Niezaproszenie Donalda Tuska strategicznym błędem Niemiec - Friedrich Merz

W przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach w USA, Europa będzie zdana na własne siły; Francja, Polska, W. Brytania i Niemcy powinny wtedy być awangardą – uważa szef niemieckiej CDU Friedrich Merz. „Poważnym strategicznym błędem” nazwał niezaproszenie premiera Donalda Tuska na spotkanie wysokiego szczebla w Berlinie.
Niezaproszenie Donalda Tuska
.”Co stanie się, jeżeli w Ameryce po raz drugi wybrany zostanie polityk, który głosi, że NATO jest zbędne, który nie jest gotowy do spełnienia obietnic dotyczących bezpieczeństwa (Trump)? W tym przypadku będziemy skazani na siebie. A mówiąc my nie mam na myśli tylko Niemców, lecz Europejczyków. A Europejczycy to przede wszystkim nasi sąsiedzi na wschodzie i zachodzie, duzi i mali. Ale ci, którzy powinni pójść przodem, to Francja, Polska, Wielka Brytania i Niemcy” – powiedział przewodniczący CDU Friedrich Merz w sobotę w Halle. Merz był gościem na kongresie młodzieżówki CDU – Junge Union.
„Poważnym strategicznym błędem było niezaproszenie polskiego premiera Donalda Tuska na pożegnanie Joe Bidena w urzędzie kanclerskim w Berlinie” – powiedział Merz, przypominając, że 18 października w stolicy Niemiec obecni byli prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Jak podkreślił, polskiego premiera „nawet nie zapytano, czy chciałby wziąć udział”.
W ten sposób nie zbudujemy wspólnej europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa – skrytykował Merz. Jego zdaniem, wschodni Europejczycy zasłużyli na to, aby Berlin „z całych sił brał pod uwagę ich interesy” i aby był ich rzecznikiem w niespokojnych czasach.
Friedrich Merz o sytuacji Niemiec
.Merz powiedział, że Niemcy muszą „zrobić więcej dla swojej obrony i dla wolności”. W jego ocenie rząd Olafa Scholza nie wykorzystał szansy, aby po agresji Rosji na Ukrainę wprowadzić w życie zapowiadany zwrot. Zaprzepaszczenie tej szansy nazwał „zawstydzającym”, a przyczynę tej sytuacji widzi w lęku Scholza. „Jestem pewien, że ten, kto siedzi na Kremlu, Władimir Putin, dużo bardziej boi się i ma znacznie więcej powodów do strachu” – kontynuował szef CDU.
„Musimy stawić czoła zagrożeniom naszej wolności. Zwlekanie jest uznawane nie za rozwagę, lecz za tchórzostwo i strach. Świadome swojej siły społeczeństwo, otwarty, miłujący wolność kraj nie może do tego dopuścić” – przekonywał Merz.
Merz jest liderem największej siły opozycyjnej w Niemczech – partii chadeckich CDU/CSU. Jest też kandydatem tych partii na urząd kanclerza w wyborach parlamentarnych, wyznaczonych na 28 września 2025 r. Na niespełna rok przed wyborami CDU/CSU są zdecydowanym liderem sondaży z poparciem sięgającym ponad 30 proc.
Niezaproszeni
.Filozof polityki, Jan ROKITA, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: „Najbardziej żałosna pretensja, jaką można zgłosić w polityce, to ta, że gdzieś tam nie zostaliśmy zaproszeni. Nasza pierwszoplanowa rola i zasługi predestynowały nas przecież w sposób oczywisty do bycia zaproszonymi, a jednak nie… Właśnie nas z premedytacją nie zaproszono. Ta wołająca o pomstę do nieba krzywda wymaga tego, aby ją głośno wykrzyczeć, nie jeden raz, ale po stokroć: w publicystyce wszystkich mediów, w partyjnych oświadczeniach, w niezliczalnych szyderstwach z rządu, który jest aż tak dziadowski, że mógł dopuścić do czegoś takiego, albo też w termopilskiej obronie tegoż rządu, który przecież nie mógł być aż tak mocen, aby w rok odwrócić piekielny upadek autorytetu ojczyzny za granicą za czasów dopiero co obalonego reżimu. Dotkliwe poczucie narodowego niedocenienia przez świat jest przeżywane absolutnie wspólnie, kto wie nawet, czy nie najmocniej przez nienawidzących się nawzajem politycznych wrogów. Ale kto winien? No tak, zapewne Tusk, bo to kukiełka niemiecka, z której głosem nikt w świecie się nie liczy. Ależ nie, nie! To wina Dudy, bo to przecież on musiałby być zaproszony, a to pantoflarz nie tylko Prezesa, ale nawet faszysty Trumpa, więc na salony europejskie wstyd go komukolwiek zapraszać”.
„Ma się rozumieć, że idzie mi o eksplozję nagle urażonej polskiej ambicji, jaka nastąpiła po tym, jak w ubiegły piątek Scholz śmiał zaprosić do siebie na rozmowę o Ukrainie i Izraelu Bidena, Macrona i Starmera, a tego samego dnia, w identycznym narodowo kwartecie, Lloyd Austin bezczelnie naradzał się tylko z trzema ministrami obrony w kwaterze głównej NATO. Czytam i słucham już któryś dzień z rzędu tego zgiełku, dziwiąc się każdego dnia coraz bardziej, że ani jednej z tych licznych figur rozdzierających szaty nad polskim niezaproszeniem nie przychodzi do głowy postawić prostego pytania: a czego to Polska chciała dokonać na tych spotkaniach, gdyby jednak została zaproszona? Co też zostało stracone albo przegrane, gdy idzie o politykę Zachodu wobec wojen na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie, na skutek polskiego niezaproszenia?”.
„Czy dzisiejsza polska polityka ma może jakiś realistyczny plan zakończenia tych wojen i chciałaby w związku z tym postawić sojusznikom jakieś twarde żądania? Na przykład natychmiastowego i bezapelacyjnego zaproszenia Ukrainy do NATO, jak tego jeszcze w 2008 roku na szczycie w Bukareszcie żądał prezydent Lech Kaczyński? A może chcielibyśmy umocnić Bidena w jego poparciu dla Izraela, nadwątlonym ostatnio pod presją europejskich sojuszników, jakby to chętnie uczynili na przykład premierzy Czech lub Węgier, gdyby zostali zaproszeni? Albo też zamierzaliśmy zgłosić ofertę dostarczenia jakiejś nowej broni bądź technologii militarnej dla armii ukraińskiej, tak jak to robiliśmy z odwagą w roku 2022?” – pisze Jan ROKITA w tekście „Niezaproszeni„.
PAP/Jacek Lepiarz/WszystkocoNajważniejsze/eg