Polska emigracja odcisnęła wpływ na Wielką Brytanię

Michał Palacz

„We wrześniu 1939 r. wielu uchodźców zatrzymywało się tuż przed przekroczeniem polskiej granicy, aby zabrać ze sobą na wygnanie chociaż trochę ojczystej ziemi do przyszłego grobu” – powiedział dr Michał Palacz, historyk medycyny i migracji, pracownik naukowy Oxford Brookes University.

Polska emigracja odcisnęła wpływ na Wielką Brytanię – dr Michał Palacz

.Olga Doleśniak-Harczuk: W wydanej w 2022 r. książce „A Transnational History of Forced Migrants in Europe. Unwilling Nomads in the Age of Two World Wars” (Bloomsbury Academic) pod redakcją Pańską i Bastiaana Willemsa z Lancaster University, pojawił się wątek Polaków w Wielkiej Brytanii. Jaki ślad odcisnęła na Wyspach polska emigracja?

Dr Michał Palacz: Historia polskiej emigracji na Wyspy Brytyjskie jest niezwykle interesująca i wielobarwna. W czasie II wojny światowej w Zjednoczonym Królestwie znalazło schronienie ok. 300 tys. polskich żołnierzy i uchodźców cywilnych, a po wojnie na stałe osiadło w tym kraju co najmniej 60 tys. Polaków. Wprowadzony w 1947 r. przez rząd Partii Pracy plan przesiedlenia Polaków, tzw. Polish Resettlement Scheme, był pierwszym w brytyjskiej historii rządowym programem wsparcia dla imigrantów. Mimo udokumentowanych przypadków dyskryminacji i ksenofobii wobec Polaków, większości naszych rodaków udało się z czasem znaleźć pracę i ułożyć sobie nowe życie w Wielkiej Brytanii, chociaż początkowo wykonywana przez nich praca często była poniżej ich przedwojennych kwalifikacji.

Powojenna emigracja stworzyła wiele instytucji, z których do dziś korzystają Polacy, tacy jak ja, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. Mam na myśli nie tylko gęstą sieć polskich parafii katolickich i szkół sobotnich, ale również liczne organizacje społeczno-kulturalne, które powstały na bazie lokalnych ośrodków Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. W moich badaniach skupiam się na polskich lekarzach i studentach medycyny, którzy w pewnym sensie stanowili uprzywilejowaną grupę polskich uchodźców. W przeciwieństwie do architektów, prawników czy zawodowych oficerów, którym ciężko było znaleźć odpowiednie do wykształcenia zatrudnienie w powojennej Wielkiej Brytanii, polscy lekarze skorzystali z rosnącego zapotrzebowania na personel medyczny w związku z utworzeniem w 1948 r. Narodowej Służby Zdrowia (NHS). Chociaż Brytyjczycy odnoszą się do swojej NHS z niemal religijną czcią, wkład polskich lekarzy oraz innych imigrantów w powojenny rozwój brytyjskiej służby zdrowia pozostaje niedoceniony. Moimi badaniami na temat polskich „uchodźców medycznych” staram się więc zapełnić tę lukę w pamięci zbiorowej współczesnych Brytyjczyków.

A kim byli Francis Crew i Antoni Jurasz?

Dr Michał Palacz: Francis Crew i Antoni Jurasz byli inicjatorami Polskiego Wydziału Lekarskiego w Edynburgu, wyjątkowej w dziejach Polski i Wielkiej Brytanii instytucji akademickiej. Francis Crew, profesor genetyki na Uniwersytecie w Edynburgu latem 1940 r. jako komendant szpitala wojskowego nawiązał kontakt z polskimi lekarzami wojskowymi ewakuowanymi do Szkocji po upadku Francji. Crew wystąpił z propozycją umożliwienia Polakom ukończenia przerwanych przez wojnę studiów lekarskich. Wielkoduszna oferta, poparta przez władze światowej sławy Uniwersytetu w Edynburgu, została z entuzjazmem przyjęta przez polski rząd na uchodźstwie w Londynie. Do organizacji autonomicznej polskiej placówki akademickiej w stolicy Szkocji został więc wyznaczony zbiegły z okupowanej Polski profesor Antoni Jurasz, renomowany chirurg i przedwojenny dziekan Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego. Jurasz nadawał się do tej roli nie tylko z powodu swoich międzynarodowych kontaktów i zdolności organizacyjnych, ale również ze względów rodzinnych, gdyż jego matka była Angielką. C

o ciekawe, profesorowie Crew i Jurasz byli podobni do siebie z wyglądu, co powodowało wiele zabawnych nieporozumień. Warto również pamiętać, że z powodu zniszczenia wszystkich polskich uniwersytetów przez niemieckich i sowieckich najeźdźców, w momencie swojej inauguracji w marcu 1941 r. Polski Wydział Lekarski przy Uniwersytecie w Edynburgu był jedyną otwarcie działającą polską wyższą uczelnią na świecie! Do jego zamknięcia w 1949 r., na PWL studia ukończyło 227 lekarzy (w tym 49 kobiet) oraz 19 doktorów medycyny (w tym jedna kobieta). Osoby pochodzenia żydowskiego stanowiły co najmniej 10 proc. polskich studentów medycyny w Edynburgu. Niestety zdecydowana większość absolwentów PWL nie zdecydowała się na powrót do zdominowanej przez komunistów Polski, osiedli na stałe w Wielkiej Brytanii albo wyemigrowali do USA, Kanady, Australii, Nowej Zelandii lub brytyjskich kolonii w Azji, Afryce i na Karaibach. Absolwenci PWL nie zapomnieli jednak o swojej Alma Mater i pod koniec lat 80. utworzyli specjalny fundusz stypendialny dla młodych polskich lekarzy, pragnących odbyć staż na Uniwersytecie w Edynburgu. Jako najtrwalsze chyba dziedzictwo PWL, program stypendialny istnieje do dziś.

Na szkockiej ziemi spoczęło wielu polskich żołnierzy, ale i lekarzy wojskowych związanych z Polskim Wydziałem Lekarskim, m.in. dr Tadeusz Michał Kraszewski, dr Emanuel S. Brieger, dr Władysław Koźmiński. Jak wygląda sytuacja polskich cmentarzy w Szkocji, ile ich dokładnie jest i kto odpowiada za opiekę nad polskimi nekropoliami, za renowację nagrobków?

Dr Michał Palacz: Ciężko powiedzieć, ile dokładnie jest „polskich cmentarzy” w Szkocji, gdyż polskie groby rozsiane są po kilkudziesięciu nekropoliach w różnych miejscowościach. Warto wymienić tu przede wszystkim cmentarze Jeanfield i Wellshill w Perth, gdzie znajduje się 381 polskich grobów oraz sekcję wojskową cmentarza w Corstorphine Hill w Edynburgu, gdzie pochowanych jest 165 polskich żołnierzy, w tym dwie ochotniczki Pomocniczej Służby Kobiet. Obecnie grobami tymi opiekuje się Komisja Grobów Wojennych Wspólnoty Narodów (Commonwealth War Graves Commission). Polskie groby, objęte opieką brytyjskiej Komisji, można odnaleźć również na szkockich cmentarzach katolickich, np. na cmentarzu Mount Vernon w Edynburgu, gdzie znajduje się specjalna kwatera zwana „Mogiłą samotnych Polaków”. Pierwszym Polakiem pochowanym na cmentarzu Mount Vernon był dr Wacław Stocki, zmarły w 1942 r. wykładowca anatomii patologicznej na PWL. Co ciekawe, w ramach nabożeństwa pogrzebowego do grobu dra Stockiego wrzucono grudkę polskiej ziemi. Jak wiemy, we wrześniu 1939 r. wielu uchodźców zatrzymywało się tuż przed przekroczeniem polskiej granicy, aby zabrać ze sobą na wygnanie chociaż trochę ojczystej ziemi.

Polska diaspora katolicka ze swoją szczególną tradycją nawiedzania cmentarzy i czcią dla zmarłych musi być dla Szkotów czymś, co intryguje, ciekawi. Na ile polski „model” duchowości związany z podejściem do śmierci, ale i religii zdołał przeniknąć do społeczeństwa szkockiego? Jak nasze tradycje są przez Szkotów odbierane?

Dr Michał Palacz: We współczesnej Szkocji panuje zupełnie inne podejście do cmentarzy niż w Polsce. Zabytkowe nekropolie traktowane są często jako publiczne parki. W Edynburgu dziwił mnie np. widok dzieci grających w piłkę na cmentarzach. Zwyczaj palenia zniczy na grobach jest Szkotom zupełnie nieznany. Poza tym większość zmarłych w Wielkiej Brytanii jest obecnie poddawana kremacji, co sprawia, że nowoczesne cmentarze mają tam już zupełnie inny charakter. Polscy imigranci w Szkocji rozwinęli jednak własną formę upamiętniania zmarłych. Nie mogąc odwiedzić grobów rodzinnych w Polsce, w dniach 1-2 listopada zapalają znicze i składają wieńce na grobach polskich żołnierzy pochowanych na szkockich cmentarzach. Z powodu wyżej wymienionych różnic kulturowych, nie wydaje się jednak, aby polskie zwyczaje zostały przejęte przez Szkotów.

Na Cmentarzu New Calton Hill, gdzie spoczywa wielu naszych rodaków, za najstarszy polski grób lekarski uznaje się mogiłę zmarłego w 1838 r. dr. Andrzeja Gregorowicza, porucznika kawalerii w powstaniu listopadowym. Przyjaciele doktora ufundowali mu pomnik z napisem zaczynającym się od słów lamentu „Dziedzictwo nasze obrócone jest do obcych, a domy nasze do cudzoziemców”. Tęsknota za wolną Polską łączyła kilka fal polskiej emigracji, czy któraś ze znanych Panu emigracyjnych biografii, zwłaszcza lekarzy, w sposób szczególny zapisała się w Pańskiej pamięci?

Dr Michał Palacz: Jedną z najciekawszych postaci polskiej emigracji lekarskiej jest niewątpliwie wspomniany przez Panią wcześniej prof. Antoni Jurasz. Niezwykłe losy tego urodzonego w Heidelbergu, a zmarłego w Nowym Jorku, polskiego chirurga stały się już tematem kilku artykułów naukowych w językach polskim, angielskim i niemieckim. Natomiast jego fascynujące wspomnienia z okresu młodości w wilhelmińskich Niemczech, których kopię odnalazłem w Archiwum Uniwersytetu Edynburskiego, pozostają wciąż nieopublikowane.

Chciałbym tu również przytoczyć mniej znaną, ale równie interesującą, postać Wiktora Tomaszewskiego, docenta medycyny wewnętrznej na przedwojennym Uniwersytecie Poznańskim, który jak nikt inny przyczynił się zachowania pamięci o PWL w Szkocji. Wybuch drugiej wojny światowej zaskoczył Tomaszewskiego na pokładzie transatlantyku „Piłsudski”, którym pod koniec sierpnia 1939 r. powracał z wycieczki do Stanów Zjednoczonych. Po wylądowaniu w Wielkiej Brytanii, Tomaszewski zaciągnął się do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, lecz został wkrótce odkomenderowany na PWL jako wykładowca. Po zamknięciu tej uczelni w 1949 r., dr Tomaszewski osiadł na stałe w Edynburgu, gdzie otworzył prywatną praktykę lekarską. Jako autor kilkunastu książek i artykułów historycznych, zyskał sobie miano „historiografa PWL”. Na uwagę zasługują przede wszystkim jego wspomnienia pt. „Na szkockiej ziemi” oraz wydany z okazji 25-lecia powstania PWL zbiór esejów pt. „The University of Edinburgh and Poland”. Ta książka umieszcza stosunkowo krótki epizod, jakim było funkcjonowanie PWL, w szerszym kontekście polsko-szkockich kontaktów akademickich, których dzieje sięgają aż do XVII w. Złoty Jubileusz PWL w 1991 r. zwieńczyła ceremonia, podczas której Wiktor Tomaszewski został uhonorowany przez Uniwersytet Edynburski tytułem doktora medycyny. Dr Tomaszewski zmarł w 1995 r., ale 20 lat później spotykałem jeszcze Szkotów, którzy pamiętali go, jako najlepszego lekarza rodzinnego w Edynburgu.

W artykule Stanisława Gebertta z 1994 r. nazwisko Andrzeja Gregorowicza jest wymienione wraz z nazwiskiem dra Adama Łyszczyńskiego, który w 1848 r. gościł w Edynburgu Fryderyka Chopina. Czy zachowały się jakieś obszerniejsze relacje z pobytu Chopina u polskiego lekarza?

Dr Michał Palacz: Chopin kilkukrotnie przebywał w domu dra Łyszczyńskiego przy 10 Warriston Crescent, niedaleko Królewskiego Ogrodu Botanicznego w Edynburgu. Chopin nocował tam m.in. po swoim koncercie w dniu 4 października 1848 r., który uważany jest za jego ostatni publiczny występ. Kompozytor był już wtedy ciężko chory na gruźlicę i w domu polskiego lekarza miał nawet spisać swój testament. Według późniejszego podania, zauroczony szkocką żoną polskiego lekarza, Chopin skomponował i zadedykował jej pieśń pt. „Wiosna” (opublikowaną pośmiertnie jako op. 74, nr 2). W rzeczywistości utwór ten powstał już dziesięć lat wcześniej, zachował się jednak autograf partytury „Wiosny” opatrzony podpisem Chopina oraz inskrypcją „Warriston Crescent 1848”. Otoczony legendami pobyt Chopina w Edynburgu stał się więc jednym z mitów założycielskich polskiej społeczności w Szkocji. W 1948 r., z okazji setnej rocznicy wizyty polskiego kompozytora w Edynburgu, miejscowi Polacy i ich szkoccy przyjaciele odsłonili tablicę pamiątkową na ścianie dawnego domu dra Łyszczyńskiego. W tym samym mniej więcej czasie polscy emigranci odnaleźli i odnowili wspomnianą przez Panią dziewiętnastowieczną mogiłę dra Gregorowicza na cmentarzu New Calton Hill. Grób ten oraz tablica pamiątkowa przy 10 Warriston Crescent istnieją do dzisiaj. Imię Fryderyka Chopina nosi również założona w 2013 r. Szkoła Polska w Edynburgu. Publiczne upamiętnianie wcześniejszych polskich śladów w Szkocji z pewnością pomaga polskim imigrantom poczuć się w tym kraju trochę jak u siebie w domu.

Rozmawiała: Olga Doleśniak-Harczuk/PAP

Polonia to ogromna siła

.Na temat wielkiego znaczenia i roli Polonii dla Polski, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Jan DZIEDZICZAK w tekście „Polonia jest naszą ogromną siłą, ogromnym kapitałem„.

„Polonia (polska diaspora) jest ogromną siłą, ogromnym kapitałem. Wystarczy spojrzeć na liczby: podczas gdy w kraju mieszka ok. 38 milionów Polaków, za granicą jest ich łącznie aż 20 milionów. Polska jest w gronie pięciu krajów, które mają najliczniejszą mniejszość poza granicami kraju, Polonia to najliczniejsza procentowo grupę narodową poza granicami własnego państwa”.

„Rola Polonii to trzy podstawowe zadanie: dbanie o dobro Polski, budowanie propolskiego lobbingu i przekazywanie polskości następnym pokoleniom. Wszystko zaczyna się od świadomości swojej tożsamości, do czego skłania wiele osób już samo mieszkanie za granicą kraju. Polskość w Polsce jest trochę jak powietrze – tak oczywista, że jej nie zauważamy. Gdy jednak jesteśmy za granicą, zaczynamy dostrzegać tę swoją polską tożsamość, pewien polski kod kulturowy”.

„Wspólnota historii, kultury, tradycji, języka. Jesteśmy w gronie tych uprzywilejowanych narodów, które nie używają cudzego języka jako własnego, ale nasz własny język buduje naszą tożsamość. Podobnie tradycja czy kultura, mocno zakorzeniona w wierze chrześcijańskiej. Bo czyż nie jest tak, że bez względu na wyznawaną wiarę dla wszystkich Polaków najważniejszym wieczorem w roku jest Bożonarodzeniowa wieczerza wigilijna?”.

„Drugie zadanie stojące przed Polakami to budowanie swojego miejsca w goszczącym nas społeczeństwie, by wzmacniać dobre imię swojego kraju, pokazywać Polskę swoim cudzoziemskim znajomym. Dobrym przykładem jest z pewnością nagłaśnianie tego, jak Polacy zachowali się wobec Ukraińców szukających schronienia przed trwającą u nich wojną. To, co zrobiliśmy, jest wielkim powodem do dumy wobec całego świata. Mam na myśli nie tylko pomoc udzieloną Ukrainie przez polskie władze, ale przede wszystkim polską gościnność, z którą olbrzymią liczbę ponad 3 milionów Ukraińców przyjęliśmy spontanicznie w swoich domach, nie oczekując niczego w zamian. Nie zamknęliśmy ich w obozach dla uchodźców, ale ugościliśmy jak rodzinę, użyczając własne pokoje, domy i mieszkania oraz dzieląc się wszelaką pomocą materialną” – pisze Jan DZIEDZICZAK.

PAP/Olga Doleśniak-Harczuk/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 listopada 2024