„Masowa imigracja zagraża naszym społeczeństwom” [b.szef francuskiego wywiadu Pierre BROCHAND]

Były szef francuskiego wywiadu Pierre Brochand w ekskluzywnym wywiadzie na łamach najbardziej opiniotwórczego dziennika Francji – „Le Figaro” – ocenił sytuację bezpieczeństwa we Francji jako krytyczną. Aby można było poradzić sobie z dramatycznymi skutkami masowej imigracji, zaleca pojęcie radykalnych kroków.
Importowane niebezpieczeństwo
Pierwsze poważne uświadomienie społeczeństwu problemów związanych z masową imigracją miało miejsce w trakcie zamieszek na przedmieściach w 2005 roku. Pierre Brochand, były szef Generalnej Dyrekcji Bezpieczeństwa Zewnętrznego (DGSE, największa instytucja wywiadu Francji), ocenia, że to wydarzenie było naturalną konsekwencją napięć, które powstały już wcześniej: „Od lat 80. XX wieku wyłania się bezprecedensowy krajobraz: zamieszki etniczne, niespotykane dotąd, wybuchały od czasu do czasu na obszarach miejskich, na tle przestępczości, islamizacji i separatyzmu. Październikowa fala 2005 roku, rozprzestrzeniając się na kilka miast jednocześnie, wywołała nadzwyczajne przebudzenie”.
Były szef francuskiego wywiadu przyznaje, że ówczesne władze zignorowały apele o ograniczenie masowej imigracji muzułmańskiej, co doprowadziło do pogorszenia się sytuacji w kraju. Rysuje obraz, który czeka Francję, jeżeli żadne kroki nie pozostaną podjęte: „Jeśli będziemy biernie przyglądać się temu, będziemy zmierzać ku najgorszemu. To będzie regres naszego kraju we wszystkich dziedzinach, począwszy od bezpieczeństwa jego mieszkańców, a szerzej, od ich szczęścia w życiu. Epicentrum będzie upadek zaufania społecznego, fundamentu szczęścia narodów, którego utrata podkopuje nie tylko wielokulturowe społeczeństwa, ale także fundamenty państwa opiekuńczego. Nie widzę innego katalizatora tych wstrząsów niż pojawienie się masowej imigracji ludzi o cechach antagonistycznych do naszych”.
Wojna domowa?
.Pierre Brochand krytycznie odnosi się do określenia „wojna domowa”: „Dla mnie fakt, który generuje przyszłe niepokoje, może być jedynie importowany. W istocie w rozwiniętej i pokojowej demokracji spory między tubylcami raczej nie przywrócą Rewolucji ani Komuny. Mówiąc prościej, powiedziałbym, że między tubylcami przemoc polityczna i społeczna nie jest już odpowiednia: dla nich historia się skończyła – w rozumieniu Fukuyamy. Ich debaty są ukierunkowane na nieuchronną zbieżność w kierunku politycznie poprawnego centryzmu”. Czyli nie może być mowy o „wojnie domowej”, bo konflikt nie dotyczyłby Francuzów między sobą tylko tubylców i przybyszy.
Pierre Brochand dodaje jednak, że sprawa imigracji jest na tyle poważna, że jest w stanie wywołać napięcia między radykalnymi działaczami wśród tubylców: „To właśnie imigracja grozi wywołaniem najpoważniejszych rozłamów wśród tubylców, pomiędzy »uniwersalistami« (merkantylnymi globalistami, marzycielskimi humanistami, samozwańczymi wokistami) a »lokalistami« (upartymi patriotami, odradzającymi się regionalistami, tradycyjnymi komunitarystami)”.
Były szef francuskiego wywiadu słusznie zauważa, że asymilacja masowych fal imigrantów z krajów afrykańskich i muzułmańskich nie powiodła się: „Fakt, że buntownicy z 2005 roku, podobnie jak ich poprzednicy i następcy, byli w większości narodowości francuskiej, w żaden sposób nie zmienia diagnozy. Nasi imigranci przybyli z ciężkim bagażem kulturowym, religijnym i historycznym, którego nie porzucili na granicy. Ten bagaż był tak ciężki, że niektórzy z ich prawnuków nadal go niosą”.
Cytuje powody porażki asymilacji: „Pochodzenie z Trzeciego Świata, obyczaje społeczne, muzułmańska większość, kultura honoru, kolonialna przeszłość, dynamiczna demografia, wysoka endogamia, niski poziom kulturowy, niższa produktywność i zatrudnialność, krzepnięcie w obszarach izolowanych geograficznie, a przede wszystkim pogłębianie tych skłonności przez pokolenia w globalnym kontekście zemsty Południa na Północy. Z tego punktu widzenia rozróżnienie między wojną »domową« a »zagraniczną« wydaje się nieostre”.
Konieczne są pilne decyzje
Pilne jest zatrzymanie masowej imigracji. Pierre Brochand ostrzega: „Fala imigracyjna, jeśli się utrzyma, wywoła ciąg degradacji, zarówno nagłych, chwilowych, jak i długotrwałych. Obecna imigracja jest faktem społecznym, którego fale uderzeniowe są odczuwalne wszędzie: niezgoda religijna, wrogość kolonialna, plaga różnic rasowych, przepaść kulturowa, niezgodne lojalności narodowe, niedostatek ekonomiczny”.
„Pod przykrywką tych elementów rośnie coraz większy poziom niebezpieczeństwa w społeczeństwie. Ostatecznie jest to proces quasi-wulkaniczny, łączący podziemną magmę, niosącą ze sobą ciężkie prądy, z nagłymi erupcjami, występującymi pod byle pretekstem”, opisuje Brochand.
Pytany o logikę ewolucji obecnej sytuacji, wyjaśnia: „Musimy zacząć od uświadomienia sobie niepodważalnego punktu wyjścia: Francji z afrykańską i muzułmańską większością na długo przed końcem tego stulecia. Przełomu, który – jak sądzę – zdecydowanie nie będzie pokojowy i łagodny”. Przestrzega przed indywidualnym podejściem do osób pochodzących z imigracji „Zgodnie z obecną interpretacją ich liczba nie ma granic, ponieważ wszystko jest jedynie studium przypadku. Nie jest to moje podejście. Grupy pozostają decydującymi podmiotami historycznymi i stają się nimi jeszcze bardziej, gdy powracają casus belli z przeszłości”. Faktycznie, nie da się myśleć o konsekwencjach masowej imigracji i sposobach zwalczania jej, jeżeli stawiamy na pierwszym planie podejście wyłącznie do jednostek. Osiągamy tutaj granicę naszej zachodniej koncepcji indywidualizmu.
„Z populacji, która obecnie stanowi 25–30 proc. mieszkańców (na przestrzeni trzech pokoleń), »zasymilowani« stanowią, moim zdaniem, zaledwie 5–10 proc., »zintegrowani« – 30–40 proc., a reszta to ludzie przesiąknięci niechęcią do przestrzegania zasad aż po nienawiść. Młodzi mężczyźni stanowią tego awangardę. To właśnie poprzez tę ostatnią warstwę obyczaje i tradycje krajów pochodzenia, z którymi nigdy nie chcieliśmy współistnieć, odżywają w sferze publicznej”, ocenia Pierre Brochand.
Indywidualizm jako rozpad francuskiego społeczeństwa
Czy można liczyć na francuskie służby porządkowe, aby zatrzymać fale przemocy, która dotyka kraj? „Siły porządkowe posiadają faktycznie monopol do stosowania przemocy na terytorium Francji. Ten monopol na przemoc podlega jednak poważnym ograniczeniom. Przede wszystkim budżetowym: skuteczność tych »strażników pokoju« jest uwarunkowana ich liczebnością, co stwarza kluczowy problem w razie kryzysu. Ograniczenia prawne, szczególnie w postaci rządów prawa, kamienia węgielnego »społeczeństwa jednostek«: w tym systemie suwerenne państwo narodowe, wcześniej dominujący model, stało się jedynie cieniem samego siebie”.
Były szef francuskiego wywiadu uderza w kult jednostki i praworządności: „Ta celowa impotencja władz jest źródłem fatalnej niespójności. Imigracja nie spadła jak grom z jasnego nieba. Jest również konsekwencją zmiany paradygmatu, która nastąpiła w latach 70. XX wieku, kiedy to przeszliśmy od samostanowienia narodów, ograniczonych granicami, do samostanowienia jednostek, które mogą swobodnie przemieszczać się w skali globalnej. Rewolucja, która jednym impulsem dała zielone światło masowym exodusom i uniemożliwiła władzom państw docelowych ich hamowanie”.
Wniosek jest poważny i daje wiele do myślenia: „Stąd kwadratura koła: społeczeństwo, które chce być otwarte, ale może przetrwać jedynie jako zamknięte dla tych, którzy nie podzielają jego wartości”.
Demografia gra przeciw nam
Pierre Brochand powtarza: masowa imigracja i jej potencjał demograficzny są największym zagrożeniem dla przetrwania społeczeństwa takiego, jakie znamy, dla przetrwania naszej cywilizacji: „Decydującym czynnikiem przyspieszającym jest oczywiście demografia, najpewniejszy wskaźnik przyszłości. Zmierzamy w kierunku odwrócenia większości etnicznej i religijnej w naszym kraju. Co więcej, to niekontrolowane krzyżowanie się czerpie z egzekwowalnych praw, których domagają się imigranci, ale także z tworzeniem diaspor, które generują silną naturalną nadwyżkę, która zanikła wśród »tutejszych«”.
Jak Francuzi na to reagują? Ich reakcje są zbyt nieśmiałe, ale to wynik wysokiego poziomu cywilizacyjnego. Na razie reagują przemieszczaniem się: bogatsi gromadzą się w dużych miastach, gdzie próbują żyć, nie mieszając się z innymi. Francuzi »z dołu« są zmuszani do opuszczenia przedmieść i zamieszkania w głębi kraju, a imigranci zajmują ich miejsce i tworzą własne enklawy. Ale to tylko chwilowe rozwiązanie. Francuskie władze już siłowo rozmieszczają imigrantów w mniejszych miejscowościach i zmuszają gminy do budowania mieszkań socjalnych, które mają przyjąć ludność pochodzenia imigranckiego.
Francja stosuje także „rozsądne ustępstwa”, czyli akceptację niektórych roszczeń radykałów i islamistów, aby kupić tym sposobem tymczasowy spokój społeczny. „Te jednostronne ustępstwa są praktykowane na wszystkich szczeblach, od polityki na szczeblu krajowym po kompromisy miejskie z podejrzanymi rozmówcami (imamami, bandytami)”.
Jako czynnik blokujący zastosowanie środków naprawczych Pierre Brochand wskazuje „zwykłych” Francuzów: „Największą przeszkodą pozostaje zachowanie »tubylców z dołu«. Wszyscy podziwiają ich powściągliwość (»nie zdobędziecie naszej nienawiści«). Co prawda pojawia się coraz więcej głosów popierających »kontrolę przepływów«, jednak wyniki wyborów nie odzwierciedlają tego”.
1500 dzielnic poza kontrolą państwa francuskiego
Surowy osąd, jakiemu wieloletni szef francuskiego wywiadu poddaje własne społeczeństwo, sięga kolejnego poziomu: „Dążenie do dobrobytu poprzez konsumpcję jako jedyny wspólny cel; manipulacja emocjami, takimi jak strach (epidemie, Rosja, klimat) i poczucie winy (Vichy, kolonializm, rasizm), rozrywka. Co więcej, jednostka zamknięta w sobie ceni wysoko swoje niepowtarzalne życie, którego nie można przegapić, i staje w obliczu istot z innych ziem (terrorystów, przestępców), których »heroiczne« wartości stały się dla niej nieczytelne”.
Pierre Brochand wskazuje na ponad 1500 dzielnic, które znalazły się poza kontrolą państwa i które są wrogo nastawione wobec francuskich obyczajów: „W tych kontrspołeczeństwach szerzy się wojna partyzancka o niskiej intensywności skierowana przeciwko temu, co pozostało z państwa narodowego, a szerzej – przeciwko wpływom francuskim (strażakom, lekarzom, nauczycielom, sędziom)”.
Pierre Brochand przewiduje, że w kolejnych latach wzrośnie liczba aktów przemocy i zwiększy się poziom niebezpieczeństwa: częstsze użycie broni, wtargnięcia w strefy „bezpieczne”, walki z siłami porządkowymi, wkroczenie wojska, branie zakładników… „Wśród zjawisk destabilizujących szczególną rolę odgrywa oczywiście terroryzm, ale jeszcze bardziej destrukcyjna jest grabież, którą zajmują się młodzi ludzie z tych dzielnic: nie ma nic prostszego, bardziej zaraźliwego i skuteczniejszego w niszczeniu zaufania społecznego, wyzwalaniu instynktów i rzucaniu społeczeństwa na kolana, nie tylko w kontekście samych przestępstw. Na domiar złego pojawiają się drony – innowacja, która otwiera przed każdym niezliczone możliwości szerzenia terroru” – dodaje były szef francuskiego wywiadu.
Konieczne radykalne kroki
Dziennikarze „Le Figaro” zapytali, jak ostatecznie rozwiązać ten problem. Pierre Brochand apeluje o pilne wstrzymanie imigracji: „Odpowiedzi istnieją. Są jednak nieuchronnie brutalne, proporcjonalnie do straconego czasu i terenu. Jeśli istnieje choćby cień szansy na zgaszenie lontu, nie ma innej drogi niż bezlitosny radykalizm”.
„Ograniczyć napływ imigrantów do absolutnego minimum, odzyskać kontrolę nad diasporami i przywrócić porządek publiczny. Jest to całkowicie możliwe, ale wymaga ogromnego przypływu woli. Eksternalizacja wniosków o azyl, ograniczenie atrakcyjności Francji do zera, ograniczenie diaspor poprzez działania w sprawie zezwoleń na pobyt, wzmocnienie świeckości poprzez rozszerzenie jej na sferę publiczną” – wyjaśnia b. szef DGSE.
Pierre Brochand rysuje niezbyt optymistyczny obraz, zwłaszcza że nie wierzy w to, że Francja podejmie te radykalne kroki. Słowa, które wypowiada były szef francuskiego wywiadu, mogą szokować, ale to rzeczywistość jest szokująca. Brochand miał dostęp do wszystkich raportów na temat rzeczywistości imigracji we Francji i sytuacji w dzielnicach opanowanych przez środowiska imigranckie. Ma pełną wiedzę na temat szerzenia się islamizmu na terytorium kraju, ale także na temat struktury i potencjału francuskiego społeczeństwa, stąd jego krytyka zachodniego indywidualizmu w obliczu agresywnych kultur z Afryki i świata muzułmańskiego.
Nathaniel Garstecka





