Historia Ukrainy. Potrzebne są nam zgoda i sojusz
Dzisiejsi bohaterowie Ukrainy to nie Stepan Bandera czy Bohdan Chmielnicki, lecz żołnierze, którzy w 2022 roku heroicznie bronią niepodległej i wolnej Ukrainy przed rosyjską agresją. Co więcej, walczący u boku Rosji w XVII w. przywódca powstania kozackiego przeciwko Rzeczypospolitej, do niedawna największy bohater Ukrainy, zaczyna być uważany za postać negatywną – twierdzi prof. Andrzej NOWAK
Rzeź wołyńską, a raczej ludobójstwo dokonane na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, trudno nazwać incydentem, który da się odłożyć na margines pamięci. Ponad sto tysięcy ludzi straciło życie w wyniku zorganizowanej akcji ukraińskich nacjonalistów, więc zrozumiałe jest, że wielu Polaków, zwłaszcza z rodzin i obszarów dotkniętych tą zbrodnią, podtrzymuje pamięć o niej. Jednocześnie mamy dziś wyjątkową szansę, by uświadomić sobie, że współcześni Ukraińcy nie żyją pamięcią tamtej zbrodni, a już zwłaszcza – nie żyją jej kultem.
Stefan Bandera, symbol złego dla nas patriotyzmu ukraińskiego, na Ukrainie, szczególnie centralnej, południowej i wschodniej, nie jest w ogóle kojarzony z walką z Polakami, ale z walką przeciwko sowieckiej okupacji. Ważniejszy z ukraińskiego punktu widzenia dramatycznych momentów w historii Polski i Ukrainy jest jeden z jej mitów założycielskich, czyli powstanie Chmielnickiego z 1648 roku. I ono jednak ulega dzisiaj poważnej reinterpretacji.
Stało się ono nacjonalistycznym mitem założycielskim wskutek pewnego projektu politycznego, który reprezentował Mychajło Hruszewski, wybitny historyk ukraiński, a zarazem współtwórca nowoczesnego nacjonalizmu ukraińskiego. Miał on nadzieje na federacyjne połączenie Ukrainy z Rosją. Liczył na rodzaj autonomii Ukrainy przy zdemokratyzowanej Rosji. Chmielnicki jako symbol nienawiści do „pańskiej” Polski i zarazem zgody z Rosją był w tym schemacie bardzo ważny. Podstawowym założeniem Hruszewskiego było wyeksponowanie takiej interpretacji historii, w której dla Ukrainy największym wrogiem jest Polska. Obecnie jednak model ten nie ma już nic wspólnego z rzeczywistością. Czy dzisiaj Polacy uciskają Ukraińców? Czy dzisiaj jest to ważny temat dla Ukraińców? Widzimy przecież, że tak nie jest.
Doświadczenie ogromnej pomocy, którą Ukraińcy otrzymują od Polaków, przede wszystkim tej osobistej, humanitarnej, ale także politycznej i wojskowej, a co ważniejsze, doświadczenie gigantycznej przemocy i egzystencjalnego zagrożenia Ukrainy ze strony Rosji sprawia, że Chmielnicki zaczyna być przez Ukraińców oceniany mniej jednoznacznie. Jego wybór Rosji jest przeklinany.
Taras Szewczenko w Rozkopanej mogile włożył w usta matki Chmielnickiego takie słowa: „Oj, Bohdanie, gdybym czuła, że zgubisz nas wszystkich, udusiłabym cię w łonie, zabiła w kołysce”. Te słowa wyrażają chyba dzisiejszą reakcję Ukrainy na mit Chmielnickiego. Ukraina definiuje się na nowo. Najważniejszymi bohaterami narodowymi nie są już Bohdan Chmielnicki czy Stepan Bandera. Bohaterami są ci, którzy walczą teraz na froncie przeciwko Rosji w Mariupolu, na północ od Charkowa, w Chersoniu czy Mikołajowie.
Pułk „Azow” nie będzie kojarzony z antypolskim faszyzmem, jak bywało do tej pory, ale z bohaterską obroną przeciwko prawdziwym agresorom. Tysiące innych żołnierzy ukraińskich bronią własnych domów przed najeźdźcą – i to są dzisiejsi bohaterowie, których znaczenie dla świadomości ukraińskiej jest już teraz, a będzie w najbliższych latach na pewno nieskończenie większe niż znaczenie historycznych symboli antypolskiej wersji ukraińskiej tożsamości. Upatruję w tym nadziei na fundamentalny przełom w kwestii pamięci historycznej, która nas dzieli. Przełom po stronie ukraińskiej, niedający się odwrócić.
Ukraina uzyskała teraz pewnego rodzaju przewagę moralną. Możemy postawę jej obrońców potraktować jako swoisty wzór. Obawiam się, że gdyby dzisiaj doszło do agresji na nasz kraj, to nie jest pewne, czy bronilibyśmy się tak masowo i tak stanowczo, jak robią to Ukraińcy. Jednocześnie Ukraina jest teraz potwornie osłabiona materialnie i demograficznie. Nie wiemy, czy wygra, a przede wszystkim, jaka będzie skala ewentualnego zwycięstwa, to znaczy, ile terytoriów Ukrainy uda się odzyskać. Odbudowa tego państwa po zniszczeniach wojennych będzie wymagała ogromnych nakładów, a na pewno to państwo będzie w sensie demograficznym słabsze, niż było przed wojną. Nawet gdyby wróciło do swoich granic przedwojennych, to przecież Rosjanie już wywieźli setki tysięcy ludzi, którzy zapewne nie wrócą na Ukrainę.
W sferze twardych wyznaczników siły Polska niewątpliwie będzie potrzebna Ukrainie. W związku z tym widzę naszą przyszłość w ramach dobrze funkcjonującej osi współpracy. Musimy być gotowi, że wrogowie tej relacji będą próbowali przeszkodzić. Oś Kijów-Warszawa po wygranej przez Ukrainę (przy naszej istotnej pomocy) wojnie tworzyłaby w Europie zupełnie nową jakość geopolityczną, a w przyszłości także gospodarczą, niesłychanie wzmacniającą pozycję obu krajów. Może to przeszkadzać nie tylko Moskwie, ale również ośrodkom politycznym dotąd dominującym w strukturach Europy, które mogłyby uznać takie wzmocnienie pozycji Europy Środkowo-Wschodniej (bo przecież współpraca polsko-ukraińska naturalnie pociągałaby za sobą także współdziałanie w szerszym kręgu krajów bałtycko-czarnomorsko-adriatyckiego trójmorza) za zagrożenie swej pozycji „dobrych wujków” czy „cioć”.
Współpraca polsko-ukraińska może być kontestowana i podważana także od wewnątrz. Musimy być gotowi na próby jej kompromitacji i odnawianie starych strachów, jakoby ukraińscy nacjonaliści przy pierwszej nadarzającej się okazji chcieli „wyrżnąć Lachów”, skoro tylko uda im się odeprzeć „Moskali”. Jednocześnie w stronę Ukrainy będą adresowane sugestie, „że ci Polacy, którzy przyjęli Ukrainki w swoich domach, zechcą na pewno je wykorzystać i odbiorą je ich prawowitym mężom, bohatersko teraz walczącym z rosyjskim agresorem”. Myślę, że takich prowokacji może być dużo, ale one właśnie świadczą o tym, jak bardzo potrzebne są Polsce i Ukrainie zgoda i sojusz.
Miejmy nadzieję, że tragiczna historia się nie powtórzy. Nie udało nam się zrealizować wspaniałej idei unii hadziackiej z 1658 roku. Została wtedy zawarta, ale obie strony, czyli strona polska i strona ukraińska, były tak zmęczone wojną i przelały tyle krwi (między 1648 a 1658 rokiem), że nie udało się skutecznie tej pięknej idei utrwalić. Mam nadzieję, że teraz to zbliżenie uda się zrealizować.
.Krew przelewa się w tej chwili nie w relacjach polsko-ukraińskich, lecz w relacjach, które między Moskwą a Ukrainą tworzą przepaść nie do przebycia. Pokusa Chmielnickiego z 1648 roku, by oddać się Moskwie i z jej pomocą walczyć przeciw Polakom, została – mam nadzieję – raz na zawsze odrzucona.
Andrzej Nowak