Indie – społeczeństwo w ruchu – Paulina Wilk
Współczesne społeczeństwo hinduskie – młode, w ciągłym ruchu, aspirujące do awansu społecznego i bogacenia się, potrafiące pokazać rządzącym „żółtą kartkę”, to społeczeństwo, w którym „wszystko dzieje się wszędzie, naraz, i w różnych kierunkach”- mówi dziennikarka, reportażystka i pisarka Paulina Wilk.
Wiktoria Nicałek: Jakie zmiany w ostatnich latach zaszły w społeczeństwie Indii, jego zamożności i sposobie bycia? W Polsce Indie często są postrzegane nadal jako kraj bardzo biedny.
Paulina Wilk: Główna zmiana, jaką zauważy każdy, kto do Indii przyjeżdża, to coraz wyraźniejsze włączanie społeczeństwa indyjskiego w procesy globalizacyjne i związane z globalnym kapitalizmem. To kraj rosnącej klasy średniej. Aspiracja, by do niej należeć, to najsilniejsza siła napędowa dla chyba większości obywateli tego kraju. Można powiedzieć, że w ich zbiorowym przekonaniu poprawa własnego losu jest możliwa, podobnie jak bogacenie się, zdobywanie coraz lepszych możliwości edukacyjnych.
Indusi po trwającym do lat 90. życiu w pewnym zamrożeniu, przypominającym trochę losy Polaków w dobie socjalizmu – w takiej niesterowalnej hinduskiej gospodarce, wystrzelili naprzód i przeżywają zbiorowy awans społeczny, a przynajmniej do niego aspirują. Bogacenie się Indusów jest również widoczne za sprawą przejmowania przez nich wzorców klasy średniej – dotyczących stylu ubierania się i jedzenia, ale też używania nowoczesnych technologii. Bo nawet rikszarze posiadają smartfony, gadżety i przedmioty kojarzone z namiastką luksusu, są one dostępne dla osób z różnych warstw społecznych.
Druga istotna zmiana to postęp technologiczny związany z dostępem Indusów do internetu, nawet w najdalszych zakątkach kraju. A mówimy o państwie, w którym przeciętny obywatel przez dekady nie mógł się doczekać linii telefonicznej ani rury kanalizacyjnej od państwa. Natomiast dziś na jednego mieszkańca statystycznie przypadają dwa telefony komórkowe. Internet jest tani, powszechny i szybko zmienia życie Indusów, bo nawet tym z nich, którzy są ubodzy i wykluczeni – nie mają dostępu do usług publicznych czy opieki zdrowotnej, czy do instytucji społecznych, bo nieformalny system kastowy, który nadal się utrzymuje stanowi barierę nie do przejścia – dostęp do globalnej sieci daje na przykład dostęp do informacji i do rynku pracy, ułatwiając realizację aspiracji.
To prowadzi do nowych kontrastów – gdy ludzie żyjący w slumsach mają dostęp do telewizji, do internetu. Indus może pracować w dużej międzynarodowej firmie, mieszkając cały czas w chatynce miejskiego slumsu.
Globalny kapitalizm bardzo silnie napiera na różne wymiary tradycji indyjskich, w tym na podziały: kastowe, etniczne, religijne. A jednak praca w jednej firmie osób z różnych środowisk społecznych nie oznacza tego, że osoby pochodzące z różnych kast spotkają się w sytuacjach prywatnych – nie zaproszą się nawzajem na przyjęcie czy ślub. Można zrobić w Indiach karierę ekonomiczną, zajmując jednocześnie miejsce na dole drabiny społecznej.
Jaka jest najbardziej widoczna obecnie cecha indyjskiego społeczeństwa?
Paulina Wilk: Jest w intensywnym ruchu. Trwają tam procesy urbanizacyjne i przenoszenie ze wsi do miast – bo wieś jest obszarem kulturowej beznadziei i braku szans na przyszłość, a miasto utożsamiane jest z rosnącymi możliwościami zarobkowymi i edukacyjnymi.
Wisienką na torcie tych zmian, pokazujących, że one dokonują się w sposób radykalnie nierówny, bo w Indiach wyostrzają się nierówności społeczne i ekonomiczne, gdy kapitalizm nakłada się na pełną nierówności strukturę społeczną, jest rosnąca kasta induskich miliarderów – rodzin ultrabogatych, rodzaju indyjskiej oligarchii. To rodziny, jak bracia Ambani – często posiadające firmy działające w wielu branżach, swoiste konglomeraty. I duża część tych fortun opiera się na koneksjach lub tradycyjnych więziach z przedstawicielami władzy w Indiach lub zasadzających się na arystokratycznych korzeniach.
Indie – prócz Chin – mają najszybciej rosnącą w Azji grupę miliarderów, w sytuacji gdy zasoby i zamożność całej reszty, dominujących mas, są radykalnie różne. To, co sprzyja rozwojowi tej grupy, to to, że nie ma w Indiach dużej przejrzystości prowadzenia interesów, a lokalna rzeczywistość i obyczaje bardzo dalekie są od zachodnich.
I to społeczeństwo jest w ruchu, widzi, że dobrobyt jest na wyciągnięcie ręki, ale realnie jest dostępny dla nielicznych – bo blisko połowa tego już prawie półtoramiliardowego społeczeństwa wciąż zalicza się do żyjących na granicy ubóstwa lub sytuuje się poniżej tego progu.
Czy ten ruch wewnątrz społeczeństwa przekłada się na innego rodzaju mobilność Indusów – czy myślą oni na przykład o przenoszeniu swojego biznesu do naszej części świata?
Paulina Wilk: Indie mają gigantyczną populację ludzi młodych. Część z nich jest świetnie wykształcona, bo częścią tego boomu jest wiara, że studia wyższe będą gwarancją lepszego życia. A tej obietnicy Indie wciąż nie są w stanie spełnić. Akurat premier Narendra Modi nadal nie spełnia obietnic o budowie inteligentnych miast, rozwijaniu uczelni i tworzenia miejsc pracy dla tej olbrzymiej populacji ludzi młodych. A oni potrzebują wyjechać do pracy – często do Europy i też do Polski. Mają wykształcenie w dziedzinie IT, marketingu, biznesu. To ludzie pracowici, ambitni, skupieni na tym, by osiągnąć sukces, by dostarczać pieniądze krewnym, ale są też rodzinni, wspierający się, a jednocześnie skuteczni i skupieni na pracy. To idealny materiał dla pracodawców.
To, że większość Indusów pracujących w Polsce pracuje w usługach, choćby jako dostawcy żywności, wydaje mi się ogromnym marnotrawstwem ich potencjału. Spójrzmy na diasporę indyjską w Wielkiej Brytanii czy USA – unikalną, zaliczającą w ciągu jednego pokolenia większy wzrost.
Matka Rishiego Sunaka prowadziła aptekę, w której Sunak pomagał robić jej buchalterię i rachunki – a potem skończył najbardziej prestiżowe uczelnie i został premierem Wielkiej Brytanii, bo jego rodzina ciężko pracowała na to, by mógł uzyskać najlepsze wykształcenie. Bardzo podobna historia dotyczy Kamali Harris – córki indyjskiej imigrantki. W USA indyjska diaspora to grupa najszybciej awansująca.
Zatem nie przyjmując w Polsce Indusów, czy nie dając im dużej możliwości rozwoju i integracji z naszym rynkiem pracy, tracimy. Bo Indie same nie są w stanie skonsumować ogromnego potencjału intelektualnego i zdolności swych młodych obywateli, w większości świetnie mówiących po angielsku i doskonale integrujących się w nowym środowisku. Więc lepsze, mądrzejsze wykorzystanie tych zasobów w naszej części świata to coś, o czym dziś warto rozmawiać.
Premier Modi miał też marzenie, by rozwijać przemysł. Niemniej – ze wszystkich możliwości, jakie tworzą te aspiracje, korzystamy dziś w nikłym stopniu.
Ciekawym zjawiskiem są też emigrujące do Polski indyjskie kobiety. Generalnie Indie coraz częściej wykraczają poza swoje geograficzne granice i ich diaspora jest coraz istotniejszą dla indyjskiej gospodarki protezą. Dlatego wielu Indusów, którzy zarabiają poza granicami kraju, ma pewnego rodzaju przywileje, np. specjalny status Non-Resident Indian.
Czy indyjskie społeczeństwo w jakiś sposób zawiodło się na Modim, zwłaszcza ludzie młodzi?
Paulina Wilk: Indusi pokazali Modiemu w ostatnich wyborach przynajmniej żółtą kartkę – z jednej strony dlatego, że próbował dokonać unifikacji religijno-etnicznej społeczeństwa. A Indusi uważają, że nie można siłą wtłoczyć ich do jednego worka. Nie chcieli tego. Intersujące jest to, że wśród nich byli ludzie niewykształceni, niezamożni i mieszkający w wielkich miastach – ludzie, którzy na jego niespełnionych obietnicach się zawiedli – na tym, że nie ma inteligentnych miast, upowszechnionej komunikacji miejskiej. Modi postawił na duże ośrodki miejskie.
Indyjska populacja młodych ma szczególne powody do rozczarowania – nie ma dla nich ani dość miejsc na uczelniach, ani pracy. Tysiące aplikacji ludzi o wyższym wykształceniu ląduje w skrzynkach z ogłoszeniami dla sprzątaczy.
Zmiany pokazuje przykład Kalkuty – dawniej uniwersyteckiego ośrodka, które dziś zostało zdominowane przez młodzież wiejską, zwabioną obietnicą awansu społecznego, jaką daje nie wykształcenie, a szybsze metody bogacenia się.
Elity globalne kształcą się w drogich uczelniach Bengaluru, czyli w indyjskiej „dolinie krzemowej”. I to są ludzie natychmiast najmowani przez największe firmy świata. Premier Modi przez klasę średnią jest natomiast postrzegany jako jedyny możliwy wybór. Prawnicy, przedsiębiorcy – nawet jeśli nie byli zwolennikami jego skrajnego ideowo konserwatywnego kursu, to uważali, że Modi rozumie rzeczywistość rynkową i będzie promował otwartą wymianę, ściągając inwestycje do Indii. Zmęczenie nastąpiło tu w wymiarze czysto politycznym.
Rozczarowanie Modim widać było też wśród rolników, którzy w zeszłym roku w Indiach protestowali przez wiele miesięcy. Indyjska wieś jest pod ścianą – zmuszana do prowadzenia nieopłacanych upraw, szybko ląduje w spirali długów – stąd desperacki nurt migracji z miast do wsi.
Jak zmienia się sytuacja kobiet? Czy zmiany w indyjskim społeczeństwie obejmują też tę kwestię?
Paulina Wilk: Mówimy wiele o tym, co się zmienia, a jednak są sfery, w których zmiany są zbyt wolne i podążają w różnych kierunkach.
Mamy nadzieję na jednoznaczny progres, tymczasem wiemy, że nawet u nas zmiany społeczne i kulturalne nie zachodzą tak linearnie. My żyjemy w kraju, który ma zagrożone prawa reprodukcyjne kobiet, w USA prawo do aborcji nie jest gwarantowane w wielu stanach. I mam poczucie, że w Indiach trwa proces podobny. Z jednej strony mamy wyraźne zmiany liberalizujące sposób życia i funkcjonowania kobiet, pojawiają się marzenia o swobodnym wyborze małżonka, robieniu karier. Masa kobiet nie decyduje się na dzieci, wybiera swobodnie partnerów, studiuje. Więc dokonuje się progres w dużej skali w otwieraniu głów Indusek. Świetnie wykształcone Induski przybywają też do Polski, by pracować w zagranicznych oddziałach firm IT. I to one wysyłają pieniądze swoim partnerom i dzieciom. A to 10-15 lat temu było w indyjskim społeczeństwie nie do pomyślenia.
Induski z jednej strony się emancypują, ale z drugiej strony spotykają się z tym silniejszym oporem, bo równocześnie wzmacniają się ruchy i postawy konserwatywne. Prawodawstwo w Indiach skupia się na silniejszym karaniu sprawców przemocy seksualnej na kobietach, ale to – co pokazują badania prowadzone przez organizacje prokobiece – paradoksalnie jeszcze bardziej naraża kobiety. Bo sprawca tej przemocy, który wcześniej mógł liczyć, że nie stanie mu się nic złego, po gwałcie nie zamorduje ofiary, a jeżeli wie, że grozi mu śmierć, to rośnie ryzyko, że kobietę zabije.
Zatem radykalizacja prawa niekoniecznie poprawi los kobiet. On trochę się zmienia, ale indyjskie społeczeństwo, niestety, ma kulturowy rys nienawiści wobec kobiet. One nadal są postrzegane jako osoby drugiej kategorii. Ideały klasy średniej przemeblowują porządki w wielu domach, jednak nie jest to proces jednoznaczny i bardzo zależy od pochodzenia kobiet. Na wsiach nadal wraz zamążpójściem muszą porzucać edukację.
Inną kwestią jest model migracji, który obejmuje głównie mężczyzn. Oni robią za granicą kariery, ale nadal po żony wracają do Indii lub żenią się z Induskami na miejscu. Nawet b. premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak zrealizował podobny model, bo jego żona, choć wyjątkowo zamożna i świetnie wykształcona za granicą, po tym, gdy mąż został szefem rządu, skupiła się na opiece nad rodziną. Co ciekawe, podobnie postąpiła żona kandydata na wiceprezydenta USA J.D. Vance’a, Usha – córka imigrantów z Indii, prawniczka po Yale, która po jego decyzji o udziale w kampanii wyborczej zawiesiła karierę, by zająć się dziećmi.
Niektórzy Indusi mieszkający na Zachodzie żenią się, potem zostawiają żony w Indiach. Jest nawet specyficzne zjawisko „wdowieństwa” na skutek globalizacji. To też nie podnosi statusu kobiet. Jak to w Indiach – wszystko dzieje się wszędzie, naraz i w różnych kierunkach. Los kobiet w Indiach zatem – za sprawą globalizacji – i poprawia się, i komplikuje.
A jak Indusi postrzegają mieszkańców naszej części świata?
Paulina Wilk: Polityka Modiego wzmacnia poczucie imperializmu Indii, nie przestaje przypominać, że Indusi pochodzą z wielkiego kraju o olbrzymim potencjale demograficznym i są bardzo ważni dla świata. Jest to podlane sosem hindusko-nacjonalistycznym – co oceniam krytycznie – ale sprzyja temu, że Indusi w ostatnich latach zatracają postkolonialne, pełne pokory i wstydu spojrzenie na obywateli innych kontynentów. I to jest wspaniała zmiana. Lepiej rozpoznają własny potencjał.
Jednym z przejawów rosnącego komfortu Indusów jest też chęć do podróży – nie jako emigracji zawodowej, ale dla przyjemności. Drugi, silniejszy trend spowodowany pandemią to rozwijająca się indyjska turystyka wewnętrzna.
Nie wiem jednak, czy będzie rosło zainteresowanie Indusów naszą częścią świata. Nie sądzę, by było większe zainteresowanie niż innymi krajami Azji, w których mogą podpatrzeć lepsze rozwiązania infrastrukturalne i bytowe. Imponują im Zjednoczone Emiraty Arabskie, z innym modelem życia, w którym udało się zbudować niewyobrażalne bogactwo w ciągu dwóch pokoleń. Jest u Indusów wielka niecierpliwość, by tu i teraz polepszyć swoje życie.
A jak Indusi patrzą na wojnę w Ukrainie?
Paulina Wilk: Ta wojna większości Indusów nie interesuje, a duża ich część, podzielając optykę imperialną premiera Modiego, akceptuje jego dość pozytywny stosunek do Władimira Putina, tradycyjnie postrzegając Rosję jako ważnego partnera i sojusznika Indii. Zresztą dla Indusów aspiracje imperialne Rosji są zrozumiałe jako pretensje do mocarstwowości. Indie lubią też myśleć o sobie jako o mocarstwie, ale nigdy nie narzucały swych ambicji ani woli innym państwom, nie prowadzą agresywnej ani nawet dominacyjnej polityki zagranicznej. Natomiast pewna oprawa działań władzy: ceremoniały, kawalkady samochodów, wszystko, co podkreśla pozycję władzy, jest Indusom bliskie.
Większość z nich nie ma żadnej wiedzy na temat tego, dlaczego toczy się wojna w Ukrainie, kto ją rozpoczął i jakie interesy są tam w grze, natomiast ma inklinacje, by uznawać Rosję za swojego sojusznika i wykazuje dla niej zrozumienie. Ale należy pamiętać, że „Mein Kampf” jest książką ogólnie dostępną i także Adolf Hitler kojarzony jest tam jako sprawny przywódca i dobry organizator. Te przekonania są uwarunkowane specyficzną historią Indii, które doświadczyły dominacji od naszych aliantów, więc ich rozumienie geopolityki jest zupełnie inne.
Rozmawiała: Wiktoria Nicałek/PAP/MJ
Indie – kolejne supermocarstwo
.Na temat tego, iż w przeciągu 10-20 lat trzecią najważniejszą potęgą na świecie będą Indie, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Indie – kolejne supermocarstwo„.
„Indie to potencjalne supermocarstwo. Długo były w cieniu Chin, ale bystrzy obserwatorzy dobrze im się przyglądają. W porównaniu z Chinami mają kilka podobieństw, ale i sporo różnic. Chiny są prawie trzy razy większe, ale duża część Chin jest prawie bezludna. Ludności mniej (1,35 mld), ale o zaledwie 50 mln. Hindusi są średnio o 10 lat młodsi, wyprzedzenie Chin jest więc kwestią czasu. PKB pięć razy mniejszy, ale z pominięciem COVID-19 wskaźniki wzrostu są dobre. Te liczby są ważne, bo przy pojedynku słoni rozmiar gra rolę”.
„Podczas gdy Chiny podkreślają jednolitość, Indie się szczycą różnorodnością. Chiny to jedna czerwona powierzchnia, jeden – największy – język świata. To nieprawda, języków jest więcej, ale lubią się tak widzieć. A Indie to mozaika – 22 języki urzędowe (+ angielski), do tego języki regionalne. Mówionych języków naliczyli 427. Języki północy są indoeuropejskie, pochodzą od sanskrytu i są w miarę podobne, ale drawidyjskie języki południa są zupełnie inne. Dlatego nie udało się ustanowić hindi jako języka ogólnonarodowego, faktycznie łączy Hindusów imperialny język angielski. Do tego dochodzą też liczne religie. Dominujący jest hinduizm, z setkami (tysiącami?) bóstw, ale też buddyzm, dżainizm, islam. Podobnie jak Chiny, Indie to nie zwyczajne państwo narodowe, lecz państwo-cywilizacja o wielowątkowej tradycji liczącej tysiące lat”.
.”Pod względem międzynarodowym Indie są od czasu bolesnego rozwodu tradycyjnie skonfliktowane z Pakistanem. Oba kraje posiadają broń atomową, głównie z myślą o sobie nawzajem. Spór z Chinami dotyczy wsparcia dla Tybetu i Dalajlamy. W 1962 r. doszło do otwartej wojny. Strategicznie dla Indii zagrożeniem jest współpraca Chin i Pakistanu. Chiny budują korytarz komunikacyjny przez Pakistan omijający Indie lub inaczej interpretując – biorący je w kleszcze. Za prezydentury Trumpa Indie jeszcze bardziej się zbliżyły do Stanów, które by je chętnie wykorzystały do balansowania Chin, lecz aktualnie, zwłaszcza przy ewentualnej zmianie ekipy w Waszyngtonie, cały region jest niestabilny. Obserwując aktualną sytuację i trendy, możemy powiedzieć, że za 10–20 lat Wielką Trójkę stanowić będą Ameryka, Chiny i Indie – kolejność do ustalenia. O ile nie nadleci kolejny czarny łabędź lub całe ich stado, a wtedy wszystko będzie wyglądać zupełnie inaczej” – pisze Jan ŚLIWA.
Wiktoria Nicałek/PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ