Mapa wojny na Ukrainie - cele do 1800 km w głąb Rosji
Należące do Ukrainy drony mogą już razić cele znajdujące się do 1800 km w głąb Rosji – napisał 7 września w mediach społecznościowych Kyryło Budanow, szef ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR).
Kyryło Budanow: ukraińskie drony rażą cele do 1800 km w głębi Rosji
.”Ciągle rozwijane przez najlepszych ukraińskich specjalistów drony już obecnie pozwalają nam uderzać w cele militarne znajdujące się nawet 1800 km w głąb Rosji” – stwierdził Kyryło Budanow. „Lotniska wojskowe, będące źródłem ciągłego zagrożenia dla miast Ukrainy, drżą od ataków powietrznych. Cała infrastruktura Rosji pracująca na rzecz wojny poniosła i będzie ponosić straty” – zapowiedział szef HUR.
Kijów od miesięcy atakuje dronami zakłady energetyczne, rafinerie i inne cele wojskowe znajdujące się na terytorium Rosji. Budanow zauważył też, że w ostatnich miesiącach dzięki skutecznym działaniom wywiadu wojskowego „Ukraina udowodniła światu, że Morze Czarne nie należy do Rosji”. „Zmusiliśmy wroga do przeniesienia floty na «bezpieczną» odległość, do opuszczenia granic morskich, które od dawna uważał za swoje” – zaznaczył. Dyrektor HUR Kyryło Budanow oświadczył, że wojskowi cyberspecjaliści przeprowadzili w ostatnim roku „dziesiątki udanych operacji, uzyskali cenne dla Ukrainy informacje, penetrowali bazy danych państwa agresora i znaleźli słabe punkty w jego komunikacji”.
„Smocze drony” nową bronią Ukraińców
.Wojsko Ukrainy stosuje na froncie przerażającą innowację – „smocze drony”. Bezzałogowce zrzucają na rosyjskie pozycje stopiony metal, nadając nowoczesny charakter amunicji używanej ze straszliwymi skutkami podczas obu wojen światowych – pisze w sobotę portal amerykańskiej stacji CNN.
Użycie dronów przedstawiono w serii nagrań opublikowanych w mediach społecznościowych, w tym przez ministerstwo obrony Ukrainy. Widać na nich nisko przelatujące drony zrzucające strumienie ognia – w rzeczywistości stopiony metal – na zajmowane przez Rosjan pozycje. „Rozpalona do białości mieszanina glinu i tlenku żelaza, zwana termitem, pali się w temperaturach do 2200 stopni Celsjusza. Spadając z drona, termit przypomina ogień wydobywający się z paszczy mitycznego smoka, od czego drony zyskały przydomek” – wyjaśnia CNN.
Nicholas Drummond, analityk przemysłu obronnego i były oficer armii brytyjskiej, zauważa, że wywoływanie strachu wśród żołnierzy rosyjskich jest „prawdopodobnie głównym efektem działania ukraińskich dronów z termitem”. „Wykorzystanie drona do atakowania wroga termitem jest naprawdę innowacyjne, jednak efekty na polu walki będą bardziej psychologiczne niż fizyczne” – podkreśla Drummond w rozmowie z CNN.
CNN zaznacza, że „termit może łatwo przepalić prawie wszystko, łącznie z metalem, więc ochrona przed nim jest niemal niemożliwa”. Potencjał militarny mieszaniny został odkryty podczas I wojny światowej, gdy Niemcy zrzucały go ze sterowców na cele w Wielkiej Brytanii.
Action on Armed Violence (AOAV), brytyjska grupa antywojenna, przypomina, że Ukraina już wcześniej używała termitu zrzucanego z dronów, aby unieszkodliwić rosyjskie czołgi. „Precyzja w połączeniu ze zdolnością drona do omijania tradycyjnych systemów obronnych sprawia, że bomby termitowe są bardzo skutecznym narzędziem we współczesnej wojnie” – stwierdza AOAV.
Pokrowsk wciąż się broni
.Włączenie ukraińskich brygad rezerwowych do obrony położonego na wschodzie kraju Pokrowska oddala widmo upadku miasta pod naporem przeważających liczebnie sił rosyjskich – ocenił amerykański magazyn „Forbes”. „Pomimo przydzielenia kilkunastu batalionów z około ośmiu brygad do niespodziewanej inwazji na obwód kurski w Rosji, Ukraińcy trzymali w rezerwie cztery lub pięć brygad, z których każda liczyła do 2 tys. żołnierzy i setki pojazdów” – zauważył w opublikowanym 6 września artykule „Forbes”.
„Część z tych oddziałów w końcu została włączona do walki wzdłuż ostatniej linii okopów i ufortyfikowanych miast wokół Pokrowska i jego kluczowych linii zaopatrzenia, co pomogło ustabilizować sytuację” – poinformował magazyn. „Forbes” zwrócił uwagę na zaskoczenie ukraińskich komentatorów, którzy za niepowodzenia na wschodzie kraju „obwiniali brak fortyfikacji, a nie brak żołnierzy”. „Nie tak dawno temu w dyskursie publicznym sugerowano, że rozmieszczenie dodatkowych brygad na kierunku Pokrowska nie zrobi dużej różnicy. Widzimy jednak, że ta różnica jest teraz oczywista” – zauważyła ukraińska grupa analityczna Frontelligence Insight.
Amerykański magazyn podkreślił, że „nie należy spodziewać się w tej chwili dramatycznych zmian wokół Pokrowska”. „Ukraińskie posiłki prowadzą kontrataki na małą skalę, których głównym efektem jest spowolnienie lub nieznaczne wycofywanie się Rosjan” – dodano. W tekście zaznaczono, że „Rosjanie nie mogą sobie pozwolić na utratę dynamiki, bo każdy dzień bez natarcia jest dniem, w którym Ukraińcy wzmacniają swoje pozycje”. „Świeże i dobrze wyposażone oddziały ukraińskie sprawiły jednak, że jeszcze niedawno nieunikniony upadek Pokrowska wydaje się teraz mniej prawdopodobny” – podsumował „Forbes”.
Rosyjski imperializm
.Na temat historii rosyjskiego imperializmu na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Jacek HOŁÓWKA w tekście „Imperialne marzenia Kremla„. Autor zwraca w nim uwagę, iż Rosja nie jest pierwszym imperium, które nie może pogodzić się ze zmniejszeniem swojego terytorium i wpływów.
„Ukraina należy do Rosji tylko w tym fantastycznym sensie, w jakim do Rosji należą Prusy Wschodnie, czyli obwód kaliningradzki, wszystkie etnicznie polskie tereny objęte zaborem rosyjskim w XIX wieku, a także zagrabione obszary Azji Mniejszej lub Besarabii. W takim metaforycznym sensie do Rosji należą wszystkie ziemie, które kiedykolwiek były częścią imperium rosyjskiego i które stają się jego częścią w wyobraźni najemnych kondotierów. Deklarację noworoczną popiera jedynie prosty i bezwstydny pogląd, że zagrabienie czyjejś ziemi przez Rosjan jest zawsze słuszne, ponieważ Rosja jest mocarstwem i ma nim być zawsze. Tak uważa władca Kremla i to sprawę zamyka. Natomiast ewentualna utrata posiadanych przez Rosję terenów jest zawsze niesprawiedliwa, gdyż powstaje przez dławienie rosyjskiej państwowości. Jest to objaw samowoli ludów drugorzędnych, niemających historii lub pełniących podrzędną rolę w jej przebiegu. Rosja musi zawsze zwyciężać, ponieważ wymaga tego jej odwiecznie praktykowany tryb istnienia. Nigdy nie była republiką, krajem rządzonym przez parlament lub wolę ludu. I to nie ma prawa się zmienić, ponieważ co raz stało się rosyjskie, musi na zawsze pozostać rosyjskie”.
.”Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe. Kolonizatorzy zawsze cierpieli, pozostawiając zamorskie terytoria ich mieszkańcom. Uważali, że oddają je w ręce ludzi niepewnych i niedoświadczonych, czyli skazują je na upadek. Żadne wojsko nie lubi wycofywać się z administrowanych terenów. Gdy opuszcza pole swego działania, nagle widzi, jak jest bezużyteczne i zbędne. Widzi, że nie udało mu się zorganizować życia lokalnych społeczności, czyli dominowało jedynie dlatego, że stosowało przemoc bez żadnej racji” – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ