Polowanie na Nicolasa Sarkozy’ego [Nathaniel GARSTECKA]

Sprawa Sarkozy’ego

Sprawa Sarkozy’ego budzi emocje. Być może słusznie: to pierwszy raz, kiedy były prezydent Republiki trafił do więzienia (dwa poprzednie przypadki, Ludwika XVI i Philippe’a Pétaina, były czymś innym), zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności procesu. Debata jest ożywiona zarówno po lewej, jak i po prawej stronie sceny politycznej. Nad Francją unosi się atmosfera niepokoju – pisze Nathaniel GARSTECKA

.To temat tygodnia, a nawet miesiąca, jeżeli nie roku. Interesujący nawet bardziej niż początki drugiego rządu Lecornu. Dzień, w którym Nicolas Sarkozy trafił do więzienia La Santé, obfitował w komentarze światowych mediów, jakbyśmy mieli obejrzeć nowy reality show, w którym kandydat jest zamknięty w pokoju wypełnionym kamerami, a każdy jego ruch śledzą miliony widzów, zaspokajając w ten sposób swoje perwersyjne instynkty. Wszystko jest pod lupą: jak ubrany jest były prezydent Republiki, jaki ma zegarek, jakie książki zabrał ze sobą, co powiedział przed wejściem za kraty, jak wygląda jego cela, jakie jest nastawienie wobec niego pozostałych więźniów i personelu. W pewnym sensie można zrozumieć to pragnienie wiedzy: nie zdarza się codziennie, żeby były prezydent jednego z największych mocarstw świata trafiał do więzienia.

Lewica jest wniebowzięta. W końcu pokonała tego „Sarko”. Tego znienawidzonego prezydenta, nazwanego przez aktywistów pozbawionych kultury politycznej „skrajnie prawicowym”. Wymiar sprawiedliwości zrobił wszystko, co w jego mocy, by zemścić się na polityku oskarżonym, choćby niesłusznie, o chęć wyrzucenia z jego struktur lewicowej trucizny. Ponieważ ta sprawa „finansowania libijskiego” jest kontrowersyjna – od manipulacji portalu Mediapart po niemal jawną chęć niektórych upolitycznionych sędziów, by „dokonać głośnego czynu” – trudno oddzielić fakty od fikcji. Fakty są jednak nieubłagane: pomimo wszelkich starań sędziowie nie byli w stanie jednoznacznie udowodnić, że Nicolas Sarkozy korzystał z libijskich funduszy na swoją kampanię prezydencką w 2007 roku. Nie oznacza to, że nie było podejrzanych kontaktów, ale główny nurt oskarżenia koncentrował się na zyskach, jakie były minister spraw wewnętrznych rzekomo czerpał z tajnego porozumienia z dyktatorem Kaddafim.

Nicolas Sarkozy musiał jednak zostać ukarany. W związku z tym w ostatniej chwili sprawę rozdmuchano do jedynej kwestii, którą sąd mógł pozostawić do swobodnej interpretacji: udziału w spisku. „Nie mógł nie wiedzieć”. Pięć lat więzienia, bardzo wysoki wyrok w porównaniu z ustaleniami procesu. A to jeszcze nie koniec. Przy świadomości, że skazany złoży apelację i, co ważniejsze, że może wygrać, nie było mowy o ułaskawieniu go po tylu latach prześladowań. Dlatego podjęto decyzję o tymczasowym wykonaniu kary więzienia. Z czystej przewrotności. Ten środek ma na celu wyłącznie zapobieżenie zakłóceniom porządku publicznego. Jakie zagrożenie dla porządku publicznego stanowi ten siedemdziesięciolatek, który już nie dał rady powrócić do aktywnej polityki?

Kilka prawicowych mediów uległo pokusie przedstawienia Nicolasa Sarkozy’ego jako świętego i męczennika. Pojawiły się śmiałe porównania: z Ludwikiem XVI, Jeanem Moulinem czy Alfredem Dreyfusem. Czyż nie zabrał ze sobą do celi biografii Jezusa? Poparcie dla Sarkozy’ego wzrosło, a niektórzy już widzą jego powrót jako zbawiciela w kolejnych wyborach prezydenckich. Trochę pochopnie zapomina się, że jego pięcioletnia kadencja jako prezydenta była słusznie krytykowana przez prawicę i że szybko odrzucił wszystkie fundamenty swojego sukcesu z 2007 roku.

W tym samym roku uchwalił ustawę DALO, która zobowiązywała państwo do zapewnienia godnego mieszkania każdemu, kto znajduje się w trudnej sytuacji (zwłaszcza nielegalnym imigrantom). Jedną z konsekwencji tej ustawy było zachęcenie do większej imigracji. To za jego prezydentury teoria gender weszła do szkół średnich, torując drogę infiltracji homoseksualizmu w placówkach oświatowych. W 2003 roku, jako minister spraw wewnętrznych, powiedział, że jest dumny z ograniczenia podwójnej kary, która pozwalała na wydalanie zagranicznych przestępców z terytorium Francji.

W 2008 roku chwalił mieszanie kultur i narodów: „Celem jest sprostanie wyzwaniu różnorodności, jakie stawia przed nami XXI wiek. Wyzwaniu, z którym Francja zawsze się mierzyła. Stawiając czoła wyzwaniu różnorodności, Francja pozostaje wierna swojej historii. […] Francja zawsze była różnorodna. Francja łączyła kultury, idee i historie. […] Francja czuje się uniwersalna w różnorodności swoich korzeni. […] To ostatnia szansa: jeśli ten republikański woluntaryzm się nie sprawdzi, republika będzie musiała przejść na jeszcze bardziej restrykcyjne metody. Ale nie mamy wyboru. Różnorodność w sercu kraju musi być potwierdzona różnorodnością na jego czele. To nie jest wybór, to obowiązek i imperatyw”.

Do tego dochodzą nieprzestrzeganie wyników referendum z 2005 roku w sprawie projektu konstytucji europejskiej (zastąpionego traktatem lizbońskim), pewne niejasne powiązania z Katarem, szybkie otwarcie rządu na osoby lewicowe – co zacierało przekaz kampanii prezydenckiej – porażka w kwestii imigracji pomimo ambitnych przemówień, odmowa włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO w 2008 roku itd.

Jest teraz również jasne, że strategia zbliżenia między Republikanami a obozem Emmanuela Macrona została zainicjowana przez Nicolasa Sarkozy’ego już w 2017 roku, a może nawet wcześniej. W 2022 roku, podczas wyborów prezydenckich, oświadczył: „Lojalność wobec wartości republikańskiej prawicy i naszej kultury rządzenia musi nas skłonić do odpowiedzi na apel Emmanuela Macrona o jedność wokół niego w wyborach prezydenckich. W obecnej sytuacji tylko on jest w stanie podjąć odpowiednie działania. Interesy Francji muszą być naszym jedynym przewodnikiem”.

Nic zatem nadzwyczajnego. Podążamy śladem wszystkich prezydentów w ciągu ostatnich 60 lat i niewątpliwie dałoby się spojrzeć z dystansem na część krytyki, z jaką się spotykał Nicolas Sarkozy. Nie da się jednak zaprzeczyć, że rozdźwięk między obietnicami, które głosił w 2007 roku, a osiągniętymi rezultatami wpędził klasyczną francuską centroprawicę w kryzys, z którego do dziś nie wyszła.

.Mamy zatem do czynienia ze sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony widać wyraźnie, że Nicolas Sarkozy padł ofiarą szykan sądowych ze strony lewicowo upolitycznionego wymiaru sprawiedliwości, z niemal jawną chęcią upokorzenia go, co w konsekwencji budzi naturalne współczucie. Z drugiej strony medialna parada zwolenników przedstawiających go jako męczennika i przypominanie jego dokonań jako ministra, a następnie prezydenta wywołują dyskomfort. Najlepiej byłoby zatem iść dalej, zamknąć rozdział o Nicolasie Sarkozym.

Nathaniel Garstecka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 października 2025