Bezwybory na Białorusi między Łukaszenką a Łukaszenką

Wybory prezydenckie, które 26 stycznia 2025 roku odbędą się na Białorusi będę niedemokratyczne. To bezwybory na Białorusi, wybór

Wybory prezydenckie, które 26 stycznia 2025 roku odbędą się na Białorusi będę niedemokratyczne. To bezwybory na Białorusi, wybór „między Łukaszenką a Łukaszenką” – podkreślali w Białymstoku przedstawiciele Diaspory Białoruskiej podczas pikiety przed konsulatem Białorusi.

Bezwybory na Białorusi

.”Łukaszenka ukradł nasze głosy”, „Bezwybory”, „Wolność dla więźniów politycznych” – to hasła, z którymi przyszli przedstawiciele Diaspory Białoruskiej na Skwer Wolnej Białorusi przed białoruskim konsulatem w Białymstoku. Domagali się, by demokratyczny świat odcinał się o tych rzekomych wyborów, nie uznawał ich. „Żywie Biełaruś” – skandowano.

„Wychodzimy, żeby pokazać, że to wybór tylko pomiędzy Łukaszenką a Łukaszenką” – powiedział podczas akcji przedstawiciel Diaspory Jan Abadouski. Dodał, że nie można mówić o wolnych wyborach, skoro od wyborów z 2020 r. Białoruś jest pełna represji wobec tych, którzy protestowali wtedy, dlatego diaspora białoruską, którą tworzą Białorusini, którzy uciekli z Białorusi przed represjami wychodzi na ulice i pokazuje, że z takimi wyborami się nie zgadza. 

„Chcemy pokazać, że to tak naprawdę wybory bez wyborów. Białorusini nie mają żadnej możliwości, żeby zagłosować w wolnych, demokratycznych wyborach, żeby wybierać swoich kandydatów. Na Białorusi są totalne represje, reżim Łukaszenki codziennie zatrzymuje dziesiątki osób za to, że myślą inaczej, że chcą żyć w wolnym państwie” – mówił dziennikarzom Abadouski. 

Zaznaczył, że nie należy się spodziewać masowych protestów przeciwników reżimu na Białorusi tak jak to miało miejsce przy okazji wyborów prezydenckich w 2020 roku, bo od tamtego czasu trwają represje, tysiące ludzi są w więzieniach, są prześladowani i wsadzani do więzień nawet za lajki w mediach społecznościowych. Podał, że w białoruskich więzieniach zmarło sześciu więźniów politycznych, a zatrzymanych osób po wyborach z 2020 r. miało być podobno – jak powiedział – 74 tys. 

Reżim ponad wszystko i obywatele bez prawa głosu

.Abadouski podkreślił, że Białorusini dalej nie mają możliwości głosować na kandydatów innych niż reżimowi, ponadto nie będzie na tych wyborach niezależnych obserwatorów i należy się spodziewać, że Aleksander Łukaszenka poda takie wyniki wyborów, jakie będzie chciał. 

Jego zdaniem to wszystko pokazuje, że tak Białoruś dziś to kraj, w którym panuje totalna dyktatura. „Chcemy pokazać, że za granicą (poza Białorusią) jest pół miliona osób (Białorusinów), którzy musieli wyjechać, uciekać tak naprawdę od represji białoruskich, dlatego diaspory wychodzą na całym świecie żeby zaprotestować i pokazać, że żadnych wyborów nie ma. To tylko rysunek tego, co Łukaszenka chce zrobić. Łukaszenka narysuje taką liczbę (jako wynik wyborów), jaką chce” – powiedział dziennikarzom Abadouski. 

Dodał, że bez wątpienia będą propagandowe białoruskie przekazy pokazujące jak wiele osób głosuje 26 stycznia, a tak naprawdę wielu Białorusinów chce demokratycznego, wolnego państwa, co pokazali w 2020 r. Zaznaczył, że ci, którzy uciekli z Białorusi przed represjami, nie mają prawa głosować. 

Na pikiecie byli też przedstawiciele zamieszkujących województwo podlaskie mniejszości białoruskiej w Polsce. Prezes białoruskiego Radia Racja w Białymstoku Eugeniusz Wappa powiedział, że wybory prezydenckie na Białorusi nic nie znaczą w sensie wyborczym. „Może to być bardzo niebezpieczny i prawie ostateczny krok wpędzenia Białorusi w Rosję w warunkach nowych geopolitycznych wyzwań, które są dzisiaj na scenie politycznej” – powiedział Wappa. Dodał, że chodzi np. o rozmowy o dalszej sytuacji Ukrainy i należy stawiać pytanie, czy Białoruś „na wieki wieków zostanie z Rosją, czy ma szanse zaistnieć w innym kierunku na zasadzie neutralności, czy innego wyboru geopolitycznego”. „I to w tej chwili się dzieje” – ocenił Wappa. 

Aby runęły mury, Łukaszenka musi odejść

.Jak można nie widzieć, że jest to agresja, wojna hybrydowa, a nie kryzys migracyjny? Reżimowe wojsko gromadzone na granicy, głodzące uchodźców, strzelające w powietrze i terrorem wymuszające posłuszeństwo, uzbrajające ich w kamienie i gaz łzawiący do atakowania polskiej straży granicznej, policjantów i żołnierzy – to jest agresja. Białoruscy żołnierze w nocy niszczą drut kolczasty, żeby migranci mogli przejść, i prowokują Polaków, żeby wywołać poważny incydent – to jest agresja – pisze Arthur KENIGSBERG na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

Podczas gdy Polska, Litwa i Łotwa już od czerwca ubiegłego roku biły na alarm w związku z procederem zorganizowanego przez białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę przemytu ludzi, Europejczycy dopiero od ubiegłego tygodnia naprawdę dostrzegają tę dramatyczną sytuację. O ile w ogóle słyszeli o tym wcześniej, to tylko jako na okrągło powtarzaną tę samą śpiewkę: „Uchodźcy próbują przedostać się do Polski przez Białoruś, a Polacy stosują nielegalnie push-back, by im to uniemożliwić”. Dodajmy do tego refren: „Polska nie chce imigrantów” – i mamy doskonały przepis na bardzo ważny europejski temat, po raz kolejny niestety karykaturalnie przerysowany.

Wciąż jeszcze liczne media i obserwatorzy mówią o „kryzysie migracyjnym” na wschodnich granicach Unii Europejskiej, co jest błędne. Nie o to chodzi. Atakowane kraje mówią o tym najlepiej – jest to wojna hybrydowa, konflikt łączący działania militarne i niemilitarne, który ma o wiele bardziej polityczny cel niż konwencjonalna wojna dążąca do „zniszczenia wroga”. 

Europejczycy, zwłaszcza na Zachodzie, zrozumieliby to, gdyby wyrobili sobie nawyk słuchania głosów tych krajów, głosów tej Innej Europy. Niektórzy to rozumieją – ci, których cechuje sumienność, uczciwość intelektualna, ci, którzy rozpatrują ten temat bez ideologii. 

Ten kryzys przecież jest prosty do przeanalizowania. Aleksander Łukaszenka i jego pomocnicy w Iraku, Syrii, Turcji i w Rogu Afryki wydawali wizy turystyczne i studenckie kandydatom na uchodźców po ostatniej serii sankcji przegłosowanych przez Unię Europejską. Te sankcje gospodarcze, nałożone na Białoruś bezpośrednio po tym, jak państwo to w maju ubiegłego roku wymusiło lądowanie na swoim terytorium samolotu linii Ryanair i porwało dziennikarza Ramana Pratasewicza i jego rosyjską towarzyszkę Sofię Sapiegę, bardzo zaszkodziły białoruskiemu reżimowi i Europa już zapowiadała wprowadzenie nowego ich pakietu. Łukaszenka pospiesznie znalazł więc cyniczną odpowiedź, aby wywrzeć presję na Europę i na te trzy kraje UE, które goszczą białoruskich uchodźców i pomagają białoruskiej opozycji na uchodźstwie. Migranci z Bliskiego Wschodu są manipulowani przez reżim i wykorzystywani jako broń. Ponad 2 tys. uciekinierów przesuwa się jak pionki wzdłuż granic, a 15–20 tys. czeka podobno w Mińsku.

Jak można nie widzieć, że jest to agresja, wojna hybrydowa, a nie kryzys migracyjny? Reżimowe wojsko gromadzone na granicy, głodzące uchodźców, strzelające w powietrze i terrorem wymuszające posłuszeństwo, uzbrajające ich w kamienie i gaz łzawiący do atakowania polskiej straży granicznej, policjantów i żołnierzy – to jest agresja. Białoruscy żołnierze w nocy niszczą drut kolczasty, żeby migranci mogli przejść, i prowokują Polaków, żeby wywołać poważny incydent – to jest agresja.

We Francji i w całej Europie pomimo poważnych deklaracji wsparcia i solidarności zasadą jest krytykowanie zarządzania tym kryzysem przez Polskę, ponieważ w przeciwieństwie do Litwy nie zwróciła się o wsparcie do Frontexu, europejskiej agencji straży granicznej, mimo że jej siedziba znajduje się w Warszawie, tak jakby ten argument był oczywisty. Po pierwsze, Polska w przeciwieństwie do Litwy nie wykazała żadnych słabych punktów na swoich granicach. Polska dysponuje większymi zasobami ludzkimi i technicznymi do ochrony swoich granic niż Litwa. Po drugie, polski rząd nie odczytuje tego kryzysu jako kryzysu migracyjnego, odczytuje go jako agresję, problem militarny, więc bardziej interesującym partnerem niż Frontex jest NATO. Granice Polski nie są forsowane przez ruch ludności, są atakowane militarnie. Dlatego niektórzy Europejczycy nie powinni się oburzać, kiedy 10 brytyjskich konsultantów jedzie do Polski, aby pomóc w rozwiązaniu tego kryzysu. Co Unia Europejska mogłaby zrobić obecnie na poziomie operacyjnym? – cały tekst [LINK].

PAP/ WszystkocoNajważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 19 stycznia 2025