John Coltrane. Opowieść o brzmieniu

Co Coltrane znaczył dla fanów? Co im obiecywał? Czego od niego oczekiwali? Moim zdaniem w jego muzyce była zdolność sięgania czegoś wyższego - mówi amerykański dziennikarz muzyczny Ben Ratliff, autor książki

Co Coltrane znaczył dla fanów? Co im obiecywał? Czego od niego oczekiwali? Moim zdaniem w jego muzyce była zdolność sięgania czegoś wyższego – mówi amerykański dziennikarz muzyczny Ben Ratliff, autor książki „John Coltrane: opowieść o brzmieniu”.

Jaki był John Coltrane?

.Biografia jednego z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych muzyków jazzowych, saksofonisty Johna Coltrane’a – członka legendarnego kwintetu Milesa Davisa, autora takich albumów jak m.in. „Giant Steps”, „My Favorite Things”, „Blue Train” czy „A Love Supreme” – trafiła do polskich księgarń. Jej autorem jest Ben Ratliff, wieloletni dziennikarz muzyczny „New York Times”, autor m.in. książek „The Jazz Ear: Conversations Over Music” (2008), „Every Song Ever: Twenty Ways to Listen in an Age of Musical Plenty” (2016), „Run the Song: Writing About Running About Listening” (2025). „John Coltrane: The Story of a Sound” ukazała się po raz pierwszy w 2007 r. i znalazła się w finale National Book Critics Circle Award. W Polsce książka ukaże się w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego.

„John Coltrane: opowieść o brzmieniu” to nie klasyczna biografia słynnego muzyka, opowieść o jego rodzinie, pracy, życiu od narodzin do śmierci. Jak przebiegała praca nad książką, której tematem jest brzmienie?

Ben Ratliff: Pracowałem wówczas jako krytyk muzyczny „New York Times”, miałem więc pod dostatkiem pisania o muzyce na co dzień. Nie wziąłem jednak urlopu z powodu książki, pisałem ją po pracy i w weekendy. Szło mi więc dość powoli, całość zajęła mi około trzech lat. Ale tak już na ogół mam, nie piszę książek w szybkim tempie. Rozdział czy dwa powstają w trakcie nagłego wybuchu inspiracji, a potem odkładam pracę na dłuższą chwilę. Ta chwila może przeciągnąć się czasem do roku.

W tym przypadku pomocny okazał się pomysł na konstrukcję książki. To nie miała być tradycyjna, klasyczna biografia muzyka, rozpoczynająca się od opowieści o przodkach, przedstawiająca całe drzewo genealogiczne, a kończąca się śmiercią głównego bohatera. Chciałem by była to książka zwięzła i raczej dotycząca muzyki niż drobiazgowo przedstawiająca życiorys Coltrane’a. Pierwsza część książki podejmuje właśnie temat jego życia, druga – jego sztuki. Tego, jak była rozumiana.

Czy historia brzmienia Coltrane’a, jego drogi artystycznej, znajduje odbicie w biografii?

Ben Ratliff: Tak. Coltrane musiał poczekać na sukces i sławę, dojrzewanie trochę mu zajęło, sama jego muzyka także zmieniała się z czasem. Śledzenie tego rozwoju przypomina oglądanie filmu w zwolnionym tempie. Korci, by zacząć zastanawiać się co myślał, jak rozumował Coltrane, jakim był człowiekiem. Jako dziennikarz, bardzo pilnowałem się, by nie przypisywać mu myśli czy filozoficznych stanowisk, których sam nie wyraził. Nie wolno mi robić takich rzeczy. Wolno mi było jednak pisać o brzmieniu, o jego muzyce. A jego muzyka i to, jak się zmieniała, nie działa się w próżni, stanowiła pewnego rodzaju odbicie czasów, w jakich żył i tworzył.

Historia ruchu praw obywatelskich, napięcie polityczne i przemoc tamtego czasu – nie można nie brać ich pod uwagę jako czynników mających wpływ na jego sztukę. Natomiast wielu doszukiwało się w jego muzyce konkretnych znaczeń politycznych, zakładali bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy między walką o równe prawa obywatelskie, a jego muzyką. Gdy czyta się wywiady, jakich udzielił, wynika z nich po pierwsze, że jego muzyka nie jest wyrazem gniewu. Po drugie – nie jest nadmiernie polityczna. Trudno to jednoznacznie określić, czasem sami artyści nie potrafią wyjaśnić, o co „chodzi” w ich muzyce. Może nie powinniśmy aż tak przywiązywać się do tego, co Coltrane powiedział.

Ja widzę to tak, że Coltrane rósł, stawał się coraz większy jako muzyk i jako człowiek. Interesowała go nie jedna religia, ale wszystkie – zajmowała go duchowość. Interesowała go nie jakaś jedna muzyczna tradycja, ale wszystkie. Muzyka po prostu. A to, co grał pod koniec życia, jasne – może wydawać się gniewne, agresywne, przytłaczające. Ale może chodzi po prostu o to, że jest ogromna, zawiera tak wiele?

Pamięta pan pierwsze zetknięcie z jego muzyką?

Ben Ratliff: Po raz pierwszy usłyszałem go na „Kind of Blue”, ale to był album Milesa Davisa, nie wiedziałem wtedy nawet, że słucham Johna Coltrane’a. Pierwszy raz, gdy go słuchałem z pełną tego świadomością było na nagraniu koncertowym z którejś z tras po Europie z początku lat 60. Grali wtedy „Bye Bye Blackbird”. Potem usłyszałem „Giant Steps”. Poczułem, że w tej muzyce dzieje się coś fascynującego, czego nie do końca rozumiem, ale co wyraźnie odczuwam. I chodziło nawet nie o same utwory, co właśnie o brzmienie. O to, co potrafił zrobić z zaledwie jedną nutą.

Później, gdzieś w połowie lat 90., gdy pisałem o jazzie jako krytyk, często chodziłem do klubów, w których słuchałem młodych zespołów i saksofonitów grających czysto coltrane’owską muzykę. Minęło 30 lat po jego śmierci, a ona wciąż jest tak silnie naznaczona tym, co zrobił. Jestem krytykiem i była to dla mnie pewna zagadka do rozwiązania. Chciałem zrozumieć dlaczego tak się dzieje? Dlaczego młodzi muzycy jazzowi tak go podziwiają? Co jego muzyka oznacza? Co sprawia, że wciąż jest tak żywa? Najlepszym sposobem na napisanie książki jest próba odpowiedzenia sobie na tego typu pytania.

Rozmawiałem z kilkoma saksofonistami, którzy słuchali kwartetu Coltrane’a na żywo i wszyscy mówili, że mieli wrażenie, że umrą. Tak silna wydała im się ta muzyka. A jego postrzegali nie jako saksofonistę, śmiertelnika, a jako kogoś w rodzaju duchowego przywódcy, filozofa.

Ben Ratliff: Tak! Też często słyszałem o takim wrażeniu, jakie mieli ci, którzy znaleźli się pod sceną. I co znaczył dla nich? Co im obiecywał? Czego poszukiwali? Czego od niego oczekiwali? Moim zdaniem w jego muzyce była pewna mądrość czy też zdolność wybiegania dalej, poza daną chwilę w której akurat tkwimy. Sięgania czegoś wyższego, dostrzegania szerszego planu. Jak wyrażał to w dźwięku? Chyba za sprawą cierpliwości, precyzji, dokładności. I gotowości pójścia na całego, spalania się na scenie. Myślę, że wielu ludziom, którzy słyszą te rzeczy w jego muzyce, niesie ona jakiegoś rodzaju ukojenie. Poczucie, że jest jakieś życie po tym życiu. Można to nazwać reinkarnacją; ja, jako człowiek niewierzący, doceniam, że pozwala mi ona myśleć o czasie, wykraczając poza najbliższe lata. O czasie, gdy nie będzie już Donalda Trumpa, gdy miną różne życiowe trudności, z którymi się zmagam.

Muzykę Coltrane’a na pewnym etapie – zwłaszcza, gdy rozpoczął współpracę z innym wybitnym saksofonistą Erikiem Dolphym – wzbudzała niemałe kontrowersje w środowisku jazzowym. To, co grali niektórzy krytycy nazywali nawet „anty-muzyką”. Co ich tak bardzo zirytowało?

Ben Ratliff: Nie wydaje mi się, że ci ludzie uważali Coltrane’a za kiepskiego, niesprawnego technicznie saksofonistę. Może nawet nie myśleli tak o Dolphym. Ale muzyka, którą grali zdawała się zrywać pewne porozumienie między artystami, a publicznością – nie służyła do zabawiania słuchaczy, nie była tworzona dla ich rozrywki i przyjemności. Była zbyt intensywna, zbyt poważna. Wymagała zbyt wiele cierpliwości i czasu, a niekoniecznie przynosiła rozwiązanie, nie zawsze dokądś prowadziła. Niektórzy czuli się tym urażeni. Jazzowi towarzyszy niepewność: wielu słuchaczy ma poczucie, że muzyka stara się im powiedzieć, że są głupi. Irytują się i na końcu stwierdzają, że nie lubią jazzu. To samo działo się wokół muzyki Coltrane’a.

Najwięksi muzycy to ci, którzy uczą słuchaczy słuchania w nowy sposób, poszerzają ich granice tolerancji i rozumienia sztuki. John Coltrane był z pewnością jednym z takich artystów. Gdy wkracza się na jakąś nową drogę, wytycza się nowe kierunki zawsze na początku spotka się z oporem, niezadowoleniem. Jestem przekonany, że Coltrane o tym wiedział i że myślał o swojej muzyce w dalekiej perspektywie. W wywiadach, gdy pytano go wprost: skąd ten gniew w twojej muzyce, dlaczego ludzie reagują na nią taką niechęcią? Odpowiadał, że jemu to nie przeszkadza, ale martwi się, że krytyka spadła też na Dolphy’ego. Chciał chronić przyjaciela, co zawsze wydawało mi się poruszające.

Czy Coltrane nadal jest aktualny, popularny wśród młodych, początkujących muzyków?

Ben Ratliff: Ciekawa sprawa: młodzi muzycy jazzowi oczywiście doskonale zdają sobie sprawę z jego twórczości, ale nie usłyszy się jej raczej w innym kontekście, w klubach jak jeszcze miało to miejsce w latach 90. Nie pracuję już dla gazet, uczę kreatywnego pisania na Uniwersytecie Nowojorskim i znacznie częściej spotykam studentów, którzy pytają mnie o Alice Coltrane, jego żonę. To względnie nowy trend, obserwuję go od kilku lat. Jej muzyka cieszy się znacznie większą popularnością i estymą niż jeszcze niedawno. I mówi się o niej w oderwaniu od Johna, nie jako żony wielkiego muzyka. Poznałem studentów, którzy byli fanatykami Alice Coltrane i przyznawali, że nie dostrzegają wielkości Johna.

Książka „John Coltrane: opowieść o brzmieniu” Bena Ratliffa (przekł. Filip Łobodziński) ukazała się nakładem wydawnictwa Kosmos Kosmos z przedmową saksofonisty Adama Pierończyka. Publikacja zawiera także niepublikowane wcześniej zdjęcia amerykańskiego jazzmana autorstwa Manfreda Lebera.

Nie tylko muzyka…

.„Kultura Najważniejsza” to newsletter, w którym podpowiadamy, co warto obejrzeć, co przeczytać, czego posłuchać, ale i czego – posmakować. Odrywając się od codzienności, chcemy przypomnieć o fascynującym świecie kultury i sztuki, na który warto znaleźć czas.

Sztuka wyraża nasze estetyczne potrzeby. Prowokuje do myślenia, pobudza kreatywność, wyzwala emocje. Pozwala poczuć się wyjątkowo, a co najważniejsze, wzbogaca nas samych. Chcemy razem, wspólnie z Państwem, wybierać, to co najważniejsze w kulturze. W każdy czwartek, punktualnie o godzinie 21.00 znajdą Państwo w swojej skrzynce e-mailowej zbiór propozycji kulturalnych, które warto uwzględnić podczas planowania weekendu.

Przedstawiamy premiery kinowe, a także filmy dostępne na platformach streamingowych dla tych, którzy wolą rozkoszować się kulturą w domowym zaciszu. Przypominamy o klasykach, wracamy do pozycji, które zdobyły największe nagrody filmowe i wywarły wpływ na pokolenia oraz do których nawiązuje współczesna kinematografia – i nie tylko.

Nie zapominamy również o koncertach czy płytach. Muzyka pełni tu ważną rolę. Dzięki „Kulturze Najważniejszej” nie ominie Państwa absolutnie żadne wartościowe wydarzenie. 

Zachęcamy do zapisania się do specjalnego, bezpłatnego newslettera „Kultura Najważniejsza”, który pozwoli Państwu zaplanować kulturalny weekend [LINK DO ZAPISÓW].

PAP/ Piotr Jagielski/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 czerwca 2025