Pięć lekcji z ostatniej dekady
Europejczycy muszą zrozumieć, że bez NATO nie ma bezpieczeństwa w Europie. 80 proc. wydatków na obronę NATO pochodzi od sojuszników spoza Unii Europejskiej – przypomina Jens STOLTENBERG
.Na początku 2014 roku, gdy po raz pierwszy zaproponowano mi objęcie stanowiska Sekretarza Generalnego NATO, jak zawsze w takich sytuacjach zwróciłem się do mojego ojca po radę. A on powiedział: „W NATO niewiele się dzieje”. Nie był więc zbyt entuzjastycznie nastawiony do pomysłu, żebym tam poszedł i spędził kilka nudnych lat. Uważnie go słuchałem, ponieważ działalność w norweskiej służbie zagranicznej rozpoczął jeszcze w latach 50. Następnie był norweskim ministrem obrony oraz ministrem spraw zagranicznych. Uczestniczył w większej liczbie spotkań NATO niż prawdopodobnie jakikolwiek inny Norweg. Może miał rację, że NATO tradycyjnie było dość statyczne. Jednak przymiotniki takie jak „statyczny” i „spokojny” zdecydowanie nie są właściwymi określeniami w opisie historii Sojuszu w ostatniej dekadzie.
Od momentu objęcia przeze mnie stanowiska Sekretarza Generalnego w 2014 roku świat wokół nas zmienił się radykalnie. Byliśmy świadkami nielegalnej aneksji Krymu przez Rosję, wzrostu potęgi ISIS, pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, rosnącej rywalizacji z Chinami, pandemii COVID, coraz bardziej zaawansowanych cyberataków oraz wzrastającego wpływu zmian klimatu na nasze bezpieczeństwo. Lista ta jest długa. W czasie mojej kadencji znaczenie NATO było wielokrotnie kwestionowane. Sojusz opisywano jako podzielony, przestarzały i „martwy mózgowo”.
Ale rzeczywistość jest taka, że NATO jest silne, zjednoczone i ważniejsze niż kiedykolwiek. W ciągu tych 10 lat przeszliśmy największą transformację od pokoleń. Wzmocniliśmy naszą obronę – od zera do dziesiątek tysięcy żołnierzy NATO gotowych do walki na naszej wschodniej flance. Od kilku tysięcy do pół miliona żołnierzy w stanie wysokiej gotowości. I od trzech do dwudziestu trzech sojuszników, którzy wydają co najmniej 2 proc. PKB na obronność. Wzmocniliśmy NATO jako instytucję, podwajając wspólny budżet, aby móc skutecznie działać. Nasza rodzina sojuszników i partnerów się powiększyła – dołączyły Czarnogóra, Macedonia Północna, Finlandia i Szwecja. A Ukraina jest bliżej NATO niż kiedykolwiek wcześniej.
.W 2014 roku udzielaliśmy Ukrainie jedynie marginalnego wsparcia. Teraz nasze wsparcie jest ogromne, a NATO koordynuje pomoc poprzez nasze nowe dowództwo w Niemczech. Rozszerzyliśmy również nasze partnerstwa na globalnym Południu oraz pogłębiliśmy relacje z krajami Indo-Pacyfiku. Współpraca NATO z UE osiągnęła niespotykany dotąd poziom. Jestem dumny, że mogłem pełnić funkcję Sekretarza Generalnego NATO i kierować tym Sojuszem w decydującej dekadzie. Patrząc wstecz na tę niesamowitą podróż, chciałbym podzielić się pięcioma lekcjami, które są kluczowe dla dalszego sukcesu NATO w przyszłości.
Po pierwsze, musimy być gotowi ponieść koszt, jakiego wymaga utrzymanie pokoju. Im więcej pieniędzy zainwestujemy, tym silniejsza będzie nasza obrona, skuteczniejsze będzie nasze odstraszanie i większe będzie nasze bezpieczeństwo. Od 2014 roku wydatki w całym Sojuszu znacznie wzrosły. Wszystkie państwa członkowskie NATO teraz inwestują co najmniej 2 proc. PKB w obronność lub mają plany, aby wkrótce to osiągnąć. Po raz pierwszy całkowite wydatki na obronność w Europie i Kanadzie przekroczyły 2 proc. Dobrą wiadomością jest to, że zrealizowaliśmy zobowiązanie, które złożyliśmy dziesięć lat temu. Złą wiadomością jest jednak to, że to już nie wystarczy. Dlatego sojusznicy NATO zgodzili się wydawać co najmniej 2 proc. PKB na obronność. Uzgodniliśmy także solidne plany obronne, które zawierają konkretne cele dotyczące zdolności, określające, co każdy sojusznik musi zapewnić w zakresie broni, sił i gotowości dla naszego bezpieczeństwa. Aby osiągnąć te uzgodnione cele, sojusznicy będą musieli wydawać znacznie więcej niż 2 proc. PKB na obronność w nadchodzących latach.
Drugą lekcją jest to, że wolność jest ważniejsza niż wolny handel. Niedawno wielu sojuszników uważało, że zakup gazu z Rosji to kwestia wyłącznie handlowa. To było błędne podejście. Rosja używała gazu jako broni i środka szantażu. To za jego pomocą chciała powstrzymać nas od wspierania Ukrainy. Nie możemy popełnić tego samego błędu w przypadku Chin. Zależność od chińskich minerałów ziem rzadkich, eksport zaawansowanych technologii oraz zagraniczna kontrola nad kluczową infrastrukturą osłabiają naszą odporność i stwarzają zagrożenia.
Oczywiście nadal będziemy współpracować z Chinami, ale nie możemy wymieniać krótkoterminowych interesów ekonomicznych na długoterminowe potrzeby bezpieczeństwa. Jednocześnie, i to jest istotne, bezpieczeństwo nie może być pretekstem do wprowadzenia protekcjonistycznych środków przeciwko przyjaciołom i sojusznikom. Przeciwnie, im bardziej ograniczamy handel z potencjalnymi przeciwnikami, tym ważniejsze jest utrzymanie otwartych relacji gospodarczych między sojusznikami i nami samymi.
Bariery i cła nakładane wzajemnie pomiędzy naszymi krajami zwiększą koszty, obniżą jakość produkcji i stłumią innowacje. To osłabi nasze bezpieczeństwo, ponieważ wpłynie na siłę naszych gospodarek. NATO odniosło sukces podczas zimnej wojny między innymi dlatego, że wierzyliśmy w otwarte gospodarki i konkurencję między naszymi krajami. Pamiętajmy, że w art. 2 naszego traktatu założycielskiego, traktatu waszyngtońskiego, jasno stwierdzono, że powinniśmy wzajemnie zachęcać się do wzmacniania współpracy gospodarczej między sojusznikami. Dlatego podejdźmy do tego zobowiązania poważnie. Protekcjonizm gospodarczy stosowany względem sojuszników nie chroni naszego bezpieczeństwa.
Trzecią lekcją jest to, że siła militarna jest warunkiem wstępnym do prowadzenia dialogu. Wiem to z czasów, gdy byłem premierem Norwegii. Musimy rozmawiać z naszymi sąsiadami, niezależnie od tego, jak może to być trudne. Jednak dialog ma sens tylko wtedy, gdy jest wspierany przez silną obronę. Doskonale pokazuje to sytuacja na Ukrainie. Wszyscy chcemy, aby ta wojna się skończyła. Najszybszym sposobem na zakończenie wojny jest jej przegranie. Ale to nie przyniesie pokoju; przyniesie rosyjską okupację. Dziś prezydent Putin wierzy, że może osiągnąć swoje cele na polu bitwy i że może nas przetrzymać. Dlatego kontynuuje swoją brutalną wojnę. Nie wierzę, że możemy zmienić zdanie Putina, ale wierzę, że możemy zmienić jego kalkulacje.
Dając Ukrainie więcej broni, możemy sprawić, że Putin zrozumie, iż nie może osiągnąć tego, czego pragnie, używając siły. Musimy uczynić to dla niego tak kosztownym, aby musiał zaakceptować, że Ukraina ma prawo do trwania jako suwerenne i demokratyczne państwo. Paradoksalnie – im więcej broni jesteśmy w stanie dostarczyć Ukrainie, tym bardziej prawdopodobne jest osiągnięcie pokoju i zakończenie wojny. A im bardziej wiarygodne będzie nasze długoterminowe wsparcie militarne, tym szybciej wojna się zakończy.
Jak stwierdził prezydent Zełenski, Rosja musi uczestniczyć w przyszłych rozmach pokojowych. Porozumienia mińskie po pierwszej inwazji Rosji w 2014 roku nie przyniosły pokoju. Każde przyszłe porozumienie musi być podparte silnym wsparciem militarnym dla Ukrainy oraz wiarygodnymi gwarancjami bezpieczeństwa, dzięki czemu uda się zapewnić trwały pokój. Trwałe bezpieczeństwo w Europie nie nastąpi bez stabilnej Ukrainy, a długotrwałe bezpieczeństwo i stabilność Ukrainy nie nastąpią bez jej członkostwa w NATO. Drzwi NATO są otwarte i Ukraina w końcu dołączy do Sojuszu.
Teraz przejdźmy do mojej czwartej lekcji: siła militarna ma swoje ograniczenia. Doskonale widzieliśmy to w Afganistanie. Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. wkroczenie do Afganistanu było słuszne. Nasza interwencja wojskowa miała wyraźny mandat ONZ. Uzyskaliśmy też szerokie poparcie polityczne w całym Sojuszu. Rozbiliśmy Al-Kaidę i zapobiegliśmy temu, by Afganistan stał się bezpieczną przystanią dla międzynarodowych terrorystów. Nasza misja nie była więc daremna i czczę pamięć wszystkich, którzy złożyli ostateczną ofiarę.
Jednak misja afgańska trwała zbyt długo. Kiedy zostałem Sekretarzem Generalnym NATO w 2014 r., już wówczas planowano zakończenie naszej obecności militarnej w Afganistanie w ciągu kilku lat, a następnie przejście do politycznego partnerstwa. Ale siedem lat później wciąż tam byliśmy z tysiącami żołnierzy. To, co zaczęło się jako skoncentrowana operacja antyterrorystyczna, przerodziło się w dużą misję budowy narodu. Stworzenie demokratycznego i zjednoczonego Afganistanu z równymi prawami dla wszystkich było szlachetnym celem, ale było zbyt ambitne. Zobaczyliśmy, jakie są koszty przesuwania celu misji.
Po dwudziestu latach wciąż nie wygrywaliśmy wojny. Talibowie zyskiwali przewagę. Nie było też zjednoczonych afgańskich władz, które mogłyby wziąć na siebie odpowiedzialność po naszym odejściu. Fakt, że afgański rząd i siły bezpieczeństwa upadły tak szybko, pokazał, dlaczego odejście było słuszne. To, co powinno być stabilną i silną strukturą państwową, okazało się domkiem z kart. Nie było powodu, by sądzić, że pozostanie w Afganistanie przez kolejne dwadzieścia lat przyniosłoby inny rezultat. Wyciągnięta lekcja jest więc taka, że cel każdej przyszłej operacji wojskowej poza terytorium NATO musi być jasno zdefiniowany i musi być uczciwy w odniesieniu do tego, co możemy, a czego nie możemy osiągnąć.
Piąta i ostatnia lekcja, która jest najważniejsza: nie możemy nigdy lekceważyć więzi między Europą a Ameryką Północną. NATO nie jest czymś niezmiennym – jest wynikiem świadomych wyborów i woli politycznej. Słyszeliśmy głosy po obu stronach Atlantyku wzywające do rozdzielenia Ameryki i Europy. Skupienie się na krótkoterminowych interesach narodowych kosztem długofalowej współpracy nie przyniesie nam korzyści. Izolacjonizm nie zapewni bezpieczeństwa nikomu. Żyjemy w świecie powiązań i zależności. Wyzwania związane z bezpieczeństwem są zbyt poważne, a konkurencja jest zbyt ostra, by jakikolwiek kraj mógł działać w pojedynkę. Inwestowanie w relacje transatlantyckie to jedyna właściwa droga naprzód.
Europejczycy muszą zrozumieć, że bez NATO nie ma bezpieczeństwa w Europie. 80 proc. wydatków na obronę NATO pochodzi od sojuszników spoza UE. I nie chodzi tylko o zasoby, ale także o geografię. Bez Turcji na Południu, Norwegii na Północy oraz USA, Kanady i Wielkiej Brytanii na Zachodzie niemożliwe jest wyobrażenie sobie bezpieczeństwa kontynentu europejskiego. Sojusz transatlantycki służył Europie dobrze, torując drogę do bliższej integracji europejskiej, zjednoczenia Niemiec oraz szerzenia demokracji i wolności w całej Europie Środkowej i Wschodniej. To lekcja historii, którą Europejczycy muszą zapamiętać.
Sojusz transatlantycki dobrze służył także Stanom Zjednoczonym. Przyjaciele i sojusznicy Ameryki wnoszą niezbędny wkład w bezpieczeństwo i interesy USA. Sojusznicy NATO stali ramię w ramię z USA od Korei po Afganistan i zapłacili wysoką cenę. To po prostu nieprawda, że Europejczycy są tylko pasażerami na gapę. Żaden inny kraj nie ma tylu przyjaciół i sojuszników co Stany Zjednoczone. Jakakolwiek polityka, która stara się podważyć tę sytuację, marnuje jeden z największych atutów Ameryki.
.Kiedy zaczynałem tę pracę dziesięć lat temu, nie mogłem sobie wyobrazić, jak bardzo nasz Sojusz się zmieni. Tak samo nie jestem w stanie przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Ale jedno jest pewne: choć wyzwania, przed którymi stoimy, mogą się zmieniać, odpowiedź pozostaje ta sama. Jesteśmy silniejsi i bezpieczniejsi – Europa i Ameryka Północna razem w NATO.
Jens Stoltenberg
Tekst przemówienia pożegnalnego sekretarza generalnego NATO, 19.09.2024 r.