Cenzura w sztuce – gdzie leży granica?

Czy sztuka powinna mieć granice? Czy artysta może mówić wszystko, bez względu na konsekwencje? A może wolność twórcza kończy się tam, gdzie zaczynają się czyjeś uczucia, przekonania lub interesy? Cenzura w sztuce to temat, który powraca niezmiennie od lat, przyjmując coraz to nowe formy.

Czy sztuka powinna mieć granice? Czy artysta może mówić wszystko, bez względu na konsekwencje? A może wolność twórcza kończy się tam, gdzie zaczynają się czyjeś uczucia, przekonania lub interesy? Cenzura w sztuce to temat, który powraca niezmiennie od lat, przyjmując coraz to nowe formy.

Cenzura w sztuce – jaka jest jej współczesna forma?

Dawniej cenzura w sztuce miała twarz Kościoła i władzy. To oni decydowali, które dzieła mogą ujrzeć światło dzienne, a które należy spalić lub przemalować. Współczesna cenzura nie zawsze przychodzi z góry. W erze internetu i mediów społecznościowych to często oburzeni widzowie stają się sędziami sztuki. Wystarczy jedno kontrowersyjne dzieło, by rozpętała się burza, a artysta znalazł się pod presją wycofania swojej pracy. Czy jednak oburzenie opinii publicznej to już cenzura? Czy bojkot jest narzędziem demokracji, czy raczej nowoczesną formą tłumienia niewygodnych treści?

Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wystawy wycofywane z galerii po protestach, obrazy zamalowywane pod wpływem społecznej presji, książki usuwane z bibliotek, bo ich treść “nie przystaje do współczesnych wartości”. A co z dziełami, które celowo prowokują? Czy artyści mają prawo do szokowania? A może wrażliwość odbiorców powinna być dla nich granicą, której nie przekraczają?

Cenzura w sztuce za czasów PRL

.Cenzura PRL usuwała z filmów aluzje krytyczne wobec komunistycznego systemu. Ingerowano też w sceny natury obyczajowej. „Pozostałością po wyciętych fragmentach są zachowane do dziś scenariusze i scenopisy, protokoły kolaudacyjne i fotosy” – mówił filmoznawca i historyk filmu dr Piotr Śmiałowski.

W PRL kinematografia opierała się na zespołach filmowych. W pierwszym etapie zespół przedkładał gotowy scenariusz do akceptacji Naczelnego Zarządu Kinematografii (NZK) – w latach 1957-87 części ówczesnego Ministerstwa Kultury i Sztuki (MKiS), a w jego strukturze działała Komisja Ocen Scenariuszy (KOS), która mogła materiał przyjąć, odrzucić lub skierować do zmian i poprawek.

Jeśli NZK zaakceptował dalsze prace nad filmem, decydowano o tym, do której wytwórni trafi materiał. „Zmontowany film wysyłano na kolaudację. Tam rozważano, czy zostanie przyjęty, czy też odrzucony, choć ostateczną decyzję oficjalnie podejmował minister odpowiedzialny za kinematografię. W kontrowersyjnych przypadkach musiał się konsultować z Wydziałem Kultury KC, a nawet z najważniejszymi osobami w państwie” – wyjaśnił badacz.

W gronie kolaudantów byli minister lub wiceminister kultury, a jednocześnie szef NZK, reżyser i scenarzysta filmu, inni filmowcy, czasem przedstawiciel mediów, w przypadku filmów wojennych lub kryminalnych – odpowiednio przedstawiciele wojska lub milicji. Zawsze obecny był przedstawiciel Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (GUKPPiW), czyli cenzor.

Filmoznawcy podkreślają, że z filmów najczęściej usuwano sceny, które dziś nazwalibyśmy „politycznie niepoprawnymi” – najmniejsze choćby aluzje krytyczne wobec komunistycznego systemu i aparatu władzy z PZPR na czele. Nie tolerowano jakichkolwiek wypowiedzi o wydźwięku antysowieckim, „godzących w sojusze PRL”. W mniejszym stopniu niż w przypadkach „politycznych” cenzorzy oraz inni przedstawiciele władzy ingerowali w sceny natury obyczajowej. Przez sito cenzury przeszła bez cięć scena brutalnego, zbiorowego gwałtu w filmie „Nie zaznasz spokoju” (1978) Mieczysława Waśkowskiego – notabene wieloletniego sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR przy Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów „Zespoły Filmowe”.

Z „Zezowatego szczęścia” usunięto m.in. scenę, w której funkcjonariusz UB (Mariusz Dmochowski) podczas przesłuchania bije Piszczyka (Bogumił Kobiela). Przetrwał fotos autorstwa Henryka Kucharskiego. Cenzor dopuścił fotos do obiegu – jego treść, choć przedstawiała scenę przemocy, była wyjęta z politycznego kontekstu. Oglądając zdjęcie, nie wiemy, że bijącym jest funkcjonariusz bezpieki. Zdjęcie z usuniętej sceny wykorzystano m.in. w materiałach promocyjnych filmu.

Przykłady ocenzurowanych dzieł

.Dr Śmiałowski podaje przykład filmu „Rachunek sumienia” (1964) Juliana Dziedziny. Podczas kolaudacji zażądano, by złagodzono scenę przesłuchania przez funkcjonariuszy UB. Reżyser miał wybrać do niej dwóch aktorów o „mniej złowrogich twarzach” niż Bohdan Janiszewski i Jerzy Wąsowicz. „Gdy reżyser zrealizował tę scenę raz jeszcze, z udziałem aktorów o dużo bardziej dobrotliwych twarzach – Jana Machulskiego i Mieczysława Mileckiego – efekt okazał się groteskowy. Reżyser musiał ponadto dodać nowe zakończenie, które sugerowało, że bohater po wyjściu z więzienia wróci do normalnego życia” – pisze autor monografii.

Z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” usunięto scenę, w której Krzakowski (Krzysztof Kowalewski) wyobraża sobie, że jest już mężem Danusi (Ewa Ziętek), córki partyjnego dygnitarza, i wozi ją mercedesem klasy S. W archiwum FINA zachowało się jednak kilka fotosów aktorów przy limuzynie. Dziś stanowią one cenną dokumentację owych wyciętych 12 proc.

Historia pokazuje, że to, co dziś budzi kontrowersje, jutro może być klasyką. Kiedyś “Olimpia” Édouarda Maneta była skandalem, dziś wisi w Luwrze jako jedno z najważniejszych dzieł malarstwa. Co więc tak naprawdę decyduje o tym, czy dane dzieło zostanie ocenzurowane – moralność, polityka, biznes, a może chwilowa moda? I wreszcie: kto ma prawo o tym decydować?

Zwykle usunięcie scen z filmu po kolaudacji było dla reżysera bolesnym doświadczeniem. Wyjątkowa była sytuacja, w której reżyser „pociętego” filmu pozytywnie oceniał korekty. Autor „Proszę to wyciąć…” podaje przykład komedii „Sami swoi” (1967). Sylwester Chęciński zdecydował się na usunięcie sceny wzajemnego podpalenia swoich stodół gospodarczych przez zwaśnione rodziny Pawlaków i Karguli. „Pożar realizowano już nocą. Jednak ku zaskoczeniu ekipy ognia nie dało się zbyt łatwo wzniecić. Dzień był dość mokry, słoma nie chciała się palić. Pirotechnicy musieli podlać wszystko napalmem” – pisze Śmiałowski.

.Cenzura w sztuce to temat, który nigdy się nie zestarzeje, bo zawsze będzie zależeć od kontekstu czasów, w których żyjemy. Ale jedno pozostaje niezmienne – każda epoka mierzy się z pytaniem, które wciąż nie ma jednej odpowiedzi: gdzie kończy się wolność artysty, a zaczyna granica, której nie powinien przekraczać?

PAP/ Maciej Replewicz/ WszystkocoNajważniejsze/ Laura Wieczorek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 lutego 2025