Prof. Stanisław ŻERKO: Hipokryzja Berlina. Zasmucająca historia niemieckich odszkodowań dla Polaków

Hipokryzja Berlina.
Zasmucająca historia niemieckich odszkodowań dla Polaków

Photo of Prof. Stanisław ŻERKO

Prof. Stanisław ŻERKO

Historyk, pracownik Instytutu Zachodniego w Poznaniu i wykładowca Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, autor książek o historii polskiej i niemieckiej polityki zagranicznej, edytor polskich dokumentów dyplomatycznych.

zobacz inne teksty Autora

Sprawa reparacji niemieckich i odszkodowań od Niemiec obfituje w niezwykle ciekawe i wciąż nieznane lub mało znane szczegóły. Ilustruje ona konsekwencję i bezwzględność w tej kwestii kolejnych rządów Republiki Federalnej Niemiec – od Adenauera po Merkel. A zarazem hipokryzję, gdyż jednocześnie politycy niemieccy deklarują wolę pojednania z narodem polskim – pisze prof. Stanisław ŻERKO

Twierdzi się niekiedy, jakoby Polska w ramach reparacji uzyskała tereny Rzeszy Niemieckiej położone na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Tymczasem nabytki te miały być zdaniem wielkiej trójki jedynie rekompensatą za połowę przedwojennego terytorium Rzeczypospolitej, która została zaanektowana przez ZSRR. Na konferencji w Poczdamie (1945) przyznano Polsce prawo do reparacji od Niemiec niezależnie od przekazania terytoriów położonych na wschód od linii Odra – Nysa Łużycka.

Państwa, którym prawo do reparacji przyznano, miały otrzymywać je za pośrednictwem trzech mocarstw. Przekazanie Polsce reparacji miało następować za pośrednictwem ZSRR. Miało to fatalne konsekwencje.

Dwa tygodnie po zakończeniu konferencji poczdamskiej została podpisana umowa między ZSRR a urzędującym w Warszawie zdominowanym przez komunistów polskim rządem. Zapisano tam, że ZSRR odstąpi Polsce 15 proc. swojej części reparacji od Niemiec. W tym samym układzie Kreml narzucił jednak Polsce, że przez cały okres otrzymywania od ZSRR niemieckich reparacji będzie ona corocznie dostarczać stronie radzieckiej miliony ton węgla i koksu rocznie po cenie specjalnej, którą ustalono w tajnym załączniku na średnio 1,22 dolara amerykańskiego za tonę węgla kamiennego. Było to wielokrotnie mniej niż ówczesne ceny światowe. Można przypuszczać, że niekiedy otrzymane z tego tytułu sumy pokrywały zaledwie koszty wydobycia i transportu z Górnego Śląska do granicy z ZSRR.

W ramach reparacji Polska otrzymywała niemieckie maszyny, urządzenia, tabor kolejowy, statki, materiały pędne, ale też dostawy o wątpliwej wartości. Przykładowo na liście dostaw reparacyjnych z 1949 r. znalazły się wydrukowane we wschodnioniemieckich drukarniach w języku polskim prace Marksa, Lenina i Stalina w liczbie 6 mln egzemplarzy. Wartość tych książek wyceniono na ok. 10 proc. dostaw reparacyjnych dla Polski za ten rok.

Przełomowe dla sprawy reparacji dla Polski wydarzenie nastąpiło w 1953 r. Kilka tygodni po krwawym stłumieniu antykomunistycznego powstania robotniczego w NRD postanowiono na Kremlu zmienić politykę wobec Berlina Wschodniego i uznano, że należy wesprzeć gospodarczo Niemcy Wschodnie. Elementem nowej polityki Moskwy było zawarte 22 sierpnia 1953 r. porozumienie między ZSRR a NRD w sprawie „całkowitego przerwania z dniem 1 stycznia 1954 roku pobierania od Niemieckiej Republiki Demokratycznej reparacji (…)”. Już 19 sierpnia rząd Bolesława Bieruta przyjął uchwałę akceptującą „propozycję” ZSRR, by zrzec się „tej części reparacji, która przypada PRL z umowy zawartej między PRL a ZSRR”. Jednocześnie rząd ten w stosownej uchwale przyjął „z wdzięcznością” zwolnienie Polski przez Kreml z obowiązku przekazywania ZSRR węgla po „specjalnych” cenach. Wydaje się nawet, że nie było w tej sprawie żadnych rokowań polsko-radzieckich, a Kreml postawił Warszawę przed faktami dokonanymi.

23 sierpnia 1953 r., nazajutrz po zawarciu wspomnianego porozumienia między ZSRR a NRD, w trybie pilnym odbyło się półgodzinne posiedzenie rządu Bieruta. Bez dyskusji zaakceptowano przedstawione przez ministra spraw zagranicznych oświadczenie, iż rząd PRL „powziął decyzję o zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski”. Zaznaczono przy tym, że dotyczy to „narodu niemieckiego”, a więc nie tylko NRD.

Także po przełomie w 1956 r. nowe władze PRL, nadal zależne od ZSRR, nie mogły sobie pozwolić na zakwestionowanie ważności oświadczenia rządu Bieruta. Starały się jednak podkreślać, że rezygnacja z reparacji nie może być interpretowana jako wyrzeczenie się przez Polskę odszkodowań dla obywateli. Rząd RFN jednak niezmiennie powoływał się na deklarację rządu Bieruta. W poufnym opracowaniu z kwietnia 1968 r. MSZ zaznaczało, że RFN „stoi na stanowisku, że sprawa odszkodowań może być rozstrzygnięta dopiero w traktacie pokojowym ze zjednoczonymi Niemcami”. Polakom rząd w Bonn zagrodził drogę do odszkodowań indywidualnych, stosując istotne zastrzeżenia. Jednym z nich było wprowadzenie zasady, że „wypłata odszkodowania za granicą jest uzależniona od istnienia stosunków dyplomatycznych z państwem, którego obywatel miałby je otrzymać”.

Podczas negocjacji poprzedzających podpisanie traktatu PRL-RFN z 7 grudnia 1970 r. strona zachodnioniemiecka usiłowała uzyskać od Polski potwierdzenie deklaracji rządu Bieruta. Niemcy próbowali włączyć do traktatu artykuł mówiący o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji i odszkodowań. Strona polska nie zgodziła się na to.

Po zmianach politycznych w Polsce w grudniu 1970 r., gdy Gomułkę zastąpił Edward Gierek, sprawa odszkodowań dla polskich ofiar niemieckiej okupacji pozostała aktualna. We wrześniu 1972 r. miała miejsce pierwsza po wojnie wizyta polskiego ministra spraw zagranicznych w Bonn. W jej trakcie Stefan Olszowski poruszył zagadnienie cywilnych roszczeń odszkodowawczych obywateli polskich wobec Niemiec Zachodnich. Napotkał jednak mur ze strony swego zachodnioniemieckiego odpowiednika, Waltera Scheela, który wskazując na oświadczenie rządu Bieruta z 1953 r., zaznaczał, że kwestie odszkodowań należy odłożyć do konferencji pokojowej. Z kolei kanclerz Willy Brandt oświadczył polskiemu gościowi, że on, jako szef zachodnioniemieckiego rządu, w kwestii odszkodowań napotyka trudności wewnątrzpolityczne, zwłaszcza ze strony „młodszej generacji, która nie ponosi odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy ani też nie chce identyfikować się z przewinieniami i zbrodniami dokonanymi przez część starszej generacji”.

Głównym rozmówcą Olszowskiego był jednak Scheel, który przedstawił polskiemu ministrowi cały zestaw pokrętnych i wewnętrznie sprzecznych powodów, mających uzasadnić odmowę wypłat odszkodowań dla polskich ofiar i poszkodowanych. Obok koronnego argumentu w postaci oświadczenia rządu Bieruta znalazło się na przykład stwierdzenie, że roszczenia odszkodowawcze obywateli polskich nie mogą być już realizowane, ponieważ termin składania wniosków upłynął z dniem 31 grudnia 1969 r., a poza tym kwestia ta została odłożona do konferencji pokojowej, podczas której musiałaby zasiadać delegacja zjednoczonych Niemiec.

Olszowski ujął polskie kontrstanowisko następującymi słowami: „Nie można fetyszyzować formalnej strony zagadnienia, gdyż ma ona mniejsze znaczenie niż nadzieje i oczekiwania ludzi. Prawa stanowią ludzie i rzeczą ludzi jest stanowienie takich praw, by służyły one ludziom”. Jedyne, co się udało wówczas wynegocjować, to porozumienie o wypłacie 100 mln marek zachodnioniemieckich (DM) dla polskich ofiar eksperymentów pseudomedycznych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, podpisane w Genewie 16 listopada 1972 r.

Mimo wysiłków rządu PRL stanowisko rządu w Bonn w sprawie wypłacenia odszkodowań polskim więźniom niemieckich obozów było nieugięte. O znaczeniu tej kwestii mówił Edward Gierek w przemówieniu wygłoszonym w Poznaniu pod koniec marca 1973 r. Zaznaczał, że wciąż „nie zlikwidowano rachunku krzywd wyrządzonych narodowi polskiemu przez zbrodniczy hitleryzm, rachunku strat, które długo jeszcze odczuwać będzie nasze społeczeństwo. Są to sprawy wielkiej wagi z politycznego i moralnego punktu widzenia”. Polskie MSZ zamierzało nawet zwrócić się w tej sprawie do papieża. W przygotowanym dla ministra Stefana Olszowskiego projekcie pisma do Pawła VI stwierdzano w listopadzie 1973 r., że wielkość odszkodowań dla żyjących jeszcze byłych więźniów wyniesie łącznie 3,2 mld DM, i podkreślano: „RFN odmawia ze swej strony zadośćuczynienia i udzielenia pomocy na rzecz polskich [byłych] więźniów obozów koncentracyjnych, podczas gdy uznawała i uznaje roszczenia odszkodowawcze w stosunku do wnioskodawców z innych krajów. Oznacza to traktowanie Polaków, podobnie jak w poprzednich wiekach, jako obywateli drugiej kategorii i ich oczywistą dyskryminację”.

Sprawą być albo nie być dla ekipy Gierka było jednak pozyskanie kolejnych kredytów z Zachodu, zwłaszcza z RFN. W 1975 r. Warszawie udało się uzyskać kredyt na kwotę 1 mld DM, co i tak było sumą bardzo dużą. Wielkość tego kredytu i korzystne oprocentowanie było traktowane przez stronę zachodnioniemiecką jako ukryta forma odszkodowań.

Generalnie stanowisko władz w Bonn pozostawało sztywne, zwłaszcza że po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego rząd PRL znalazł się na jakiś czas w swego rodzaju międzynarodowej izolacji. Strona polska uważała jednak, że – jak pisał w notatce z lutego 1986 r. minister spraw zagranicznych Marian Orzechowski – jakkolwiek rząd PRL w 1953 r. „zrzekł się w stosunku do Niemiec odszkodowań wojennych (reparacji)”, to „wbrew późniejszym interpretacjom ze strony RFN Polska nie zrezygnowała w tym oświadczeniu z dochodzenia roszczeń osób fizycznych – obywateli polskich za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości”. W grudniu 1986 r. złożono w zachodnioniemieckim MSZ notę dyplomatyczną w tej sprawie. W odpowiedzi rząd RFN twierdził, że PRL zrezygnowała zarówno z reparacji, jak i odszkodowań. Dodawano przy tym, że układ londyński z lutego 1953 r. odłożył zagadnienie reparacji do czasu zawarcia traktatu pokojowego. Kolejną notę w tej sprawie rząd PRL złożył w Bonn w październiku 1988 r., z podobnym efektem.

W roku następnym w Polsce dokonał się przełom. Na czele rządu stanął działacz solidarnościowej opozycji Tadeusz Mazowiecki. Sprawa odszkodowań od Niemiec nadal wzbudzała w Polsce żywe zainteresowanie. Podczas listopadowej wizyty w Polsce kanclerza Helmuta Kohla, która miała dać początek nowego rozdziału w stosunkach polsko-niemieckich, Mazowiecki nie mógł nie poruszyć tej kwestii. Kohl wykazywał w tej sprawie wyjątkowy upór, okazując niekiedy wręcz irytację. Zasłaniał się argumentem, że „RFN wydała już 105 mld DM na zadośćuczynienie roszczeniom”. Przypominał, że Polska w 1953 r. zrezygnowała z reparacji, na co Mazowiecki replikował, że chodzi nie o reparacje, lecz jedynie o cywilnoprawne roszczenia polskich poszkodowanych.

Twarda postawa Kohla spowodowała, że w obszernym wspólnym oświadczeniu premiera i kanclerza kwestię odszkodowań całkowicie pominięto. Pozycję Tadeusza Mazowieckiego osłabiała dramatyczna sytuacja kraju: samo tylko zadłużenie PRL wobec RFN sięgało wiosną 1987 r. 8 mld DM. Kohl wykorzystał to bezwzględnie. Zapytany na konferencji prasowej 16 listopada o sprawę odszkodowań kanclerz mówił, manipulując faktami: „Niektóre żądania dotyczące odszkodowań, które usłyszałem tu w Polsce, uważam za nierealne. Widzimy ludzką tragedię, ale RFN wypłaciła już pewne świadczenia Polsce, a w sumie poniosła ogromny ciężar wypłacenia różnym krajom tytułem odszkodowań 100 miliardów marek”.

Dużo krwi napsuł Kohlowi marszałek sejmu prof. Mikołaj Kozakiewicz, który w grudniu przebywał w RFN na czele delegacji polskiego parlamentu. Kozakiewicz przywiózł do Bonn oświadczenie w sprawie odszkodowań dla żyjących jeszcze ofiar niemieckiej okupacji. Mówił w Bonn o dwóch milionach Polaków, którzy zgłosili roszczenia odszkodowawcze wobec Niemiec, i podkreślił, że „godne rozwiązanie” tej sprawy jest „conditio sine qua non porozumienia i przyszłego pojednania”. Niemal rok później kanclerz wypominał w rozmowie z premierem Mazowieckim, że marszałek Kozakiewicz mówił o odszkodowaniach na sumę 200 mld DM, co „zrobiło złe wrażenie”.

Tymczasem Kohl odnotował istotny sukces. Podczas wizyty w Camp David w lutym 1990 r. przekonał prezydenta George’a H.W. Busha, że podjęcie problemu reparacji/odszkodowań znacznie opóźniłoby zjednoczenie Niemiec. Mówił przy tym, że Polacy jakoby otrzymali „wielkie sumy” z kwoty 100 mld DM, jakie RFN wypłaciła z tytułu odszkodowań. Była to oczywista nieprawda, gdyż RFN do 1990 r. wypłaciła polskim ofiarom niemieckiej okupacji jedynie 100 mln DM (wspomniana umowa z 1972 r.), a więc ledwie 1 promil z kwoty wymienionej przez Kohla.

Do poważnego spięcia w tej sprawie doszło w początkach marca. Gdy 2 marca 1990 r. w oświadczeniu rzecznika rządu RFN zawarta została propozycja połączenia zapowiedzi uznania przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie z potwierdzeniem przez rząd polski wyrzeczenia się reparacji, odpowiedź strony polskiej była ostra. Rzecznik rządu RP Małgorzata Niezabitowska przypomniała, że Polska nie wiązała sprawy uznania swej zachodniej granicy z żadną inną kwestią. „Jeśli natomiast RFN życzy sobie rozszerzenia tej tematyki, to wówczas wystąpimy ze sprawą odszkodowań dla ponad miliona obywateli polskich, którzy byli robotnikami przymusowymi III Rzeszy podczas II wojny światowej”.

Kohl zmodyfikował swe stanowisko. W nowym tekście rezolucji Bundestagu była mowa o rezygnacji Polski z reparacji, ale nie było już tam żądania potwierdzenia tego, a Kohl twierdził, że został źle zrozumiany i że nie miał zamiaru uzależniać uznania granicy od potwierdzenia przez Polskę rezygnacji z odszkodowań.

Kanclerzowi sprawa reparacji nie dawała spokoju. W połowie marca mógł przeczytać w notatce przedłożonej mu przez H. Teltschika, że ze względu na m.in. problem reparacji/odszkodowań zarówno rząd obecny, jak i rząd zjednoczonych Niemiec musi sprzeciwiać się żądaniom zawarcia traktatu pokojowego. Dodajmy: od 1949 r. kolejne rządy RFN stały na stanowisku, że podpisanie takiego traktatu jest nieodzowne. Ceniony niemiecki komentator prof. Michael Stüermer zauważył na łamach „Die Welt” 14 września 2017 r., że zamiecenie pod dywan kwestii odszkodowań było majstersztykiem niemieckiej dyplomacji. W podpisanym 12 września 1990 r. w Moskwie traktacie „2+4” ani słowem nie wspomniano o reparacjach i odszkodowaniach. Strona niemiecka stoi dziś na stanowisku, że traktat ten zamykał cały kompleks problemów związanych z II wojną światową w odniesieniu do RFN.

Do podpisanego 17 czerwca 1991 r. polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy nie włączono zagadnień związanych z odszkodowaniami. Kilka miesięcy później, 16 października, doszło do zawarcia w tej sprawie osobnej umowy. W zamian za zaoferowaną przez RFN kwotę 500 mln DM rząd polski zobowiązał się, że „nie będzie dochodził dalszych roszczeń obywateli polskich, które mogłyby wynikać w związku z prześladowaniem nazistowskim”. Wspomniana kwota miała zostać rozdysponowana wśród wąskiej części polskich ofiar niemieckiej okupacji. Tą relatywnie niedużą sumą rząd Kohla chciał ostatecznie zamknąć sprawę zadośćuczynienia dla Polaków, przy czym „symboliczną pomocą humanitarną” (tak Niemcy nazywali te płatności) objęto jedynie ofiary szczególnych prześladowań.

Trzeba było jeszcze kilkuletnich, trudnych negocjacji z udziałem przedstawicieli rządu USA i środowisk żydowskich, by w 2000 r. uzyskać od Niemiec jednorazowe wypłacenie pewnych kwot dla żyjących jeszcze ofiar pracy niewolniczej na rzecz Rzeszy Niemieckiej. Ustalono, że poszkodowanym z Polski przypadnie suma 1,8 mld DM. Wypłaty zakończono 30 września 2006 r. Środki wypłacono prawie 484 tys. osób na łączną kwotę 975,5 mln euro (3,5 mld zł). Świadczenia te wyniosły średnio nieco ponad 200 euro na osobę.

.Według szacunków w całym okresie swego istnienia RFN przekazała Polsce na rzecz ofiar okupacji relatywnie niewielką kwotę, ok. 6 mld zł. W 2017 r. Jarosław Kaczyński wrócił do sprawy reparacji od Niemiec. Stanowisko Berlina pozostaje twarde.

Stanisław Żerko
Tekst ukazał się w nr 33 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 listopada 2021