Centrum Badań Mózgu UJ przeanalizowało odbiór „Siedmiu bram Jerozolimy”
Słuchając „Siedmiu bram Jerozolimy” Krzysztofa Pendereckiego laicy równie często jak znawcy przeżywają dreszcze emocji. Choć znawcy bardziej analizowali fragmenty utworu, to jego odbiór emocjonalny nie różnił się w zależności od stopnia przygotowania odbiorców – pokazał eksperyment przeprowadzony przez Centrum Badań Mózgu UJ.
Eksperyment Centrum Badań Mózgu UJ
.Choć głównym powodem, dla którego słuchamy muzyki, są emocje, których nam dostarcza – to badania naukowców dowodzą, iż jej działanie jest znacznie bardziej wszechstronne. Dźwięki – jak informuje Centrum Badań Mózgu Uniwersytetu Jagiellońskiego – potrafią aktywować rejony mózgu i tworzyć między nimi nowe połączenia, dzięki czemu możemy być np. bardziej sprawni intelektualnie.
Już wcześniejsze badania, prowadzone np. na Uniwersytecie McGilla, pokazały, że u osób, które podczas słuchania muzyki doświadczają tzw. dreszczy, aktywują się głębiej położone, podkorowe struktury mózgowe. Psycholog Matthew Sachs u osób doświadczających dreszczy zauważył większą ilość połączeń nerwowych pomiędzy korą słuchową i przednią korą wyspy (odpowiedzialną za integrację doświadczeń z różnych zmysłów i doświadczenia emocjonalne) oraz środkową korą przedczołową (odpowiedzialną m.in. za kontrolę, w tym kontrolę emocji).
Jednak na ile wyniki te można przełożyć na odbiór muzyki współczesnej, często ocenianej jako hermetyczna, wzbudzająca silne, trudne do zidentyfikowania emocje? Tego chcieli dowiedzieć się naukowcy z Centrum Badań Mózgu Uniwersytetu Jagiellońskiego wraz z Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach. Przeprowadzili eksperyment, którego uczestnicy słuchali 11 wybranych fragmentów kompozycji „Siedem bram Jerozolimy” Krzysztofa Pendereckiego. Utwór ten wyróżnia się m.in. szczególną dramaturgią i wysokim stopniem skomplikowania faktury brzmieniowej. Wyboru fragmentów dokonał prof. Maciej Tworek – dyrygent, znawca i interpretator twórczości Krzysztofa Pendereckiego.
W badaniu z użyciem rezonansu magnetycznego wzięło udział dziesięć osób, pięcioro laików i pięcioro ekspertów, znawców muzyki współczesnej, w tym sam prof. Tworek. Kolejnych blisko 40 osób po wysłuchaniu utworu miało określić znaczenie emocjonalne danego fragmentu jako np. liryczny, złowieszczy, uroczysty, taneczny, neutralny. „Punktem wyjścia było dla nas zbadanie stopnia zrozumienia języka muzycznego tego utworu. Chcieliśmy też zbadać coś, co w narracji dotyczącej tego projektu nazywamy poruszającymi momentami, kolokwialnie mówimy na to 'ciary’, 'dreszcze’, czyli odczucia fizjologiczne powiązane z silną emocjonalną reakcją wywołaną przez słuchanie muzyki” – mówił prof. Michał Wierzchoń, dyrektor Centrum Badań Mózgu UJ.
Różnice w poziomie aktywności kory słuchowej
.Okazało się, że kora słuchowa u ekspertów aktywowała się słabiej niż u laików. Zdaniem prof. Wierzchonia może wynikać to z lepszej znajomości utworu. „Mózg ekspertów słabiej zareagował na bodźce. Profesor Tworek w dyskusji na temat wyników eksperymentu podkreślał, że gdy słuchał tych fragmentów, to dopowiadał sobie, co się będzie dalej w tym utworze działo. Z takiego uprzedniego doświadczenia może wynikać różnica między laikami a ekspertami” – wskazał prof. Wierzchoń.
Podczas badania MRI naukowcy zaobserwowali też silniejszą aktywację rejonów przedczołowych kory mózgowej u ekspertów. Odpowiada ona za działanie pamięci roboczej, planowanie i przewidywanie konsekwencji podejmowanych decyzji. „Eksperci w większym stopniu analizowali fragmenty symfonii, doświadczali ich w bardziej analityczny sposób” – powiedział psycholog poznawczy. Badacz zaznaczył, że nawet w tak niewielkiej grupie badanych udało się zaobserwować reakcje fizjologiczne wywołane przez słuchanie muzyki, czyli tzw. dreszcze. Te fragmenty, które badani określali jako ważne i poruszające, na poziomie fizjologicznym aktywowały części mózgu tworzące sieć istotności, w tym zakręt obręczy, korę wyspy oraz zakręt czołowy.
„Momenty specjalne pojawiały się u ekspertów bardzo systematycznie przede wszystkim w momentach uroczystych, czyli tam, gdzie byśmy się tego spodziewali. U laików reakcje były zróżnicowane, co jest ciekawe – bo pokazuje, że ich odbiór muzyki był bardziej zindywidualizowany” – opisał badacz. – „Średnio u każdej osoby zaobserwowano około dwudziestu emocjonalnych momentów w trakcie słuchania tych 11 fragmentów. Analiza aktywacji układu limbicznego, czyli rejonów odpowiedzialnych za przetwarzanie emocji pokazuje, że obydwie grupy w równym stopniu doświadczały emocji powiązanych z słuchaniem tej muzyki. Czyli nie jest prawdą, że eksperci już tak dobrze znają ten utwór, że nie przeżywają żadnych emocji z nim związanych, ani nie jest prawdą, że ta muzyka jest niezrozumiała dla laików, w związku z tym nie przejawiają oni tego typu reakcji”.
Analiza, w której trzeba było przypisać dany fragment do określonej kategorii znaczenia emocjonalnego, nie różniła się znacząco w przypadku ekspertów i laików. „Widzimy więc, że programowość tej muzyki (przekazywanie przez muzykę konkretnej treści – przyp. red.) była na tyle wyrazista, że również laicy ją dostrzegali. Nasi badani odbierali więc ten utwór emocjonalnie, niezależnie od stopnia przygotowania” – podsumował badacz. Choć grupa, na której przeprowadzono eksperyment, jest zbyt mała, by publikować wynik w piśmie naukowym – badacze chcą prowadzić podobne analizy w przyszłości. Zamierzają sprawdzić m.in., czy podobne wyniki uda się zaobserwować w przypadku innych dzieł muzyki współczesnej.
Jak powstają utwory jazzowe?
.Na temat procesu powstawania dzieł jazzowych na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Piotr BARON w tekście „Szczęście jako przyczyna twórcza i skutek artystyczny realizacji dzieła jazzowego„.
„Największe dzieła powstawały dzięki zachwytowi nad zjawiskami szczęścionośnymi, jak miłość, duchowość, piękno świata, pozytywne zmiany dotyczące bytu samego twórcy, czy inne, wspaniałe dzieła spoza własnej dziedziny sztuki”.
„Niezmiennym elementem jest zapatrzenie się w mistrza, w kogoś, kto sprawił wewnętrzny przymus wyboru wejścia na tę drogę niepewności i nieustannej próby tylko w tym celu, aby być kimś takim samym jak mistrz. Wtedy im bliżej paradygmatu znajdzie się naśladowca, tym większe będzie jego szczęście generujące powstanie nowego już dzieła, nowego stylu, własnej drogi”.
„Powstawanie dzieła jazzowego jest procesem, drogą, konfliktem wewnętrznym twórcy. Zatem zjawisko szczęścia jako aktu sprawczego tegoż nie może być widziane inaczej, niż również jako proces, czy droga. W filmie “Gorączka” pada sławetna kwestia między postaciami kreowanymi przez Ala Pacino i Roberta De Niro: “Mnie nie interesuje wygrana, ani przegrana. Mnie interesuje gra”. Kolokwializując nieco sens powyższego można zacytować szlagwort refrenu piosenki zespołu Skaldowie: “…nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go…”.
.”Otóż właśnie. Proces przeżywania szczęścia, bycia w szczęściu, poszukiwania i potem pielęgnowania go owocuje wzmożoną potrzebą wygenerowania “wydzieliny osobowego przejawu” (Szewcy, Stanisław Ignacy Witkiewicz), czy bardzo kolokwialnie – “wypróżnienia artystycznego” (Tomasz Szukalski). Tu ewidentnie można zaobserwować adekwatność definicji Konecznego: to przechodzenie do problemu wyższego rzędu. Bowiem bez wątpienia problemem wyższego rzędu niż przeżywanie szczęścia, jest jego przekazanie w taki sposób, aby chociaż cień tego szczęścia stał się udziałem odbiorcy, tu: słuchacza. Koniecznym natomiast jest, by zauważyć, że cały proces powstawania dzieła jazzowego w przemożnej większości przypadków odbywa się w obecności odbiorcy. Mamy wtedy do czynienia z idealnym przekazem sztuki, a – co za tym idzie – także niesionych przez nią wartości, emocji, uczuć, w tym szczęścia, o ile wystąpiło w fazie wstępnej, w trakcie wyimprowizowywania dzieła” – pisze Piotr BARON.
PAP/Ewelina Krajczyńska-Wujec/WszystkocoNajważniejsze/MJ