Prof. Françoise THOM: Zrozumieć putinizm. Obsesja potęgi

Zrozumieć putinizm. Obsesja potęgi

Photo of Prof. Françoise THOM

Prof. Françoise THOM

Francuska historyk, sowietolog, profesor historii na paryskiej Sorbonie. Autorka m.in. prac "Czas Gorbaczowa" (1990) oraz "Beria. Oprawca bez skazy" (2016).

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autorki

Putinizm wyrasta z niedociągnięć rosyjskiego systemu. Putin wykorzystał nadmierne uprawnienia prezydenckiej władzy wykonawczej, słabo rozgraniczone kompetencje federalne i regionalne, niejasności w trybie powoływania izby wyższej. Dzięki nim zbudował swój autorytarny model rządów bez naruszania litery konstytucji – pisze prof. Françoise THOM

Jak rodził się putinizm

.Gorbaczowska pieriestrojka oznaczała początek autoemancypacji komunistycznej nomenklatury, czyli grupy ludzi uprzywilejowanych przez władze. Przez długi czas dążyli oni do tego, aby stać się właścicielami, by przekształcić swoją władzę polityczną w korzyści materialne. Chcieli się wzbogacić, swobodnie podróżować, nabyć nieruchomości za granicą, wysłać dzieci do Oksfordu. Od końca ery Gorbaczowa ZSRS stał się miejscem gigantycznego wyścigu szczurów. Konflikt Gorbaczow–Jelcyn jest tylko jednym z jego szczególnych przejawów. Główny problem stanowiło zdobycie 50-miliardowego kapitału partii, którego większość od lat lokowano za granicą na polecenie aparatczyków KPZR.

23 sierpnia 1990 roku Komitet Centralny zezwolił na podjęcie „pilnych działań w zakresie działalności gospodarczej i ekonomicznej Partii za granicą”. Stworzono struktury handlowe, aby zarezerwować fundusze partyjne dla małej liczby wtajemniczonych i sprywatyzować przepływy finansowe na ich korzyść. Po tym, jak Borys Jelcyn zdelegalizował partię, rozpoczęła się wojna na śmierć i życie o aktywa KPZR i zasoby ZSRS.

Dostęp do tego łupu miała tylko mała grupa oficerów KGB. Aparatczycy, komsomolcy, oficerowie KGB, żołnierze, przestępcy, wszyscy padli ofiarą ogromnego pragnienia zdobycia dóbr i natychmiastowego wzbogacenia się. Ta żądza jednocześnie łączy ich i przeciwstawia sobie nawzajem. Dawni aparatczycy ścierają się z dawnymi autorytetami czarnego rynku. W postkomunistycznej dżungli wygrywa najsilniejszy, czyli najbardziej pozbawiony skrupułów, najzuchwalszy, najbardziej przebiegły, najbardziej brutalny. Modnym zajęciem staje się bycie płatnym zabójcą. Trzeba posiadać bardzo szczególne cechy, aby przetrwać i się rozwijać. Bardzo dobrze podsumował to pewien rosyjski oligarcha:

W Rosji istnieją trzy rodzaje biznesmenów. Pierwsza grupa to mordercy. Druga grupa to ci, którzy okradają osoby prywatne. Trzecia grupa to uczciwi ludzie, tacy jak my, okradający jedynie państwo.

.W epoce Jelcyna kariery i majątki robi się błyskawicznie, ale jeszcze szybciej można popaść w niełaskę i stracić wszystko. Wydaje się, że polityka, jak niewyczerpana loteria, stała się dostępna dla wszystkich. Jednodniowi faworyci w pośpiechu gromadzą bogactwo, trwonią je lub ukrywają za granicą. Kręgi wokół Kremla rozdziera rywalizacja, a nienawiść jest tym bardziej zjadliwa, im bardziej pragnienie bogactwa napędza wyścig o władzę. Nowa władza nie nabrała jeszcze kształtu, pobudzając apetyty wszystkich. Widzi się coraz więcej sfrustrowanych ambicjonerów, a obcy ludzie z dnia na dzień mogą znaleźć się na szczytach władzy. Z pożądliwością patrzy się na mandaty deputowanych, gdyż gwarantują one immunitet. A ponieważ polityka staje się dochodowym biznesem, krąg dopuszczonych do niej osób będzie się kurczył. Początkowi idealiści zostaną wyeliminowani na rzecz aparatczyków, siłowików (funkcjonariuszy struktur siłowych reżimu: wojska, policji, bezpieczeństwa państwowego, prokuratury) i oszustów uzbrojonych w hipokryzję i cynizm w stylu Breżniewa. Public relations zastępują przekonania. Odwołanie się do nostalgii za sowietyzmem zakamufluje brak programów.

Rewolucja lat 1989–1993 nie miała charakteru egalitarnego. Wśród beneficjentów reform znaleźli się przede wszystkim funkcjonariusze aparatu państwowego i Partii, którym udało się spieniężyć swoje przywileje i pozycję; potem różni mafijni przedsiębiorcy z Komsomołu, KGB, instytutów technicznych, wojska i środowisk sportowych. Notable reżimu komunistycznego, często niepewni wobec nieokiełznanego, dzikiego kapitalizmu, uciekają się do sprytnych pośredników, aby sprywatyzować majątek partyjny i organizować swoje podejrzane transakcje. Ci z prokurentów nomenklatury i KGB, którzy okażą się wystarczająco sprytni, wzbogacą się na tym procesie i zostaną oligarchami, stając się częścią klasy rządzącej. Wielu z nich uda się prześcignąć aparatczyków, dzięki którym zaistnieli. Będziemy świadkami, jak wysocy rangą oficerowie KGB oddają się na usługi oligarchów. Nie zapominajmy o wkładzie przestępczego światka. Jego elity splotły się z aparatczykami, a czasami całkowicie ich wchłonęły, zwłaszcza w regionach przygranicznych i eksportujących surowce, portach i centrach finansowych: tak jest w przypadku Władywostoku, Krymu i Naddniestrza. W przestrzeni postkomunistycznej przestępczość zorganizowana powstaje przed państwem. Właśnie to na długo utrzyma razem Wspólnotę Niepodległych Państw (WNP).

Nowe elity, które w przyszłości będą decydować o politycznym obliczu Rosji, charakteryzują się szczególną mentalnością. Po systemie sowieckim odziedziczyły niemoralność oraz pogardę dla prawa i zwykłych śmiertelników. Przesiąknięte darwinizmem społecznym, lubią schlebiać silnym, miażdżyć słabych i likwidować rywali; oto ich prymitywny kodeks postępowania. Ci, którym nie udało się zdobyć majątku, czyli ogromna masa ludności żyjąca w skrajnym ubóstwie, są uważani za nieudaczników zasługujących na swój los. Rażący kontrast dzieli żyjącą w nędzy ludność i grupę uprzywilejowanych. Ta pierwsza została dwukrotnie oszukana w 1992 roku: inflacja pozbawiła ich życiowych oszczędności w ciągu zaledwie kilku tygodni, a mafijna prywatyzacja została przeprowadzona na korzyść potentatów starego ustroju. Ludzie należący do grupy uprzywilejowanych zaś wierzą, że dosłownie wszystko im wolno, ozdabiają swoje pałace złotymi umywalkami, wyrzucają pieniądze przez okno, by zademonstrować swoje bogactwo, i ignorują kodeks drogowy bez obawy, że mogą przejechać pieszych „podludzi” (wszak milicja jest i tak skorumpowana). Nie przeszkadza to jednak tym „nowym Ruskim” obawiać się otwarcie pogardzanego ludu. Przeczuwają, że ich dobrobyt jest niepewny, a losy mogą się jeszcze odwrócić. Okupujący kraj, niczym armia najeźdźców, marzą o stabilności i o rządach żelaznej ręki.

.Dwa obozy, które po rozpadzie ZSRS znalazły się przy władzy – obóz prezydenta Federacji Rosyjskiej i obóz Rady Najwyższej – trafiły na szczyt jakimś zbiegiem okoliczności. Ani prezydent Jelcyn, ani utworzony w 1990 roku parlament nie zostali wybrani na przywódców niepodległego państwa.

Do najwyższej władzy wyniósł ich upadek ZSRS. Borys Jelcyn wyszedł z komunistycznych elit i zachował bardzo sowiecką koncepcję władzy: zamierzał rządzić poprzez „kadry”, nie poprzez prawo. Zachowuje się tak, jakby miał na swoje rozkazy zdyscyplinowane organy wykonawcze realizujące jego decyzje – co nigdy nie miało miejsca. Nadal myśli jak bolszewik: jeżeli, mimo jego wysiłków, sprawy nie mają się najlepiej, to dlatego, że ktoś celowo podkłada mu nogę. Nie kwestionuje on zasady odgórnej organizacji społeczeństwa. Jeśli chodzi o demokratów, którzy go poparli, umożliwiając mu odsunięcie od władzy Gorbaczowa, to owszem, sprzeciwiają się oni rządom autorytarnym, lecz nie są bynajmniej liberalni. Również słynący z reform ministrowie z lat 1992–1993 nie są liberałami w klasycznym rozumieniu tego słowa. Dążą do prywatyzacji, lecz bardzo mało dbają o zagwarantowanie prawa własności, będącego podstawą państwa prawa.

Z drugiej strony jeszcze bardziej neobolszewicka opozycja przejęła kontrolę nad parlamentem i nie waha się popierać rewolty. Roi się od grup paramilitarnych, a te nie kryją swoich zamiarów renacjonalizacji gospodarki rosyjskiej i likwidacji zwolenników reform Jelcyna. Ze wszystkich stron, jak grzyby po deszczu, wyrastają ruchy patriotyczne, tworząc skupiska wokół krzykliwych przywódców deliberujących na temat otaczających Jelcyna „satanistów-syjonistów” i „zbrodniczego reżimu”, któremu cudzoziemcy zlecili dokonanie „ludobójstwa na narodzie rosyjskim”. W tej atmosferze utajonej wojny domowej w Moskwie aż huczy od plotek o puczu. Po obu stronach wybucha histeria. Jedni grożą widmem wojny domowej, inni zapowiadają krwawe represje. Demokratów przeraża wizja „brunatno-czerwonego” puczu, a komuniści już widzą, jak wokół szyi zaciskają im się pętle. Każdy z obozów „sprywatyzował” jedną z gałęzi władzy: reformatorzy – wykonawczą, komuniści-patrioci – ustawodawczą; Rosja znów znalazła się w sytuacji podwójnej władzy, której podziału żadna ze stron nie chce zaakceptować. Jest to próba sił dwóch grup, które zawładnęły instytucjami, aby zapewnić sobie całkowitą kontrolę nad przestrzenią polityczną: oba obozy pragną reżimu autokratycznego (przytaczamy tu analizę Władimira Pastuchowa, jednego z najbardziej oryginalnych obserwatorów postkomunistycznej Rosji i systemu Putina).

21 września 1993 roku Jelcyn uchyla konstytucję i rozwiązuje parlament. Tym samym wypowiada mu wojnę. Prezydent Rosji i jego zwolennicy nie spodziewali się, że posłowie stawią opór. Jednak 22 września Rada Konstytucyjna ogłasza, że ukaz prezydenta jest niezgodny z konstytucją: w istocie, konstytucja zabrania prezydentowi rozwiązywać parlament, natomiast parlament ma prawo odwołać prezydenta. Parlament uznaje zatem ukaz za nieważny i tworzy niezależny rząd, który zabrania Bankowi Centralnemu finansowania rządu Jelcyna. Jelcyn odcina parlamentarzystom wodę, prąd i łączność telefoniczną. Sytuacja jest poważna. Sympatie armii leżą raczej po stronie parlamentu. [Paweł] Graczow, minister obrony, zabrania wydawania oficerom broni, a siły specjalne blokują sztab generalny. Do parlamentarzystów, wyobrażających sobie, że wspiera ich naród, ściągają uzbrojeni awanturnicy. Ustanawia się pewnego rodzaju junta. Kryzys stawia pod znakiem zapytania integralność państwa. Z osiemdziesięciu siedmiu regionów, pięćdziesiąt trzy stanęły po stronie parlamentu, podczas gdy republiki WNP zadeklarowały swoje poparcie dla Jelcyna. Prezydent waha się. Można odnieść wrażenie, że kraj pogrąża się w chaosie. Graczow jest nieskory do podejmowania działań, gdyż żywi nadzieję, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych pokona buntowników bez konieczności angażowania wojska. W końcu Jelcynowi udaje się pokonać opór. 4 października wydaje rozkaz ostrzelania parlamentu. Ginie 146 osób. Kraj prawie nie reaguje. Polityka przestaje tak bardzo interesować Rosjan w czasach, gdy odkrywają importowane gadżety i podróże za granicę. Śledzenie konkursów piękności zajmuje ich bardziej niż manewry opozycji. Większość ludności rosyjskiej, namiętnie obserwująca zachodnie seriale, troszczy się przede wszystkim o codzienne przetrwanie i nie angażuje się zbytnio w sprawy polityki.

Po wygranej Jelcyn organizuje wybory parlamentarne i doprowadza do uchwalenia nowej konstytucji na drodze referendum. Nosi ona znamiona okoliczności, w których została zredagowana. Według jednego z głównych autorów, wicepremiera Siergieja Szachraja, konieczne było wreszcie wyciągnąć wnioski z naszego doświadczenia, które pokazało, że zastosowana w naszej rosyjskiej rzeczywistości zasada podziału władz nie przyniosła pozy­tywnych skutków: przeciwnie, efekty okazały się kolosalnie negatywne…

.Nowa konstytucja gwarantuje podstawowe wolności, ale brakuje w niej mechanizmów kontroli władzy i wytyczenia limitów jej poszczególnym sektorom. Władimir Pastuchow widzi w niej „apologię zwyczajowej w Rosji autokracji. […] Konstytucja z 1993 roku powiela kodeks polityczny Imperium Rosyjskiego. Wszędzie tam, gdzie demokratyczne deklaracje pozostawały w sprzeczności z zasadami imperialnymi, stawiano nawiasy, które wypełniano później obrzydliwymi, niezgodnymi z konstytucją praktykami.

Putin wykorzysta te niedociągnięcia: nadmierne uprawnienia prezydenckiej władzy wykonawczej, słabo rozgraniczone kompetencje federalne i regionalne, niejasności w trybie powoływania izby wyższej. Dzięki nim zbuduje swój autorytarny system bez naruszania litery konstytucji. Dla większości obywateli Rosji lekcja wyciągnięta z wydarzeń jesieni 1993 roku jest jasna: tekst konstytucji nie ma znaczenia, gdyż wszystko zależy od układu sił.

Rozwiązanie parlamentu stanowi punkt zwrotny w ewolucji postkomunistycznej Rosji. Prokuratura i Trybunał Konstytucyjny straciły niezależność. Zmierzamy w kierunku imperialnej prezydentury, nawet jeśli słaby stan zdrowia Borysa Jelcyna na chwilę zamaskuje tę transformację. Rosyjskie elity osiągają dorozumiany konsensus: od tej pory będą rozwiązywać swoje konflikty między sobą, bez uciekania się do ulicy. Rosja zaczyna dystansować się od Zachodu nie tylko w swoich wyborach polityki wewnętrznej. W latach 1993–1996 porzucono ideę integracji Rosji ze światem zachodnim na rzecz „partnerstwa”. W lutym 1994 roku Wiaczesław Kostikow, rzecznik prezydenta Jelcyna, oświadczył, że „Rosja coraz bardziej postrzega sama siebie jako wielkie mocarstwo i zaczyna mówić o tym na głos”. W tym samym roku Jelcyn wygłasza bardzo „putinowskie” uwagi do oficerów SWR (wywiadu zagranicznego): „Za granicą istnieją siły, które chciałyby utrzymać Rosję w stanie kontrolowanego paraliżu. Walka o geopolityczne strefy wpływów zastępuje konflikty ideologiczne”.

W krajach WNP Moskwa prowadzi politykę „sterowanej niestabilności”: wspiera abchaskich i osetyjskich separatystów, popiera Naddniestrze przeciwko Mołdawii, a od 1994 roku realizuje politykę aktywnej infiltracji na Krymie. Rosja zdaje się tracić zainteresowanie przyszłością i zwraca się ku swojej imperialnej przeszłości. Szczątki członków rodziny carskiej zostają zidentyfikowane i pochowane w Petersburgu; podejmuje się prace nad odbudową katedry Najświętszego Zbawiciela zniszczonej przez bolszewików w 1931 roku.

Wydarzenia z października 1993 roku i zwrot, jaki Rosja przyjęła w kolejnych miesiącach, źle wróży rozwojowi demokracji w tym kraju. Ujawniają one, że rzekomo demokratyczne rosyjskie instytucje (parlament, władza prezydencka, sąd konstytucyjny) są w rzeczywistości pozostałościami starej komunistycznej biurokracji przesiąkniętej leninowską logiką walki o władzę i całkowitej eliminacji przeciwnika. Teraz jest już jasne, że siłowiki odegrają decydującą rolę w późniejszym rozwoju politycznym Rosji. W kwietniu 1995 roku w gazecie „Moskowskije Nowosti” ukazał się artykuł potępiający ingerencję służb specjalnych w decyzje podejmowane na najwyższym szczeblu władzy. Zalążki putinizmu zostały właśnie stworzone.

.Pomimo przyjęcia nowej konstytucji postęp w umacnianiu instytucji jest niewielki. Bardziej niż kiedykolwiek decydującą rolę odgrywają nieformalne ośrodki decyzyjne – na przykład utworzona w listopadzie 1993 roku służba bezpieczeństwa prezydenta, na czele której stoi ochroniarz Borysa Jelcyna. 1500 należących do niej ludzi decyduje, czy w Rosji pada deszcz, czy świeci słońce. Kontrolują administrację wyższego szczebla, handel bronią, handel metalami szlachetnymi itd. Angażują się w szantażowanie oligarchów; praktyka ta ma przed sobą świetlaną przyszłość. Bycie blisko władzy staje się niezwykle opłacalne. Biurokraci budują fortuny, udzielając licencji eksportowych, wydając przepustki, zwolnienia podatkowe, kontyngenty importowe itp. Od września 1995 roku oblężony rząd zastawia swoje najbardziej dochodowe aktywa na ułamek ich rzeczywistej wartości w zamian za kredyty od garstki bankierów. Na aukcji wystawiono szesnaście firm, w tym pięciu gigantów naftowych. Biurokraci i oligarchowie dzielą się łupami. Ta transakcja kładzie podwaliny pod sojusz oligarchów z władzą Jelcyna. W tym czasie staje się jasne, iż, wbrew oczekiwaniom zachodnich liberałów i rosyjskich demokratów, prywatyzacji towarzyszył kryzys wolności: że, paradoksalnie, utrudniła ona przejście do gospodarki rynkowej, przyczyniając się do powstania powiązanych z państwem monopolistycznych oligarchii, które do dziś kontrolują rosyjską gospodarkę. Po wypadkach października 1993 roku reformatorscy technokraci będący oparciem dla władzy Borysa Jelcyna, tacy jak Anatolij Czubajs, sprzyjali oligarchom, aby odsunąć od władzy „czerwonych dyrektorów” – sowieckich menedżerów, którzy dla własnej korzyści sprywatyzowali kierowane przez siebie przedsiębiorstwa. Aby zmiany stały się nieodwracalne, młodzi reformatorzy zachęcają oligarchów do wejścia do polityki. Ci przejmują media, w tym stacje telewizyjne. „Nowi Ruscy” odkrywają manipulacyjną siłę public relations. W ich oczach domena ta stanie się alfą i omegą polityki, rozwiązaniem uniwersalnym. Przekonali się o tym podczas kampanii prezydenckiej w 1996 roku.

4 stycznia 1996 roku Jelcyn ogłasza, że wobec groźby powrotu komunistów do władzy decyduje się ponownie kandydować na prezydenta. Do wyborów staje w sytuacji właściwie desperackiej, w okresie całkowitego pesymizmu. Jego popularność jest najniższa w historii (5 proc. poparcia), zaś komuniści złapali wiatr w żagle (40 proc. poparcia). Ruch demokratyczny przestaje istnieć. Jelcyn czuje się zupełnie osamotniony, opuszczony przez swoich pierwszych zwolenników i całkowicie niepopularny.

Z pomocą przychodzą mu wtenczas oligarchowie. Układ z Davos, zawarty 4 lutego 1996 roku między wielkimi bankierami oraz przedstawicielami mediów i polityki w celu wsparcia kandydatury Jelcyna, oznacza ich wejście do polityki. Kontrolowane przez nich media, pod hasłem: „Nigdy więcej”, mnożą programy przypominające o okropnościach komunizmu: gułagach, czystkach, pustych sklepach, kolejkach po chleb i cukier. Mobilizują inteligencję, która uczy się, jak najlepiej można się sprzedać. Pospiesznie wyłoniono „rosyjskiego De Gaulle’a”: porywczego generała Aleksandra Lebiedzia o stentorowym głosie, którego kandydaturę media nadmuchały jak balon, aby oderwać nacjonalistów od komunistycznego elektoratu. To był początek tego, co po rosyjsku nazwano polittechnologią, czyli techniką manipulowania opinią publiczną. Rosyjskich wyborców przekonano, że „nie ma alternatywy dla Jelcyna”: „Albo Jelcyn, albo chaos”.

Rezultaty przerosły wszelkie oczekiwania: 3 lipca Jelcyn wygrał drugą turę wyborów z wynikiem 54,4 proc. głosów, chociaż pomiędzy obiema turami powalił go zawał serca, który ukryto przed wyborcami. Oligarchowie triumfują, a nowo zdobyta władza uderza im do głowy. Nie trzeba już obawiać się ludu: wszak dzięki mechanizmom wyborczym można nim dowolnie manipulować. Niebezpieczeństwo rozruchów maleje, gdyż siłowiki działają na rozkaz oligarchów (a przynajmniej ci ostatni są o tym przekonani). Jeśli chodzi o polittechnologów, to nauczyli się oni na przykładzie komunistów, iż nie wystarczy nadmuchać czyjąś kandydaturę jak balon, co jest proste, ale że trzeba również dysponować odpowiednią aparaturą w terenie, aby zebrać owoce manipulacji. Nauczyli się również formułować liberalny program prawicy w populistycznych kategoriach lewicy.

.Nastroje mas są diametralnie inne. W latach 1990–1991 ludzie byli przekonani, że przyjmując to, co wyobrażali sobie jako demokrację, w magiczny sposób osiągną poziom zachodniego dobrobytu. Od końca roku 1992 marzenia te się rozwiewają. Kraj ponownie pogrąża się w nienawiści do samego siebie. Od zawsze była ona na wyciągnięcie ręki: „My, Rosjanie, przestaliśmy kochać samych siebie”, powie później Jelcyn. Upadek ideologii pozostawił pustkę nie do zniesienia, co z kolei doprowadziło do ucieczki w irracjonalność.

Stało się to widoczne pod koniec okresu Gorbaczowa i w trudnych latach po upadku komunizmu. W tym czasie na każdym rogu ulicy sprzedawano broszury na temat astrologii, magii, jasnowidztwa i satanizmu. W telewizji można było oglądać tłumy uzdrowicieli, wszelkiego rodzaju guru, medium, wróżbitów i gwiazdorskich szarlatanów. Podczas rządów Jelcyna rodziły się najbardziej absurdalne teorie, podchwycane przez niezliczone publikacje „brunatno-czerwonej” opozycji i w końcu uznawane za godne uznania, a nawet powszechnie obowiązujące. Najbardziej niewinna z nich głosiła, że „tymczasowe rządy okupacyjne” Jelcyna zostały ustanowione przez Waszyngton, by dokonać „ludobójstwa narodu rosyjskiego”, a ambasada amerykańska w Moskwie – celem unieszkodliwienia swojej ofiary – podobno zainstalowała urządzenie magnetyczne pozwalające na przekształcanie ludności rosyjskiej w zombie na odległość.

Prasa „patriotyczna” opisywała te i inne wyssane z palca wymysły, szeroko je rozpowszechniając. Padały one na żyzny grunt: w Rosji budził się wyniszczający kompleks niższości. Według historyka Borysa Mironowa poczucie upokorzenia stanowi „podstawę rosyjskiego patriotyzmu”. Postęp krajów Europy Środkowo-Wschodniej i państw bałtyckich, znacznie mniej zamożnych niż Rosja, prowadzi Rosjan do przekonania, że – w przeciwieństwie do swoich sąsiadów – nigdy nie będą w stanie zbudować „normalnego” państwa. Na tle tego poczucia niższości demagogia komunistów-patriotów, oskarżających Zachód o spisek mający definitywnie pogrążyć Rosję, przyniesie niszczące skutki.

Kompensacyjny nacjonalizm zyskuje na popularności. Wszak Rosja, nie mogąc poszczycić się swoją cywilizacją, może chlubić się kontrolowaną przez siebie przestrzenią. Utrata Imperium, zaakceptowana w 1991 roku, gdy perspektywa integracji z zachodnią strefą dobrobytu wydawała się jeszcze w zasięgu ręki, stanie się nie do zniesienia, w miarę jak Rosja nie uświadomią sobie niepowodzenie próby upodobnienia się do Zachodu. Rośnie poczucie życia w okrojonym kraju o tymczasowych granicach: dziś rosyjskie terytorium jest mniej więcej takie samo jak w połowie XVII wieku za panowania Aleksego, ojca Piotra Wielkiego, a zatem jeszcze przed przyłączeniem Ukrainy. Przypomnijmy, że państwo rosyjskie rozpadało się dwukrotnie: w czasie niepokojów na początku XVII wieku i w 1917 roku. W obu przypadkach doszło do odtworzenia władzy centralnej i wznowienia ekspansji terytorialnej państwa.

.Miarą tej ewolucji jest rosnący sukces doktryny eurazjatyckiej. Jej koncepcję sformułował w 1998 roku Aleksandr Dugin, autor wydanych w 1997 roku Podstaw geopolityki, bliski nurtowi narodowo-komunistycznemu, potem adept „rewolucji konserwatywnej”. Według niego Rosja musi zbudować „wielką autarkiczną przestrzeń” poprzez ustanowienie eurazjatyckiej unii celnej obejmującej Rosję, Białą Ruś (Białoruś), Kazachstan, Tadżykistan, Uzbekistan i Kirgistan, do której mogłyby dołączyć Serbia, Grecja, Iran, Indie, Irak, Syria i Libia. Stosunki z Zachodem podlegałyby ścisłej kontroli; państwo miałoby monopol w niektórych strategicznych sektorach przemysłu; preferowano by stosunki gospodarcze z Europą i Chinami, a nie z USA. Doktryna eurazjatyzmu opiera się na idei nieprzejednanej opozycji między mocarstwami lądowymi i morskimi, ucieleśniającej się w bezwzględnej wojnie między światem anglosaskim (Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, „mocarstwami oceanicznymi”, „talassokratycznymi” par excellence) a kontynentem, którego sercem (heartland) jest właśnie zajmowana przez Rosję Eurazja.

W tej wizji Europa i Azja są „terytoriami peryferyjnymi” – obszarami, które masa kontynentalna musi wyrwać spod wpływu potęg oceanicznych, aby móc ukonstytuować się jako Grossraum („wielka przestrzeń”). W artykule zwolenników eurazjatyzmu Dugina, opublikowanym w 1993 roku w czasopiśmie „Elementy”, czytamy: „Zgodnie z zasadą Wielkiej Przestrzeni suwerenność państwa zależy w mniejszym stopniu od jego siły militarnej czy rozwoju gospodarczego i technologicznego niż od rozległości i układu geograficznego jego terytoriów”.

Wiadomo, dlaczego doktryna ta odnosi w Rosji coraz większe sukcesy. Kremlowskie władze postrzegają ją jako sposób na skierowanie rosyjskiego nacjonalizmu na projekt, który nie zagraża spójności Federacji Rosyjskiej.

Pod koniec rządów Jelcyna mamy do czynienia z wyjątkową konfiguracją w społeczeństwie rosyjskim. Z jednej strony ukształtowały się nowe elity naznaczone okolicznościami, w których się wyłoniły: są to ludzie przekonani, że mogą pozwolić sobie na wszystko, że mają u swoich stóp nie tylko ludność rosyjską, ale również ludzi Zachodu – tych ostatnich oceniają zaś jako pobłażliwych poszukiwaczy przygód, przybywających do Rosji, aby dorobić się majątku. Nie istnieje dla nich żadne inne prawo poza prawem silniejszego; liczą się tylko pieniądze i zapewniana przez nie władza. Naprzeciwko tej elity, zarazem aroganckiej i próżnej, służalczej wobec wielkich i pełnej arogancji wobec maluczkich, stoją masy: ludność rosyjska przeżywająca rozczarowanie i demoralizację po niepowodzeniu reform, co, w połączeniu z poczuciem całkowitej bezwartościowości w oczach rządzących, skrystalizuje się w żrący, szukający ujścia resentyment. Politechnolodzy (specjaliści od manipulowania masami) zrozumieją, że, opierając się na tym resentymencie i kanalizując go, będą mogli zachować, a nawet udoskonalić, grabieżczy system powstały po Gorbaczowskiej pieriestrojce. Oto pierwsze składniki putinizmu.

Po wyborach prezydenckich w 1996 roku mierność nowych elit rzuca się w oczy. Oligarchowie, którzy znaleźli się u władzy, okazują się niezdolni do myślenia politycznego i przekształcenia się w klasę rządzącą. Interesuje ich tylko to, jak wykorzystać swoją pozycję do zdobycia nowych, zyskownych aktywów. Nigdy nie próbowali zorganizować się jako grupa interesów przeciwko władzy, gdyż woleli zawierać specjalne układy z państwem kosztem swoich rywali. Wzajemne starcia o łupy osłabią ich i sparaliżują rosyjski rząd, brutalnie atakowany przez tych, których nie zadowalają jego decyzje.

.Latem 1998 roku sytuacja staje się katastrofalna: rubel traci 75 proc. swojej wartości, import zamiera, a połowa banków bankrutuje, zabierając oszczędności milionom Rosjan. Wiele firm jest zamykanych. Kryzys kompromituje zarówno oligarchów, jak i młodych reformatorów, czyli filary reżimu Jelcyna. We wrześniu 1998 roku prezydent Rosji zostaje zmuszony do powołania na szefa rządu Jewgienija Primakowa, weterana KGB i człowieka oddalonego od kremlowskich klanów.

Françoise Thom

Fragment książki: Zrozumieć putinizm. Obsesja potęgi, tłum. Zofia Litwinowicz-Krutnik, wyd. Instytut Pileckiego, 2023 [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 grudnia 2024