Prof. Andreas FØLLESDAL: Nie powinniśmy budować nowego Europejczyka

Nie powinniśmy budować nowego Europejczyka

Photo of Andreas FØLLESDAL

Andreas FØLLESDAL

Norweski filozof, zajmuje się zagadnieniami związanymi z etyką i filozofią moralną. Profesor na Uniwersytecie w Oslo. Wybrany do Norweskiej Akademii Nauk.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

Błędem jest myślenie, że jednolity rynek może być utrzymany bez spójności społecznej, wizji politycznej i solidarności wynikającej z poczucia przynależności do wspólnego projektu – pisze prof. Andreas FØLLESDAL

.Czy wszyscy obywatele Unii Europejskiej powinni mieć wspólną tożsamość europejską – w postaci pewnych wartości, przyzwyczajeń i przekonań właściwych tylko Europejczykom? Jeśli tak, to jaka miałaby ona być i dlaczego?

Pytania te nie są nowe – promotorzy integracji europejskiej zajęli się nimi już w Deklaracji kopenhaskiej w sprawie tożsamości europejskiej, przyjętej przez Wspólnotę Europejską 13 grudnia 1973 roku. Rzeczywiście, projekt europejski przewidziany przez ojców założycieli Unii Europejskiej zakładał takie kształtowanie postaw zarówno jako cel, jak i środek do osiągnięcia pokoju i dobrobytu. Kiedy 9 maja 1950 r. minister spraw zagranicznych Francji Robert Schuman ogłosił powstanie Wspólnoty Węgla i Stali, chciał stworzyć wspólne instytucje, które pozwoliłyby na osiągnięcie wyższego poziomu życia w Europie i poza nią oraz pokoju. Instytucje takie musiały być nie tylko skuteczne, ale i stabilne.

Uważam, że jedną z uzasadnionych przyczyn niepokoju związanego z potrzebą stworzenia wspólnej tożsamości europejskiej jest fakt, że wydaje się ona niezbędna do uzyskania stabilnego i powszechnego poparcia dla wspólnych instytucji. Historia Europy i integracji europejskiej udowodniła już, że musimy bardzo poważnie traktować obawy, zwłaszcza te, które wynikają z dwóch rodzajów niepowodzeń dotyczących integracji kulturowej i politycznej. Integracja wielokulturowa pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej w przypadku imigrantów muzułmańskich.

Niepokój ciągle budzi migracja wewnątrz Europy, kiedy to pracownicy przekraczają granice państw członkowskich i na przykład we Francji wywołują obawy związane z „polskimi hydraulikami” oraz incydenty na tle rasistowskim i ksenofobicznym.

Integracja polityczna również doświadcza niepowodzeń. Wczesnego ostrzeżenia dostarczyło nam odrzucenie Traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy w referendach we Francji i Holandii, mimo że jego celem było ustabilizowanie i promowanie integracji politycznej w rozszerzonej Unii. W odpowiedzi na to wyzwanie polityczne, ale także w obliczu kryzysu wielokulturowości przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso wezwał wówczas do ogólnoeuropejskiej debaty na temat przyszłości Europy – po prostu błędem jest myślenie, że jednolity rynek może być utrzymany bez spójności społecznej, wizji politycznej i solidarności wynikającej z poczucia przynależności do wspólnego projektu. Debata ta trwa do dziś.

Te wyzwania związane z integracją kulturową i polityczną nie znikną, ale będą się nasilać wraz z głębszą i szerszą integracją europejską, która musi opierać się na większym wzajemnym zaufaniu. Głębsza współzależność europejska, tzn. dotycząca większej liczby obszarów problemowych, wymaga większego zaufania wśród obywateli i polityków ponad granicami państw i przekonania, że inni również mają swój udział w coraz bardziej wspólnych i wymagających praktykach. Przejście od zasady jednomyślności do zasady większości w przypadku wielu decyzji wymaga zaufania, wzajemnego uznawania standardów innych państw członkowskich oraz wspólnej waluty dla wielu, jeśli nie wszystkich państw Unii.

Obecny kryzys na Ukrainie może doprowadzić do silniejszych nacisków, by UE jeszcze bardziej rozwinęła wspólną politykę bezpieczeństwa. Wówczas od europejskich żołnierzy będzie można wymagać, by oddawali życie w imię interesów europejskich, a nie tylko interesów własnego państwa. W tym świetle najlepiej można zrozumieć apel Jürgena Habermasa i Jacques’a Derridy z 2003 roku o wspólną tożsamość europejską jako podstawę wspólnej polityki zagranicznej.

Twierdzę jednak, że nie istnieje wspólna i niepowtarzalna tożsamość europejska w postaci podstawowych norm i wartości, które obywatele Unii powinni podzielać. Nie ma też oczywistego powodu, by tworzyć taką wyjątkową tożsamość – nawet w odpowiedzi na liczne wyzwania, przed jakimi stoi Unia Europejska. Europejczycy rzeczywiście muszą podzielać pewne wartości, takie jak sprawiedliwość oraz przywiązanie do praw człowieka i demokracji, ale nie są to wartości wyłącznie europejskie – cieszą się one szerokim poparciem także na innych kontynentach. Wyjątkowo europejskimi cechami, które zasługują na szacunek i do których obywatele Unii – a także imigranci – powinni być socjalizowani, nie są wspólne wartości, ale raczej jest to wiedza o różnych kulturach i doświadczeniach historycznych, które wpływają na główne oczekiwania wobec współobywateli Unii. Obywatele urodzeni w Europie na ogół otrzymują taką wiedzę w ramach obowiązkowej edukacji. W celu osiągnięcia ogólnego zaufania ważne będzie zapewnienie imigrantom podobnych możliwości uczenia się i wyrażania takich zobowiązań.

Co z tego wynika w odniesieniu do rzekomych kryzysów i wyzwań stojących przed Unią? Czy tożsamość europejska jest konieczną odpowiedzią i czy imigracja staje się problematyczna w kontekście takiej odpowiedzi?

Weźmy pod uwagę, że jednym z ważnych wyzwań dla Unii Europejskiej jest ułatwienie wsparcia dla wspólnych instytucji, które nakładają obciążenia na jednych dla dobra innych. Obywatele i politycy muszą być w stanie ufać – ponad granicami państw – że inni będą wykonywać swoje obowiązki w ramach wspólnych praktyk. Ta potrzeba zaufania jest niezwykle istotna. Nie musi ona jednak opierać się na wyłącznie europejskich wartościach. Potrzebne jest natomiast, po pierwsze, wspólne poczucie obowiązku, aby wszyscy byli gotowi spełnić uzasadnione oczekiwania innych. Po drugie, obywatele muszą być pewni, że większość innych bierze udział w uczciwych praktykach, które są określone przez prawa człowieka, bez powszechnego „efektu gapowicza”. Nie wydaje się, aby te wartości i przekonania musiały być wyłącznie europejskie – mogą one być szeroko podzielane także poza granicami Europy, również przez imigrantów.

Jednocześnie istnieją przesłanki, by skupić się na niektórych, jedynych w swoim rodzaju doświadczeniach europejskich. Po pierwsze, trzeba przyjrzeć się temu, jak wspólne wartości, takie jak prawa człowieka, demokracja, poczucie sprawiedliwości i solidarność z potrzebującymi, rozwijały się w Europie i były urzeczywistniane, monitorowane i sankcjonowane przez różne instytucje. Tym, czego Europa potrzebuje obecnie, może być kreatywność instytucjonalna, która pozwoli zbadać, jak najlepiej zabezpieczyć te wartości w nowym, wielopoziomowym systemie zarządzania Europą.

Po drugie, musimy lepiej sobie uświadomić, w jaki sposób instytucje europejskie i historia Europy rzeczywiście wspierały te wartości. Organizacje wolontariackie i państwa, podatki na cele humanitarne i inne formy solidarności przypominają wszystkim, że wola współdziałania na rzecz wspólnego dobra jest powszechna. Taka perspektywa historyczna jest niezbędna, by pokazać, że Europejczycy są rzeczywiście godni zaufania i sprawiedliwi, a tym samym zmobilizować nas do przestrzegania zasad w przekonaniu, że inni też się do nich stosują.

Przywołując ideały Europy, obywatele przypominają sobie nawzajem, że mają nadrzędne zobowiązania wobec europejskiego dobra wspólnego i nie są tylko zorientowanymi na siebie konsumentami europejskiego rynku. Byłoby jednak błędne i niezwykle niebezpieczne sugerowanie, że wartości te nie zostały zaakceptowane i wcielone poza Europą. W obecnych czasach międzynarodowej migracji uzasadniona wydaje się strategia podkreślania szerokiego poparcia dla praw człowieka, solidarności i demokratycznej odpowiedzialności na wszystkich kontynentach i w różnych kulturach. Imigrantom i migrantom może brakować wystarczającego zrozumienia, w jaki sposób instytucje w Europie i w danym państwie członkowskim wcielają w życie te wartości i kiedy to robią. Podobnie obywatele muszą rozumieć przynajmniej główne tradycje religijne, intelektualne i filozoficzne dominujące w Europie. Tylko wtedy Europejczycy będą mogli okazywać tym tradycjom należyty szacunek – nie więcej, ale i nie mniej – podczas sprawowania demokratycznej władzy politycznej.

Po części z tego powodu wydaje się, że europejski porządek polityczny nie powinien być budowany jedynie na ateistycznych lub wolnych od wartości fundamentach. Należy raczej dążyć do zaangażowania na rzecz równej godności wszystkich, bez względu na wiarę. Takie zobowiązanie musi być połączone ze zrozumieniem światopoglądów, instytucji i kultur, które kształtują uzasadnione oczekiwania obywateli w Europie.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Barroso słusznie zainicjował dyskusję na temat wspólnego projektu, a także refleksję nad wspólną tożsamością i wspólnym zestawem wartości w UE. Aby ukształtować Unię Europejską jutra tak, aby państwa chętnie przyjmowały wypracowany porządek, trzeba dogłębnie zrozumieć, jakie są uzasadnione oczekiwania ludzi – zarówno co do roli polityki, jak i roli społeczeństwa obywatelskiego poza polityką. Jednym ze źródeł populizmu może być to, że imigracja i europeizacja wydają się zagrażać tym oczekiwaniom. Zagrożone jest poczucie przynależności jednostek. Politycy być może nie dostrzegli tych obaw i nie pokazali, w jaki sposób obywatele mogą dostosować swoje oczekiwania do nowych okoliczności i nowych sąsiadów.

.Europejczycy są teraz klientami i pracownikami na wolnym rynku. Muszą także umieć postrzegać siebie jako obywateli porządku politycznego, do którego przynależą i który zasługuje na obronę. Może to wymagać tożsamości europejskiej. Składają się na nią wspólne wartości, które nie są wyłącznie europejskie, oraz wiedza o pewnych wyjątkowych cechach historii Europy i jej instytucji, a także szacunek dla nich.

Andreas Føllesdal
Tekst opublikowany w nr 44 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 września 2022