Kryzys polityczny we Francji jest kryzysem zaufania, demokracji i indywidualnej odpowiedzialności – David Lisnard i Arnaud Teyssier

Lisnard

Francuskie społeczeństwo zmieniło się w sposób spektakularny. Obecnie kraj potrzebuje prezydenta, który czuje się odpowiedzialny za swoje decyzje – oceniają David Lisnard i Arnaud Teyssier na łamach „Le Figaro Magazine”.

.David Lisnard jest merem Cannes i prezesem Stowarzyszenia Merów Francji (Association des maires de France), współautorem książki „Les leçons de Pompidou”. Arnaud Teyssier jest historykiem, autorem książki Charles de Gaulle – L’angoisse et la grandeur.

W wywiadzie dla „Le Figaro Magazine” David Lisnard i Arnaud Teyssier analizują korzenie kryzysu politycznego we Francji.

„Dlaczego istnieje problem relacji między obywatelem a władzą? Ponieważ mamy kryzys zaufania związany z porzuceniem pewnych kluczowych mechanizmów w V Republice, zwłaszcza referendum. Porzuciliśmy zatem fundamentalny związek między ludem a władzą. Referendum to nie plebiscyt, ponieważ możemy przeprowadzać prawdziwe głębokie referenda (na przykład byłoby to możliwe w sprawie reformy emerytalnej)” – tłumaczy Arnaud Teyssier.

Zdaniem Davida Lisnarda kryzys polityczny we Francji wpisuje się w „bardziej globalny kryzys demokracji, który jest kryzysem dwóch składowych tego terminu: kryzysem dêmos, reprezentacji (…), i przede wszystkim kryzysem kratos, władzy wykonawczej”. „Aby odzyskać zaufanie, należy odzyskać prawdziwą efektywność działań publicznych, sens decyzji i nadzór nad ich wykonaniem” – stwierdza.

„Często słyszę bardzo fałszywe, choć kuszące stwierdzenie, że instytucje V Republiki są wyjątkowymi instytucjami, stworzonymi dla wyjątkowego człowieka. To przeciwieństwo tego, co chciał zrobić Charles de Gaulle. Chciał on stworzyć instytucje, które mogłyby być kierowane przez ludzi, którzy nie mieli jego prawowitości historycznej i reputacji. Taki jest na przykład duch artykułu 16 w konstytucji, który daje prezydentowi Republiki wyjątkową władzę w przypadku przerwania stałego funkcjonowania władzy publicznej. De Gaulle być może w pewnej mierze był utopistą: jako czytelnik chrześcijańskich moralistów klasycznych, Pascala czy nawet de Richelieu (…) myślał, że instytucje mogą być dość silne, aby rekompensować słabości ludzi. Myślę, że de Gaulle naprawdę wierzył, że pozostawiając silne instytucje, uda mu się sprawić, że Republika będzie trwać” – stwierdza Arnaud Teyssier.

„W XXI wieku, którego wyzwania są bez precedensu, potrzeba szefa, kogoś, kto czuje się odpowiedzialny za swoje decyzje” – podkreśla David Lisnard. „Przywoływałem kryzys demokracji, który uważam za głęboki. O ile jest ona atakowana z zewnątrz, co zresztą powinno ją wzmocnić, jest ona przede wszystkim atakowana od wewnątrz. Wrogowie zewnętrzni – islamiści, imperia dyktatorskie lub systemy ograniczające prawa i wolności obywatelskie – są silni jedynie przez nasze słabości, m.in. wszelkie formy wokizmu, które oni zresztą podkreślają (Putin często mówi o upadku Zachodu). Aby stawić temu czoła, potrzebujemy przede wszystkim obywatelskiego zrywu i nadziei, niesionej przez tego szefa, stojącego na czele państwa – to istota myśli de Gaulle’a, który chciał przekazać ją Pompidou. Potrzebujemy przywódcy, który umie powiedzieć nie interesom pojedynczych grup, który nie wykorzystuje każdego dnia do przekazania swojego politycznego przesłania, który nie przedstawia pustych zapewnień przy każdej sprawie ważnej dla kraju lub świata, który nie ma obsesji na punkcie „sekwencji komunikacyjnej” dnia, który potrafi przypomnieć, czym jest transcendencja narodu i obywateli” – ocenia.

Zdaniem mera Cannes, Charles de Gaulle i Georges Pompidou „czerpali swoją wizję ze swojej koncepcji historii i człowieka”. „Dla de Gaulle’a Francja mogła być jedynie wielka i silna, a Pompidou doda potem, że warunkiem tego jest dobrobyt” – stwierdza. „Kształtował ich również język. (…) Język, jakim posługiwał się Pompidou, charakteryzował się rzadko spotykaną precyzją, a jednocześnie nie był wyszukany – przeciwieństwo współczesnych socjologów czy nawet technokratów, którzy, gdy zapyta się ich o godzinę, podadzą cały kalendarz, ale nigdy nie odpowiedzą, która jest godzina; doświadczam tego codziennie. Przemówienia i konferencje prasowe generała de Gaulle’a i jego następcy były precyzyjne i przystępne. Otóż kiedy słowa, które wyrażają wnioski i perspektywy, są celne, tworzą zaufanie; kiedy słowa są stronnicze, kiedy mówi się o ekonomii budżetowej, podczas gdy chodzi o ściąganie opłat, wywołuje to brak zaufania” – tłumaczy.

„Była zatem wizja i jej wyrażanie, ale była również zdolność do działania. Nigdy nie zapominajmy, że generał de Gaulle i Georges Pompidou codziennie niepokoili się o wykonanie działań, tak jak każdy przedsiębiorca. Ważną kwestią było „Czy to funkcjonuje?”. Byli również pragmatyczni, a większość późniejszych rządzących nie była ani pragmatyczna, ani wizjonerska” – dodaje.

Jak podkreśla Arnaud Teyssier, „francuskie społeczeństwo zmieniło się w sposób spektakularny: de Gaulle, Pompidou, Giscard, a nawet początkowo Mitterrand sprawowali władzę w społeczeństwie, które nie miało nic wspólnego z obecnym”. „Nie obcinało się głów nauczycielom na ulicach (mordercy byli jedynymi osobami, którym ścinało się głowy, ponieważ stosowało się wówczas karę śmierci), nie było takich napięć na tle wspólnotowym, kulturowym, religijnym. W rezultacie władza publiczna jest dziś nadmiernie rozciągnięta w czasie, podczas gdy władza polityczna w dużej mierze się rozpadła, a politycy nie mają być może takiej swobody, jaką pozostawiał swoim ministrom generał de Gaulle. Pomimo swojego prestiżu nie starał się on wszystkiego kontrolować: pozwalał Pompidou, a nawet Michelowi Debré w pełni rządzić; akceptował sprzeciw. Od tamtej pory żaden premier nie miał podobnej autonomii. Tak więc dziś państwo stoi w obliczu społeczeństwa przytłoczonego problemami, z narzędziami i środkami, które w dużej mierze utraciło lub które są przynajmniej znacznie bardziej rozdrobnione, oraz z kontekstem prawnym, w którym pole manewru władz znacznie się skurczyło. Wszystko to pogłębia zły stan demokracji, ponieważ wszystko jest znacznie trudniejsze. Ekscesy budżetowe są nieuniknione, ponieważ wszystkie problemy społeczne wymagają większych zasobów i większej liczby urzędników, aby się nimi zająć. Jednocześnie władza polityczna twierdzi, że wszystko kontroluje, a prezydent Republiki pokazuje się jako niemal wszechmocny. Rezultatem jest ogromna frustracja Francuzów, którzy widzą, że sytuacja stale się pogarsza, a jednocześnie zauważają, że system polityczny jest całkowicie przestarzały” – analizuje historyk.

.„Państwo musi ponownie stać się silne, dlatego musi skupić się na swoich zadaniach. Kryzys, przez który przechodzimy, jest również kryzysem indywidualnej odpowiedzialności – przy każdej decyzji samorządowcy mają do czynienia z czterema, pięcioma, co ja mówię, siedmioma lub ośmioma organami (…). Paradoksalnie zwiększana jest liczba pracowników w departamentach państwowych, podczas gdy państwo przeniosło swoje działania – istnieje 438 organów państwa, które wydają niemal 100 miliardów euro rocznie i które zatrudniają ponad 410 000 urzędników. Żaden z tych organów nie może wydać pozwolenia na projekt, ale każdy może go zabronić. Doświadczyłem tej transformacji. Przeszliśmy od systemu odpowiedzialności, w którym państwo nakładało kary a posteriori w przypadku odstępstwa, do systemu uprzedniej autoryzacji. Stworzyliśmy system nieufności” – stwierdza David Lisnard.

Julia Delanne, Praryż

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 grudnia 2024