. Chodzi o europejską suwerenność.

Nie interesuje mnie tutaj semantyka. Przecież europejska suwerenność oznacza zasadniczo, że stajemy się bardziej autonomiczni we wszystkich obszarach, że czujemy się coraz bardziej odpowiedzialni za nasze własne bezpieczeństwo, że jesteśmy jeszcze bardziej zjednoczeni w obronie naszych wartości i interesów na arenie międzynarodowej. Nie zmusza nas do tego wyłącznie atak Rosji na pokój w Europie.

Wspominałem już zależności, którym musimy stawić czoło. Import surowców energetycznych z Rosji jest ich szczególnie uderzającym przykładem, ale to przecież nie wszystko. Weźmy choćby casus niedoborów zaopatrzenia w półprzewodniki. Musimy położyć kres tego typu jednostronnym zależnościom tak szybko, jak to możliwe!

Gdy mówimy o zaopatrzeniu w surowce kopalne czy w metale ziem rzadkich, myślimy głównie o krajach leżących bardzo daleko od Europy, a często zapominamy, jak wielkie zasoby litu, kobaltu, magnezu i niklu, których potrzebują nasze przedsiębiorstwa, znajdują się w Europie. W każdym telefonie komórkowym, w każdym akumulatorze samochodowym znajdują się cenne zasoby, które domagają się wykorzystania. Gdy więc mówimy o suwerenności ekonomicznej, powinniśmy pomyśleć o dużo bardziej skutecznym wykorzystaniu i tego potencjału. W wielu przypadkach istnieje już niezbędna do tego celu technologia. Potrzebujemy wspólnych norm wdrożenia rzeczywistej europejskiej gospodarki obiegu zamkniętego – nazywam to strategiczną aktualizacją naszego rynku wewnętrznego.

Niezależność gospodarcza nie oznacza samowystarczalności. To nie może być cel Europy, która zawsze korzystała i nadal korzysta z otwarcia rynków i handlu. Musimy wszakże opracować ramy przewodnie – coś na kształt strategii „Made in Europe 2030”. Oznacza to w mojej opinii, że w dziedzinach, w których Europa pozostaje w tyle za Doliną Krzemową, Shenzhen, Singapurem czy Tokio, będziemy musieli zrobić wszystko, żeby te zapóźnienia nadrobić. Dzięki znacznemu wspólnemu wysiłkowi osiągnęliśmy już postęp, jeśli chodzi o niezbędne naszemu przemysłowi układy scalone i półprzewodniki. Niedawno na przykład Intel zapowiedział, że chce zainwestować miliardy euro we Francji, Polsce, Niemczech, Irlandii i Hiszpanii – to wielki krok w stronę nowej generacji mikroczipów „made in Europe”. To dopiero początek. Z takimi firmami jak Infineon, Bosch, NXP i GlobalFoundries pracujemy nad projektami, którą uczynią z Europy światowego lidera technologicznego.

Nasza ambicja nie powinna ograniczać się do wytwarzania w Europie produktów, które mogą być wytwarzane gdzie indziej. Chcę Europy, która będzie w awangardzie kluczowych technologii.

Weźmy przykład przyszłej mobilności. Dane cyfrowe będą odgrywały determinującą rolę nie tylko w systemach jazdy automatycznej, ale także w koordynacji różnych środków transportu i inteligentnego zarządzania przepływami ruchu. To dlatego musimy wprowadzić najszybciej, jak to możliwe, jednolitą europejską przestrzeń w zakresie ponadgranicznej wymiany informacji związanych z mobilnością. W Niemczech zaczęliśmy od przestrzeni danych dotyczących mobilności. Połączmy ją z resztą Europy! Jest ona otwarta dla tych, którzy chcą zmieniać stan rzeczy. Postępując w ten sposób, możemy stać się światowymi pionierami.

W obszarze digitalizacji musimy mieć duże ambicje – musimy włączyć do naszych polityk przemysł kosmiczny. Ochrona naszej suwerenności w dobie cyfrowej zależeć bowiem będzie od naszych zdolności w tej dziedzinie. Niezależny dostęp do przestrzeni kosmicznej, nowoczesne satelity itd. będą kluczowe nie tylko dla naszego bezpieczeństwa, ale także dla działań na rzecz środowiska naturalnego, rolnictwa i przede wszystkim transformacji cyfrowej. Chodzi o wdrożenie paneuropejskiego internetu. Jak pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych, aktorzy branży handlowej i startupy odgrywają w tym obszarze coraz ważniejszą rolę. To po części powód, dla którego w interesie silnego i konkurencyjnego europejskiego sektora kosmicznego musimy wspierać nie tylko istniejące już instytucje, ale także innowacyjne przedsiębiorstwa. Tylko pod tym warunkiem kolejny SpaceX będzie mógł powstać jako przedsięwzięcie europejskie.

W końcu nasz wielki cel osiągnięcia jako Unia Europejska neutralności klimatycznej do 2050 roku daje nam niezwykłą szansę bycia pionierami w tej jakże istotnej dla przyszłości ludzkości dziedzinie, poprzez rozwój tutaj, w Europie, niezbędnych technologii, wdrażanych następnie na całym świecie.

Myślę o stworzeniu sieci i infrastruktury magazynowania prądu dla prawdziwego wspólnotowego rynku energii, który zaopatrywałby Europę w energię wodną pochodzącą z Północy, energię wiatrową pochodzącą z wybrzeży i energię słoneczną pochodzącą z Południa – w sposób niezawodny, zarówno latem, jak i zimą.

Myślę o stworzeniu europejskiej sieci wodoru łączącej producentów i konsumentów i wymuszającej rozwój elektrolizy w Europie. Jedynie eksploatując wodór, będziemy w stanie uzyskać neutralność klimatyczną sektora przemysłowego.

Myślę o wdrożeniu najgęstszej, jak to możliwe, sieci punktów ładowania samochodów elektrycznych w każdym z naszych państw – tak samochodów osobowych, jak i tirów.

Myślę o inwestycjach w nowe, klimatycznie neutralne paliwa dla lotnictwa oraz w związaną z lotnictwem infrastrukturę, na przykład w lotniska, tak aby klimatycznie neutralny transport lotniczy nie pozostał pobożnym życzeniem, lecz stał się rzeczywistością – tutaj, w Europie. Ta środowiskowa i cyfrowa transformacja naszej gospodarki wymagać będzie znacznych inwestycji prywatnych. Aby było to możliwe, musimy bezwzględnie wcielić w życie wypłacalny europejski rynek kapitałów i stabilny system finansowy. Unia rynków kapitałowych i unia bankowa są kluczowe dla naszego przyszłego dobrobytu.

Wszystkie te rozwiązania będą służyły europejskiej suwerenności.

* * *

.Chciałbym poruszyć jeszcze jeden punkt o ogromnym znaczeniu dla naszej suwerenności, ale także w odniesieniu do wojny na wschodnich rubieżach Europy. Potrzebujemy lepszej synergii w Europie, jeśli chodzi o nasze zdolności obronne. Musimy wzmocnić naszą interoperacyjność.

W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi w UE istnieje mnogość różnych typów uzbrojenia. To nieskuteczne, gdyż oznacza, że nasi żołnierze muszą szkolić się na wielu różnych systemach. Także utrzymanie i naprawy takiego sprzętu są trudniejsze i droższe.

Nieskoordynowana redukcja stanów liczebnych i budżetów sił zbrojnych w państwach UE powinna teraz zostać zastąpiona skoordynowanym zwiększeniem europejskich zdolności obronnych. Chodzi o wspólną produkcję i zakup broni, ale także o jeszcze ściślejszą współpracę w zakresie projektów zbrojeniowych. To wymusza jeszcze ściślejszą współpracę na poziomie europejskim. Na wzór spotkań ministrów rolnictwa i środowiska w Brukseli potrzebujemy rady ministrów obrony.

Aby doskonalić współpracę naszych sił zbrojnych, posiadamy już pewien zestaw narzędzi. Oprócz Europejskiej Agencji Obrony i Europejskiego Funduszu Obronnego mam na myśli zwłaszcza ten rodzaj współpracy, którą obserwujemy dzisiaj w ramach Organizacji do spraw Współpracy w Zakresie Uzbrojenia (OCCAR). I podobnie jak zaczęliśmy otwierać granice strefy Schengen najpierw dla siedmiu krajów, tak OCCAR może stać się twardym jądrem wspólnej Europy obrony i uzbrojenia. Aby ta ewolucja była możliwa, powinniśmy dostosować przepisy obowiązujące w naszych krajach, zwłaszcza te odnoszące się do stosowania i eksportu systemów wytworzonych w ramach partnerstwa. To krok nieodzowny, gdyż od naszych europejskich zdolności zbrojeniowych zależą nasze bezpieczeństwo i suwerenność.

NATO pozostaje gwarantem naszego bezpieczeństwa. Ale musimy również jasno powiedzieć, że każdy krok w stronę większej kompatybilności między strukturami obronnymi państw członkowskich Unii Europejskiej wzmacnia Sojusz Północnoatlantycki.

Trzeba wyciągnąć naukę z tego, co wydarzyło się w Afganistanie latem zeszłego roku. W przyszłości Unia Europejska musi być w stanie reagować szybko i skutecznie. To właśnie dlatego Niemcy wraz z innymi państwami członkowskimi będą prowadziły działania tak, aby siły szybkiego reagowania UE były operacyjne w 2025 roku. Niemcy zapewnią również zasoby osobowe konieczne do ich powstania. Wymagać to będzie przejrzystej struktury dowodzenia i kontroli. Musimy więc wyposażyć zdolność militarną UE, a w krótkiej perspektywie także prawdziwy sztab generalny UE we wszystkie niezbędne zasoby finansowe, osobowe i technologiczne. Niemcy przyjmą na siebie tę odpowiedzialność w 2025 roku, gdy trzon sił szybkiego reagowania będzie stanowiła niemiecka armia. Musimy także sprawić, aby polityczne procesy decyzyjne były bardziej elastyczne, zwłaszcza w sytuacji kryzysu. Dla mnie oznacza to wykorzystanie w pełni marginesu działania dopuszczonego przez traktaty o UE. Wiąże się to choćby z jeszcze częstszym odwoływaniem się do możliwości powierzania misji grupom państw członkowskich gotowych je podjąć, zwanym „koalicjami ochotników”. Chodzi bowiem o dzielenie się zadaniami w obrębie UE.

Uzgodniliśmy już wcześniej wsparcie dla Litwy: Niemcy wyślą tam w pełni operacyjną brygadę, a NATO przerzuci dodatkowe siły w zaawansowanym stopniu przygotowania. Wspieramy Słowację w zakresie obrony przeciwlotniczej i w innych dziedzinach. Dostarczamy Czechom i innym państwom czołgi produkcji niemieckiej w ramach uzupełnienia braków w związku z dostarczeniem przez te kraje czołgów produkcji radzieckiej na Ukrainę. Jednocześnie zawarliśmy porozumienie mówiące o tym, że nasze siły zbrojne będą współpracowały w dużo ściślejszy sposób. 100 miliardów euro, które w najbliższych latach przeznaczymy na modernizację Bundeswehry, także przyczynią się do wzmocnienia europejskiego i transatlantyckiego bezpieczeństwa.

Mamy spore zaległości do nadrobienia w dziedzinie obrony przed zagrożeniami z powietrza i z kosmosu. Dlatego w ciągu najbliższych lat w Niemczech zainwestujemy znaczne środki w naszą obronę powietrzną. Nowe zdolności obronne będą mogły być wykorzystane w ramach NATO. Jednocześnie Niemcy zaprojektują tę przyszłą obronę powietrzną w taki sposób, aby nasi europejscy sąsiedzi – Polska, państwa bałtyckie, Holandia, Czechy, Słowacja oraz nasi skandynawscy partnerzy – mogli do niej dołączyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Taki rozwijany wspólnie w Europie system obrony powietrznej nie tylko byłby bardziej skuteczny i opłacalny niż tworzenie w każdym kraju odrębnych, bardzo skomplikowanych i kosztownych systemów, ale także byłby korzystny dla bezpieczeństwa całej Europy oraz stanowił wspaniały przykład tego, co rozumiemy przez wzmocnienie europejskiego filaru bezpieczeństwa w strukturze NATO.

* * *

.Kolejny obszar koniecznych działań w Europie wiąże się z obecnym czasem przełomu, a wręcz sięga dużo dalej.

Rosja Putina wciąż definiuje siebie w opozycji do Europy. Każdy przejaw braku jedności po naszej stronie, każda słabość są wodą na putinowski młyn. Putina naśladują inni autokraci; wystarczy sobie przypomnieć, jak w zeszłym roku białoruski dyktator Łukaszenko próbował wywrzeć na nas polityczną presję, manipulując tysiącami uchodźców z Bliskiego Wschodu. Także Chiny i inne państwa wykorzystują pęknięcia, które pojawiają się między nami, Europejczykami, gdy nie możemy dojść do porozumienia. Musimy więc zewrzeć szeregi, ostudzić stare konflikty i znaleźć nowe rozwiązania. Może to zabrzmi jak banał, ale czeka nas ogrom pracy.

Weźmy przykład dwóch obszarów, które w ostatnich latach wywołały zapewne największe napięcia między nami: migracje i polityka finansowa.

Jesteśmy w stanie dokonać postępu w zakresie polityki migracyjnej. Udowodniliśmy to po ataku Rosji na Ukrainę, gdy UE po raz pierwszy aktywowała dyrektywę o ochronie tymczasowej. Kryjące się pod tą nieprzejrzystą nazwą rozwiązanie pozwoliło milionom Ukraińców odzyskać pozory normalności z dala od domu: szybkie i bezpieczne pozwolenie na pobyt, możliwość pracy, prawo do studiowania na takim uniwersytecie, jak ten, w którym się znajdujemy. Również w przyszłości ludzie będą przybywać do Europy, chroniąc się przed wojną, szukając azylu czy po prostu pracy i lepszego życia.

Europa jest jednym z pierwszych miejsc docelowych dla milionów ludzi na całym świecie. Z jednej strony jest to ewidentny dowód na atrakcyjność naszego kontynentu. Z drugiej to rzeczywistość, którą musimy jako Europejczycy mieć na względzie. Oznacza to, że trzeba lepiej zarządzać migracjami w dłuższej perspektywie, zamiast ciągle reagować w sposób improwizowany na pojawiające się kryzysy. Oznacza to również zmniejszenie imigracji nielegalnej – przy pełnej akceptacji dla imigracji legalnej. Imigranci są nam potrzebni, o czym można się obecnie przekonać na naszych lotniskach, w naszych szpitalach i w wielu przedsiębiorstwach. Wszędzie tam odczuwalne są braki wykfalifikowanej siły roboczej.

Nasuwa się tu kilka zasadniczych uwag.

Po pierwsze, potrzebujemy lepszych relacji z państwami pochodzenia i tranzytu – jako równoprawnymi partnerami. Oferując potencjalnym pracownikom więcej możliwości legalnej imigracji, możemy domagać się od państw pochodzenia migrantów, aby były bardziej skłonne pozwalać swoim obywatelom wrócić do kraju, gdy kraj goszczący odmawia zgody na ich pobyt.

Po drugie, skuteczna polityka migracyjna oznacza skuteczną, ale także zgodną z naszymi zasadami i procedurami ochronę granic zewnętrznych. Strefa Schengen, która daje swobodę podróżowania, pobytu i podejmowania pracy, zasadza się na owej ochronie. Strefa Schengen jest jednym z największych sukcesów Unii Europejskiej, dlatego musimy jej bronić i ją rozwijać. To oznacza, że musimy doprowadzić do jej poszerzenia na takie kraje, jak Chorwacja, Rumunia i Bułgaria, które spełniają wszelkie warunki techniczne. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by do Schengen przystąpiły.

Po trzecie, Europa potrzebuje systemu azylowego opartego na solidarności i odpornego na kryzysy. Mamy obowiązek zapewnić bezpieczny dach nad głową tym, którzy potrzebują ochrony. W czasie niedawno zakończonej prezydencji francuskiej zgodziliśmy się na podejście progresywne. Również Parlament Europejski powinien pochylić się nad tym problemem z należytą uwagą. Czeska prezydencja może liczyć na nasze pełne wsparcie w negocjacjach z Parlamentem.

W końcu powinniśmy działać sprawniej niż dotychczas w zakresie zapewnienia osobom znajdującym się legalnie na terytorium UE i korzystającym z ochrony możliwość pracy w innych państwach członkowskich UE, tak by mogły wykorzystać swoje kompetencje tam, gdzie są potrzebne. A ponieważ nie jesteśmy naiwni, musimy jednocześnie walczyć nadużyciami, na przykład w sytuacji, gdy ktoś nie ma rzeczywistego zamiaru podjęcia pracy. Jeśli uda nam się to opanować, wolność przemieszczania się nie będzie skutkowała paraliżem systemów zabezpieczenia społecznego w poszczególnych krajach. Gwarantując rzeczywistą wolność europejską, uzyskamy też trwałe poparcie naszych obywateli.

* * *

.Kolejną kwestią dzielącą w ostatnich latach Europejczyków jest polityka fiskalna.

Jednakże przełomem okazał się historyczny plan odbudowy przyjęty w czasie kryzysu covidowego. Po raz pierwszy daliśmy wspólną europejską odpowiedź, wspierając środkami unijnymi krajowe plany inwestycyjne i reformy. Zdecydowaliśmy się na to wspólnie, aby wzmocnić gospodarki naszych państw. To zresztą pomaga nam w obecnym kryzysie.

Ideologia ustąpiła miejsca pragmatyzmowi. Musimy się tym inspirować, gdy zastanawiamy się nad sposobem, w jaki powinniśmy rozwijać nasze wspólne zasady niezależnie od kontekstu kryzysu covidowego. Jedna rzecz jest pewna: wspólna strefa monetarna potrzebuje wspólnych reguł, które powinny być przestrzegane i egzekwowane. To pozwala generować zaufanie i uruchamiać procesy solidarnościowe w nagłych sytuacjach.

Kryzysy ostatnich lat pociągnęły za sobą wzrost poziomu zadłużenia we wszystkich państwach członkowskich. Potrzebujemy więc porozumienia co do sposobu, w jaki zamierzamy je zredukować. Porozumienie to musi być precyzyjne, akceptowalne politycznie i musi sprzyjać wzrostowi. Jednocześnie musi umożliwiać wszystkim państwom członkowskim transformowanie gospodarek poprzez inwestycje.

Rząd niemiecki przedstawił swoją wizję ewolucji reguł odnoszących się do długu europejskiego. Wizja ta wpisuję się w tę logikę. Chcemy o tym rozmawiać otwarcie ze wszystkimi partnerami europejskimi – bez uprzedzeń, moralizowania i stawiania zarzutów. Chcemy razem dyskutować o tym, jak mogą wyglądać trwałe ramy prawne po tym decydującym momencie.

W grze jest bowiem coś niezwykle ważnego. Chodzi o zagwarantowanie obywatelom, że nasza waluta będzie pewna i niezastępowalna – że nawet w dobie kryzysu mogą liczyć na swoje państwa i na Unię Europejską. Jednym z najlepszych przykładów naszych niedawnych sukcesów w tym obszarze jest europejski program SURE. Wdrożyliśmy go w czasie kryzysu covidowego, aby finansować programy redukcji czasu pracy. Skorzystał z nich co siódmy pracownik, czyli ponad 30 milionów osób w UE, które w innym przypadku znalazłyby się na bezrobociu. Jednocześnie stworzenie tej inicjatywy na poziomie europejskim pozwoliło nam wprowadzić z sukcesem model redukcji czasu pracy niemal w całej Europie. Skutkuje to mocniejszym rynkiem pracy i lepiej funkcjonującymi przedsiębiorstwami. Tak wyobrażam sobie pragmatyczne rozwiązania dla Europy – dzisiaj i w przyszłości.

Ten przełom powinien zachęcić politykę europejską bardziej do budowania mostów niż okopów. Obywatele oczekują od UE, że będzie dotrzymywać swoich obietnic. Rezultaty konferencji poświęconej przyszłości dobitnie to pokazują. Obywatele oczekują od Unii Europejskiej konkretów: przyspieszenia działań na rzecz klimatu, zdrowego jedzenia, bardziej niezawodnych łańcuchów dostaw, lepszej ochrony pracowników. Krótko mówiąc, oczekują „solidarności faktycznej”, o której mówiła już deklaracja Schumana z 1950 roku. To do nas należy dalsza obrona argumentów na rzecz owej solidarności i zaadaptowanie jej do wyzwań nowych czasów. W ciągu ostatnich dziesięcioleci kluczowych dla naszej europejskiej jedności Unia sprowadzała się, głównie dzięki coraz silniejszej integracji gospodarczej, do uczynienia niemożliwą wojny pomiędzy państwami członkowskimi. Fakt, że to się udało, stanowi nasz historyczny sukces.

Ale w ciągu następnych lat Unia przyjęła postać paneuropejskiego projektu opartego na wolności i sprawiedliwości. I to głównie dzięki krajom, które dołączyły do wspólnoty na późniejszym etapie – Hiszpanii, Grecji i Portugalii, które zwróciły się w stronę Europy wolności i demokracji po dziesięcioleciach dyktatury – a następnie dzięki narodom Europy Środkowo-Wschodniej, których walka o wolność, prawa człowieka i sprawiedliwość pozwoliły położyć kres zimnej wojnie. Znajdowało się wśród nich wielu odważnych studentów tej uczelni, której wezwanie do wolności było pewnej ciemnej listopadowej nocy 1989 roku tak silne, że przerodziło się w rewolucję. Owa aksamitna rewolucja dała prawdziwy impuls całej Europie. Pokój i wolność, demokracja i praworządność, prawa człowieka i godność ludzka – te wartości Unii Europejskiej są dziedzictwem, które wspólnie przyjęliśmy. Wobec nowych zagrożeń dla wolności, pluralizmu i demokracji na wschodzie naszego kontynentu odczuwamy tę więź w sposób szczególnie mocny.

Państwa trwają dzięki ideałom, które pojawiły się u ich zarania. To myśl jednego z najsłynniejszych profesorów tej uczelni, Tomáša Masaryka, który później został prezydentem Czechosłowacji. To zdanie dotyczy państw, ale i Unii Europejskiej – naszej wspólnoty współdzielonych wartości. A ponieważ te wartości są kluczowe dla trwałości UE, to zmartwieniem nas wszystkich są przypadki ich łamania, tak na zewnątrz Europy, jak i, co gorsza, w jej łonie.

To czwarta refleksja, którą chcę się z państwem tutaj podzielić.

* * *

.Martwi nas, gdy mówi się o istnieniu w Europie „demokracji illiberalnych”, tak jakby w tych dwóch słowach nie zawierała się jakaś wewnętrzna sprzeczność. Nie możemy zatem stać z założonymi rękami, gdy obowiązujące procedury są łamane i gdy kontrola demokratyczna szwankuje. I żeby to było absolutnie jasne, nie ma w Europie najmniejszej pobłażliwości dla rasizmu i antysemityzmu. To dlatego wspieramy Komisję w jej działaniach na rzecz praworządności. Parlament Europejski również przygląda się niezwykle uważnie temu zagadnieniu. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Nie możemy wahać się używać wszelkich środków będących w naszej dyspozycji, aby piętnować te naruszenia. Sondaże pokazują, że wszędzie – włącznie z Węgrami i Polską – znakomita większość opinii publicznej pragnie, aby UE robiła więcej na rzecz obrony wolności i demokracji w ich krajach.

Wśród środków, które Unia Europejska ma w swojej dyspozycji, znajduje się mechanizm praworządności wpisany w artykuł 7 traktatu o Unii Europejskiej. Podobnie jak i w innych obszarach, musimy podjąć decyzje, które pozwolą na postęp w tej kwestii.

Wydaje się również uzasadnione systematyczne łączenie funduszy europejskich z poszanowaniem zasad praworządności, jak zrobiliśmy to w odniesieniu do budżetu 2021–2027 i planu odbudowy w związku z kryzysem COVID-19.

Powinniśmy także dać Komisji nowe narzędzie, aby ta mogła wszczynać postępowania naruszeniowe w przypadku łamania łączących nas fundamentalnych wartości uświęconych traktatem o UE: godności ludzkiej, wolności, demokracji, równości, praworządności i praw człowieka. Jednocześnie wolałbym, aby konflikty wokół kwestii praworządności nie trafiały przed oblicze trybunałów. Obok procedury naruszeniowej i sankcji najbardziej potrzebujemy otwartego dialogu na poziomie politycznym, którego przedmiotem byłyby występujące we wszystkich krajach nieprawidłowości. Raport Komisji Europejskiej na temat praworządności wraz z jego zaleceniami dla każdego z państw stanowi dobrą ku temu podstawę. Będziemy przyglądać się uważnym politycznym okiem procesowi wdrażania tych zaleceń – i przeprowadzimy także naszą własną introspekcję. Praworządność jest bowiem fundamentalną wartością, która powinna spajać naszą Unię. Zwłaszcza teraz, gdy autokracja rzuca wyzwanie demokracji, owa wartość jest ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Mówiłem już o odważnych studentach tego uniwersytetu, którzy wywołali aksamitną rewolucję 17 listopada 1989 roku. W miasteczku uniwersyteckim Albertov, gdzie zaczęła się ich demonstracja, wydarzenie to upamiętnia dzisiaj niewielka tablica z brązu. Znajdują się na niej dwa zdania, które zacytuję, mając nadzieję, że moja wymowa będzie w miarę poprawna: „Kdy – když ne teď? Kdo – když ne my?”. „Kiedy, jeśli nie teraz? Kto, jeśli nie my?”. Zabierając głos tutaj, w Pradze, chcę skierować te słowa do wszystkich Europejczyków – do tych, którzy żyją już w Unii Europejskiej, i do tych, którzy, mam nadzieję, do nas wkrótce dołączą. Chcę skierować je do decydentów politycznych, moich kolegów i koleżanek, do moich odpowiedników, z którymi codziennie w Brukseli, Strasburgu i naszych stolicach walczymy ramię w ramię o jak najlepsze rozwiązania. Chodzi o naszą przyszłość, która nazywa się Europa. Ta Europa stoi dzisiaj przed wyzwaniem, przed którym nigdy dotąd nie stała.

.Kiedy, jeśli nie teraz – gdy Rosja próbuje przesuwać granicę między wolnością a autokracją – położymy kamień węgielny pod rozszerzoną unię wolności, bezpieczeństwa i demokracji?

Kiedy, jeśli nie teraz, stworzymy suwerenną Europę, zdolną do utrzymania swojej rangi w wielobiegunowym świecie?

Kiedy, jeśli nie teraz, przezwyciężymy różnice, które hamowały nas i dzieliły przez lata?

I kto, jeśli nie my, może ochronić i obronić wartości Europy, zarówno wewnątrz niej, jak i na zewnątrz?

Europa jest naszą przyszłością. A ta przyszłość jest w naszych rękach.

Olaf Scholz
Tekst ukazał się w nr 45 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 września 2022