
Przecięte sieci
Infrastruktura transportowa i transmisyjna na celowniku. Rosja sabotuje podmorską infrastrukturę państw NATO. Jak odpowiemy? – pyta Edward LUCAS
.Kolejny miesiąc, kolejny kabel. Tym razem poważnemu uszkodzeniu uległo łącze danych między Łotwą a Szwecją. Jeden z podejrzanych, masowiec Vezhen pływający pod maltańską banderą, został odeskortowany na szwedzkie wody. Fińskie i estońskie okręty marynarki wojennej obserwują Psków, powiązany z Rosją transportowiec skroplonego gazu ziemnego (LNG). Co dziwne, statek ten wyłączył swój transponder dokładnie w chwili, gdy mijał kabel.
Zanosi się na poważny impas. Czy Rosja wyśle okręt wojenny, by eskortował jej statek handlowy w bezpieczne miejsce? Co zrobią okręty NATO, by zmusić Psków do zatrzymania się i współpracy przy dochodzeniu?
Ostatni incydent miał miejsce po serii zdarzeń, które udowodniły, że Rosja może bezkarnie sabotować podmorską infrastrukturę państw NATO. W 2023 roku kontenerowiec New Polar Bear uniknął kary za uszkodzenie gazociągu. W październiku kolejnego roku Niemcom nie udało się wyciągnąć konsekwencji wobec masowca Yi Peng 3, który za pomocą kotwicy uszkodził kable zasilające i transmisyjne.
Sytuacja zmieniła się, gdy Finlandia zaangażowała siły specjalne do przejęcia okrętu Eagle S, który przeciął kable w Boże Narodzenie. Sojusznicy NATO w regionie bałtyckim zainicjowali wówczas projekt „Wartownik Bałtyku” (Baltic Sentry), łącząc siły w celu monitorowania Morza Bałtyckiego i zapobiegania dalszym sabotażom. Ostatni atak sugeruje jednak, że Rosja wcale się nie przestraszyła – odzyskanie wiarygodności wymaga czasu i wiąże się z ryzykiem. Lepiej jej więc nie tracić.
Tymczasem to właśnie robił Zachód przez ostatnie dziesięciolecia bezczynności w obliczu rosyjskiej agresji na każdym polu: w cyberprzestrzeni, na lądzie, morzu i w powietrzu. Na przykład samolot lecący z Londynu do Wilna na początku stycznia 2025 r. musiał awaryjnie lądować w Warszawie z powodu problemów z nawigacją GPS. Eksperci obwiniają za to działania wojny elektronicznej w rosyjskiej eksklawie królewieckiej. Według raportu Barents Observer rosyjskie służby na dalekiej północy nie tylko zagłuszają sygnały nawigacji satelitarnej, ale także je modyfikują. Może to zepchnąć nieostrożne samoloty z kursu, dlatego komercyjne linie lotnicze podejmują dodatkowe środki ostrożności podczas lotów w pobliżu granicy norwesko-rosyjskiej.
Sabotaż to tylko powierzchowna strona wrogich działań, których istotą jest wojna psychologiczna. Ingerencja w lotnictwo może na przykład sprawić, że zachodni samolot (być może nawet przewożący pasażerów znajdujących się w kręgu zainteresowania Kremla) będzie zmuszony do lądowania w Rosji lub na Białorusi. Obok ataków na infrastrukturę fizyczną takie działania – rzeczywiste lub domniemane – osłabiają wiarę obywateli w zdolność władz do zapewnienia bezpieczeństwa w codziennym życiu. Nawet jeśli ataki nie skutkują faktycznymi zakłóceniami, skłaniają do podjęcia środków zaradczych, które powodują napięcie oraz pochłaniają czas i pieniądze. Odwrócenie uwagi decydentów strony przeciwnej jest zwycięstwem samym w sobie.
.Manewry te uwidaczniają również brak jedności na Zachodzie, niezdecydowanie i nierówny stosunek do podejmowania ryzyka. Niektóre kraje słusznie postrzegają te działania jako egzystencjalne zagrożenie dla ich suwerenności i wolności. Chcą reagować szybko i zdecydowanie. Inne wzdragają się przed podjęciem trudnych decyzji. Ociągają się, naciskają na dalsze dochodzenia, konsultacje i analizy możliwych opcji – innymi słowy, przekonują siebie i sojuszników do bezczynności. Jeśli usuniemy wszystkie te sztuczne ograniczenia mentalne, praktyczne aspekty koniecznej reakcji – wojskowe, prawne, ekonomiczne i polityczne – znajdą się na swoim miejscu.
Na razie wydaje się, że zaczynamy obierać właściwy kurs. Łotwa i Szwecja zareagowały błyskawicznie, w ścisłym porozumieniu z Finlandią, Estonią i innymi sojusznikami. Niektórzy dyplomaci już jednak sięgają po swój dobrze opanowany repertuar ze starannie dobranymi wyrazami „poważnego” i „głębokiego” niepokoju oraz górnolotną retoryką o „niedopuszczalnym zachowaniu”. Będą dążyć do konsensusu, choćby najsłabszego. Inni będą wzywać do działania. A działać trzeba.