Pucz Pinocheta – początek krwawego terroru w Chile
11 września 1973 r. junta wojskowa, na czele której stał gen. Augusto Pinochet, dokonała zamachu stanu w Chile. Mimo upływu pięciu dekad, społeczeństwo Chile jest coraz bardziej podzielone w kwestii oceny tego wydarzenia. W ciągu 17 lat, gdy rządy sprawował Augusto Pinochet dziesiątki tysięcy więźniów politycznych poddano torturom, a 3 tys. zostało zamordowanych lub zniknęło bez śladu. Część polityków i obywateli sądzi jednak, że dyktatura uchroniła kraj przed komunizmem.
Zamach stanu w Chile. Augusto Pinochet przejmuje władzę
.Dnia 11 września 1973 roku przywódca wojskowej junty, generał Augusto Pinochet, przy poparciu USA odsunął od władzy marksistowskiego prezydenta Chile Salvadora Allende, który szukając „chilijskiej drogi do socjalizmu” wprowadzał w życie radykalne reformy i nacjonalizował przemysł. Siły powietrzne junty zbombardowały pałac prezydencki. Allende popełnił samobójstwo, a wielu jego stronników zabito lub aresztowano.
Po przewrocie junta tropiła, torturowała i mordowała przeciwników politycznych – mówi były przewodniczący Federacji Studentów Uniwersytetu Chile (FECH), były polityk i dyplomata Luis Maira, który w 1973 roku był posłem popierającej Allende partii Lewica Chrześcijańska, a krótko po puczu znalazł się na liście 13 osób najbardziej poszukiwanych przez juntę.
„Zabierano ich do tajnych aresztów prowadzonych przez dyktaturę, barbarzyńsko torturowano przez tydzień lub dwa, aż wyciągnięto z nich wszystkie informacje. Potem wykonywano na nich egzekucje, zabijano, często bezczeszczono ich ciała i wyrzucano z helikopterów do morza albo w górach” – podkreśla Maira, któremu udało się uciec do Meksyku, gdzie spędził większość okresu dyktatury. Później wrócił do Chile, a w latach 1994-1996 był ministrem planowania w rządzie prezydenta Eduardo Freia.
Wśród ofiar najbardziej zajadłych prześladowań byli rdzenni mieszkańcy Chile, Kościół katolicki, społeczności wiejskie, dawni urzędnicy, lewicowi aktywiści i politycy. Najwięcej ludzi zginęło w pierwszym roku dyktatury – podał dziennik „Washington Post”. Nawet ponad 200 tys. Chilijczyków wyjechało za granicę.
Spór o ocenę zamachu stanu i rządy junty wojskowej
.Obecnie coraz więcej obywateli ocenia, że dyktatura uchroniła kraj przed komunizmem. Lider prawicowej Partii Republikańskiej Jose Antonio Kast, który w ubiegłym roku przegrał w drugiej rundzie wyborów prezydenckich z reprezentującym lewicę Gabrielem Boriciem, napisał na Twitterze, że 11 września 1973 roku „Chile wybrało wolność”, a obecne państwo „zawdzięczamy mężczyznom i kobietom, którzy powstali, by powstrzymać marksistowską rewolucję na naszej ziemi”.
Spory o ocenę zamachu stanu i wojskowej dyktatury nabierają szczególnego znaczenia w kontekście trwającej, kolejnej już próby napisania i uchwalenia nowej konstytucji, która ma zastąpić ustawę zasadniczą przyjętą jeszcze gdy panował Pinochet w 1980 roku. Zgodnie z planem w grudniu Chilijczycy mają głosować w tej sprawie w referendum. W wyborach do konstytuanty, która ma opracować projekt nowej ustawy zasadniczej, przytłaczające zwycięstwo osiągnęła prawica.
Kast podkreśla, że „nie jest pinochetystą”, ale w jego ocenie 11 września „zrobiono to, co należało zrobić”. „To lud obalił Allende, to nie wojskowi wstali pewnego dnia rano wściekli i powiedzieli: <<odchodzisz>>. To lud chilijski poprosił o działanie wojska i jestem mu wdzięczny za to, że dało nam wolność, bo w przeciwnym razie bylibyśmy teraz jak Kuba i Wenezuela” – mówił w 2020 roku w wywiadzie telewizyjnym Kast, którego brat pełnił ważną funkcję w rządzie, na którego czele stał Pinochet.
Zarówno taka opinia na temat puczu, jak i sam Kast, są w Chile coraz bardziej popularni. W tegorocznym sondażu ośrodka badania opinii publicznej Cerc-Mori 36 proc. badanych oceniło, że wojsko „uwolniło Chile od marksizmu”; był to najwyższy odsetek wyrażających taką opinię w 28-letniej historii badań – podała agencja AFP.
Poszukiwanie zaginionych ofiar reżimu
.Tymczasem wiele rodzin wciąż nie wie dokładnie, co stało się z ich krewnymi. Komisje śledcze ustaliły, że w czasie dyktatury co najmniej 3,2 tys. osób zostało zamordowanych lub przepadło bez śladu. Kwestia puczu i dyktatury jest ważna także dla osób, które mają w pamięci osobistych doświadczeń z tego okresu.
37-letni prezydent Borić, pierwszy szef państwa urodzony po zamachu stanu, ogłosił w tym roku akcję poszukiwania co najmniej 1162 zaginionych, których nigdy nie odnaleziono. Media zwracają uwagę, że po raz pierwszy poszukiwaniami będą kierowały władze kraju.
Według Mairy będą one „bardzo trudne” z powodu upływu lat i „absolutnej zmowy milczenia” wśród funkcjonariuszy dyktatury, a także samych metod używanych przez juntę. „Jeśli szczątki danej osoby rozczłonkowano i zrzucono z helikoptera na dno morza albo w górach na wysokości 6 tys. metrów, w wieczny śnieg, to bez informacji, gdzie konkretnie należy ich szukać, jest praktycznie niewyobrażalne, by odnaleźć je po tych wszystkich latach” – mówi były polityk.
Maira zaznacza, że szczątki niektórych osób, które były w dniu zamachu w pałacu prezydenckim, udało się zidentyfikować po zakończeniu dyktatury dzięki pomocy austriackich specjalistów. „W przypadku mojego najlepszego przyjaciela, który tam był, znaleziono trzy kości: szczękę, kawałek kości z okolic kolana i jeszcze jedną kość. I tak urządzano pogrzeby: chowano minimalne ilości szczątków ludzkich, zidentyfikowane przy użyciu metod naukowych” – wspomina.
Niektóre sprawy udało się rozwiązać po dłuższym okresie. Na przykład rodzina Ferando Ortiza, wykładowcy uprowadzonego w 1976 roku, po 36 latach otrzymała jego szczątki: pięć fragmentów kości w pudełku – podał niedawno „New York Times”. Ortiz był przetrzymywany w prowadzonym przez tajną policję polityczną DINA ośrodku tortur, tak sekretnym, że przez trzy dekady nikt o nim nie wiedział – podkreśla dziennik.
Jednym z najbardziej znanych wątków zamachu Pinocheta było uprowadzenie i zamordowanie piosenkarza Victora Jary, zaangażowanego politycznie po stronie prezydenta Allende. Dopiero pod koniec sierpnia br. Chilijski Sąd Najwyższy ostatecznie skazał za jego zabójstwo siedmiu byłych wojskowych. Jeden z nich popełnił samobójstwo w chwili, gdy policja przyszła go aresztować.
Dezinformacja. Teologia wyzwolenia wielkim sukcesem KGB
.Chruszczow chciał przejść do historii jako przywódca sowiecki, który z powodzeniem wyeksportuje komunizm na kontynent amerykański. W 1959 roku udało mu się osadzić w Hawanie braci Castro, a mój wywiad zagraniczny został zaangażowany do pomocy nowym komunistycznym władcom Kuby w zarażeniu rewolucją Ameryki Południowej. Ten plan nie wypalił. W przeciwieństwie do Europy Ameryka Łacińska w tamtym okresie nie złapała jeszcze bakcyla marksizmu. (W 1967 roku pionek braci Castro Che Guevara został stracony w Boliwii po nieudanej próbie wzniecenia tam wojny partyzanckiej) – pisze Ion Mihai PACEPA i Ronald J. RYCHLAK.
W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych większość ludności Ameryki Łacińskiej stanowili biedni religijni chłopi, którzy akceptowali status quo, i Chruszczow był przekonany, że nawróci ich na komunizm za pomocą przemyślanych manipulacji religią. W 1968 roku KGB nakłoniło grupę lewicujących biskupów do zwołania konferencji w Medellín w Kolumbii. Na prośbę KGB mój Zarząd Wywiadu Zewnętrznego (DIE) zapewnił organizatorom wsparcie logistyczne. Oficjalnie konferencja była poświęcona problemowi eliminacji biedy w Ameryce Łacińskiej, lecz jej niepisanym celem było uprawomocnienie stworzonego przez KGB ruchu religijnego zwanego „teologią wyzwolenia”, który miał podburzyć południowoamerykańską biedotę do buntu przeciwko „zinstytucjonalizowanemu przymusowi biedy” generowanemu przez USA[i].
KGB miało słabość do ruchów „wyzwolenia”. Organizacja Wyzwolenia Palestyny, kolumbijska Armia Wyzwolenia Narodowego i boliwijska Armia Wyzwolenia Narodowego to tylko kilka „wyzwoleńczych” organizacji wymyślonych w KGB. Na konferencji w Medellín uznano zasadność teologii wyzwolenia, a delegaci przedłożyli ją Światowej Radzie Kościołów do oficjalnego zatwierdzenia.
Światowa Rada Kościołów z siedzibą w Genewie, która reprezentowała Rosyjski Kościół Prawosławny i inne mniejsze grupy wyznaniowe z ponad 120 państw, była kontrolowana przez sowieckie służby wywiadowcze. Pod względem politycznym nadal pozostaje pod wpływem Kremla, bo wielu wpływowych prawosławnych duchownych w Radzie to jednocześnie szpiedzy rosyjskiego wywiadu. Prawosławny duchowny i opozycjonista, Gleb Jakunin, który był członkiem rosyjskiej Dumy w latach 1990 – 1995 i miał przez krótki czas dostęp do archiwów KGB, opublikował w tzw. samizdatach (wydawnictwach podziemnych) bardzo wiele informacji o protestanckich duchownych, którzy byli agentami, oraz o ich zadaniach dotyczących Rady[ii].
PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN