Sankcje nałożone przez Zachód doprowadzą do załamania się całego systemu finansowego Rosji oraz zahamowania aktywności gospodarczej w największych aglomeracjach Rosji – w efekcie dotkną one cały kraj. Sankcje najsilniej uderzą w jeden z największych regionów gospodarczych – Moskwę, która odpowiada za 38,5 proc. eksportu całego kraju – pisze Piotr ARAK
Dla Władimira Putina inwazja na Ukrainę musiała wyglądać na łatwą – ze względu na przewagę militarną Rosji. Jak można sądzić – plan, który nakreślił władca Kremla, to szybka interwencja zbrojna, zajęcie Kijowa i obalenie rządu Ukrainy. Nie udało się tego jednak szybko osiągnąć, ponieważ waleczni i dozbrojeni Ukraińcy stawili opór.
Moskwa na pewno liczyła się z tym, że inwazja spotka się z sankcjami, ale zakładała, że będzie to drobna niedogodność, zważywszy na podziały wśród państw Zachodu, które starannie przez lata wykorzystywała. Ale nawet jeśli środki do tej pory przyjęte przez Zachód są ostrzejsze, niż oczekiwano, Rosja ma ogromną wojenną skrzynię złota i rezerw walutowych o wartości 640 miliardów dolarów, aby wspierać gospodarkę.
XIX-wieczny niemiecki strateg wojskowy Helmuth von Moltke powiedział, że żaden plan bitwy nie przetrwa kontaktu z wrogiem, co z pewnością było prawdą w tym przypadku. Podwyżka stóp procentowych z 9,5 proc. do 20 proc., wprowadzenie surowej kontroli kapitału, zamknięcie giełdy i stłumienie sprzeciwu społecznego podniesieniem kar za mówienie prawdy o wojnie – wszystko to zdaje się wskazywać: nie tak miało być. Opór ze strony Ukrainy był nieoczekiwany, podobnie jak reakcja Zachodu. Gospodarka Rosji jest w stanie oblężenia.
Podczas gdy atak na oligarchów trafił na pierwsze strony gazet, zdecydowanie najważniejszą sankcją było ograniczenie dostępu Moskwy do jej rezerw walutowych, aby zablokować możliwość obrony rubla.
Rezerwy działają na dwa sposoby. Po pierwsze, działają odstraszająco, ponieważ ci, którzy rozważają atak spekulacyjny, zastanawiają się dwa razy, jeśli wiedzą, że bank centralny jest w stanie go powstrzymać. Im większe rezerwy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że bank centralny będzie musiał faktycznie ich użyć. Po drugie, jeśli odstraszanie nie działa, bank centralny z dużymi rezerwami może aktywnie interweniować na rynkach walutowych. W przypadku banku centralnego Rosji oznaczałoby to zamianę części z 640 mld dolarów aktywów na ruble. Sprzedaż dolarów, euro lub funtów za ruble doprowadziłaby do wzrostu wartości rosyjskiej waluty.
Żadna z tych opcji nie jest obecnie możliwa. Nie jest jasne, ile dokładnie z 640 miliardów dolarów jest zamrożone, ale według niektórych szacunków prawie żadne z aktywów nie może zostać wykorzystane. Ponad dwie trzecie całości – 460 miliardów dolarów – jest utrzymywane w obcych walutach lub papierach wartościowych i obecnie w dużej mierze jest niedostępne dla Moskwy. Reszta w większości jest w złocie, które jest przechowywane w skarbcach w Rosji. Putin mógłby prawdopodobnie znaleźć kogoś, kto kupiłby trochę tego złota z rabatem, ale trudno byłoby szybko zamienić ten cenny metal na dewizy. Co ciekawe, władze obniżyły też do 0 proc. stawkę VAT na zakup złota. Ma to na celu zachęcanie do jego zakupu, zwłaszcza za dolary i euro.
Zachodnie restrykcje zdaniem Władimira Putina „przypominają wypowiedzenie wojny Rosji”. Władze rosyjskie starały się zrobić wszystko, by ograniczyć konsekwencje sankcji dla krajowej gospodarki. Wartość rubla w stosunku do dolara zmniejszyła się o ponad 40 proc., i to pomimo wzrostu stóp procentowych.
Putin podpisał dekret, który daje rosyjskim kredytobiorcom prawo do czasowego spłacania w rublach zobowiązań walutowych wobec wierzycieli z państw nakładających sankcje. De facto oznacza to przymusowe przewalutowanie według kursu banku centralnego, dodatkowo pieniądze te wpłacane będą na konta w rosyjskich bankach. Rosja przestała też spłacać zobowiązania względem zagranicznych klientów, m.in. z tytułu wyemitowanych przez Ministerstwo Finansów rublowych obligacji. Wprowadzana przez bank centralny kontrola przepływów kapitałowych prawdopodobnie w znacznym stopniu blokuje płatności z tytułu zadłużenia zagranicznego kraju i doprowadzi do jego niewypłacalności. Dlatego agencje ratingowe obniżają ocenę obligacji rosyjskich do poziomu śmieciowego.
Rosja ograniczyła ponadto wartość przelewów zagranicznych realizowanych przez osoby fizyczne do 5 tys. dolarów na miesiąc. Spadki wartości spółek takich jak Gazprom można było obserwować tylko na londyńskiej giełdzie, gdzie większość rosyjskich akcji stała się w zasadzie bezwartościowa.
Restrykcje wobec sektora lotniczego i obawa przed konfiskatą leasingowanych samolotów w zagranicznych portach doprowadziły w zasadzie do wstrzymania przez krajowych przewoźników większości połączeń zagranicznych. Najwięksi z nich, jak Aerofłot czy S7, czasowo zawiesili wszystkie zagraniczne loty poza tymi na Białoruś. Dodatkowo rejsy do Rosji wstrzymują także przewoźnicy zewnętrzni, np. linie azerbejdżańskie – ze względu na problemy z ubezpieczeniem swoich maszyn latających w tym kierunku. Zarazem w coraz większej liczbie sklepów spożywczych w kraju wprowadzono limity na zakup podstawowych produktów spożywczych (cukru, mąki, soli czy oleju).
Nie ma wątpliwości, że to będzie bolało. Słabsza waluta podniesie inflację, a podwojenie kosztów kredytu spotęguje skutki sankcji i wepchnie gospodarkę w głęboką recesję. Dotychczasowe sankcje nałożone przez Zachód wywołają w rosyjskiej gospodarce efekt kuli śnieżnej. Totalne załamanie kursu rubla ogranicza prowadzenie opłacalnego importu, brak materiałów zahamuje produkcję, inflacja będzie galopować, a Rosja będzie mogła się bronić tylko za pomocą krajowych narzędzi polityki gospodarczej, np. dodruku rubla. Paniczne wypłacanie gotówki już teraz doprowadziło do załamania płynności sektora bankowego. Hiperinflacja nakręci tę spiralę od nowa, rubel będzie się dalej osłabiał, a gospodarka znajdzie się w wieloletniej zapaści.
Sankcje nałożone przez Zachód doprowadzą do załamania się całego systemu finansowego Rosji oraz zahamowania aktywności gospodarczej w największych aglomeracjach Rosji – w efekcie dotkną one cały kraj. Sankcje najsilniej uderzą w jeden z największych regionów gospodarczych – Moskwę, która odpowiada za 38,5 proc. eksportu całego kraju.
Wraz z uderzeniem w główne aglomeracje załamią się najważniejsze sektory rosyjskiej gospodarki – przemysł, handel i rynek nieruchomości. Zakaz eksportu nowoczesnych technologii oraz wstrzymanie importu rosyjskich produktów uderzy bezpośrednio w branże tworzące największą część PKB: przetwórstwo przemysłowe (odpowiadające za 14,8 proc. PKB) oraz górnictwo (9,8 proc.). Kryzys finansowy i załamanie koniunktury oznaczają z kolei recesję w handlu (13,1 proc.) oraz na rynku nieruchomości (10,5 proc.). Będzie to także efekt wycofywania się zagranicznych firm z Rosji.
Kryzys będzie eskalował także na branże nieobjęte bezpośrednio sankcjami, np. produkcję metali, żywności, drewna i plastiku. Będzie to efekt niedoboru maszyn. Na skutek niskiej jakości krajowych produktów większość zapotrzebowania na maszyny w rosyjskim przemyśle jest zaspokajana importem, głównie z krajów UE. Rosyjski przemysł naprawia je i konserwuje. Sankcje na eksport technologii i maszyn, a przede wszystkim utrudnienia we współpracy z zachodnimi firmami spowodują częściowe przestoje w produkcji oraz zablokują rozwój przemysłu.
Sankcje mogą zadawać ból, nie prowadząc do zmiany przywództwa lub zmiany polityki. Iran doznał dwudziestoprocentowego zredukowania potencjalnej produkcji w ciągu dwóch lat po wprowadzeniu sankcji dotyczących jego programu nuklearnego, ale nie ustąpił. Zachód musi podjąć ważną decyzję, czy użyje najsilniejszej broni ekonomicznej: dodania rosyjskiego eksportu ropy i gazu do listy sankcyjnej. Czy chce doprowadzić do upadku rosyjskiej gospodarki, czy też nadal prowadzić biznes z reżimem zbrodniarza wojennego?
UE pozyskuje 40 proc. swojego gazu ziemnego z Rosji, a znalezienie alternatywnych dostaw zajęłoby trochę czasu. Taki kierunek postuluje m.in. polska dyplomacja, ale wskazuje go także wielu ekspertów na Zachodzie, jak think tank Bruegel – jesteśmy w stanie dać sobie radę bez rosyjskiego gazu.
Powód wahania europejskich liderów jest oczywisty. Hurtowe ceny gazu i ropy są już na rekordowych poziomach. Sankcje Zachodu spowodowałyby, że ceny ropy i gazu byłyby wyższe – być może dużo wyższe – przez dłuższy czas. Zwiększyłoby to inflację i nasiliło już i tak dotkliwy spadek poziomu życia.
Na razie zachodnie rządy przywiązują większą wagę do wolności Ukrainy niż do wewnętrznych nacisków ich elektoratów, ale muszą teraz rozważyć, ile bólu są gotowe zadać własnym obywatelom.
Putin, podejmując decyzję o inwazji, stał zapewne na stanowisku, że zwykli ludzie na Zachodzie nie myślą o Ukrainie. Mylił się co do tego, ale mimo to istnieje ryzyko, że dojdzie do „zmęczenia Ukrainą”, zwłaszcza że im dłużej będą trwały sankcje, tym bardziej będą rosły koszty życia w Unii. Ostatecznie Zachód musi zdecydować, jak bardzo chce pokonać Putina. Jeśli chce pokoju w Europie, musi być konsekwentny. Sankcje będą musiały zostać rozszerzone na eksport rosyjskiej ropy i gazu. W przeciwnym razie europejscy konsumenci będą finansować machinę wojenną Kremla.
Rządy muszą zapewnić większą pomoc w opłacaniu rachunków za energię, traktując ten kryzys z taką samą powagą jak COVID-19. Należy także przyspieszyć odejście od gazu i ropy na rzecz atomu i OZE. W przypadku Polski konieczne jest dłuższe korzystanie z węgla.
Rewizji będą musiały ulec także strategie rozwoju przemysłu, energetyki czy reguły fiskalne. Po lutym 2022 r. nic nie może zostać takie samo, bo będzie prowadzić do dalszej ekspansji imperialnej Rosji.
.Wreszcie Zachód nie może się łudzić, że sankcje będą działać szybko. Musi być gotowy na długi marsz, bo nawet najcięższe oblężenie zajmuje trochę czasu. Konsekwentnymi sankcjami udało się niegdyś złamać gospodarkę ZSRR. Możemy to zrobić jeszcze raz, podkopując fundamenty rosyjskiej gospodarki.
Piotr Arak