Ukraina musi przejść na pozycje defensywne - Keir Giles

Ukraina musi teraz powstrzymać ambicje ofensywne i próbować utrzymywać pozycje do czasu, gdy albo nastąpi osłabienie Rosji, albo zachodni sojusznicy zaczną jej znowu pomagać we właściwym stopniu – mówi Keir Giles, ekspert Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie.
Defensywna strategia najlepszym wyborem dla Ukrainy
.Jak zaznacza, to, że Ukraina jest zmuszona do przejścia na pozycje defensywne jest nie tyle winą jej dowódców czy wojsk, lecz jej zachodnich sojuszników, w tym zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, którzy w momencie, gdy był na to odpowiedni czas, nie przekazali jej tyle uzbrojenia, ile powinni. Oceniając dotychczasowy przebieg dwóch lat wojny, Keir Giles zwraca uwagę, aby patrząc na wydarzenia z ostatnich tygodni, nie tracić z pola widzenia całości obrazu. „Za długo skupiamy się na tej statycznej od dawna linii frontu na mapie Ukrainy na lądzie. I to spowodowało, że niektórzy ludzie trochę stracili perspektywę, gdy oceniają przebieg wojny, ponieważ skupienia na tym przesłania fakt, że Ukraina osiągnęła znaczące sukcesy gdzie indziej – nie na lądzie, ale na morzu i w powietrzu, a także w samej Rosji” – mówi.
Jak wyjaśnia ekspert, najważniejszym z tych sukcesów, jest uniemożliwienie rosyjskim okrętom swobodnego operowania na Morzu Czarnym, dzięki czemu szlaki handlowe mogły zostać ponownie otwarte, a to jest istotnym czynnikiem przyczyniającym się do tego, że gospodarka działa, a tym samym Ukraina utrzymuje zdolność do funkcjonowania jako państwo. Giles przypomina, że uniemożliwienie tego było właśnie jednym z celów Rosji. „Nadmierne skupienie się na linii frontu oznacza też, że sukcesy i porażki na poziomie taktycznym mogą być wyolbrzymiane. Jeśli potraktować zdobycie Awdijiwki jako ważne rosyjskie zwycięstwo samo w sobie, trzeba pamiętać o ogromnej liczbie ludzi i sprzętu, która została włożone w jego osiągnięcie, a także o tempie rosyjskich postępów, które mierzono w budynkach na tydzień” – zauważa rozmówca.
Krytyczny problem z brakiem amunicji
.Ale dodaje, że o ile do niedawna można było uznać, że szerszy strategiczny obraz sytuacji był bardziej optymistyczny niż statyczna linia frontu, to obecnie ta ocena traci na aktualności. „Jeśli Awdijiwka jest symptomem faktu, że amerykańscy politycy dławią pomoc i dostawy broni na Ukrainę, to sytuacja wygląda znacznie mniej pozytywnie. Ponieważ jeśli Ukrainie będzie trudno utrzymać teren w efekcie braku amunicji, może to być początek szerszego wycofywania się z tych statycznych linii frontu. I oczywiście, jeśli armia lądowa nie będzie w stanie powstrzymać rosyjskich najeźdźców, to żaden z ukraińskich sukcesów na morzu lub w samej Rosji nie będzie miał znaczenia” – podkreśla.
Jak dodaje, pochodzące z różnych źródeł doniesienia z linii frontu o przerwach w dostawach amunicji nie pozostawiają wątpliwości, że niedobór amunicji i dostaw ma bezpośredni i natychmiastowy wpływ na sytuację. „Weźmy bardzo prosty przykład, gdy Ukraina traci teren, ponieważ obserwuje rosyjskie wojska gromadzące się i przygotowujące do ataku, ale jest bezradna, aby przerwać atak, ponieważ nie ma dostępnych pocisków artyleryjskich” – mówi Giles.
Według eksperta, teraz niezwykle ważne jest, aby Ukraina utrzymywała swoją postawę obronną tak mocno, jak to możliwe przez cały 2024 rok – na co zresztą wskazywał nowy dowódca gen. Ołeksandr Syrski – ponieważ nie ma ona obecnie możliwości przejścia do poważnej ofensywy, co zostało już zademonstrowane w 2023 roku. „Jest to wynikiem decyzji podjętych jakiś czas temu, nie przez samą Ukrainę, ale przez jej zachodnich sojuszników. Dlatego Ukraina musi ograniczyć swoje ambicje do utrzymania pozycji i wytrzymania ataku do czasu, gdy albo może nastąpić osłabienie samej Rosji, albo gdy jej zachodni sojusznicy postąpią właściwie i zapewnią Ukrainie to, co jest konieczne, aby ponownie mogła przejść do ofensywy” – wyjaśnia.
Rosja stanowi zagrożenie nie tylko dla państw frontowych – Keir Giles
.Giles ma jednak poważne wątpliwości, czy zachodni sojusznicy to zrobią, bo jak mówi, najwyraźniej nie rozumieją skali zagrożenia. „Poza państwami frontowymi w Europie mamy przywódców krajowych, którzy nadal udają przed wyborcami, że sytuacja nie jest rozpaczliwa lub że jest to problem kogoś innego. Zamiast mówić, że jest to zbliżające się zagrożenie dla ich własnego kraju, które jeśli się z nim nie zmierzymy, będzie miało wpływ na przyszłość ich dzieci i wnuków” – podkreśla. Jak dodaje, nie zna żadnego poważnego obserwatora Rosji ani żadnego szefa wywiadu z kraju NATO, który miałaby jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że jeśli wojna na Ukrainie zakończy się po myśli Władimira Putina, to przejdzie on do następnego celu.
„A jednak, mimo tego konsensusu, gdzie są pilne działania ze strony krajów takich jak Wielka Brytania, gdzie widać, że kraje na zachód od Polski wrzucają wyższy bieg, aby przygotować własną obronę? Nastąpiło crescendo ostrzeżeń, w tym ze strony ministrów obrony i wysokich rangą dowódców wojskowych w krajach takich jak Wielka Brytania, ale nie ma dowodów, by najwyższy szczebel polityczny zrozumiał skalę zagrożenia lub próbował ją wyjaśnić opinii publicznej” – zauważa ekspert Chatham House. Keir Giles przypomina, że wielokrotna przewaga Zachodu nad Rosją w potencjale gospodarczym, którą często się w uspokajającym tonie przywołuje, nie ma realnego znaczenia, jeśli nie ma woli politycznej, aby ten potencjał wykorzystać do dbania o obronność. „Bez tego Rosja ma otwarte drzwi, przez które może wejść” – ostrzega.
Rosyjskie wpływy na Zachodzie
.Na temat wciąż żywej nadziei części środowisk politycznych na Zachodzie na zawarcie porozumienia z Rosją kosztem interesów Ukrainy oraz Europy Środkowo-Wschodniej, na łamach “Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Ewa THOMPSON w tekście “Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje stosunki z Rosją, zaś Polska zostanie ukarana“.
“Zachodni Europejczycy są przyzwyczajeni do tego, że aby zrealizować jakąkolwiek inicjatywę wypływającą z „wału ochronnego”, trzeba kapitału z Zachodu. Stypendia, granty, książki, zjazdy. Tak było przez pokolenia. Stąd m.in. poczucie wyższości Zachodu. Teraz, po raz pierwszy od paru pokoleń, niektórzy Polacy i niektóre centra w Polsce mają już trochę własnego kapitału i nie muszą stać w kolejce po kartki na kawę. Oby te zasoby nie zostały roztrwonione. Oby zostały użyte do wspólnotowych celów. I oby Ukraina i Polska (dwa kraje, które ze względu na obszar i względnie liczną ludność grałyby wiodącą rolę w nowym układzie sił w Europie) stały się naturalnymi sprzymierzeńcami. Bez tego nie da się osiągnąć trwałości jakiegokolwiek przełomu”.
“Siódmego lutego 2023 r. „New York Times” opublikował artykuł Christophera Caldwella, który patrzy na wojnę rosyjsko-ukraińską z punktu widzenia deep state. Caldwell zastanawia się, czy ta wojna dubluje wojnę „w okopach” (tzn. I wojnę światową), czy raczej wojnę „ruchliwą” (II wojnę światową). Następnie stwierdza: „Źródła inwazji na Ukrainę to skomplikowana kombinacja trendów historycznych po zakończeniu zimnej wojny, przypadkowych wydarzeń ekonomicznych i długotrwałej geopolitycznej strategii”. I użala się nad ciężkim losem Rosji: „Największe państwo świata [Rosja] nie ma wygodnego okna na świat”. Ani mu się śni Europa jako kultura, której należy bronić: „Ta wojna nie jest wojną o wartości”. O dekolonizacji nawet nie wspomina. Wielu Amerykanów (nie mówiąc już o zachodnich Europejczykach) rozumuje podobnie. Chciałabym, aby Ukraina pokazała Caldwellom tego świata, że to jest wojna o wartości. Ale metody jej wygrania są tradycyjne: pieniądze na broń i determinacja ludności”.
.“Jeżeli Ukraina nie wygra, Europa Zachodnia odbuduje swoje stosunki z Rosją, Polska zostanie ukarana i świat powróci do koncertu mocarstw. A nawet jeżeli wygra, przełom nie musi nastąpić, bo jak dotychczas, nikt nie przedstawił możliwego i prawdopodobnego scenariusza lat powojennych. Jesteśmy w momencie krytycznym. Do przełomu jeszcze daleko. Pewne jest jedno: należy rosnąć w siłę” – pisze prof. Ewa THOMPSON.
PAP/Bartłomiej Niedziński/WszystkocoNajważniejsze/MJ