Putina ośmielił brak rozliczenia komunizmu
Brak należytej oceny komunizmu i docenienia znaczenia przeszłości sprawił, że zlekceważono znaki ostrzegawcze mówiące o przygotowaniach Putina do wojny – pisze Łukasz KAMIŃSKI
Nad ranem 24 lutego 2022 r. ukraiński Instytut Pamięci Narodowej rozesłał do swoich partnerów list informujący o rosyjskiej agresji i podjęciu walki. Zawierał on także następujące stwierdzenie: „Chcielibyśmy jeszcze raz podkreślić, że dzisiejsza wojna między Federacją Rosyjską a Ukrainą stała się możliwa w dużym stopniu dlatego, że zbrodnie sowieckiego komunistycznego reżimu totalitarnego nie zostały odpowiednio potępione przez społeczność światową. Widać to wyraźnie w słowach i działaniach prezydenta Federacji Rosyjskiej”.
Oczywiście nie można wykazać tego z całkowitą pewnością, ale wiele argumentów przemawia za takim sposobem patrzenia na korzenie wojny. Przede wszystkim – inaczej wyglądałaby Rosja.
Niestety, zainicjowany przez Borysa Jelcyna po sierpniowym puczu w 1991 r. proces dekomunizacji szybko się załamał. Partia komunistyczna, chociaż straciła majątek, szybko się odrodziła. Wbrew nadziejom Władimira Bukowskiego wydobyte przez niego z tajnych archiwów dokumenty potwierdzające sowieckie zbrodnie nie stały się kanwą dla „drugiej Norymbergi”.
Takie rozliczenie z przeszłością pozwoliłoby oprzeć rosyjskie społeczeństwo na prawdziwie demokratycznych wartościach. Potępienie kłamstwa, dyktatury i zbrodni oznaczałoby promowanie prawdy, demokracji i sprawiedliwości, umożliwiłoby budowę społeczeństwa obywatelskiego. Dostrzegała to nawet obecna administracja. Dziesięć lat temu Rada ds. Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka (jest taka!) przy ówczesnym prezydencie Dmitriju Miedwiediewie przygotowała dokument, w którym uznano, że rozliczenie z przeszłością jest warunkiem modernizacji Rosji: „Doświadczenie historyczne wskazuje, że modernizacja może zakończyć się powodzeniem wyłącznie w przypadku, gdy zarówno elita kraju, jak i całe społeczeństwo są zjednoczone we wspólnym obywatelskim poczuciu odpowiedzialności wobec historii. A tego poczucia, poczucia odpowiedzialnego gospodarza kraju, nie da się z kolei wskrzesić, ukrywając – nie tyle przed światem zewnętrznym, ile przed sobą – prawdę dotyczącą tego, co nasz naród zrobił sam ze sobą w XX wieku. Ukrywanie prawdy o przeszłości pozbawia nas możliwości szanowania własnego narodu, bez czego nigdy nie stworzymy przesłanek prawdziwego patriotyzmu, a to oznacza, że mówienie o modernizacji pozostanie pobożnym życzeniem”. Przygotowany program miał wprowadzić w życie nie kto inny niż premier Władimir Putin.
W zdekomunizowanej Rosji musiałoby dojść do rozwiązania KGB, a nie tylko zmiany nazwy. Szansa, że na czele państwa stanąłby pułkownik skompromitowanej formacji, nie byłaby wielka.
Nie chodzi jednak tylko o Rosję. Niezależnie od (zwykle) mniej lub bardziej (rzadko) udanych prób rozliczeń w poszczególnych państwach zabrakło generalnego zmierzenia się z doświadczeniem komunizmu. Nie zorganizowano – nie zorganizowaliśmy – żadnej nowej Norymbergi, ani w wymiarze prawnym, ani nawet symbolicznym. Nie wykorzystano istniejących instrumentów prawa międzynarodowego, przede wszystkim zasady uniwersalnej jurysdykcji – każde państwo może osądzić zbrodnie przeciwko ludzkości czy zbrodnię ludobójstwa.
Kiedy ćwierć wieku temu ukazała się po raz pierwszy Czarna księga komunizmu, wiele środowisk intelektualnych odrzuciło zawarte w niej ustalenia. Parlamentowi Europejskiemu zajęło dekadę, by w rocznicowych rezolucjach potępiających systemy totalitarne obok słowa „stalinizm” pojawiło się także słowo „komunizm”. W Domu Historii Europejskiej w Brukseli nadal w sekcji poświęconej totalitaryzmowi występuje tylko to pierwsze. Opublikowany wkrótce przed śmiercią Bukowskiego jego (wspólny z prof. Renato Cristinem) apel o osądzenie zbrodni komunizmu podpisało zaledwie kilkudziesięciu zachodnich intelektualistów i garstka polityków.
Powszechne uznanie zbrodni komunistycznych i potępienie systemu byłoby nie tylko aktem sprawiedliwości wobec ofiar. Być może to przejaw naiwności, ale sądzę, że w przypadku postawienia na równi nazizmu i komunizmu Zachód ostrożniej podchodziłby do byłego KGB-owca na czele Rosji. Przede wszystkim jednak nie zignorowano by faktu, że źródłem do zrozumienia jego mentalności i natury stworzonego przez niego reżimu są sowieckie i bezpieczniackie korzenie. Tymczasem otwarcie archiwów w Europie Środkowo-Wschodniej (w tym szczególnie cennych ukraińskich) stało się jedynie asumptem do badań historyków i medialnych sensacji. Nie potraktowano tego procesu jako szansy na pozyskanie wiedzy pozwalającej zrozumieć reżim Putina i przeciwdziałać jego agresywnym dążeniom.
Brak należytej oceny komunizmu i docenienia znaczenia przeszłości sprawił, że zlekceważono znaki ostrzegawcze. Najważniejszymi były prześladowania niezależnych historyków Rosji, faktyczna rehabilitacja Stalina i wreszcie wieloletnia kampania dezinformacji historycznej. Ta ostatnia skierowana była głównie przeciwko Ukrainie, ale również Polsce i państwom bałtyckim, a w ostatnim czasie także Czechom i państwom Zachodu. Zlekceważono fakt, że w promowanie fałszywej narracji historycznej od trzech lat zaangażował się osobiście Putin, publikując artykuły i występując publicznie. W najlepszym razie wypowiedzi te traktowano jako dowód nieszkodliwej fiksacji na punkcie przeszłości, a nie zapowiedź agresji. Dopiero sam dyktator swoim szalonym orędziem z 21 lutego uświadomił wszystkim, że historia ma znaczenie.
Powinniśmy jednak pamiętać, że to nie tylko kwestia putinowskiej Rosji. Potępienie komunizmu postawiłoby także na porządku dziennym relacje z Chińską Republiką Ludową, w której zbrodnie Mao i jego następców przybrały niespotykany rozmiar. Ponad połowa wszystkich ofiar komunizmu to Chińczycy. I nie jest to tylko przeszłość – trwa niszczenie tożsamości Tybetu i ludobójstwo Ujgurów, trwają prześladowania grup religijnych i nielicznych dysydentów. I jakoś nikomu to nie przeszkadza, skoro cały świat uczestniczył w olimpiadzie w Pekinie. Czy po otwarciu oczu w kwestii Rosji nastąpi podobny proces w odniesieniu do Chin? Czy jesteśmy gotowi nie tylko na podwyżkę cen gazu i ropy, ale także rezygnację z taniej chińskiej produkcji? Czy jednak tańszy smartfon znaczy dla nas więcej niż wolność, prawda i sprawiedliwość?
.Podzielam przekonanie ukraińskich przyjaciół, że brak rozliczenia komunizmu jest jednym ze źródeł obecnej wojny. Swój list zakończyli słowami: „Ta praca musi być jeszcze wykonana po zwycięstwie cywilizowanego świata nad agresorem!”. To paradoks, ale trudno mi podzielać optymizm bijący z tych słów pisanych w bombardowanym Kijowie.
Łukasz Kamiński