Polacy mogą ominąć błędy popełnione przez kraje Europy Zachodniej - Nathaniel GARSTECKA

Polacy mają niesamowitą szansę. Są w stanie zarządzać rozwojem swojego kraju, unikając błędów popełnionych przez kraje Europy Zachodniej. Jest to niewątpliwie jeden z niewielu pozytywnych aspektów bycia po złej stronie żelaznej kurtyny, ponieważ gdy Zachód siał ziarna swoich przyszłych kryzysów, Europa Środkowa była zamrożona przez realny socjalizm.
.Polacy mają teraz wszelkie możliwe źródła informacji o tym, co dzieje się na zachód od Odry. Są media i portale społecznościowe. Są też świadectwa Polaków, którzy osiedlili się we Francji czy w Niemczech, i są wreszcie mieszkańcy tych krajów, którzy zdecydowali się kontynuować swoje życie w Polsce. Jest ich zresztą coraz więcej. Ludzie ci zabierają głos, opisując to, co dzieje się w dużych zachodnich miastach i na ich przedmieściach. Mówią o wzroście poziomu niebezpieczeństwa, napięciach społecznych, ślepocie polityków i nieuczciwości mediów głównego nurtu. Czasami używają bardziej subtelnych zwrotów, aby przekazać swoje przesłanie („Francuskie społeczeństwo bardzo się zmieniło w ciągu pięćdziesięciu lat”), a czasami są bardziej bezpośredni.
W latach 20. XXI wieku nie możemy już mówić, że nie wiemy, iż imigracja spoza Europy jest bardziej zagrożeniem niż szansą. Ci, którzy nadal tak uważają, prawdopodobnie mieszkają w chacie głęboko w puszczy lub mają mózg całkowicie wywrócony do góry nogami przez postępową propagandę. Może też są wyjątkowo cyniczni. To właśnie ta trzecia możliwość przychodzi mi do głowy po obejrzeniu reportażu na publicznym kanale informacyjnym TVP Info o właścicielu restauracji w Białowieży, zatrudniającym tylko nielegalnych imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę między Białorusią a Polską.
.Ręce mi opadły, gdy usłyszałem, co miał do powiedzenia pan Sławomir, właściciel restauracji. Wydawał się bardzo szczęśliwy, że zatrudnia imigrantów, „którzy nie korzystają z socjalu” i którzy „zapłacą za nasze emerytury”. Jego zdaniem to dobrodziejstwo dla gospodarki. Korzyść przede wszystkim dla niego, ponieważ nie powiedział, ile płaci tym biednym ludziom z Afryki lub Bliskiego Wschodu.
„Powinniśmy być dumni, że ci ludzie chcą tu przyjeżdżać i żyć z nami”, dodaje przedsiębiorca. No pewnie! Niemal mówi nam, że powinniśmy sami po nich jechać i sprowadzić ich tutaj. W ten sposób miałby dostęp do taniej, potulnej siły roboczej, a dzięki temu lokatorów w swoich pokojach, klientów delektujących się „tradycyjnymi lokalnymi potrawami” i bez wątpienia więcej, o czym nie mogę otwarcie mówić w tym felietonie.
Pan Sławomir powinien wiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, pomaga przestępcom, którzy naruszyli zewnętrzną granicę UE. Były już ofiary wśród polskich sił próbujących powstrzymać agresywnych nielegalnych imigrantów przed przedostaniem się na naszą ziemię. Działając w ten sposób, bezcześci pamięć tych, którzy oddali zdrowie lub życie, by stać na straży prawa i zagwarantować nam bezpieczeństwo. „Praworządność”, prawda?
Po drugie, w materiale imigranci przyznają, że podróżowali przez Moskwę i Mińsk, stolice Rosji i Białorusi, krajów, które są nam, delikatnie mówiąc, wrogie. Udokumentowano i udowodniono, że państwa te od czterech lat manipulują nielegalnymi imigrantami w celu destabilizacji wschodniej flanki UE i NATO. Ci ludzie z Erytrei, Somalii, Konga, Syrii i Iraku są w bezpośrednim kontakcie z rosyjskimi i białoruskimi służbami, które wyposażają ich i dają im instrukcje, jak infiltrować Polskę i Litwę. Mamy do czynienia z wojną hybrydową, a wśród imigrantów można znaleźć potencjalnych szpiegów czy terrorystów. Doświadczyliśmy tego we Francji i zapłaciliśmy za to wysoką cenę. Cenę krwi.
Oprócz ryzyka terroryzmu istnieje ryzyko wzrostu przestępczości. Liczba rabunków, gwałtów i morderstw wzrasta bardziej w krajach, które przyjmują imigrantów spoza Europy, niż w innych. Nie możemy sobie tego życzyć, dlatego musimy ostrzec Polaków, że nie mogą akceptować żadnej afrykańskiej ani muzułmańskiej imigracji. To jest czerwona linia, której absolutnie nie wolno przekroczyć. Ośmielam się powiedzieć: zero imigracji z tych regionów. Mówię to z tym większym przekonaniem, że widziałem na własne oczy, jak wygląda społeczeństwo, gdy zmienia się jego struktura etniczna i religijna. I nie jest to piękny widok.
W reportażu wykorzystano wszystkie znane techniki manipulacji. Wzbudzanie litości (imigrant, który niby uciekł przed wojną, imigrantka, której matka niby zginęła w lesie przy granicy), przedstawianie nielegalnych imigrantów w jak najlepszym świetle (pracują, chcą się integrować i podejmują wysiłek nauki języka polskiego), uśmiechnięci i uspokajający Polacy mówiący o nich, podkreślanie podobieństw kulturowych (imigrant, który „modli się do Jezusa”). Wszystko po to, by naiwni odbiorcy uwierzyli, że nie mają się czego obawiać, a imigranci pomogą rozwiązać problemy kraju (zapłacą za emerytury i uzupełnią deficyt demograficzny). Na końcu reportażu kamera prowokacyjnie nagrywa, jak imigrantka przechodzi obok plakatu „Murem za polskim mundurem”.
.Francuzi przez czterdzieści lat byli traktowani tego samego rodzaju materiałami, a dziś widzimy tego efekty: gospodarka nie została uratowana, imigranci są mniej aktywni i produktywni niż miejscowi, demografia spada pomimo masowej imigracji, a liczba przestępstw wzrasta. Wystarczyło zaledwie kilka dekad, by przekształcić piękny kraj, Francję, w państwo pogrążone w głębokim kryzysie. Imigracja nie jest oczywiście jedyną przyczyną, ale jest jednym z głównych czynników destabilizujących.
W idealnym świecie taki reportaż natychmiast storpedowałby kampanię prezydencką kandydatów rządzącej w Polsce centrolewicowej koalicji: Rafała Trzaskowskiego (KO), Szymona Hołowni (Polska 2050) i Magdaleny Biejat (Lewica). Media publiczne zostały przejęte przez koalicję po jej zwycięstwie w wyborach parlamentarnych w 2023 r., a zatem za przekazywane przez nie wiadomości bezpośrednio odpowiadają rząd Donalda Tuska i jego sojusznicy. W idealnym świecie od Polaków, nawet tych najbardziej krytycznych wobec prawicowego rządu, który rządził w latach 2015–2023 i który sam otworzył wrota, oczekiwałoby się ukarania kandydatów koalicji w sondażach.
Widząc takie rzeczy w telewizji, mam głębokie poczucie bezradności. Dlaczego Polacy, którzy w historii wyróżniali się odpornością i niesamowitym duchem oporu, dają się dziś przekonać tak prymitywnej propagandzie, na jaką nie odważyłyby się nawet komunistyczne rządy z lat 70. i 80. ubiegłego wieku? Jest różnica między rozliczaniem poprzedniej ekipy za takie sprawy jak fundusze publiczne a narażaniem na szwank przetrwania całego narodu. W tej chwili słyszymy tylko o absurdalnych komisjach śledczych w sprawach, które są przerażająco drobne w porównaniu z zagrożeniami dla naszej przyszłości.
.Polacy mają na określenie tej sytuacji powiedzenie „mądry Polak po szkodzie”, co można z grubsza przetłumaczyć jako cytat z Owidiusza: „Zbyt późno podnosi się tarczę, gdy rana jest już zadana”. W naszym przypadku można zacytować marokańskie przysłowie: „Zanim zaczniesz obcować z ludźmi, postaraj się ich dobrze poznać i zachowaj ostrożność”. Ludzie, którzy obecnie importują tanią siłę roboczą i zastępców w celu ponownego zaludnienia wsi i miasteczek, porzucili wszelkie pojęcie roztropności, ostrożności czy instynktu przetrwania. Są gotowi na wyginięcie i zastąpienie ich innymi narodami i cywilizacjami. Wszystko pod płaszczykiem „tolerancji”, „otwartości” i „europejskości”. Odrażające.
Nathaniel Garstecka
Tekst pochodzi z autorskiej kroniki prowadzonej przez Autora w tygodniku „Gazeta na Niedzielę” [LINK].